[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szpada siegnela piersi d'Eyquema.Mezczyzna cofnal sie, na jego koszuliwykwitla szkarlatna plama.W oczach mial juz nie zdziwienie, a strach.Jordan nie dal mu czasu na opamietanie sie.Uderzyl mocno wzdluz zelaza przeciwnika, skrecajacjednoczesnie nadgarstek.D'Eyquem odslonil sie na jedna krotka chwile, a wtedyJordan – z szybkoscia, precyzja i wyczuciem odleglosci, ktore wzbudzily podziw donCaprasiego – wbil mu ostrze w podstawe szyi.Podtrzymal osuwajacego sie na ziemie mezczyzne i zblizyl usta do jego ucha.Napiersi czul cieplo krwi buchajacej z przeklutego gardla.Mowilem, ze zabije cie, jesli mnie do tego zmusisz, pamietasz? – szepnal.Pozwolil d'Eyquemowi upasc na ziemie i siegnal po chusteczke, by przewiazaczraniona dlon.Serena Maillieu zazwyczaj wstawala dopiero kolo poludnia, jednak tego rankaobudzila sie wczesniej, zaniepokojona panujaca w domu cisza.Przez chwilenasluchiwala pilnie, starajac sie wylowic znajome odglosy krzatajacej sie sluzby, ale slyszala tylko tykanie stojacego na kominku zegara i dobiegajacy z ulicy turkot kol powozow.Wyciagnela reke, by zbudzic spiacego obok meza.Jej dlon natrafila nazimna posciel.Usiadla na lozku, pobladla, z mocno bijacym sercem.Dom byl pusty, martwy.Narzucila szlafrok i wybiegla z sypialni.Mijala kolejne pomieszczenia rozjasnione porannym sloncem, opustoszale i ciche.Echo krokow nioslo sie daleko, w powietrzuwirowaly drobinki kurzu.Nikt nie rozpalil w kominkach, zadna reka nie zastapilazwiedlych kwiatow swiezymi, a z kuchni nie dochodzil apetyczny zapach sniadania.Serena przyspieszyla kroku i wpadla do salonu.Domenic Jordan nie wstal na jej powitanie.Odwrocil sie tylko i gestem dloniwskazal stojacy obok fotel.Prosze usiasc.Co sie stalo? Gdzie sie wszyscy podziali? Kurczowo sciskala poly szlafroka.Pomimo leku i niepewnosci pomyslala nagle, ze jest rozczochrana, nieubrana, atwarz ma wciaz miekka od snu.Siostra pani i maz pojechali do klasztoru marcjanek – wyjasnil Jordan.– Wezwal ich pilny list ojca Malaquiasa.Ojciec zgodzil sie wyswiadczyc mi te przysluge izatrzymac ich przez jakis czas.A sluzbie dalem wolny dzien.Zabrzmialo to absurdalnie, ale przeciez Serena Maillieu sama niedawno polecila, bysluzacy spelniali wszystkie rozkazy Domenica Jordana.Nie rozumiem – powiedziala cicho.– Po co to wszystko?Usiadz, pani – powtorzyl.Przed nim na stoliczku stala butelka wina.Napelnilszklanice do polowy i wypil.– Zaczekamy na demona.Przez jedna krotka chwile Serena myslala, ze mezczyzna upil sie albo oszalal.Tadruga mozliwosc wydawala sie bardziej prawdopodobna.Latwiej bylo uwierzyc, zeJordan postradal zmysly, niz ze przez alkohol stracil nad soba kontrole.A wiszace na drzwiach zaklecie? – spytala.Usunalem je.Gdzies na dole trzasnely drzwi.Serena wzdrygnela sie.Jordan ujal ja za lokiec iposadzil w fotelu.Potem wzial stojaca na stoliczku butelke wina i przeniosl nasekretarzyk.Za jego plecami rozlegl sie szczek odwodzonego kurka.Peyretou stal zauchylonymi drzwiami prowadzacymi na drugi korytarz.Trzymal dwa nabite pistolety.Skrzypnal stopien przycisniety czyjas stopa, potem nastepny.Serena zesztywniala.Co to?Demon – wyjasnil Jordan tak spokojnie, jakby chodzilo o wizyte sasiadki z naprzeciwka.Serena Maillieu chciala zerwac sie z fotela, jednak Jordan blyskawicznie znalazl sie za jej plecami i polozyl rece na ramionach kobiety.Moj przyjaciel – powiedzial – zarzucil mi niedawno, ze nie rozumiem ludzi.Byc moze mial racje.Zbyt duzo czasu zajelo mi domyslenie sie, o co w tymwszystkim chodzi.Kroki na schodach rozbrzmiewaly coraz glosniej.Jordan wzmocnil nacisk, niepozwalajac kobiecie wstac.Zadalem niedawno pani siostrze pewne pytanie – kontynuowal.– Chcialemwiedziec, co takiego uczynil pani demon podczas tego pierwszego ataku, wtedy gdyponoc przeploszylo go bicie koscielnych dzwonow.Od powiedz byla zgodna zmoimi oczekiwaniami.Tamtego dnia zemdlala pani, owszem, ale ze strachu, a niedlatego, ze Cien wyrzadzil pani krzywde.Sadze, ze juz wtedy zaczela pani domyslacsie prawdy.Kluczem jest trapiaca pania w dziecinstwie choroba.Niezwyklyprzypadek, nad ktorym biedzili sie wszyscy lekarze.Nikt nie potrafil pani pomoc…Umilklo skrzypienie schodow, teraz kroki rozbrzmiewaly na podescie, zblizajac siedo salonu.Jordan pozwolil Serenie wstac, ujal ja jednak za ramiona i obrocil twarza w strone drzwi.Kobieta dygotala.Udreczona Serena, taka biedna i nieszczesliwa.Wszyscy jej wspolczuli, zawszebyla w centrum uwagi.Swieta Ravossa wyrzadzila pani niedzwiedzia przysluge.Taknaprawde pani nigdy nie chciala byc zdrowa.Podobalo sie pani bycie nieuleczalnymprzypadkiem, na ktory nawet najlepsi lekarze nie byli w stanie nic poradzic.Szukala pani potem mozliwosci odtworzenia tamtej sytuacji z dziecinstwa.I taka mozliwoscsie znalazla.Wtedy, podczas seansu, gdy wzywaliscie demona.Dobrze naoliwione zawiasy nawet nie skrzypnely.Drzwi otworzyly sie i w progustanal Cien [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl