[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowiłem jechać ponownie przez Pakość, gdzie Zośkasfotografowała ratusz, a ja zrobiłem zakupy; chłopcy, ściśnięci z tyłu, niewychylali zanadto nosa spośród sterty baga\u, ale na szczęście nie byłodrogówki, tylko liczni gapie potrącali się łokciami na widok naszegowehikułu z kajakiem na wierzchu.Có\, byłem na to przygotowany, więc nawet mnie to nie mierziło.I tak przejechaliśmy przez Broniewice, gdzie w latach pięćdziesiątychXX wieku chodził do szkoły podstawowej w dawnym pałacu autorniniejszej opowieści o Panu Samochodziku.Dalej le\ał Trląg z gotyckim pierwotnie kościołem Zwiętych Piotra iPawła, następnie parafialna wieś Kołodziejewo, i powoli doturlaliśmy się dopowiatowego miasteczka Mogilna, a tam minęliśmy miasto i asfal-tówkąbiegnącą nad jeziorem dojechaliśmy do harcerskiej przystani wyjątkowopustej, ale to mo\e dlatego, \e był poniedziałek.Kiedy przeje\d\aliśmy przez Pakość, wydawało mi się, \e zauwa\yłemśkodę z rejestracją warszawską, która mogła być własnością pannyGabrieli, ale głowy za to nie daję.Tym razem rozbiliśmy trzy namioty, jako \e Rysiek i Czesiek spali wjednym, a ja tradycyjnie nocowałem w swym wehikule.Mogilno jest poło\one na pagórkowatym terenie nad JezioremMogileńskim i nale\y do najstarszych miejscowości w Wielkopolsce:osada istniała ju\ w okresie kultury łu\yckiej, czyli około 1400 roku przednaszą erą.Dlatego na pewno ziemie te były orne ju\ od pradawna.Warowny klasztor benedyktynów w Mogilnie jest jednym z najstarszychna tych ziemiach: równy wiekowo budowlom w Strzelnie, Trzemesznieczy Gnieznie.Drugim, mniej znacznym, zabytkiem architektonicznym w Mogilniejest kościół farny Zwiętego Jakuba.To gotycka świątynia z przełomu XIXII stulecia, ale obecne wyposa\enie kościoła jest rokokowe i pochodzi zXVIII wieku.76Kolację zjedliśmy ze smakiem, a ja przygotowałem na nocną wyprawędodatkowo dwie latarki i zapas baterii, wyprawa mogła się bowiemprzeciągnąć.Pogoda nadal była wyśmienita: gwiazdy błyszczały wyraziście na niebie,a sierp księ\yca stał wysoko była dwudziesta trzecia, gdy po cichuwypchnąłem wehikuł na drogę, wsiedliśmy wszyscy do niego i naświatłach postojowych dotarliśmy w pobli\e starego cmentarza.Miastoju\ spało, tylko nieliczne latarnie odbijały swoje światło w jeziorze.Wehikuł ukryłem pod olchami i cicho jak spiskowcy dotarliśmy wnetna półwysep pod ogrodzenie cmentarza.Jak się okazało, krzy\ maltański znajdował się na zarośniętymbluszczem ni to starym grobowcu, ni to kamiennej krypcie, która byłausytuowana w prostej linii klasztoru widocznego po drugiej stroniejeziora.Tu właśnie, pod zielonym, gęstym bluszczem, na wysokości okołodwóch metrów od ziemi, jakby nad wnęką, wykuto krzy\ maltańskiabsolutnie niewidoczny dla kogoś niewtajemniczonego, czyli nie mającegomapy z Rękopisu z Poznania".Nagle zobaczyłem błysk latarki.Stanąłem jak wryty, a reszta za mną.Szeptem nakazałem ciszę: Uwaga, ktoś tu jest.I rzeczywiście: nowy błysk latarki przedarł się przez krzaki.W miejscunaszego znaleziska ktoś buszował całkiem śmiało. Znacie się na podchodach, chłopcy? zapytałem po chwili.Przytaknęli głowami. Wy dwaj tu wskazałem na Leszka i Ryśka od strony drogi.Macie cicho podejść i zobaczyć, kto tam jest, dobrze? Hasło: kumkanie\aby!Chłopcy bezszelestnie zniknęli w gąszczu krzewów, \e nawet \adenlistek nie zafalował. A my cichutko, od strony jeziora, podejdziemy