[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zażenowana zatrzepotałamrzęsami, próbując powstrzymać płacz, lecz to nic nie pomogło.Przestałam szlochać dopiero, kiedy zobaczyłam, że Stafford ściera łzę ze swojejskóry, po czym zamiast wytrzeć palec o odzienie, unosi go do ust ioblizuje. Co robisz?  spytałam oburzona.Zrobił zawstydzoną minę. Nie powinnaś była, pani, ronić na mnie swych łez. Nie powinieneś był, panie, brać ich do ust!Zamarł w pół ruchu, wpatrując się we mnie i milcząc.Nagle rzucił: Na koń!  i sam dosiadł swego rumaka, a w ślad za nim jego ludzie.Paręminut pózniej nasza kawalkada opuściła mury zamku.Oglądałam się raz po raz, machając zawzięcie w stronę malutkichpostaci tkwiących jedna przy drugiej w najwyższym oknie zamku, aż ichtwarzyczki zlały się w niewyrazną plamę, na poły z powodu odległości, napoły z powodu szklących mi oczy łez.W grobowej ciszy rozlegał się tylkogłuchy stukot końskich kopyt najpierw po drewnianym mościezwodzonym, a potem cichszy po bitym trakcie.Podskoczyłam w siodle,kiedy u mego boku pojawił się Wilhelm Stafford. Nie płacz  poprosił gburowato.Obdarzyłam go nieprzychylnym spojrzeniem, w duchu życząc sobie, bymnie zostawił w spokoju i dołączył do swych ludzi. Nie płaczę  odburknęłam. Owszem, płaczesz  śmiał mi się przeciwstawić, a do tego wyraziłobawę:  Niby jak mam eskortować rozdzierającą szaty niewiastę? Nie rozdzieram szat!  warknęłam. Po prostu nie znoszę pożegnań zdziećmi, zwłaszcza że wiem, iż znów je zobaczę dopiero za rok.Za rok! podkreśliłam. Chyba wolno mi z tego powodu odczuwać smutek. Nie  odparł stanowczo. Posłuchaj dlaczego.Sama mówiłaś mi, żeniewiasta musi postępować tak, jak każe jej rodzina.A twoja rodzinakazała ci żyć z dala od twych dzieci, ba, kazała ci oddać syna twej własnejsiostrze.Musisz więc albo znosić to z godnością, albo sprzeciwić się zcałych sił.Płaczem nic nie wskórasz.Masz do wyboru: odzyskać dziecilub pozostać Howardem do szpiku.Niewykluczone, że będzieszszczęśliwsza jako wierna córa tego dumnego rodu. Będę jechać sama  oznajmiłam lodowato.Bez jednego słowa ani gestu Wilhelm Stafford dał koniowi ostrogę iwyprzedził mnie o parę długości, po czym polecił paru sługom utworzyćtylną straż.Kiedy dyskretnie się rozejrzałam, zobaczyłam, że zarówno zprzodu, jak i z tyłu dzieli mnie od kogokolwiek znaczna luka.Całą drogędo Londynu pokonałam w ciszy i samotności, czyli dokładnie tak, jak sobie zażyczyłam. Jesień1530 rokuAnna tryskała humorem po długim ciepłym, suchym lecie spędzonym uboku Henryka na objezdzie znaczniejszych majątków jego poddanych.Ponoć nie było dnia, kiedy by nie polowali na grubego zwierza, a króldosłownie obsypywał ją prezentami: pomiędzy innymi otrzymała nowyłuk z zestawem strzał, jakiego pozazdrościłby jej sam Robin Hood, oraznowe piękne siodło, gdyż to stare nie nadawało się na grzbietpodarowanego jej kolejnego rumaka czystej krwi.Ponadto Henrykrozkazał wykonać rzemieślnikom przemyślne dwuosobowe siodło, jakiebył zdolny unieść wraz z dwojgiem jezdzców tylko jego zaprawiony wboju koń pięknej czarnej maści, i tak właśnie najczęściej przemierzaliangielski pejzaż: Anna oplatała ramionami pokazną talię króla i opierałamu głowę na ramieniu, by ani na chwilę nie byli rozdzieleni od siebie i bymogli wymieniać niekończące się komentarze, do których tematów nigdyim nie brakło.Gdziekolwiek się znalezli, na czyimkolwiek dworze byli,ktokolwiek ich podejmował, wszędzie słyszeli hymny pochwalne, jaką towspaniałą monarszą parę będą tworzyć, i zewsząd dochodziły ich głosypoparcia.Ze wszech stron sypały się dowody lojalności, zabawiano ichwystawnymi ucztami i maskaradami, tworzono w pocie czołaskomplikowane żywe obrazy, prześcigając się w recytowaniuzamówionych specjalnie na tę okazję poematów.Każde domostwo witałoich deszczem kwietnych płatków i aromatycznych ziół, po których stąpalimajestatycznym krokiem niczym po ślubnym kobiercu, z lewa i prawasłysząc wiwaty i zapewnienia, że przyszłość należy do nich i że nikt i nicnie jest w stanie jej zapeszyć.Pan ojciec, niedawno przybyły z Francji, nie powiedział nic, comogłoby zburzyć ten sielski obrazek. Skoro są ze sobą szczęśliwi, Bogu niech będą dzięki  stwierdził wrozmowie z wujem Thomasem.Przyglądaliśmy się właśnie zawodom łuczniczym, w których prymwiodła oczywiście moja siostra.Jej niekwestionowanemu zwycięstwuzagrażała tylko jedna z uczestniczek zawodów, niejaka lady ElizabethFerrers. To rzeczywiście miła odmiana  odparł kwaśno wuj Thomas  bo jużmyślałem, że twoja córka ma temperament stajnianej kotki.Pan ojciec zaśmiał się w kułak.  Odziedziczyła to po swej matce  rzekł całkiem jawnie. Takie już są te Howardówny, jak dobrze wiesz.Wyobrażam sobie,co sam przeszedłeś w dzieciństwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl