[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uniwersytet Trzeciego Wieku? Sama nazwa wydawała się Halinie co prawda taksamo degradująca jak kraje Trzeciego Zwiata, ale pierwszy wykład, na który trafiła, nawet sięjej spodobał.Młody okulista opowiadał o zaćmie jako schorzeniu starczym, które - jeśli sięwystarczająco długo żyje - dotknie każdego, ale też i o tym, jak łatwo obecnie sobie z niąporadzić.To już nawet nie jest operacja, tylko dziesięciominutowy zabieg, po nim od razumożna iść do domu.Kiedy wyszła z sali zachwycona możliwościami współczesnej medycyny, tuż zadrzwiami natknęła się na Weredę zatopioną w rozmowie z wysoką stalowowłosąsześćdziesięciokilkulatką w wełnianych spodniach.Pani Joanna wydała się Halinie bardziejkrucha niż wtedy, gdy widziały się po raz ostatni, ale makijaż miała tak samo staranny.Powitała ją grzecznie, acz mało wylewnie (czyżby wciąż miała żal, że Halina przeszukałazawartość jej serwantki?), i zarumieniona przedstawiła koleżankę (Nina Stopa, koleżanka zuniwersytetu). Asi - Nina, na zawsze - przypomniało się Halinie, gdy spojrzała w ciemneoczy kobiety, i speszona, po wymianie kilku grzecznościowych zdań, zostawiła panie same.Odeszła parę kroków, oparła się o ścianę i patrzyła na przechodzące studentkiUniwersytetu Trzeciego Wieku (studentów było doprawdy niewielu).Dawno nie widziałarazem tylu ludzi po sześćdziesiątce.Nieliczne młodsze twarze udowadniały, że zapewneniektórzy korzystają z dobrodziejstw wcześniejszej emerytury, ale reszta.Deseniezmarszczek, warianty ob wisów, zwały fałd, kompozycje przebarwień, przerzedzone fryzury,spod których prześwituje piegowata skóra głowy.Jak rozciągnięte na korytarzu mementomori.Albo może inne memento: pamiętaj, że i ty się starzejesz.Halina opuściła wzrok naswoje dłonie - coraz wyrazniej odznaczały się plamy wątrobowe, jak pieczątki zapowiadanejśmierci.Między kośćmi widać było zgrubiałe, błękitnawe żyły.Pamiętała dłonie martwegoWładysława: nabrzmiałe przedtem żyły sflaczały i opadły, całkiem zatapiając się wszarożółtej skórze.Wzdrygnęła się.I wtedy ktoś stuknął ją w plecy.- Pani tu nowa? - odezwała się starsza kobieta z farbowaną na rudo trwałą.- Ciekawepytanie zadała pani po wykładzie.Ale mam wrażenie, że pan doktor nie do końca jezrozumiał.- Chyba tak, czuję pewien niedosyt.Wereda popatrzyła na nie lekko nieprzytomnymi szarymi oczami, po czym znowuprzeniosła wzrok na Ninę Stopę.- Jestem pewna, że mogę pani pomóc.Trzy miesiące temu sama miałam operacjęzaćmy - powiedziała z dumą nagabująca.- Izabela Gajda.To co? Pogadamy?Iza Gajda? Halina pogrzebała w pamięci: tak, to kolejne z nazwisk na odwrociefotografii.Nie była pewna, czy chce rozmawiać akurat o chorobach, natomiast wiedziała, żezanim spyta o coś bardziej interesującego, na przykład o Agnieszkę Zaufał, będzie musiałaprzesiedzieć godzinę nad cienką kawką, słuchając o zabiegu na gałce ocznej.Ale niech tam.Wbrew obawom Haliny Izabela Gajda prześlizgnęła się jednak szybko nad tematem operacjizaćmy, by dotrzeć w bardziej zajmujące rejony.- W Warszawie jest kilka uniwersytetów trzeciego wieku.Dlaczego trafiła pani akuratdo tego? - zagaiła.- Jest najstarszy i najbardziej znany - stwierdziła Halina.- Poza tym mam tutajznajome.- Tak?- Na przykład Joannę Weredę.- O, to lokalna sława.Ona uczęszcza chyba od początku.Fantastycznie się trzyma jakna swój wiek.Stare, dobre geny.- I.Agnieszkę Zaufał - dodała Halina.- Zaufał?- Tak się nazywa.- Wiem, kojarzę.Ale w tym roku szkolnym jeszcze jej nie widziałam.- Nic dziwnego.Nie wie pani? W połowie września Agnieszka zniknęła - odparłaHalina.- Nie rozumiem.Jak to: zniknęła?- Po prostu.Wyszła z domu i już nie wróciła.- Co pani powie.- zatroskała się Iza Gajda.