[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ktoś jest w waszym mieszkaniu?- Nie mam pojęcia, ale drzwi były otwarte i dlatego sięobudziłam.Poproś Karstena, żeby do mnie przyszedł!- Karstena nie ma w domu!- Nie ma?- Nie.W słuchawce zapadła cisza.Ingrid nie miała pojęcia,co powiedzieć.To Susanne powinna się odezwać, to onapowinna wytłumaczyć, dlaczego Karsten nie leży w łóżkuobok swojej żony.Ale Susanne milczała, a Ingrid nie odwa-żyła się zadać tego pytania.Nie wiedziała, co robić.Para-liżujące zmęczenie wywołane tabletką nasenną sprawiło,że procesy myślowe przebiegały dużo wolniej.- Możesz tu do mnie przyjść? Strasznie się boję.- Dzieci śpią.Cisza, która nastąpiła po odpowiedzi Susanne, aż dzwo-niła w uszach.Ingrid uniosła głowę i spojrzała w głąbciemnego mieszkania, w którym czaiło się niebezpieczeń-stwo.Odchrząknęła i spytała szeptem:- Nie możesz ich obudzić i przyjść do mnie?- Ingrid - głos Susanne nie był już tak zaspany.- Co tywygadujesz? Włamanie? Jakie włamanie? Przyśnił ci sięjakiś koszmar?57- Nie - syknęła Ingrid i spanikowana zerknęła za ramię.Po pierwsze ta rozmowa przyprawiała ją o dreszcze, a podrugie ktoś mógł ją usłyszeć.Ktoś.To nie był koszmarnysen.- Możesz obudzić Karstena i poprosić go do telefonu?- Już ci mówiłam, że Karstena nie ma w domu.- Kłamiesz.Natychmiast pożałowała, że to powiedziała.Ale byłojuż za pózno.Kiedy Susanne znowu się odezwała, jej głosbył lodowaty:- Nie, ty stara, rozhisteryzowana babo.Nie kłamię, Kar-stena tutaj nie ma.Nie jestem twoją służącą, żeby biec dociebie na każde zawołanie.Mam dwoje dzieci, które śpią,i ani myślę je budzić.Jeśli się boisz, to się ubierz, włączradio i zaparz sobie filiżankę herbaty, którą.- Susanne, gdzie jest Karsten?-.którą.- Susanne, nie odkładaj słuchawki!-.którą wypijesz, czekając na powrót Reidara.Do-branoc.Stała plecami do ściany, ze słuchawką w dłoni.Telefonwydawał z siebie irytujący sygnał świadczący o tym, że li-nia jest zajęta.Zrobiło jej się czarno przed oczami, musiałazrobić krok do przodu, żeby nie stracić równowagi.W tej samej chwili usłyszała hałas.Trzaśnięcie drzwiami piętro niżej.To musiał być Reidar.Był w sklepie.Postawiła krok doprzodu i zaczęła nasłuchiwać.Ktoś chodził po sklepie.Tomusiał być Reidar.Nagle usłyszała kroki na schodach.Cięż-kie, jak na zwolnionych obrotach.Skupiła się maksymalnie.Czy Reidar poruszał się z takim wysiłkiem? Boże, pomyślała,spraw, żeby to był Reidar.Ktoś wchodził po schodach na górę.Kroki stawały się coraz wyrazniejsze.Nagle ktoś się zatrzy-mał i kroki ucichły.Ktoś zatrzymał się przed jej drzwiami.2 M%7łCZYZNA W OKNIERzezby na mrozie _ Xo ja _ głos inSpektora Gunnarstrandywydobywający się z telefonu tego zimowego poranka prze-szył powietrze niczym strzał z mozdzierza.W jego toniepobrzmiewało lekkie rozdrażnienie, które Frank Fralichnauczył się ignorować.- W porządku - odpowiedział.Przycisnął telefon ko-mórkowy do ucha i poprawił szalik, kiedy mrozny wiatrhulający nad mostem po raz kolejny dobrał mu się doskóry.- W Parku Vigelanda - wyjaśnił.Miał lodowate ręce.Zacisnął palce na telefonie i zanurzył dłoń w szaliku.- Właś-nie przeszedłem przez most - dodał.Miał przed sobą ostat-nią alejkę prowadzącą do bramy i Kirkeveien.Przymknąłpowieki.Poranne słońce wisiało nisko nad horyzontemi raziło w oczy jak lampa w gabinecie dentystycznym.Tu,w parku, dokąd piaskarki nie miały dostępu, śnieg zawszebył biały, w odróżnieniu od szaroburej mazi, która zalegałana ulicach.- Oczywiście, że dojdę na piechotę - dopowie-dział lakonicznie.Wiedział, że właśnie w tej chwili szefbawi się papierosem i przebiera nerwowo nogami, ponie-waż Gunnarstranda nie miał pojęcia, w jaki inny sposóbmógłby rozładować energię nagromadzoną w kończynach.Frank Fralich wiedział doskonale, że szefa nigdy nie za-interesowałby fakt, że nocował u Evy-Britt.Po pierwszedlatego, że wczoraj był piątek, a po drugie dlatego, że po61karczemnej awanturze, do jakiej między nimi doszło, czułsię zobowiązany spędzić z nią wieczór.Ani to, że założyłsię z córką Evy-Britt, Julie, o to, że zrzuci pięć kilogramówdo ferii zimowych, i że zamierzał wygrać ten zakład, bodziewczyna stosowała wobec niego mobbing, a on miał tegoserdecznie dość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Ktoś jest w waszym mieszkaniu?- Nie mam pojęcia, ale drzwi były otwarte i dlatego sięobudziłam.Poproś Karstena, żeby do mnie przyszedł!- Karstena nie ma w domu!- Nie ma?- Nie.W słuchawce zapadła cisza.Ingrid nie miała pojęcia,co powiedzieć.To Susanne powinna się odezwać, to onapowinna wytłumaczyć, dlaczego Karsten nie leży w łóżkuobok swojej żony.Ale Susanne milczała, a Ingrid nie odwa-żyła się zadać tego pytania.Nie wiedziała, co robić.Para-liżujące zmęczenie wywołane tabletką nasenną sprawiło,że procesy myślowe przebiegały dużo wolniej.- Możesz tu do mnie przyjść? Strasznie się boję.- Dzieci śpią.Cisza, która nastąpiła po odpowiedzi Susanne, aż dzwo-niła w uszach.Ingrid uniosła głowę i spojrzała w głąbciemnego mieszkania, w którym czaiło się niebezpieczeń-stwo.Odchrząknęła i spytała szeptem:- Nie możesz ich obudzić i przyjść do mnie?- Ingrid - głos Susanne nie był już tak zaspany.- Co tywygadujesz? Włamanie? Jakie włamanie? Przyśnił ci sięjakiś koszmar?57- Nie - syknęła Ingrid i spanikowana zerknęła za ramię.Po pierwsze ta rozmowa przyprawiała ją o dreszcze, a podrugie ktoś mógł ją usłyszeć.Ktoś.To nie był koszmarnysen.- Możesz obudzić Karstena i poprosić go do telefonu?- Już ci mówiłam, że Karstena nie ma w domu.- Kłamiesz.Natychmiast pożałowała, że to powiedziała.Ale byłojuż za pózno.Kiedy Susanne znowu się odezwała, jej głosbył lodowaty:- Nie, ty stara, rozhisteryzowana babo.Nie kłamię, Kar-stena tutaj nie ma.Nie jestem twoją służącą, żeby biec dociebie na każde zawołanie.Mam dwoje dzieci, które śpią,i ani myślę je budzić.Jeśli się boisz, to się ubierz, włączradio i zaparz sobie filiżankę herbaty, którą.- Susanne, gdzie jest Karsten?-.którą.- Susanne, nie odkładaj słuchawki!-.którą wypijesz, czekając na powrót Reidara.Do-branoc.Stała plecami do ściany, ze słuchawką w dłoni.Telefonwydawał z siebie irytujący sygnał świadczący o tym, że li-nia jest zajęta.Zrobiło jej się czarno przed oczami, musiałazrobić krok do przodu, żeby nie stracić równowagi.W tej samej chwili usłyszała hałas.Trzaśnięcie drzwiami piętro niżej.To musiał być Reidar.Był w sklepie.Postawiła krok doprzodu i zaczęła nasłuchiwać.Ktoś chodził po sklepie.Tomusiał być Reidar.Nagle usłyszała kroki na schodach.Cięż-kie, jak na zwolnionych obrotach.Skupiła się maksymalnie.Czy Reidar poruszał się z takim wysiłkiem? Boże, pomyślała,spraw, żeby to był Reidar.Ktoś wchodził po schodach na górę.Kroki stawały się coraz wyrazniejsze.Nagle ktoś się zatrzy-mał i kroki ucichły.Ktoś zatrzymał się przed jej drzwiami.2 M%7łCZYZNA W OKNIERzezby na mrozie _ Xo ja _ głos inSpektora Gunnarstrandywydobywający się z telefonu tego zimowego poranka prze-szył powietrze niczym strzał z mozdzierza.W jego toniepobrzmiewało lekkie rozdrażnienie, które Frank Fralichnauczył się ignorować.- W porządku - odpowiedział.Przycisnął telefon ko-mórkowy do ucha i poprawił szalik, kiedy mrozny wiatrhulający nad mostem po raz kolejny dobrał mu się doskóry.- W Parku Vigelanda - wyjaśnił.Miał lodowate ręce.Zacisnął palce na telefonie i zanurzył dłoń w szaliku.- Właś-nie przeszedłem przez most - dodał.Miał przed sobą ostat-nią alejkę prowadzącą do bramy i Kirkeveien.Przymknąłpowieki.Poranne słońce wisiało nisko nad horyzontemi raziło w oczy jak lampa w gabinecie dentystycznym.Tu,w parku, dokąd piaskarki nie miały dostępu, śnieg zawszebył biały, w odróżnieniu od szaroburej mazi, która zalegałana ulicach.- Oczywiście, że dojdę na piechotę - dopowie-dział lakonicznie.Wiedział, że właśnie w tej chwili szefbawi się papierosem i przebiera nerwowo nogami, ponie-waż Gunnarstranda nie miał pojęcia, w jaki inny sposóbmógłby rozładować energię nagromadzoną w kończynach.Frank Fralich wiedział doskonale, że szefa nigdy nie za-interesowałby fakt, że nocował u Evy-Britt.Po pierwszedlatego, że wczoraj był piątek, a po drugie dlatego, że po61karczemnej awanturze, do jakiej między nimi doszło, czułsię zobowiązany spędzić z nią wieczór.Ani to, że założyłsię z córką Evy-Britt, Julie, o to, że zrzuci pięć kilogramówdo ferii zimowych, i że zamierzał wygrać ten zakład, bodziewczyna stosowała wobec niego mobbing, a on miał tegoserdecznie dość [ Pobierz całość w formacie PDF ]