[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I może torebkę.Nie znajdę wszystkiegow jednym miejscu. Ja bym znalazł!Nie potrafię wyobrazić sobie Jessego kupującego ubrania.Męskie zakupy sąznacznie prostsze niż kobiece.Jeśli spodziewa się czegoś podobnego, czeka goszok. A ty dokąd chodzisz na zakupy? Do Harrodsa.Zoe zawsze mi pomaga.Krótko i bezboleśnie. Tak, bo płacisz za obsługę. Obsługa jest pierwszorzędna i warta każdego pensa.Są najlepsi w tym, corobią stwierdza stanowczo. Zresztą nie ty będziesz płacić za sukienki, więcja wybieram styl zakupów.Podrywam głowę. Jedną sukienkę, Jesse, jesteś mi winny jedną sukienkę przypominam mu.Wzrusza ramionami, kompletnie mnie ignorując. Jedną sukienkę. Mnóstwo sukienek odpowiada cicho. Nie będziesz kupował mi ubrań!Spogląda na mnie, jak gdyby wyrosła mi druga głowa. A właśnie, że będę, do cholery!Nie będziesz. Ava, to nie podlega dyskusji.Koniec tematu. Zdejmuje dłoń z mojegokolana, żeby zmienić bieg. Masz rację, nie podlega.Sama kupuję sobie ubrania. Podkręcamgłośność, żeby zagłuszyć jego ripostę.Tym razem się nie ugnę.Ubrania będękupować sobie sama.Koniec tematu!Resztę drogi pokonujemy w milczeniu.Zauważam, że Jesse gryzie dolnąwargę, trybiki kręcą się tak szybko, prawie je słyszę.Uśmiecham się, bogdybyśmy nie byli w miejscu publicznym, Jesse właśnie przemawiałby mi dorozumu.Zamiast tego zastanawia się, co zrobić, żeby postawić na swoim.Parkuje samochód i odwraca się do mnie. Mam dla ciebie propozycję.Aha, trybiki w akcji.Nie mam żadnych wątpliwości, że jeśli ją przyjmę,Jesse dopnie swego. Nie interesuje mnie twoja propozycja.Nie będziesz mi kupował ubrań mówię wyniośle, wysiadając z auta. Chciałbyś mnie zerżnąć, żebym nabrałarozumu, co? Licz się ze słowami! Nawet mnie nie wysłuchałaś skarży się.Wyskakujez samochodu i staje na chodniku obok mnie. Już i tak jesteś mi winna karnerżnięcie. Czyżby? Tak, za ten występ przy śniadaniu. Unosi brew. Spodoba ci się mojapropozycja. Wyszczerza zęby w uśmiechu.Znów bije od niego pewnośćsiebie, jestem zaintrygowana.Przyglądam mu się przez chwilę, a on uśmiechasię jeszcze szerzej.Wie, że przykuł moją uwagę. Słucham.Oczy skrzą mu się z zadowolenia. Pozwolisz, żebym zapłacił za zakupy unosi mój podbródek palcem, żebyzamknąć mi usta, gdy próbuję zaprotestować a ja powiem ci, ile mam lat.Zbliża usta do moich i przypieczętowuje umowę głębokim pocałunkiem.Co takiego?Całuje mnie namiętnie na zatłoczonej londyńskiej ulicy, przełamując wemnie resztki oporu.Jęczy mi w usta i przegina mnie do tyłu. Wiem, ile masz lat mówię.Przerywa pocałunek i spogląda na mnie. Czyżby?Gapię się na niego z otwartą buzią. Okłamałeś mnie? Nie ma trzydziestu siedmiu lat? Więc ile? Cholerajasna, jest jeszcze starszy? Powiedz mi żądam, mierząc go gniewnymspojrzeniem. O nie.Najpierw zakupy, pózniej wyznania.Mogłabyś mnie oszukać.Wiem, że moja piękna dziewczyna nie gra fair. Uśmiecha się szeroko ipomaga mi stanąć prosto. Będę grać fair prycham.Niedoczekanie! Nie mogę uwierzyć, że mnieokłamałeś.Przygląda mi się badawczo. Nie mogę uwierzyć, że przykułaś mnie kajdankami do łóżka.Sama nie mogę w to uwierzyć, ale wygląda na to, że niepotrzebnie siętrudziłam.Jesse bierze mnie za rękę, przeprowadza przez ulicę i razemwchodzimy do sklepu.Rozdział 4Natychmiast zauważam mnóstwo fantastycznych torebek, ale nie mamczasu lepiej się im przyjrzeć.Jesse maszeruje Stanowczym krokiem, ciągnącmnie za sobą, a gdy wchodzimy do windy, wciska guzik na pierwsze piętro.Zerkam na plan sklepu. Hej, chcę jechać na czwarte piętro. Wolałabym uniknąć koszmarniedrogich zagranicznych