[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten sam, który teraz ma nagle tyle wspólnego z jej siostrą.Dziwne, pomyślała Viviposępnie, jak układa się czasem w życiu: JC miała szczęście, dostała pracę od Ralpha izaproszenie na kolację od Alexa na dzisiejszy wieczór, choć Vivi wcale nie była pewna, czy JCprzypadkiem sama nie wystosowała tego zaproszenia. No więc co z tobą i doktorem Ralphem? spytała, ale JC tylko się uśmiechnęła ipowiedziała, że zaczyna pracę we wtorek, choć doktor wyjeżdża i nie będzie się z nim widziałaaż do jego powrotu.Pogrzebała w swojej wielkiej torbie, wyciągnęła klucz ze srebrnymserduszkiem i pomachała nim tryumfalnie. Pojechał do Chin i zostawił mi sklep powiedziała radośnie. Od jedenastej do piątej,od wtorku do soboty. Biedak nie wie, w co się sam wpuścił powiedziała Vivi, podczas gdy JC wystukałanumer Alexa i umówiła się na swoją randkęVivi żałowała, że sama nie ma randki, ale Brad nie zadzwonił i zaczynała się martwić, żezachowała się na pierwszej randce jak jakaś pierwsza lepsza!W szpitalu zdjęła płaszcz i powiesiła go w swojej szafce, zdjęła czarne spodnie i sweter,który włożyła na wypadek gdyby Brad zadzwonił i zaprosił ją na kawę, albo, następnego ranka,na śniadanie.Włożyła fartuch i znoszone białe chodaki.Palce u stóp ciągle bolały ją odczerwonych platform; krzywiła się, idąc na oddział, po drodze przechodząc transformację zniespokojnej kobiety, wspominającej noc z kochankiem, w skuteczną, czujną lekarkę.Przynajmniej tę część swojego życia była w stanie kontrolować.Na oddziale ratunkowym było tego wieczoru wyjątkowo tłoczno.Pod ścianami staływózki z ofiarami wypadków albo przemocy, albo po prostu chorymi.Pracownicy oddziałumusieli zająć się wszystkimi; niektórzy po prostu musieli poczekać.Była jedenasta, kiedy na izbę weszła, o własnych siłach, kobieta w zakrwawionymsztucznym futerku.W ręce ściskała plastykową reklamówkę z supermarketu.Twarz miałazapuchniętą, czarno-niebieskie ślady zaczynały sinieć, jedno oko było zamknięte, z głowypokrytej masą cieniutkich, sterczących na wszystkie strony warkoczyków, ściekała krew. Przemoc domowa, założę się powiedziała Vivi do swojego współpracownika.Bógjeden wie, jak często widywali tu jej przykłady.Vivi ujęła dziewczynę pod ramię, zaprowadziłaza zasłonę, pomogła zdjąć płaszcz i położyć się na przykrytej papierem kozetce.Kobieta w milczeniu patrzyła na nią spod zapuchniętych fioletowych powiek. Masz złamany nos powiedziała Vivi po chwili. Między innymi. Cholera.Za zasłonę wszedł teraz ktoś inny, żeby zmierzyć jej puls; temperaturę, zdjąć jej buty,sprawdzić, czy nie ma połamanych rąk albo nóg i innych obrażeń.Dziewczyna ciągle trzymałareklamówkę, nie chciała wypuścić jej z rąk. No, więc co się stało? spytała Vivi, oglądając ranę na głowie.Nie wyglądała dobrze,ale widywali tu gorsze. Drań mnie zaatakował. Jaki drań? Vivi zaczęła czyścić ranę i młoda kobieta krzyknęła z bólu.Vivi posłałakogoś po policjanta, którego zauważyła wcześniej, kiedy przesłuchiwał rannego członka gangu.Przemoc domową należy zgłosić.Pielęgniarka zaczęła rozpinać kobiecie spodnie, ona jednakusiadła i odepchnęła ją od siebie. Hej, hej, spokojnie powiedziała pielęgniarka.Przyszedł policjant, przyjrzał się kobiecie, zobaczył złamany nos. A co tam chowasz w tej torbie? spytał, ale kobieta tylko zaklęła i Vivi pokazała muręką, żeby wyszedł.Delikatnie pchnęła kobietę z powrotem na wózek, powiedziała jej, że będzie dobrze, żepo tym wszystkim