[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kilgore błagał spojrzeniem o zwłokę.Patrycja pisała coś na kartce.- Muszę mieć pewność, że zagwarantujesz mi nietykalność - Edel, nie mogąc jużdłużej zwlekać, przeszedł do rzeczy.- A ty mi ją zagwarantujesz?- Od kiedy się mnie boisz?Tym razem Newman zamilkł na chwilę.- Nie ma się co spieszyć.Patrycja pokazała spoconemu szefowi ochrony swoją kartkę.Edel przeczytał i skinął głową.- Prawdę mówiąc, nie sądzę, by było o czym rozmawiać.- Czyżby?Edel znów skorzystał z podpowiedzi Patrycji.- Może byłoby lepiej dla nas obu, gdybyśmy od razu zakończyli naszą znajomość.Krótka chwila ciszy.- Bardzo dobrze - stwierdził w końcu Newman.- Powiedz doktor Nellwyn, że pa-cjent nie pozwala się wciągnąć w zbyt długą dyskusję.Czekam na odpowiedz.Za trzy-dzieści sekund odkładam słuchawkę.Edel przebiegł szybko wzrokiem po obecnych.Nie doczekawszy się żadnej pomocy,rzucił krótko w słuchawkę:- Zgadzam się na spotkanie.- Tak sądziłem.- Newman wydawał się zadowolony.- Budka telefoniczna na pół-nocnym rogu Jalischburg i Kleemstrasse, za pół godziny.Rozłączył się.I tak trwało przez całą noc.Edel jezdził od budki do budki, otrzymując za każdym razem nowe instrukcje, skąd ikiedy ma dzwonić.Ale to wszystko działo się przed pięcioma godzinami.Teraz zirytowany znalazł się wrestauracji, do której ściągnął go Newman, rozmawiając z nim ostatnio przez telefon zain-stalowany na zewnątrz.205Edel podszedł do szefa sali.- Tak, sir? - spytał mężczyzna w eleganckim, służbowym stroju.- Mogę w czymśpomóc?- Konrad Edel.Mężczyzna rozpromienił się - wcześniej otrzymał duży napiwek.- Ach, oczywiście, sir! Pański towarzysz oczekuje pana! Zechciałby pan udać się zamną?Poprowadził Edela przez główną salę do oddzielonej zasłonami części, na tyłach loka-lu.- Mogę wziąć pański płaszcz, sir?Edel potrząsnął przecząco głową, wpatrując się w zaciągnięte zasłony.- Doskonale, sir.%7łyczę smacznego.Mężczyzna ukłonił się i szybko odszedł.Edel odetchnął głęboko, starając się uspokoić bijące przyspieszonym rytmem serce, poczym uchylił zasłonę.Stół był zastawiony przeróżnymi potrawami, od kanapek po wyrafinowane dania.Uszczytu siedział nie znany mu dziwny człowiek.- Kim pan jest? - spytał Edel.Ghislain wytarł jedwabną chusteczką dłoń, a następnie wyciągnął rękę do szefa ochro-ny.- Nie trzeba chyba podawać nazwisk, prawda? Reprezentuję człowieka, którego panszuka.Edel nie poruszył się, wodząc wzrokiem po zasłoniętym pomieszczeniu.- O co tu chodzi?Ghislain cofnął dłoń.- Domyślam się, sir, że otrzymał pan jakieś instrukcje - zauważył głosem, w którymbrzmiało napięcie.Po chwili dodał: - Ja też je otrzymałem.Chwilowo żaden z nas nigdziesię nie wybiera.Chyba że chcemy katastrofy.- Gdzie on jest? - spytał zimno Edel.Ghislain potrząsnął głową.- Proszę.Jestem pewien, że gdyby zechciał pan usiąść, byłoby panu wygodniej.Spę-dzi pan tu najbliższą godzinę.Przez minutę w napięciu patrzyli sobie w oczy.W końcu Edel powoli i niechętnieusiadł.Ghislain wykrzywił usta w wymuszonym uśmiechu.- Osobiście polecam wołowinę w sosie z ostryg.- Kiedy Edel się nie poruszył,Ghislain pokręcił głową.- Jeśli wyjdzie pan, zanim zdążę przekazać panu instrukcje,spotkanie nigdy nie dojdzie do skutku.- Zamilkł na chwilę.- yle by to się dla pana skoń-czyło, ale zapewniam, że dla mnie nieporównanie gorzej.W obopólnym interesie nale-gam, by postąpił pan zgodnie z instrukcjami.Edel jakby się trochę odprężył.Ghislain wskazał bogato zastawiony stół.- Jestem pewien, że ma pan za sobą długi wieczór.Proszę coś zjeść.Wszystko jestzapłacone.206Przez następną godzinę Edel siedział w milczeniu.Skubnął sałatki, napił się trochępiwa.Ani na moment nie oderwał wzroku od Ghislaina.W końcu rozległ się sygnał telefonu komórkowego.- Tak? - spytał Ghislain i po chwili podał aparat Edelowi.- Halo.- Smakuje?- Jak długo jeszcze ma trwać ta zabawa w kotka i myszkę?