[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez moment przemknęła jej myśl, że właściwie mogłaby pokazaćdowolny dom i powiedzieć, że właśnie tu spędziła najgorszy rok swojego życia, aleobawiała się, że on wyczułby kłamstwo.Zresztą, dlaczego miałaby go oszukiwać? Wciągu kilku minut znalezli się na Magnolia Lane.Tutejsze domy były znaczniemniejsze i mniej majestatyczne niż tamte w pobliżu Peachtree Drive, ale wciążprzyjemne i wciąż bardziej niż porządne.Jak na ironię, po ich rozwodzie Mark niewrócił do matki, lecz znalazł sobie jakieś mieszkanie i zamieszkał sam.- To tutaj.Numer dziewięćdziesiąt dwa.Po prawej stronie, drugi od końca.Brad zatrzymał samochód w zatoczce przed białym, drewnianym domem, areflektory thunderbirda omiotły olbrzymi napis Na sprzedaż", ustawiony na staranniewypielęgnowanym trawniku.Po obu stronach pomalowanych na czarno frontowychdrzwi stały majestatyczne, betonowe kolumny.Zasłony we wszystkich oknach byłydokładnie zaciągnięte, choć pokoje na parterze tonęły w ciemności.Zwiatło błyszczałow jednym jedynym oknie na piętrze.W sypialni pani Dennison, uświadomiła sobieJamie, tłumiąc dreszcz.- Jak widzę, stara wiedzma wreszcie zdecydowała się go sprzedać.- Jak uważasz, może powinniśmy zapukać do drzwi i złożyć jej propozycję niedo odrzucenia? - spytał Brad.Nagle zasłony na piętrze rozsunęły się i w oknie pojawiła się samotna postać.Stała nieruchomo i wpatrywała się poprzez ciemność w kierunku ulicy.- 180 -SR- Wynośmy się stąd - szepnęła Jamie.- Brad, proszę cię - ponagliła, gdy nawetnie drgnął.- Jedzmy stąd, zanim ona rozpozna mój samochód.- Masz rację - zgodził się.Zawrócił szerokim łukiem i popędził spokojną,pogrążoną we śnie uliczką.15- Jamie.Hej, Jamie, obudz się!- Mmm? - Jamie przetoczyła się na plecy, nie otwierając oczu.- Tak.- Obudz się.Podskoczyła, jakby ktoś wylał na nią szklankę lodowatej wody.Serce waliło jejjak młotem, a suche z przerażenia usta wyrzucały z siebie potoki słów.- Co się stało? Co się dzieje? Czy coś złego?Może chłopcy z Tifton natrafili na ich ślad? Może włamali się do pokoju?Ale siedzący obok Brad śmiał się cicho i uspokajająco gładził ją po nagichplecach.- Spokojnie, wszystko w porządku.Nie musisz się aż tak przejmować.Niemiałem zamiaru cię przestraszyć.Jamie starała się ze wszystkich sił skupić spojrzenie na wnętrzu taniego,motelowego pokoju, ale wokół niej wszystko wirowało, a w dodatku wszędziepanowała ciemność.Wciąż była noc.Przynajmniej tyle wiedziała na pewno, bo wszparze między ciężkimi kotarami prześwitywał kawałek księżyca, a czerwone cyfryna zegarze stojącym obok niewygodnego łóżka potwierdzały, że jest dopiero trzecianad ranem.Na litość boską, toż to środek nocy! Owinęła się ciaśniej lichymprześcieradłem i czekała, aż Brad wytłumaczy, co się właściwie stało.Ale on nic niemówił.Po prostu siedział z głupkowatym uśmiechem na przystojnej twarzy i wmilczeniu gapił się na nią.- Brad, o co chodzi? Czy coś się stało?- Nic się nie stało.- Coś jest nie tak?- Nie, wszystko w porządku.- 181 -SR- Nic nie rozumiem.To po co mnie budziłeś?A może to jej się coś przyśniło i tylko wyobraziła sobie, że on ją woła? Może toona, nie on, postawiła wszystko na głowie? Może on spał głęboko i to z jej winy obojeocknęli się o tej nieprzytomnej godzinie?- Czy przyśnił mi się jakiś koszmar?- Nie sądzę, bo spałaś jak aniołek.Więc jednak to on ją obudził.Dlaczego?- Nic nie rozumiem.Czemu.- Kocham cię - powiedział po prostu.Jeśli kołatały się w niej jeszcze jakieś pozostałości snu, to w tym momenciezniknęły bez śladu.Jamie była teraz absolutnie i w pełni przytomna.- Co takiego? - spytała, choć słyszała doskonale za pierwszym razem.- Co? -powtórzyła, w nadziei że usłyszy to jeszcze raz.- Posłuchaj, wiem, że to się dzieje za szybko i pewnie myślisz, że kompletniezwariowałem.