nie zostanie ani śladu.Kłamała, oczywiście, ale było to jedno z tych kłamstw,które ułatwiały życie ofierze.Chwilowo, oczywiście.Niedługo ta kobieta spojrzy w lustro iznowu zacznie przeklinać drania , który jej to zrobił i do którego, Vivi nie miała co do tegowątpliwości, ta kobieta wkrótce wróci.One zawsze do nich wracają. Nie oddam mruczała kobieta, przyciskając reklamówkę do piersi, ale była bardzozmęczona i ranna, i nie miała siły protestować, kiedy Vivi w końcu udało się wysunąć ją z jejzaciśniętych palców i zajrzeć do środka. Ale to tylko narciarka powiedziała, zaskoczona; spodziewała się raczej broni i byłazadowolona, że policjant ciągle był w pobliżu. W środku coś jest rzuciła kobieta.Jej wargi szybko puchły. Chciał moich pieniędzy powiedziała.Teraz kiedy już zaczęła mówić, wyraznie niepotrafiła przestać. Schowałam je w czapce.Zarobiłam tą cholerną forsę, tysiąc dolarów, od tegoświra.Ja! Przez całe pieprzone życie nie widziałam tyle kasy naraz.A ten facet, który wziął mniedo samochodu po prostu wyjmuje je i odlicza po sto dolców.Za całą noc, tak mówi.No to ja muna to, jasne, kochany, to jedziemy.A ten świr zakłada mi czapkę na oczy i wiezie do jakiegośdomu i po prostu wiem, że mnie zaraz zabije, wiem&.Jak mnie z tego samochodu wypuścił, tozaczęłam się drzeć& wrzeszczeć& pomyślałam, jak mam umrzeć, to głośno, może sąsiedziusłyszą& to on mnie z powrotem do samochodu i mówi, że mam się zamknąć albo mnie zabije,to siedziałam z tą czapką na oczach, tak że nic nie widziałam, i tym tysiącem w kieszeni& byłampewna, że koniec ze mną& pewna, pewna&Zaczęła płakać, chwytając obciągniętą lateksem dłoń Vivi.Vivi zastanawiała się, ile jużrazy słyszała podobne historie, ile razy takie kobiety wchodziły na jej oddział, ile razywspółczuła takim kobietom, które nie miały szans na loterii życia. Już dobrze, wszystko będzie dobrze powiedziała uspokajająco. Ten facet to pieprzony świr krzyknęła kobieta. Pieprzony wariat& on by mniezabił&Vivi zdała sobie sprawę, że czapka posłużyła jako maska, żeby kobieta nie mogłazidentyfikować napastnika ani zorientować się, dokąd ją wiezie.Wyciągnęła czapkę zreklamówki, a wtedy wypadł z niej plik banknotów studolarowych, ten tysiąc dolców , októrych mówiła ofiara.I kawałek papieru.Zielona samoprzylepna karteczka, na której ktośwydrukował starannie słowa Tylko nic nie mów, proszę.Pod Vivi ugięły się nogi; uchwyciła się kozetki i przypomniała sobie, że jest lekarzem nadyżurze, ma pomagać tym ludziom, a nie omdlewać przy nich.Spojrzała na żałosną młodądziewczynę, która leżała tam, ciężko pobita, i uświadomiła sobie, że równie dobrze mogłabypatrzeć teraz na trupa.Tak niewiele brakowało.Upewniła się, że jej zespół zajmie się pacjentką, wręczyła czapkę, pieniądze i karteczkępolicjantowi, a potem wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do Brada. Rozdział 34Jerusalem Guiterrez układał na biurku Brada zestaw noży, w taki sposób, żeby każdy byłdobrze widoczny. To wszystko są noże kuchenne powiedział. Dokładnie noże do filetowania, niektóremają dwadzieścia centymetrów, inne dwadzieścia trzy.Są mniej więcej tej samej długości conóż, którego użył zabójca.Lekarz sądowy twierdzi, że mógłby to zrobić każdym z tych noży.Brad był bez reszty skupiony na pracy.Przyglądał się nożom, złożonym z jednegokawałka stali, z jednej strony uformowanego w uchwyt, z drugiej w cienkie, wąskie ostrze,przeznaczone do cięcia filetów, a nie szyj młodych kobiet [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ten sam, który teraz ma nagle tyle wspólnego z jej siostrą.Dziwne, pomyślała Viviposępnie, jak układa się czasem w życiu: JC miała szczęście, dostała pracę od Ralpha izaproszenie na kolację od Alexa na dzisiejszy wieczór, choć Vivi wcale nie była pewna, czy JCprzypadkiem sama nie wystosowała tego zaproszenia. No więc co z tobą i doktorem Ralphem? spytała, ale JC tylko się uśmiechnęła ipowiedziała, że zaczyna pracę we wtorek, choć doktor wyjeżdża i nie będzie się z nim widziałaaż do jego powrotu.Pogrzebała w swojej wielkiej torbie, wyciągnęła klucz ze srebrnymserduszkiem i pomachała nim tryumfalnie. Pojechał do Chin i zostawił mi sklep powiedziała radośnie. Od jedenastej do piątej,od wtorku do soboty. Biedak nie wie, w co się sam wpuścił powiedziała Vivi, podczas gdy JC wystukałanumer Alexa i umówiła się na swoją randkęVivi żałowała, że sama nie ma randki, ale Brad nie zadzwonił i zaczynała się martwić, żezachowała się na pierwszej randce jak jakaś pierwsza lepsza!W szpitalu zdjęła płaszcz i powiesiła go w swojej szafce, zdjęła czarne spodnie i sweter,który włożyła na wypadek gdyby Brad zadzwonił i zaprosił ją na kawę, albo, następnego ranka,na śniadanie.Włożyła fartuch i znoszone białe chodaki.Palce u stóp ciągle bolały ją odczerwonych platform; krzywiła się, idąc na oddział, po drodze przechodząc transformację zniespokojnej kobiety, wspominającej noc z kochankiem, w skuteczną, czujną lekarkę.Przynajmniej tę część swojego życia była w stanie kontrolować.Na oddziale ratunkowym było tego wieczoru wyjątkowo tłoczno.Pod ścianami staływózki z ofiarami wypadków albo przemocy, albo po prostu chorymi.Pracownicy oddziałumusieli zająć się wszystkimi; niektórzy po prostu musieli poczekać.Była jedenasta, kiedy na izbę weszła, o własnych siłach, kobieta w zakrwawionymsztucznym futerku.W ręce ściskała plastykową reklamówkę z supermarketu.Twarz miałazapuchniętą, czarno-niebieskie ślady zaczynały sinieć, jedno oko było zamknięte, z głowypokrytej masą cieniutkich, sterczących na wszystkie strony warkoczyków, ściekała krew. Przemoc domowa, założę się powiedziała Vivi do swojego współpracownika.Bógjeden wie, jak często widywali tu jej przykłady.Vivi ujęła dziewczynę pod ramię, zaprowadziłaza zasłonę, pomogła zdjąć płaszcz i położyć się na przykrytej papierem kozetce.Kobieta w milczeniu patrzyła na nią spod zapuchniętych fioletowych powiek. Masz złamany nos powiedziała Vivi po chwili. Między innymi. Cholera.Za zasłonę wszedł teraz ktoś inny, żeby zmierzyć jej puls; temperaturę, zdjąć jej buty,sprawdzić, czy nie ma połamanych rąk albo nóg i innych obrażeń.Dziewczyna ciągle trzymałareklamówkę, nie chciała wypuścić jej z rąk. No, więc co się stało? spytała Vivi, oglądając ranę na głowie.Nie wyglądała dobrze,ale widywali tu gorsze. Drań mnie zaatakował. Jaki drań? Vivi zaczęła czyścić ranę i młoda kobieta krzyknęła z bólu.Vivi posłałakogoś po policjanta, którego zauważyła wcześniej, kiedy przesłuchiwał rannego członka gangu.Przemoc domową należy zgłosić.Pielęgniarka zaczęła rozpinać kobiecie spodnie, ona jednakusiadła i odepchnęła ją od siebie. Hej, hej, spokojnie powiedziała pielęgniarka.Przyszedł policjant, przyjrzał się kobiecie, zobaczył złamany nos. A co tam chowasz w tej torbie? spytał, ale kobieta tylko zaklęła i Vivi pokazała muręką, żeby wyszedł.Delikatnie pchnęła kobietę z powrotem na wózek, powiedziała jej, że będzie dobrze, żepo tym wszystkim nie zostanie