kolekcji na pierwszym piętrze, ale Jesse nie zwraca namnie uwagi. Jesse? Patrzy przed siebie z kamiennym wyrazem twarzy,ściskając moją dłoń.Drzwi windy rozsuwają się i wysiadamy. Tędy mówi, prowadząc mnie między niewiarygodnymi kolekcjamidesignerskich ciuchów i sukni haute couture.Na szczęście je ominął.Ale sercezamiera mi w piersi na widok znaku Zakupy ze stylistą. Nie, Jesse, nie, nie, nie. Próbuję go zatrzymać, ale idzie dalej, ciągnącmnie za sobą. Jesse, proszę błagam, ale on kompletnie mnie ignoruje.Mamochotę kopnąć go w piszczel.Nie cierpię trzęsących się nade mną sprzedaw-czyń.Całują cię w tyłek i zapewniają, że wyglądasz wspaniale, żebyś czuła sięw obowiązku coś kupić.Ciśnienie będzie ogromne, a o kosztach nawet nie chcęmyśleć. Jestem umówiony z Zoe zwraca się do mężczyzny w eleganckimgarniturze, który nas wita.Po co w ogóle pytał mnie, dokąd jedziemy? Mamochotę skręcić mu kark. Pan Ward? pyta asystent. Tak odpowiada Jesse, wciąż nie racząc na mnie spojrzeć, choćdoskonale wie, że mierzę go wściekłym spojrzeniem i jestem skrępowana całątą sytuacją. Proszę tędy.Czy podać państwu coś do picia? Może szampana? pytauprzejmie.Jesse spogląda na mnie, a ja kręcę głową.Mam ochotę zwiać do House ofFraser, gdzie mogę robić zakupy z puszką coli w dłoni, bez całego tegozamieszania. Nie, dziękujemy odpowiada Jesse.Młody mężczyzna prowadzi nas doluksusowej sali z wielką skórzaną kanapą.Siadam obok Jessego i uwalniamdłoń z jego uścisku.Spełnił się mój najgorszy koszmar. O co chodzi? pyta Jesse, próbując złapać mnie z powrotem za rękę.Patrzę na niego oskarżycielsko. Po co pytałeś, dokąd chcę iść, skoro już wcześniej umówiłeś nas naspotkanie?Wzrusza ramionami. Nie rozumiem, po co włóczyć się po kilkunastu sklepach, skoro tutajwszystko podsuną ci pod nos [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.I może torebkę.Nie znajdę wszystkiegow jednym miejscu. Ja bym znalazł!Nie potrafię wyobrazić sobie Jessego kupującego ubrania.Męskie zakupy sąznacznie prostsze niż kobiece.Jeśli spodziewa się czegoś podobnego, czeka goszok. A ty dokąd chodzisz na zakupy? Do Harrodsa.Zoe zawsze mi pomaga.Krótko i bezboleśnie. Tak, bo płacisz za obsługę. Obsługa jest pierwszorzędna i warta każdego pensa.Są najlepsi w tym, corobią stwierdza stanowczo. Zresztą nie ty będziesz płacić za sukienki, więcja wybieram styl zakupów.Podrywam głowę. Jedną sukienkę, Jesse, jesteś mi winny jedną sukienkę przypominam mu.Wzrusza ramionami, kompletnie mnie ignorując. Jedną sukienkę. Mnóstwo sukienek odpowiada cicho. Nie będziesz kupował mi ubrań!Spogląda na mnie, jak gdyby wyrosła mi druga głowa. A właśnie, że będę, do cholery!Nie będziesz. Ava, to nie podlega dyskusji.Koniec tematu. Zdejmuje dłoń z mojegokolana, żeby zmienić bieg. Masz rację, nie podlega.Sama kupuję sobie ubrania. Podkręcamgłośność, żeby zagłuszyć jego ripostę.Tym razem się nie ugnę.Ubrania będękupować sobie sama.Koniec tematu!Resztę drogi pokonujemy w milczeniu.Zauważam, że Jesse gryzie dolnąwargę, trybiki kręcą się tak szybko, prawie je słyszę.Uśmiecham się, bogdybyśmy nie byli w miejscu publicznym, Jesse właśnie przemawiałby mi dorozumu.Zamiast tego zastanawia się, co zrobić, żeby postawić na swoim.Parkuje samochód i odwraca się do mnie. Mam dla ciebie propozycję.Aha, trybiki w akcji.Nie mam żadnych wątpliwości, że jeśli ją przyjmę,Jesse dopnie swego. Nie interesuje mnie twoja propozycja.Nie będziesz mi kupował ubrań mówię wyniośle, wysiadając z auta. Chciałbyś mnie zerżnąć, żebym nabrałarozumu, co? Licz się ze słowami! Nawet mnie nie wysłuchałaś skarży się.Wyskakujez samochodu i