[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozkłada mojenogi i wczołguje się pomiędzy moje uda, przytulając świeżo ogolony policzek domojego rosnącego brzucha i wpatruje się we mnie cudownymi zielonymi oczami.Dzień dobry, moja piękna.- Dzień dobry.- Wplatam palce w jego mokre włosy i wtulam się w materac zzadowolonym westchnieniem.-Co dziś robimy?Wszystko zaplanowałem - deklaruje, skubiąc moją talię.- Zrobisz, co ci każę.- Będą karty? - pytam z nadzieją.Tym razem je zgubię, by nie doszło do zmianywładzy.- Nie.Jestem rozczarowana.- A leniwy seks o zmierzchu? Czuję, jak się uśmiecha.- Może pózniej.- W takim razie zgadzam się na wszystko.- Zaciskam uda na myśl o kolejnejsennej sesji na piasku i marząc, by dzień już minął i pózniej nadeszło szybciej.- Twój dzień zaczyna się teraz, pani Ward.- Wyciska mnóstwo głośnychpocałunków wokół mojego pępka, po czym siada na mnie okrakiem.Sięga do szafkiprzy łóżku i wyjmuje kopertę.- Proszę.- Co to takiego? - pytam, marszcząc brwi.Nie lubię niespodzianek tegomężczyzny.- Otwórz - mruczy niecierpliwie, przygryzając dolną wargę.Mojezdenerwowanie się wzmaga, gdy zaczyna ruszać brwiami.Nie jestem pewna, czy chcę otworzyć kopertę, lecz ciekawość zagłusza niepokój.Zerkam to na kopertę, to na Jessego.Powoli wyjmuję arkusz papieru, rozkładam go iodczytuję pierwszą linijkę.Haskett i Sandler.Zarządzanie nieruchomościamiNic mi to nie mówi.Czytam dalej, lecz nic nie rozumiem z prawniczegożargonu.Widzę za to obsceniczną ilość cyfr poprzedzonych symbolem funtapośrodku strony.Kupiłeś następny dom? - pytam, zerkając na Jessego.Mówię: dom na podstawiecyfr, które dostrzegam po słowach za sumę napisanych obok.To chyba pałac&albo nawet zamek.Nie, sprzedałem Rezydencję.- %7łuje tę swoją wargę niemal jak kanibal.Czeka namoją reakcję na swoje słowa.- Słucham? - Próbuję usiąść przekonana, że w takiej pozycji będzie to mniejszyszok, lecz Jesse od razu popycha mnie na materac.- Sprzedałem Rezydencję.- Kładzie się na mnie i bierze moją twarz w swojeduże dłonie.- To słyszałam.Dlaczego? - Nie rozumiem.Zasiałam ziarno, wiem, lecz niespodziewałam się, że on to zauważył.Uśmiecha się do mnie i całuje mnie lekko.Rozpaczliwie pragnę wiedzieć, skądta decyzja, lecz rozpaczliwie jak zawsze pragnę też jego magicznych ust.Dokumentwypada mi z rąk, natychmiast poddaję się wyznaczonemu przez niego rytmowi.Zaciskam palce na jego szerokich barkach i toruję sobie drogę ku jego szczęce.Jestem chwilowo rozkojarzona, lecz będzie musiał mi się wytłumaczyć.Rezydencjato wszystko, co ma, nawet jeśli nie korzysta już z jej udogodnień.- Hm, smakujesz bosko, moja droga.- Przygryza moja dolną wargę i odsuwa się,by lekko pociągnąć za nią zębami.- Dlaczego? - powtarzam pytanie, przytulając go i obejmując udami jego wąskiebiodra.Nie puszczę go, dopóki nie zacznie mówić.Wpatruje się we mnie z namysłem przez kilka chwil po czym bierze głębokioddech.- Wiesz, gdy jesteś dzieckiem& To znaczy, w podstawówce.- Tak? - mówię powoli, marszcząc brwi i wbijając w niego pytający wzrok.Cóż& - wzdycha.- Co, do diabła, zrobię, jeśli dzieci poproszą mnie, bymposzedł na jeden z tych otwartych dni, które teraz miewają w szkołach?- Otwarty dzień?Wiesz, kiedy ojcowie stają na środku sali i opowiadają kolegom swoich dzieci,że są strażakiem albo gliną.Zaciskam wargi, rozpaczliwie próbując się nie roześmiać, ponieważ on naprawdęsię tym martwi.- Co miałbym powiedzieć? - pyta z powagą.