[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziewczynki jeżdżą tam ze mną czasami, ich matka nie, gdyż rozwiodła się zemną przed kilku laty.Nie, dość tego.Czas z tym skończyć, posunęła się za daleko.Wyrwała dłoń z jegoręki.Nie stawiał oporu.- Z jakiego powodu? - zapytała rzeczowo, ponownie opasując rękami kolana.Nastrój sprzed chwili ostatecznie prysł jak bańka mydlana.- Nie miała ze mnie wielkiego pożytku: dużo wtedy pracowałem i ciągle zostawałasama w domu.W końcu, zdesperowana, kazała mi wybierać: ona albo kariera.A ja wtamtych czasach wysoko ceniłem swoją posadę agenta federalnego.- Kowboj zaśmiał się gorzko.- Oto przykład prawdziwej ironii losu.- Tak mi przykro.Uroczy chłopak.No, ale to przecież nie powód, żeby tak zaraz wskoczyć mu dołóżka.- Już się z tego otrząsnąłem.Ona także - wyszła ponownie za mąż, mieszka terazw Houston.Dziewczynki co roku spędzają ze mną sześć tygodni ze swoich letnichwakacji, zwykle też wpadają w czasie pozostałych ferii i wtedy, gdy mam wolne iuda mi się namówić Sandrę, moją byłą żonę, aby dała im przepustkę.- Tęsknisz; do nich?Poza tym, cóż jej po tego rodzaju przygodach.Wakacyjne romanse jej nieinteresują.- Bardzo.Przy rozstaniach zawsze najboleśniejsza jest kwestia dzieci.Córkidorastają z dala ode mnie.W czasie wakacji czy ferii spotykamy się jako całkiemobcy ludzie, a zanim zdążymy się zbliżyć - znowu trzeba się żegnać.- Jak się nazywają?%7łe też podobne pomysły w ogóle przyszły jej do głowy! Przecież Rory śpi tużobok, me wspominając o innych mało sprzyjających okolicznościach - stosachtrupów na wcale nie tak odległej polanie czy grasujących po okolicymordercach.- Liz i Kate.Elizabeth i Katherine.- Są do ciebie podobne?Myśl o Rory ostudziła do reszty zapały Lynn.Swoją drogą, niezły gagatek z tegoprzystojniaka: małej także wpadł w oko.- Nie, obie przypominają matkę; szczególnie starsza, Liz, stanowi jej wiernąkopię pod każdym względem, także usposobienia.Kiedy odwiedziła mnie ostatnio,nie interesowało jej nic oprócz wielogodzinnych rozmów telefonicznych zprzyjaciółmi i biegania po sklepach.- Przerwał na chwilę, by zaczerpnąć tchu, poczym podjął już spokojniejszym tonem: - To dobre dziewczynki, choć mam z nimiczasem urwanie głowy.Spędziliśmy trzy dni, szukając bawełnianej koszulki wkolorze pasującym do nowych szortów.Nie miałem pojęcia, że istnieje tyleróżnych odcieni błękitu.- westchnął ciężko.- Tak, czasem potrzeba wiele cierpliwości, by sprostać oczekiwaniom dzieci.Lynn mimowolnie uśmiechnęła się w myślach, wzruszona prostodusznością kowboja.Chyba zacznie go nawet lubić, co może okazać się jeszcze bardziej zgubne niżzwykłe pożądanie.Sympatia nadaje przecież każdej znajomości znacznie bardziej osobisty charakter.- Cierpliwości i paru innych cnót.Z tonu jego głosu wywnioskowała, że się uśmiechnął, choć oczywiście mogła sięmylić.- O tak, bez wątpienia innych też - zgodziła się skwapliwie, uradowana tymuśmiechem.Boże, co się z nią dzieje?- Powinniśmy obejrzeć twoją ranę - zaproponowała, chcąc oderwać się bodaj namoment od natrętnych myśli.Niezle się wpakowała.Niewątpliwie Jessowi udało się zawrócić jej w głowie,skoro taką wagę przywiązywała do jego życzliwej reakcji na własne słowa.Dokądto ją prowadzi?Prosto w jego ramiona, ot co.Zresztą, im więcej o tym myślała, tym mniejniemiła wydawała jej się taka perspektywa.- Proszę, zajmij się tym sama - zaproponował.Wyciągnąwszy rękę, bez trudu odnalazła jego ramię.Kiedy dotknęła gładkiej,ciepłej skóry, pod którą kryły się twarde jak stal mięśnie, ponownie uderzyły nanią fale gorąca.Zganiwszy się za to w myślach, dotknęła rany.Nie, więcej jużsobie nie pozwoli na podobne fantazje i kropka.- Krwawienie ustało - oznajmiła z zadowoleniem, sprawdzając bandaż.- Auuu! To boli! - zawył Jess.- Wez tylenol.- Nie ma sensu go marnować.Zostawmy tabletki dla Rory.- Pomógłby ci.- Wątpię.- Poruszył się z szelestem na posłaniu.- Lynn?Sposób, w jaki wymówił głębokim, nieco łamiącym się głosem jej imię, wprawiłLynn w drżenie.Przeklinając swą słabość, tłumaczyła sobie po raz nie wiadomoktóry, że nie miejsce ani czas po temu, by wodzić rozanielonym wzrokiem zakimkolwiek, o Jessie Feldmanie nawet nie wspominając [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Dziewczynki jeżdżą tam ze mną czasami, ich matka nie, gdyż rozwiodła się zemną przed kilku laty.Nie, dość tego.Czas z tym skończyć, posunęła się za daleko.Wyrwała dłoń z jegoręki.Nie stawiał oporu.- Z jakiego powodu? - zapytała rzeczowo, ponownie opasując rękami kolana.Nastrój sprzed chwili ostatecznie prysł jak bańka mydlana.- Nie miała ze mnie wielkiego pożytku: dużo wtedy pracowałem i ciągle zostawałasama w domu.W końcu, zdesperowana, kazała mi wybierać: ona albo kariera.A ja wtamtych czasach wysoko ceniłem swoją posadę agenta federalnego.- Kowboj zaśmiał się gorzko.- Oto przykład prawdziwej ironii losu.- Tak mi przykro.Uroczy chłopak.No, ale to przecież nie powód, żeby tak zaraz wskoczyć mu dołóżka.- Już się z tego otrząsnąłem.Ona także - wyszła ponownie za mąż, mieszka terazw Houston.Dziewczynki co roku spędzają ze mną sześć tygodni ze swoich letnichwakacji, zwykle też wpadają w czasie pozostałych ferii i wtedy, gdy mam wolne iuda mi się namówić Sandrę, moją byłą żonę, aby dała im przepustkę.- Tęsknisz; do nich?Poza tym, cóż jej po tego rodzaju przygodach.Wakacyjne romanse jej nieinteresują.- Bardzo.Przy rozstaniach zawsze najboleśniejsza jest kwestia dzieci.Córkidorastają z dala ode mnie.W czasie wakacji czy ferii spotykamy się jako całkiemobcy ludzie, a zanim zdążymy się zbliżyć - znowu trzeba się żegnać.- Jak się nazywają?%7łe też podobne pomysły w ogóle przyszły jej do głowy! Przecież Rory śpi tużobok, me wspominając o innych mało sprzyjających okolicznościach - stosachtrupów na wcale nie tak odległej polanie czy grasujących po okolicymordercach.- Liz i Kate.Elizabeth i Katherine.- Są do ciebie podobne?Myśl o Rory ostudziła do reszty zapały Lynn.Swoją drogą, niezły gagatek z tegoprzystojniaka: małej także wpadł w oko.- Nie, obie przypominają matkę; szczególnie starsza, Liz, stanowi jej wiernąkopię pod każdym względem, także usposobienia.Kiedy odwiedziła mnie ostatnio,nie interesowało jej nic oprócz wielogodzinnych rozmów telefonicznych zprzyjaciółmi i biegania po sklepach.- Przerwał na chwilę, by zaczerpnąć tchu, poczym podjął już spokojniejszym tonem: - To dobre dziewczynki, choć mam z nimiczasem urwanie głowy.Spędziliśmy trzy dni, szukając bawełnianej koszulki wkolorze pasującym do nowych szortów.Nie miałem pojęcia, że istnieje tyleróżnych odcieni błękitu.- westchnął ciężko.- Tak, czasem potrzeba wiele cierpliwości, by sprostać oczekiwaniom dzieci.Lynn mimowolnie uśmiechnęła się w myślach, wzruszona prostodusznością kowboja.Chyba zacznie go nawet lubić, co może okazać się jeszcze bardziej zgubne niżzwykłe pożądanie.Sympatia nadaje przecież każdej znajomości znacznie bardziej osobisty charakter.- Cierpliwości i paru innych cnót.Z tonu jego głosu wywnioskowała, że się uśmiechnął, choć oczywiście mogła sięmylić.- O tak, bez wątpienia innych też - zgodziła się skwapliwie, uradowana tymuśmiechem.Boże, co się z nią dzieje?- Powinniśmy obejrzeć twoją ranę - zaproponowała, chcąc oderwać się bodaj namoment od natrętnych myśli.Niezle się wpakowała.Niewątpliwie Jessowi udało się zawrócić jej w głowie,skoro taką wagę przywiązywała do jego życzliwej reakcji na własne słowa.Dokądto ją prowadzi?Prosto w jego ramiona, ot co.Zresztą, im więcej o tym myślała, tym mniejniemiła wydawała jej się taka perspektywa.- Proszę, zajmij się tym sama - zaproponował.Wyciągnąwszy rękę, bez trudu odnalazła jego ramię.Kiedy dotknęła gładkiej,ciepłej skóry, pod którą kryły się twarde jak stal mięśnie, ponownie uderzyły nanią fale gorąca.Zganiwszy się za to w myślach, dotknęła rany.Nie, więcej jużsobie nie pozwoli na podobne fantazje i kropka.- Krwawienie ustało - oznajmiła z zadowoleniem, sprawdzając bandaż.- Auuu! To boli! - zawył Jess.- Wez tylenol.- Nie ma sensu go marnować.Zostawmy tabletki dla Rory.- Pomógłby ci.- Wątpię.- Poruszył się z szelestem na posłaniu.- Lynn?Sposób, w jaki wymówił głębokim, nieco łamiącym się głosem jej imię, wprawiłLynn w drżenie.Przeklinając swą słabość, tłumaczyła sobie po raz nie wiadomoktóry, że nie miejsce ani czas po temu, by wodzić rozanielonym wzrokiem zakimkolwiek, o Jessie Feldmanie nawet nie wspominając [ Pobierz całość w formacie PDF ]