staje na chodniku obok mnie. Już i tak jesteś mi winna karnerżnięcie. Czyżby? Tak, za ten występ przy śniadaniu. Unosi brew. Spodoba ci się mojapropozycja. Wyszczerza zęby w uśmiechu.Znów bije od niego pewnośćsiebie, jestem zaintrygowana.Przyglądam mu się przez chwilę, a on uśmiechasię jeszcze szerzej.Wie, że przykuł moją uwagę. Słucham.Oczy skrzą mu się z zadowolenia. Pozwolisz, żebym zapłacił za zakupy unosi mój podbródek palcem, żebyzamknąć mi usta, gdy próbuję zaprotestować a ja powiem ci, ile mam lat.Zbliża usta do moich i przypieczętowuje umowę głębokim pocałunkiem.Co takiego?Całuje mnie namiętnie na zatłoczonej londyńskiej ulicy, przełamując wemnie resztki oporu.Jęczy mi w usta i przegina mnie do tyłu. Wiem, ile masz lat mówię.Przerywa pocałunek i spogląda na mnie. Czyżby?Gapię się na niego z otwartą buzią. Okłamałeś mnie? Nie ma trzydziestu siedmiu lat? Więc ile? Cholerajasna, jest jeszcze starszy? Powiedz mi żądam, mierząc go gniewnymspojrzeniem. O nie.Najpierw zakupy, pózniej wyznania.Mogłabyś mnie oszukać.Wiem, że moja piękna dziewczyna nie gra fair. Uśmiecha się szeroko ipomaga mi stanąć prosto. Będę grać fair prycham.Niedoczekanie! Nie mogę uwierzyć, że mnieokłamałeś.Przygląda mi się badawczo. Nie mogę uwierzyć, że przykułaś mnie kajdankami do łóżka.Sama nie mogę w to uwierzyć, ale wygląda na to, że niepotrzebnie siętrudziłam.Jesse bierze mnie za rękę, przeprowadza przez ulicę i razemwchodzimy do sklepu.Rozdział 4Natychmiast zauważam mnóstwo fantastycznych torebek, ale nie mamczasu lepiej się im przyjrzeć.Jesse maszeruje Stanowczym krokiem, ciągnącmnie za sobą, a gdy wchodzimy do windy, wciska guzik na pierwsze piętro.Zerkam na plan sklepu. Hej, chcę jechać na czwarte piętro. Wolałabym uniknąć koszmarniedrogich zagranicznych kolekcji na pierwszym piętrze, ale Jesse nie zwraca namnie uwagi. Jesse? Patrzy przed siebie z kamiennym wyrazem twarzy,ściskając moją dłoń.Drzwi windy rozsuwają się i wysiadamy. Tędy mówi, prowadząc mnie między niewiarygodnymi kolekcjamidesignerskich ciuchów i sukni haute couture.Na szczęście je ominął.Ale sercezamiera mi w piersi na widok znaku Zakupy ze stylistą. Nie, Jesse, nie, nie, nie. Próbuję go zatrzymać, ale idzie dalej, ciągnącmnie za sobą. Jesse, proszę błagam, ale on kompletnie mnie ignoruje.Mamochotę kopnąć go w piszczel.Nie cierpię trzęsących się nade mną sprzedaw-czyń.Całują cię w tyłek i zapewniają, że wyglądasz wspaniale, żebyś czuła sięw obowiązku coś kupić.Ciśnienie będzie ogromne, a o kosztach nawet nie chcęmyśleć. Jestem umówiony z Zoe zwraca się do mężczyzny w eleganckimgarniturze, który nas wita.Po co w ogóle pytał mnie, dokąd jedziemy? Mamochotę skręcić mu kark. Pan Ward? pyta asystent. Tak odpowiada Jesse, wciąż nie racząc na mnie spojrzeć, choćdoskonale wie, że mierzę go wściekłym spojrzeniem i jestem skrępowana całątą sytuacją. Proszę tędy.Czy podać państwu coś do picia? Może szampana? pytauprzejmie.Jesse spogląda na mnie, a ja kręcę głową.Mam ochotę zwiać do House ofFraser, gdzie mogę robić zakupy z puszką coli w dłoni, bez całego tegozamieszania. Nie, dziękujemy odpowiada Jesse.Młody mężczyzna prowadzi nas doluksusowej sali z wielką skórzaną kanapą.Siadam obok Jessego i uwalniamdłoń z jego uścisku.Spełnił się mój najgorszy koszmar. O co chodzi? pyta Jesse, próbując złapać mnie z powrotem za rękę.Patrzę na niego oskarżycielsko. Po co pytałeś, dokąd chcę iść, skoro już wcześniej umówiłeś nas naspotkanie?Wzrusza ramionami. Nie rozumiem, po co włóczyć się po kilkunastu sklepach, skoro tutajwszystko podsuną ci pod nos [ Pobierz całość w formacie PDF ]