- Powiedziałbyś im, że jesteś seksualnym Lordem Rezydencji.- Niedobrze.Zmieję się.Boże, kocham tego mężczyznę.Gdy zaciska palce na mojej znikającejszybko kości biodrowej, zaczynam śmiać się jeszcze mocniej.- Przestań!- Sarkazm do ciebie nie pasuje, moja droga.- Proszę, przestań!Uwalnia mnie, a ja szybko otrząsam się z histerycznego rozbawienia na widokjego zmartwionej miny.Naprawdę go to gryzie.- Powiedziałbyś im, że masz hotel, tak jak powiedzielibyśmy dzieciom.- Niemogę uwierzyć, że próbuję go od tego odwieść.Najwyrazniej myślał o tym odjakiegoś czasu, lecz ja nigdy nie naciskałam, bo wiem, ile ta posiadłość dla niegoznaczy.Przewraca się na plecy, a ja szybko siadam na nim.Kładzie dłonie na moichudach i patrzy na mnie.- Już tego nie chcę.- Naprawdę jest uparty.- Przecież to dziecko Carmichaela.Nie sprzedałeś posiadłości, gdy domagali siętego twoi rodzice, więc dlaczego teraz?- Teraz mam was troje.Zawsze będziesz miał nas troje.Mówi bez sensu.Chcę mieć was troje bez żadnych komplikacji.Nie chcę okłamywać naszychdzieci w sprawie mojej pracy.Nigdy nie pozwoliłbym im tam przyjeżdżać, a tooznacza, że mój czas z tobą i z nimi byłby ograniczony.Rezydencja to przeszkoda.Nie chcę żadnych przeszkód.Mam swoją historię, skarbie, a Rezydencja powinnastać się jej częścią.Ogarnia mnie niewypowiedziana ulga, a uśmiech, który wypływa na moją twarz,jest jej dowodem.Będę cię miała codziennie na cały dzień dla siebie?Nieśmiało wzrusza ramionami.- Jeśli zechcesz.Rzucam się na niego i obsypuję pocałunkami jego cudownie przystojną twarz.Szybko jednak się podnoszę, gdy cos przychodzi mi do głowy.- A John i Mario? I Sarah? Co z Sarah? - Nie czuje sio lojalna wobec tej kobiety,choć jej współczuję, lecz nie chę, by znów podjęła próbę samobójczą.A Johna iMario kocham.- Rozmawiałem z nimi.Sarah dostała propozycję w Stanach, a John i Mario niemarzą o niczym bardziej niż o emeryturze.- Och - mówię z aprobatą, choć podejrzewam, że wszyscy otrzymali hojną sumęza swoją pracę na rzecz Rezydencji, niezależnie od tego, jaką rolę w niej pełnili -Czy członkowie odnowią członkostwo u nowych właścicieli?Jesse wybucha śmiechem.- Jeśli lubią grać w golfa.- W golfa?- Posiadłość zostanie zamieniona w osiemnastodołkowe pole golfowe.- Ojej.A infrastruktura sportowa?- Wszystko zostaje.Projekt jest imponujący.Niewiele się rożni od stanuobecnego, tyle że prywatne apartamenty zostaną zamienione w prawdziwe pokojehotelowe a części wspólne posłużą jako sala konferencyjna dla biznesu.Wyobrażam sobie, że obiekt będzie imponujący.- W takim razie to koniec?Koniec.A teraz musisz się przygotować na resztę swojego dnia.- Już ma usiąść,lecz przyciskam go do materaca.Najpierw muszę odświeżyć mój znak.- Wskazuję jego mięsień piersiowy, naktórym moje idealne kółko już zdążyło zblednąć, po czym zerkam na swoje ledwiewidoczne zasinienie.- A ty musisz popracować nad swoim.Zrobimy to pózniej, skarbie.- Unosi mnie i stawia na nogi.- Idz pod prysznic.-Wymierza mi klapsa w pośladek i odsyła mnie.Idę do łazienki bez narzekania zgłupim uśmiechem na twarzy.Koniec z Rezydencją, koniec z Sarah.Będę miałaJessego całego dla siebie& i dla dzieci.Po wymoczeniu się w cudownie gorącej wodzie i ogoleniu wszędzie suszęszybko włosy i zaczynam przeszukiwać garderobę, by coś na siebie włożyć.