- Wcale nie myślę, że zwariowałeś.- W jej oczach pojawiły się łzy.- Po prostu siedziałem tutaj i przyglądałem się, jak śpisz - mówił dalej,koniuszkami palców ścierając wilgotne ślady.- I nagle ta świadomość spadła na mniejak grom z jasnego nieba.Pomyślałem sobie: Kocham tę kobietę".Kocham ją.Kocham cię, Jamie - dodał, pochylając się ku niej, żeby ją pocałować.Zrobił to takdelikatnie, jakby motyl musnął jej wargi, a potem odleciał.- Chcesz powiedzieć, że obudziłeś mnie po to, by mi powiedzieć, że mniekochasz?- Miałem wrażenie, że zwariuję, jeśli będę musiał czekać z tym do rana.- Kochasz mnie - powtórzyła Jamie.Obiema dłońmi przygarnęła do piersi tedwa niewidzialne słowa i trzymała blisko przy skórze, aż poczuła, jak wkradają się wgłąb jej ciała, przenikają do krwi i razem z nią podążają w kierunku serca.Tyle czasujuż minęło od chwili, gdy słyszała coś podobnego.Od tak dawna nie czuła, że jestkochana.- Dlaczego? - nie chciała o to pytać, ale nie mogła się powstrzymać.- Dlaczegomnie kochasz?Co tu jest do kochania, dodała po cichu.- 182 -SR- Dlaczego cię kocham? - powtórzył z niedowierzaniem.- Nie mam pojęcia.Adlaczego ktoś kogoś kocha?- Co we mnie kochasz? - spróbowała z innej strony.Może w ten sposób zachęciBrada do odpowiedzi?- Co w tobie kocham? Poczekaj, niech się zastanowię.- Zatrzymał się, jakbynaprawdę musiał sobie coś przemyśleć.- Kocham sposób, w jaki patrzysz.- zaczął,tym razem wyraznie ją przedrzezniając.- Kocham twoje oczy.Twoje włosy.Twojepiersi.Przesunął palcami po jej twarzy do ramion, pozostawiając na jej ciele delikatnąbiałą ścieżkę.- Kocham sposób, w jaki odrzucasz do tyłu głowę, kiedy jesteś podniecona, ikocham twój śmiech.Przypomina mi trochę miły poszum wiatru.I kocham to, jakcałujesz - dodał, zbliżając usta do jej ust.Tym razem ich pocałunek był mocniejszy.- Ito, jak jęczysz z rozkoszy, kiedy dotykam pewnego miejsca o tu, z tyłu szyi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Przez moment przemknęła jej myśl, że właściwie mogłaby pokazaćdowolny dom i powiedzieć, że właśnie tu spędziła najgorszy rok swojego życia, aleobawiała się, że on wyczułby kłamstwo.Zresztą, dlaczego miałaby go oszukiwać? Wciągu kilku minut znalezli się na Magnolia Lane.Tutejsze domy były znaczniemniejsze i mniej majestatyczne niż tamte w pobliżu Peachtree Drive, ale wciążprzyjemne i wciąż bardziej niż porządne.Jak na ironię, po ich rozwodzie Mark niewrócił do matki, lecz znalazł sobie jakieś mieszkanie i zamieszkał sam.- To tutaj.Numer dziewięćdziesiąt dwa.Po prawej stronie, drugi od końca.Brad zatrzymał samochód w zatoczce przed białym, drewnianym domem, areflektory thunderbirda omiotły olbrzymi napis Na sprzedaż", ustawiony na staranniewypielęgnowanym trawniku.Po obu stronach pomalowanych na czarno frontowychdrzwi stały majestatyczne, betonowe kolumny.Zasłony we wszystkich oknach byłydokładnie zaciągnięte, choć pokoje na parterze tonęły w ciemności.Zwiatło błyszczałow jednym jedynym oknie na piętrze.W sypialni pani Dennison, uświadomiła sobieJamie, tłumiąc dreszcz.- Jak widzę, stara wiedzma wreszcie zdecydowała się go sprzedać.- Jak uważasz, może powinniśmy zapukać do drzwi i złożyć jej propozycję niedo odrzucenia? - spytał Brad.Nagle zasłony na piętrze rozsunęły się i w oknie pojawiła się samotna postać.Stała nieruchomo i wpatrywała się poprzez ciemność w kierunku ulicy.- 180 -SR- Wynośmy się stąd - szepnęła Jamie.- Brad, proszę cię - ponagliła, gdy nawetnie drgnął.- Jedzmy stąd, zanim ona rozpozna mój samochód.- Masz rację - zgodził się.Zawrócił szerokim łukiem i popędził spokojną,pogrążoną we śnie uliczką.15- Jamie.Hej, Jamie, obudz się!- Mmm? - Jamie przetoczyła się na plecy, nie otwierając oczu.- Tak.- Obudz się.Podskoczyła, jakby ktoś wylał na nią szklankę lodowatej wody.Serce waliło jejjak młotem, a suche z przerażenia usta wyrzucały z siebie potoki słów.