ani śladu.Kłamała, oczywiście, ale było to jedno z tych kłamstw,które ułatwiały życie ofierze.Chwilowo, oczywiście.Niedługo ta kobieta spojrzy w lustro iznowu zacznie przeklinać drania , który jej to zrobił i do którego, Vivi nie miała co do tegowątpliwości, ta kobieta wkrótce wróci.One zawsze do nich wracają. Nie oddam mruczała kobieta, przyciskając reklamówkę do piersi, ale była bardzozmęczona i ranna, i nie miała siły protestować, kiedy Vivi w końcu udało się wysunąć ją z jejzaciśniętych palców i zajrzeć do środka. Ale to tylko narciarka powiedziała, zaskoczona; spodziewała się raczej broni i byłazadowolona, że policjant ciągle był w pobliżu. W środku coś jest rzuciła kobieta.Jej wargi szybko puchły. Chciał moich pieniędzy powiedziała.Teraz kiedy już zaczęła mówić, wyraznie niepotrafiła przestać. Schowałam je w czapce.Zarobiłam tą cholerną forsę, tysiąc dolarów, od tegoświra.Ja! Przez całe pieprzone życie nie widziałam tyle kasy naraz.A ten facet, który wziął mniedo samochodu po prostu wyjmuje je i odlicza po sto dolców.Za całą noc, tak mówi.No to ja muna to, jasne, kochany, to jedziemy.A ten świr zakłada mi czapkę na oczy i wiezie do jakiegośdomu i po prostu wiem, że mnie zaraz zabije, wiem&.Jak mnie z tego samochodu wypuścił, tozaczęłam się drzeć& wrzeszczeć& pomyślałam, jak mam umrzeć, to głośno, może sąsiedziusłyszą& to on mnie z powrotem do samochodu i mówi, że mam się zamknąć albo mnie zabije,to siedziałam z tą czapką na oczach, tak że nic nie widziałam, i tym tysiącem w kieszeni& byłampewna, że koniec ze mną& pewna, pewna&Zaczęła płakać, chwytając obciągniętą lateksem dłoń Vivi.Vivi zastanawiała się, ile jużrazy słyszała podobne historie, ile razy takie kobiety wchodziły na jej oddział, ile razywspółczuła takim kobietom, które nie miały szans na loterii życia. Już dobrze, wszystko będzie dobrze powiedziała uspokajająco. Ten facet to pieprzony świr krzyknęła kobieta. Pieprzony wariat& on by mniezabił&Vivi zdała sobie sprawę, że czapka posłużyła jako maska, żeby kobieta nie mogłazidentyfikować napastnika ani zorientować się, dokąd ją wiezie.Wyciągnęła czapkę zreklamówki, a wtedy wypadł z niej plik banknotów studolarowych, ten tysiąc dolców , októrych mówiła ofiara.I kawałek papieru.Zielona samoprzylepna karteczka, na której ktośwydrukował starannie słowa Tylko nic nie mów, proszę.Pod Vivi ugięły się nogi; uchwyciła się kozetki i przypomniała sobie, że jest lekarzem nadyżurze, ma pomagać tym ludziom, a nie omdlewać przy nich.Spojrzała na żałosną młodądziewczynę, która leżała tam, ciężko pobita, i uświadomiła sobie, że równie dobrze mogłabypatrzeć teraz na trupa.Tak niewiele brakowało.Upewniła się, że jej zespół zajmie się pacjentką, wręczyła czapkę, pieniądze i karteczkępolicjantowi, a potem wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do Brada. Rozdział 34Jerusalem Guiterrez układał na biurku Brada zestaw noży, w taki sposób, żeby każdy byłdobrze widoczny. To wszystko są noże kuchenne powiedział. Dokładnie noże do filetowania, niektóremają dwadzieścia centymetrów, inne dwadzieścia trzy.Są mniej więcej tej samej długości conóż, którego użył zabójca.Lekarz sądowy twierdzi, że mógłby to zrobić każdym z tych noży.Brad był bez reszty skupiony na pracy.Przyglądał się nożom, złożonym z jednegokawałka stali, z jednej strony uformowanego w uchwyt, z drugiej w cienkie, wąskie ostrze,przeznaczone do cięcia filetów, a nie szyj młodych kobiet [ Pobierz całość w formacie PDF ]