- Już coś wybrałem - mówi Jesse, stając za mną.Gdy się odwracam, podaje mikrótką koronkową letnią sukienkę.Sam ma na sobie luzne szorty do pływania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Rozkłada mojenogi i wczołguje się pomiędzy moje uda, przytulając świeżo ogolony policzek domojego rosnącego brzucha i wpatruje się we mnie cudownymi zielonymi oczami.Dzień dobry, moja piękna.- Dzień dobry.- Wplatam palce w jego mokre włosy i wtulam się w materac zzadowolonym westchnieniem.-Co dziś robimy?Wszystko zaplanowałem - deklaruje, skubiąc moją talię.- Zrobisz, co ci każę.- Będą karty? - pytam z nadzieją.Tym razem je zgubię, by nie doszło do zmianywładzy.- Nie.Jestem rozczarowana.- A leniwy seks o zmierzchu? Czuję, jak się uśmiecha.- Może pózniej.- W takim razie zgadzam się na wszystko.- Zaciskam uda na myśl o kolejnejsennej sesji na piasku i marząc, by dzień już minął i pózniej nadeszło szybciej.- Twój dzień zaczyna się teraz, pani Ward.- Wyciska mnóstwo głośnychpocałunków wokół mojego pępka, po czym siada na mnie okrakiem.Sięga do szafkiprzy łóżku i wyjmuje kopertę.- Proszę.- Co to takiego? - pytam, marszcząc brwi.Nie lubię niespodzianek tegomężczyzny.- Otwórz - mruczy niecierpliwie, przygryzając dolną wargę.Mojezdenerwowanie się wzmaga, gdy zaczyna ruszać brwiami.Nie jestem pewna, czy chcę otworzyć kopertę, lecz ciekawość zagłusza niepokój.Zerkam to na kopertę, to na Jessego.Powoli wyjmuję arkusz papieru, rozkładam go iodczytuję pierwszą linijkę.Haskett i Sandler.Zarządzanie nieruchomościamiNic mi to nie mówi.Czytam dalej, lecz nic nie rozumiem z prawniczegożargonu.Widzę za to obsceniczną ilość cyfr poprzedzonych symbolem funtapośrodku strony.Kupiłeś następny dom? - pytam, zerkając na Jessego.Mówię: dom na podstawiecyfr, które dostrzegam po słowach za sumę napisanych obok.To chyba pałac&albo nawet zamek.Nie, sprzedałem Rezydencję.- %7łuje tę swoją wargę niemal jak kanibal.Czeka namoją reakcję na swoje słowa.- Słucham? - Próbuję usiąść przekonana, że w takiej pozycji będzie to mniejszyszok, lecz Jesse od razu popycha mnie na materac.- Sprzedałem Rezydencję.- Kładzie się na mnie i bierze moją twarz w swojeduże dłonie.- To słyszałam.Dlaczego? - Nie rozumiem.Zasiałam ziarno, wiem, lecz niespodziewałam się, że on to zauważył.Uśmiecha się do mnie i całuje mnie lekko.Rozpaczliwie pragnę wiedzieć, skądta decyzja, lecz rozpaczliwie jak zawsze pragnę też jego magicznych ust.Dokumentwypada mi z rąk, natychmiast poddaję się wyznaczonemu przez niego rytmowi.Zaciskam palce na jego szerokich barkach i toruję sobie drogę ku jego szczęce.Jestem chwilowo rozkojarzona, lecz będzie musiał mi się wytłumaczyć.Rezydencjato wszystko, co ma, nawet jeśli nie korzysta już z jej udogodnień.- Hm, smakujesz bosko, moja droga.- Przygryza moja dolną wargę i odsuwa się,by lekko pociągnąć za nią zębami.- Dlaczego? - powtarzam pytanie, przytulając go i obejmując udami jego wąskiebiodra.Nie puszczę go, dopóki nie zacznie mówić.Wpatruje się we mnie z namysłem przez kilka chwil po czym bierze głębokioddech.- Wiesz, gdy jesteś dzieckiem& To znaczy, w podstawówce.- Tak? - mówię powoli, marszcząc brwi i wbijając w niego pytający wzrok.Cóż& - wzdycha.- Co, do diabła, zrobię, jeśli dzieci poproszą mnie, bymposzedł na jeden z tych otwartych dni, które teraz miewają w szkołach?- Otwarty dzień?Wiesz, kiedy ojcowie stają na środku sali i opowiadają kolegom swoich dzieci,że są strażakiem albo gliną.Zaciskam wargi, rozpaczliwie próbując się nie roześmiać, ponieważ on naprawdęsię tym martwi.- Co miałbym powiedzieć? - pyta z powagą.- Powiedziałbyś im, że jesteś seksualnym Lordem Rezydencji.- Niedobrze.Zmieję się.Boże, kocham tego mężczyznę.Gdy zaciska palce na mojej znikającejszybko kości biodrowej, zaczynam śmiać się jeszcze mocniej.- Przestań!- Sarkazm do ciebie nie pasuje, moja droga.- Proszę, przestań!Uwalnia mnie, a ja szybko otrząsam się z histerycznego rozbawienia na widokjego zmartwionej miny.Naprawdę go to gryzie.- Powiedziałbyś im, że masz hotel, tak jak powiedzielibyśmy dzieciom.- Niemogę uwierzyć, że próbuję go od tego odwieść.Najwyrazniej myślał o tym odjakiegoś czasu, lecz ja nigdy nie naciskałam, bo wiem, ile ta posiadłość dla niegoznaczy.Przewraca się na plecy, a ja szybko siadam na nim.Kładzie dłonie na moichudach i patrzy na mnie.- Już tego nie chcę.- Naprawdę jest uparty.- Przecież to dziecko Carmichaela.Nie sprzedałeś posiadłości, gdy domagali siętego twoi rodzice, więc dlaczego teraz?- Teraz mam was troje.Zawsze będziesz miał nas troje.Mówi bez sensu.Chcę mieć was troje bez żadnych komplikacji.Nie chcę okłamywać naszychdzieci w sprawie mojej pracy.Nigdy nie pozwoliłbym im tam przyjeżdżać, a tooznacza, że mój czas z tobą i z nimi byłby ograniczony.Rezydencja to przeszkoda.Nie chcę żadnych przeszkód.Mam swoją historię, skarbie, a Rezydencja powinnastać się jej częścią.Ogarnia mnie niewypowiedziana ulga, a uśmiech, który wypływa na moją twarz,jest jej dowodem.Będę cię miała codziennie na cały dzień dla siebie?Nieśmiało wzrusza ramionami.- Jeśli zechcesz.Rzucam się na niego i obsypuję pocałunkami jego cudownie przystojną twarz.Szybko jednak się podnoszę, gdy cos przychodzi mi do głowy.- A John i Mario? I Sarah? Co z Sarah? - Nie czuje sio lojalna wobec tej kobiety,choć jej współczuję, lecz nie chę, by znów podjęła próbę samobójczą.A Johna iMario kocham.- Rozmawiałem z nimi.Sarah dostała propozycję w Stanach, a John i Mario niemarzą o niczym bardziej niż o emeryturze.- Och - mówię z aprobatą, choć podejrzewam, że wszyscy otrzymali hojną sumęza swoją pracę na rzecz Rezydencji, niezależnie od tego, jaką rolę w niej pełnili -Czy członkowie odnowią członkostwo u nowych właścicieli?Jesse wybucha śmiechem.- Jeśli lubią grać w golfa.- W golfa?- Posiadłość zostanie zamieniona w osiemnastodołkowe pole golfowe.- Ojej.A infrastruktura sportowa?- Wszystko zostaje.Projekt jest imponujący.Niewiele się rożni od stanuobecnego, tyle że prywatne apartamenty zostaną zamienione w prawdziwe pokojehotelowe a części wspólne posłużą jako sala konferencyjna dla biznesu.Wyobrażam sobie, że obiekt będzie imponujący.- W takim razie to koniec?Koniec.A teraz musisz się przygotować na resztę swojego dnia.- Już ma usiąść,lecz przyciskam go do materaca.Najpierw muszę odświeżyć mój znak.- Wskazuję jego mięsień piersiowy, naktórym moje idealne kółko już zdążyło zblednąć, po czym zerkam na swoje ledwiewidoczne zasinienie.- A ty musisz popracować nad swoim.Zrobimy to pózniej, skarbie.- Unosi mnie i stawia na nogi.- Idz pod prysznic.-Wymierza mi klapsa w pośladek i odsyła mnie.Idę do łazienki bez narzekania zgłupim uśmiechem na twarzy.Koniec z Rezydencją, koniec z Sarah.Będę miałaJessego całego dla siebie& i dla dzieci.Po wymoczeniu się w cudownie gorącej wodzie i ogoleniu wszędzie suszęszybko włosy i zaczynam przeszukiwać garderobę, by coś na siebie włożyć.- Już coś wybrałem - mówi Jesse, stając za mną.Gdy się odwracam, podaje mikrótką koronkową letnią sukienkę.Sam ma na sobie luzne szorty do pływania [ Pobierz całość w formacie PDF ]