intruzów!Ruszyliśmy więc nad jezioro i brzegiem poszliśmy w kierunku naszegoznaleziska, gdzie, jak mi się wydawało, błyskała latarka.Odblask miejskich latarni dawał całkiem widoczną poświatę, więc zabardzo nie potykając się po drodze, wnet dotarliśmy na ście\kę wydeptanązapewne przez wędkarzy i oganiając się od komarów, ruszyliśmy cichodo celu.Tym razem tylko plusk ryb w jeziorze nieco zakłócał nocną ciszę,77zatem niebawem znalezliśmy się opodal naszego znaleziska: obok mnieprzykucnęła Zośka, a trochę dalej Czesiek.Znowu błysnęła latarka i zobaczyłem Gabrielę Wścibską oraz JerzegoBaturę, jak próbujądostać się do kamiennego portalu, odgarniając iniszcząc pędy i liście gęstego bluszczu.Robili przy tym sporo hałasu, więc jeszcze bardziej się zbli\yłem iwtedy zobaczyłem odsłoniętą z bluszczu jakby wnękę czy wejście downętrza tego niby grobowca-portalu, ale \adne usiłowania Batury i pannyGabrieli nie pomagały: kamienny portal z krzy\em maltańskim tkwiłniewzruszenie, jak równie\ widoczna wnęka ani drgnęła.Wtedy usłyszałem znajome kumkanie \aby, więc wysunąłem się zukrycia, nakazując pozostałym, aby mi nie przeszkadzali i podszedłemcicho do zaabsorbowanych poszukiwaczy skarbów i powiedziałem głośno,oświetlając ich latarką: Witam nocnych Marków! i zaśmiałem się złośliwym chichotem, a za mną wtargnęła moja załoga w postaci trzech budrysów i księ\niczki Zośki.Nasz widok zaskoczył poszukiwaczy, choć ju\ po chwili Batura ocknąłsię i ruszył groznie ku mnie, ale widząc nas wszystkich, zreflektował się,błysnął oczami i zaburczał: Znowu ten Samochodzik! A z panem teraz panna Wścibska, co? zapytałem kpiąco.Całkiem dobrana z was para, panie Batura [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Postanowiłem jechać ponownie przez Pakość, gdzie Zośkasfotografowała ratusz, a ja zrobiłem zakupy; chłopcy, ściśnięci z tyłu, niewychylali zanadto nosa spośród sterty baga\u, ale na szczęście nie byłodrogówki, tylko liczni gapie potrącali się łokciami na widok naszegowehikułu z kajakiem na wierzchu.Có\, byłem na to przygotowany, więc nawet mnie to nie mierziło.I tak przejechaliśmy przez Broniewice, gdzie w latach pięćdziesiątychXX wieku chodził do szkoły podstawowej w dawnym pałacu autorniniejszej opowieści o Panu Samochodziku.Dalej le\ał Trląg z gotyckim pierwotnie kościołem Zwiętych Piotra iPawła, następnie parafialna wieś Kołodziejewo, i powoli doturlaliśmy się dopowiatowego miasteczka Mogilna, a tam minęliśmy miasto i asfal-tówkąbiegnącą nad jeziorem dojechaliśmy do harcerskiej przystani wyjątkowopustej, ale to mo\e dlatego, \e był poniedziałek.Kiedy przeje\d\aliśmy przez Pakość, wydawało mi się, \e zauwa\yłemśkodę z rejestracją warszawską, która mogła być własnością pannyGabrieli, ale głowy za to nie daję.Tym razem rozbiliśmy trzy namioty, jako \e Rysiek i Czesiek spali wjednym, a ja tradycyjnie nocowałem w swym wehikule.Mogilno jest poło\one na pagórkowatym terenie nad JezioremMogileńskim i nale\y do najstarszych miejscowości w Wielkopolsce:osada istniała ju\ w okresie kultury łu\yckiej, czyli około 1400 roku przednaszą erą.Dlatego na pewno ziemie te były orne ju\ od pradawna.Warowny klasztor benedyktynów w Mogilnie jest jednym z najstarszychna tych ziemiach: równy wiekowo budowlom w Strzelnie, Trzemesznieczy Gnieznie.Drugim, mniej znacznym, zabytkiem architektonicznym w Mogilniejest kościół farny Zwiętego Jakuba.To