- Wydaje się pan zmęczony.Może powinniśmy o wszystkim jak najszybciej zapo-mnieć?Edel milczał.- Okej - nie doczekawszy się odpowiedzi, Newman przeszedł do konkretów.- Na-stępny krok.Zdejmie pan ubranie łącznie z bielizną, butami i skarpetkami.A także biżute-rię, zegarek, jednym słowem wszystko.Mój wspólnik dostarczy panu odpowiedni strój iobuwie.Edel zobaczył, że Ghislain kładzie na stole małą torbę i zaczyna wyjmować z niej gar-derobę.- Pańskie rzeczy zostaną zwrócone jutro do południa.Ma pan moje słowo - powie-dział Newman nieco zmienionym głosem.Wyczuwało się w nim napięcie.- Kiedy już siępan przebierze, proszę wyjść tylnymi drzwiami i skręcić w prawo, w alejkę.Dojdzie pando Brenstrasse.Potem w lewo.Skontaktuję się z panem w pierwszej budce telefonicznej.Przerwano połączenie.Dziesięć minut pózniej, ubrany w roboczy kombinezon, wysokie buty i wełnianączapkę, Edel zbliżył się do automatu.Prawie natychmiast zadzwonił telefon.- Tak?- Proszę się odwrócić - odezwał się głos Ghislaina.Potem mężczyzna odłożył słu-chawkę.- Witaj, Konrad - powiedział Newman, wynurzając się z pobliskiej sieni.- Może by-śmy się przespacerowali? - Wskazał ulicę po prawej stronie.- Trzy metry przede mną,jeśli łaska.Ruszyli jednocześnie, Newman w pewnej odległości za Edelem.- Czy nie można się obejść bez tego teatru? - spytał Edel, nie oglądając się.- Proszę zachować wszelkie pytania na koniec naszej wędrówki - brzmiała pełna roz-bawienia odpowiedz.Szli tak dwadzieścia minut.Zgodnie ze wskazówkami Newmana skręcali w jakieśalejki, przecinali ciemne, zle oświetlone ulice, kilka razy zawracali.W końcu znalezli się w dzielnicy tureckiej.W nieruchomym, nocnym powietrzu wy-czuwało się zapach kawy zmieszany z wonią haszyszu i marihuany.Edel spojrzał na zabite głucho budynki i zorientował się, gdzie jest.Zatrzymali się przed niewielkim sklepem.Newman rzucił mu pęk kluczy i szef ochro-ny otworzył drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Kilgore błagał spojrzeniem o zwłokę.Patrycja pisała coś na kartce.- Muszę mieć pewność, że zagwarantujesz mi nietykalność - Edel, nie mogąc jużdłużej zwlekać, przeszedł do rzeczy.- A ty mi ją zagwarantujesz?- Od kiedy się mnie boisz?Tym razem Newman zamilkł na chwilę.- Nie ma się co spieszyć.Patrycja pokazała spoconemu szefowi ochrony swoją kartkę.Edel przeczytał i skinął głową.- Prawdę mówiąc, nie sądzę, by było o czym rozmawiać.- Czyżby?Edel znów skorzystał z podpowiedzi Patrycji.- Może byłoby lepiej dla nas obu, gdybyśmy od razu zakończyli naszą znajomość.Krótka chwila ciszy.- Bardzo dobrze - stwierdził w końcu Newman.- Powiedz doktor Nellwyn, że pa-cjent nie pozwala się wciągnąć w zbyt długą dyskusję.Czekam na odpowiedz.Za trzy-dzieści sekund odkładam słuchawkę.Edel przebiegł szybko wzrokiem po obecnych.Nie doczekawszy się żadnej pomocy,rzucił krótko w słuchawkę:- Zgadzam się na spotkanie.- Tak sądziłem.- Newman wydawał się zadowolony.- Budka telefoniczna na pół-nocnym rogu Jalischburg i Kleemstrasse, za pół godziny.Rozłączył się.I tak trwało przez całą noc.Edel jezdził od budki do budki, otrzymując za każdym razem nowe instrukcje, skąd ikiedy ma dzwonić.Ale to wszystko działo się przed pięcioma godzinami.Teraz zirytowany znalazł się wrestauracji, do której ściągnął go Newman, rozmawiając z nim ostatnio przez telefon zain-stalowany na zewnątrz.205Edel podszedł do szefa sali.- Tak, sir? - spytał mężczyzna w eleganckim, służbowym stroju.- Mogę w czymśpomóc?- Konrad Edel.Mężczyzna rozpromienił się - wcześniej otrzymał duży napiwek.- Ach, oczywiście, sir! Pański towarzysz oczekuje pana! Zechciałby pan udać się zamną?Poprowadził Edela przez główną salę do oddzielonej zasłonami części, na tyłach loka-lu.- Mogę wziąć pański płaszcz, sir?Edel potrząsnął przecząco głową, wpatrując się w zaciągnięte zasłony.- Doskonale, sir.