- Co się stało? Co się dzieje? Czy coś złego?Może chłopcy z Tifton natrafili na ich ślad? Może włamali się do pokoju?Ale siedzący obok Brad śmiał się cicho i uspokajająco gładził ją po nagichplecach.- Spokojnie, wszystko w porządku.Nie musisz się aż tak przejmować.Niemiałem zamiaru cię przestraszyć.Jamie starała się ze wszystkich sił skupić spojrzenie na wnętrzu taniego,motelowego pokoju, ale wokół niej wszystko wirowało, a w dodatku wszędziepanowała ciemność.Wciąż była noc.Przynajmniej tyle wiedziała na pewno, bo wszparze między ciężkimi kotarami prześwitywał kawałek księżyca, a czerwone cyfryna zegarze stojącym obok niewygodnego łóżka potwierdzały, że jest dopiero trzecianad ranem.Na litość boską, toż to środek nocy! Owinęła się ciaśniej lichymprześcieradłem i czekała, aż Brad wytłumaczy, co się właściwie stało.Ale on nic niemówił.Po prostu siedział z głupkowatym uśmiechem na przystojnej twarzy i wmilczeniu gapił się na nią.- Brad, o co chodzi? Czy coś się stało?- Nic się nie stało.- Coś jest nie tak?- Nie, wszystko w porządku.- 181 -SR- Nic nie rozumiem.To po co mnie budziłeś?A może to jej się coś przyśniło i tylko wyobraziła sobie, że on ją woła? Może toona, nie on, postawiła wszystko na głowie? Może on spał głęboko i to z jej winy obojeocknęli się o tej nieprzytomnej godzinie?- Czy przyśnił mi się jakiś koszmar?- Nie sądzę, bo spałaś jak aniołek.Więc jednak to on ją obudził.Dlaczego?- Nic nie rozumiem.Czemu.- Kocham cię - powiedział po prostu.Jeśli kołatały się w niej jeszcze jakieś pozostałości snu, to w tym momenciezniknęły bez śladu.Jamie była teraz absolutnie i w pełni przytomna.- Co takiego? - spytała, choć słyszała doskonale za pierwszym razem.- Co? -powtórzyła, w nadziei że usłyszy to jeszcze raz.- Posłuchaj, wiem, że to się dzieje za szybko i pewnie myślisz, że kompletniezwariowałem.- Wcale nie myślę, że zwariowałeś.- W jej oczach pojawiły się łzy.- Po prostu siedziałem tutaj i przyglądałem się, jak śpisz - mówił dalej,koniuszkami palców ścierając wilgotne ślady.- I nagle ta świadomość spadła na mniejak grom z jasnego nieba.Pomyślałem sobie: Kocham tę kobietę".Kocham ją.Kocham cię, Jamie - dodał, pochylając się ku niej, żeby ją pocałować.Zrobił to takdelikatnie, jakby motyl musnął jej wargi, a potem odleciał.- Chcesz powiedzieć, że obudziłeś mnie po to, by mi powiedzieć, że mniekochasz?- Miałem wrażenie, że zwariuję, jeśli będę musiał czekać z tym do rana.- Kochasz mnie - powtórzyła Jamie.Obiema dłońmi przygarnęła do piersi tedwa niewidzialne słowa i trzymała blisko przy skórze, aż poczuła, jak wkradają się wgłąb jej ciała, przenikają do krwi i razem z nią podążają w kierunku serca.Tyle czasujuż minęło od chwili, gdy słyszała coś podobnego.Od tak dawna nie czuła, że jestkochana.- Dlaczego? - nie chciała o to pytać, ale nie mogła się powstrzymać.- Dlaczegomnie kochasz?Co tu jest do kochania, dodała po cichu.- 182 -SR- Dlaczego cię kocham? - powtórzył z niedowierzaniem.- Nie mam pojęcia.Adlaczego ktoś kogoś kocha?- Co we mnie kochasz? - spróbowała z innej strony.Może w ten sposób zachęciBrada do odpowiedzi?- Co w tobie kocham? Poczekaj, niech się zastanowię.- Zatrzymał się, jakbynaprawdę musiał sobie coś przemyśleć.- Kocham sposób, w jaki patrzysz.- zaczął,tym razem wyraznie ją przedrzezniając.- Kocham twoje oczy.Twoje włosy.Twojepiersi.Przesunął palcami po jej twarzy do ramion, pozostawiając na jej ciele delikatnąbiałą ścieżkę.- Kocham sposób, w jaki odrzucasz do tyłu głowę, kiedy jesteś podniecona, ikocham twój śmiech.Przypomina mi trochę miły poszum wiatru.I kocham to, jakcałujesz - dodał, zbliżając usta do jej ust.Tym razem ich pocałunek był mocniejszy.- Ito, jak jęczysz z rozkoszy, kiedy dotykam pewnego miejsca o tu, z tyłu szyi [ Pobierz całość w formacie PDF ]