gotycka świątynia z przełomu XIXII stulecia, ale obecne wyposa\enie kościoła jest rokokowe i pochodzi zXVIII wieku.76Kolację zjedliśmy ze smakiem, a ja przygotowałem na nocną wyprawędodatkowo dwie latarki i zapas baterii, wyprawa mogła się bowiemprzeciągnąć.Pogoda nadal była wyśmienita: gwiazdy błyszczały wyraziście na niebie,a sierp księ\yca stał wysoko była dwudziesta trzecia, gdy po cichuwypchnąłem wehikuł na drogę, wsiedliśmy wszyscy do niego i naświatłach postojowych dotarliśmy w pobli\e starego cmentarza.Miastoju\ spało, tylko nieliczne latarnie odbijały swoje światło w jeziorze.Wehikuł ukryłem pod olchami i cicho jak spiskowcy dotarliśmy wnetna półwysep pod ogrodzenie cmentarza.Jak się okazało, krzy\ maltański znajdował się na zarośniętymbluszczem ni to starym grobowcu, ni to kamiennej krypcie, która byłausytuowana w prostej linii klasztoru widocznego po drugiej stroniejeziora.Tu właśnie, pod zielonym, gęstym bluszczem, na wysokości okołodwóch metrów od ziemi, jakby nad wnęką, wykuto krzy\ maltańskiabsolutnie niewidoczny dla kogoś niewtajemniczonego, czyli nie mającegomapy z Rękopisu z Poznania".Nagle zobaczyłem błysk latarki.Stanąłem jak wryty, a reszta za mną.Szeptem nakazałem ciszę: Uwaga, ktoś tu jest.I rzeczywiście: nowy błysk latarki przedarł się przez krzaki.W miejscunaszego znaleziska ktoś buszował całkiem śmiało. Znacie się na podchodach, chłopcy? zapytałem po chwili.Przytaknęli głowami. Wy dwaj tu wskazałem na Leszka i Ryśka od strony drogi.Macie cicho podejść i zobaczyć, kto tam jest, dobrze? Hasło: kumkanie\aby!Chłopcy bezszelestnie zniknęli w gąszczu krzewów, \e nawet \adenlistek nie zafalował. A my cichutko, od strony jeziora, podejdziemy intruzów!Ruszyliśmy więc nad jezioro i brzegiem poszliśmy w kierunku naszegoznaleziska, gdzie, jak mi się wydawało, błyskała latarka.Odblask miejskich latarni dawał całkiem widoczną poświatę, więc zabardzo nie potykając się po drodze, wnet dotarliśmy na ście\kę wydeptanązapewne przez wędkarzy i oganiając się od komarów, ruszyliśmy cichodo celu.Tym razem tylko plusk ryb w jeziorze nieco zakłócał nocną ciszę,77zatem niebawem znalezliśmy się opodal naszego znaleziska: obok mnieprzykucnęła Zośka, a trochę dalej Czesiek.Znowu błysnęła latarka i zobaczyłem Gabrielę Wścibską oraz JerzegoBaturę, jak próbujądostać się do kamiennego portalu, odgarniając iniszcząc pędy i liście gęstego bluszczu.Robili przy tym sporo hałasu, więc jeszcze bardziej się zbli\yłem iwtedy zobaczyłem odsłoniętą z bluszczu jakby wnękę czy wejście downętrza tego niby grobowca-portalu, ale \adne usiłowania Batury i pannyGabrieli nie pomagały: kamienny portal z krzy\em maltańskim tkwiłniewzruszenie, jak równie\ widoczna wnęka ani drgnęła.Wtedy usłyszałem znajome kumkanie \aby, więc wysunąłem się zukrycia, nakazując pozostałym, aby mi nie przeszkadzali i podszedłemcicho do zaabsorbowanych poszukiwaczy skarbów i powiedziałem głośno,oświetlając ich latarką: Witam nocnych Marków! i zaśmiałem się złośliwym chichotem, a za mną wtargnęła moja załoga w postaci trzech budrysów i księ\niczki Zośki.Nasz widok zaskoczył poszukiwaczy, choć ju\ po chwili Batura ocknąłsię i ruszył groznie ku mnie, ale widząc nas wszystkich, zreflektował się,błysnął oczami i zaburczał: Znowu ten Samochodzik! A z panem teraz panna Wścibska, co? zapytałem kpiąco.Całkiem dobrana z was para, panie Batura [ Pobierz całość w formacie PDF ]