%7łyczę smacznego.Mężczyzna ukłonił się i szybko odszedł.Edel odetchnął głęboko, starając się uspokoić bijące przyspieszonym rytmem serce, poczym uchylił zasłonę.Stół był zastawiony przeróżnymi potrawami, od kanapek po wyrafinowane dania.Uszczytu siedział nie znany mu dziwny człowiek.- Kim pan jest? - spytał Edel.Ghislain wytarł jedwabną chusteczką dłoń, a następnie wyciągnął rękę do szefa ochro-ny.- Nie trzeba chyba podawać nazwisk, prawda? Reprezentuję człowieka, którego panszuka.Edel nie poruszył się, wodząc wzrokiem po zasłoniętym pomieszczeniu.- O co tu chodzi?Ghislain cofnął dłoń.- Domyślam się, sir, że otrzymał pan jakieś instrukcje - zauważył głosem, w którymbrzmiało napięcie.Po chwili dodał: - Ja też je otrzymałem.Chwilowo żaden z nas nigdziesię nie wybiera.Chyba że chcemy katastrofy.- Gdzie on jest? - spytał zimno Edel.Ghislain potrząsnął głową.- Proszę.Jestem pewien, że gdyby zechciał pan usiąść, byłoby panu wygodniej.Spę-dzi pan tu najbliższą godzinę.Przez minutę w napięciu patrzyli sobie w oczy.W końcu Edel powoli i niechętnieusiadł.Ghislain wykrzywił usta w wymuszonym uśmiechu.- Osobiście polecam wołowinę w sosie z ostryg.- Kiedy Edel się nie poruszył,Ghislain pokręcił głową.- Jeśli wyjdzie pan, zanim zdążę przekazać panu instrukcje,spotkanie nigdy nie dojdzie do skutku.- Zamilkł na chwilę.- yle by to się dla pana skoń-czyło, ale zapewniam, że dla mnie nieporównanie gorzej.W obopólnym interesie nale-gam, by postąpił pan zgodnie z instrukcjami.Edel jakby się trochę odprężył.Ghislain wskazał bogato zastawiony stół.- Jestem pewien, że ma pan za sobą długi wieczór.Proszę coś zjeść.Wszystko jestzapłacone.206Przez następną godzinę Edel siedział w milczeniu.Skubnął sałatki, napił się trochępiwa.Ani na moment nie oderwał wzroku od Ghislaina.W końcu rozległ się sygnał telefonu komórkowego.- Tak? - spytał Ghislain i po chwili podał aparat Edelowi.- Halo.- Smakuje?- Jak długo jeszcze ma trwać ta zabawa w kotka i myszkę?- Wydaje się pan zmęczony.Może powinniśmy o wszystkim jak najszybciej zapo-mnieć?Edel milczał.- Okej - nie doczekawszy się odpowiedzi, Newman przeszedł do konkretów.- Na-stępny krok.Zdejmie pan ubranie łącznie z bielizną, butami i skarpetkami.A także biżute-rię, zegarek, jednym słowem wszystko.Mój wspólnik dostarczy panu odpowiedni strój iobuwie.Edel zobaczył, że Ghislain kładzie na stole małą torbę i zaczyna wyjmować z niej gar-derobę.- Pańskie rzeczy zostaną zwrócone jutro do południa.Ma pan moje słowo - powie-dział Newman nieco zmienionym głosem.Wyczuwało się w nim napięcie.- Kiedy już siępan przebierze, proszę wyjść tylnymi drzwiami i skręcić w prawo, w alejkę.Dojdzie pando Brenstrasse.Potem w lewo.Skontaktuję się z panem w pierwszej budce telefonicznej.Przerwano połączenie.Dziesięć minut pózniej, ubrany w roboczy kombinezon, wysokie buty i wełnianączapkę, Edel zbliżył się do automatu.Prawie natychmiast zadzwonił telefon.- Tak?- Proszę się odwrócić - odezwał się głos Ghislaina.Potem mężczyzna odłożył słu-chawkę.- Witaj, Konrad - powiedział Newman, wynurzając się z pobliskiej sieni.- Może by-śmy się przespacerowali? - Wskazał ulicę po prawej stronie.- Trzy metry przede mną,jeśli łaska.Ruszyli jednocześnie, Newman w pewnej odległości za Edelem.- Czy nie można się obejść bez tego teatru? - spytał Edel, nie oglądając się.- Proszę zachować wszelkie pytania na koniec naszej wędrówki - brzmiała pełna roz-bawienia odpowiedz.Szli tak dwadzieścia minut.Zgodnie ze wskazówkami Newmana skręcali w jakieśalejki, przecinali ciemne, zle oświetlone ulice, kilka razy zawracali.W końcu znalezli się w dzielnicy tureckiej.W nieruchomym, nocnym powietrzu wy-czuwało się zapach kawy zmieszany z wonią haszyszu i marihuany.Edel spojrzał na zabite głucho budynki i zorientował się, gdzie jest.Zatrzymali się przed niewielkim sklepem.Newman rzucił mu pęk kluczy i szef ochro-ny otworzył drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]