- Co też pani powie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Uniwersytet Trzeciego Wieku? Sama nazwa wydawała się Halinie co prawda taksamo degradująca jak kraje Trzeciego Zwiata, ale pierwszy wykład, na który trafiła, nawet sięjej spodobał.Młody okulista opowiadał o zaćmie jako schorzeniu starczym, które - jeśli sięwystarczająco długo żyje - dotknie każdego, ale też i o tym, jak łatwo obecnie sobie z niąporadzić.To już nawet nie jest operacja, tylko dziesięciominutowy zabieg, po nim od razumożna iść do domu.Kiedy wyszła z sali zachwycona możliwościami współczesnej medycyny, tuż zadrzwiami natknęła się na Weredę zatopioną w rozmowie z wysoką stalowowłosąsześćdziesięciokilkulatką w wełnianych spodniach.Pani Joanna wydała się Halinie bardziejkrucha niż wtedy, gdy widziały się po raz ostatni, ale makijaż miała tak samo staranny.Powitała ją grzecznie, acz mało wylewnie (czyżby wciąż miała żal, że Halina przeszukałazawartość jej serwantki?), i zarumieniona przedstawiła koleżankę (Nina Stopa, koleżanka zuniwersytetu). Asi - Nina, na zawsze - przypomniało się Halinie, gdy spojrzała w ciemneoczy kobiety, i speszona, po wymianie kilku grzecznościowych zdań, zostawiła panie same.Odeszła parę kroków, oparła się o ścianę i patrzyła na przechodzące studentkiUniwersytetu Trzeciego Wieku (studentów było doprawdy niewielu).Dawno nie widziałarazem tylu ludzi po sześćdziesiątce.Nieliczne młodsze twarze udowadniały, że zapewneniektórzy korzystają z dobrodziejstw wcześniejszej emerytury, ale reszta.Deseniezmarszczek, warianty ob wisów, zwały fałd, kompozycje przebarwień, przerzedzone fryzury,spod których prześwituje piegowata skóra głowy.Jak rozciągnięte na korytarzu mementomori.Albo może inne memento: pamiętaj, że i ty się starzejesz.Halina opuściła wzrok naswoje dłonie - coraz wyrazniej odznaczały się plamy wątrobowe, jak pieczątki zapowiadanejśmierci.Między kośćmi widać było zgrubiałe, błękitnawe żyły.Pamiętała dłonie martwegoWładysława: nabrzmiałe przedtem żyły sflaczały i opadły, całkiem zatapiając się wszarożółtej skórze.Wzdrygnęła się.I wtedy ktoś stuknął ją w plecy.- Pani tu nowa? - odezwała się starsza kobieta z farbowaną na rudo trwałą.- Ciekawepytanie zadała pani po wykładzie.Ale mam wrażenie, że pan doktor nie do końca jezrozumiał.- Chyba tak, czuję pewien niedosyt.Wereda popatrzyła na nie lekko nieprzytomnymi szarymi oczami, po czym znowuprzeniosła wzrok na Ninę Stopę.- Jestem pewna, że mogę pani pomóc.Trzy miesiące temu sama miałam operacjęzaćmy - powiedziała z dumą nagabująca.- Izabela Gajda.To co? Pogadamy?Iza Gajda? Halina pogrzebała w pamięci: tak, to kolejne z nazwisk na odwrociefotografii.Nie była pewna, czy chce rozmawiać akurat o chorobach, natomiast wiedziała, żezanim spyta o coś bardziej interesującego, na przykład o Agnieszkę Zaufał, będzie musiałaprzesiedzieć godzinę nad cienką kawką, słuchając o zabiegu na gałce ocznej.Ale niech tam.Wbrew obawom Haliny Izabela Gajda prześlizgnęła się jednak szybko nad tematem operacjizaćmy, by dotrzeć w bardziej zajmujące rejony.- W Warszawie jest kilka uniwersytetów trzeciego wieku.Dlaczego trafiła pani akuratdo tego? - zagaiła.- Jest najstarszy i najbardziej znany - stwierdziła Halina.- Poza tym mam tutajznajome.- Tak?- Na przykład Joannę Weredę.- O, to lokalna sława.Ona uczęszcza chyba od początku.Fantastycznie się trzyma jakna swój wiek.Stare, dobre geny.- I.Agnieszkę Zaufał - dodała Halina.- Zaufał?- Tak się nazywa.- Wiem, kojarzę.Ale w tym roku szkolnym jeszcze jej nie widziałam.- Nic dziwnego.Nie wie pani? W połowie września Agnieszka zniknęła - odparłaHalina.- Nie rozumiem.Jak to: zniknęła?- Po prostu.Wyszła z domu i już nie wróciła.- Co pani powie.- zatroskała się Iza Gajda.- Co też pani powie [ Pobierz całość w formacie PDF ]