[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zza zakrętu wyszedł Byron.Zdecydowanie unikał mojego wzroku.Nicdziwnego, po tym incydencie z Emily ustawiłem go do pionu.Tak naprawdę, nic munie zrobiłem.Przysięgam.Ja tylko zaczepiłem go, gdy wychodził ze szkoły iczytelnie przekazałem, co mu zrobię, jeśli choćby ją tknie.Z wyrazu jego twarzydomyśliłem się, że prawdopodobnie nie ruszy żadnej dziewczyny do trzydziestki.Dlatego nie spodziewałem się tego, co zrobił.– Zdzira – wysyczał wściekle, mijając nas po drodze.Poczułem, jak krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach.Wszystkienegatywne emocje, których nie odczuwałem wydawałoby się od tak dawna,uderzyły we mnie, odbierając zdolność myślenia.I wszystkie krzyczały w moimumyśle jednym, silnym głosem.Głosem zemsty.Tracąc panowanie nad ciałem, napiąłem mięśnie i w jednej sekundziechwyciłem go za bluzę, wymierzając precyzyjny cios.Zatoczył się do tyłu, niewiedząc, co właściwie się dzieje, ale zaraz się zreflektował i natarł celując na oślep.Przetoczyliśmy się po posadzce, wśród umykających gapiów.Żądza krwi byłatak wielka, że nie mogłem skupić się na niczym innym.Zabij! ZABIJ! – Głos wmojej głowie wzmagał się z każdym celnym uderzeniem.Częścią podświadomości wiedziałem, że ktoś krzyczał, wołał mnie, ale to niemiało znaczenia.Miałem tylko jeden cel.Uśmiercić przeciwnika.Zadać mu ból.Niemiał szans.Czym on był, w porównaniu z mającym kilka tysięcy lat Upadłym?Niczym!Usiadłem okrakiem na już i tak zakrwawionym Byronie, wymierzając kolejneciosy.Przyśpieszony oddech wyznaczał równy rytm uderzeń, które łamały kości.Nagle coś zaczęło ciągnąć mnie do tyłu.Znajomy głos rozbrzmiewał w moichuszach, ale nie potrafiłem go w tej chwili zidentyfikować.Jednym ruchem rękiwyrwałem się z uścisku i odepchnąłem natręta na bok, nie przestając znęcać się nadmoją ofiarą.225I wtedy coś zaczęło we mnie pękać, coś się zmieniać.Nagle z przerażeniemdopasowałem krzyczący głos.Podniecenie powoli opadało.Potrząsając głowąspojrzałem na chłopaka i natychmiast odwróciłem się szukając jej wzrokiem.Siedziała kilka metrów dalej, wpatrując się we mnie swoimi wielkimi oczami.Przerażenie i zawód w nich zawarte, miały mnie prześladować do końca egzystencji.To ja ją uderzyłem.Ja to zrobiłem.Przyjrzałem się swoim rękom z obrzydzeniem.Po co ja się w ogóle oszukuję!Ktoś taki jak ja, nigdy się nie zmieni.Nigdy! Może to wszystko było tylko iluzją?Co mnie podkusiło, by być bliżej niej! Już czas najwyższy zejść na ziemię.Koniec ztym, jeżeli to jedyna droga, by ją ochronić.Nie mogłem patrzeć, na to, co zrobiłem.Po policzku spływała jej krew.Gwałtownie zerwałem się na nogi i rzuciłem biegiem w stronę wyjścia.Musiałem zniknąć.Jak najszybciej.Byłem zbyt niebezpieczny dla otoczenia.Dlaniej byłem zbyt niebezpieczny.Wpadłem do auta i błyskawicznie odpaliłem silnik.Jak to dobrze, że poszachach wpadłem po nie do domu.Wcisnąłem pedał gazu.Zobaczyłem Emily biegnąca w moją stronę.Ścisnąłem mocniej kierownicę.Miałem już nigdy więcej jej nie zobaczyć.W jej oczach malowała się rozpacz.– Przepraszam – wyszeptałem bezgłośnie i wyjechałem na drogę.Sarfael powitał mnie zdziwionym spojrzeniem.Nic dziwnego, byłem całyzakrwawiony.– Na niebiosa, Nathanielu! Co ci się stało!Nie odpowiedziałem, tylko od razu skierowałem się do kuchni i zająłemnajbliższe krzesło, chowając twarz dłoniach.– Muszę stąd wyjechać.Jak najszybciej – wyszeptałem.To jedyne wyjście ztej sytuacji.Ona zasługiwała na normalne życie.Sarfael usiadł naprzeciw mnie.Czułem na sobie jego troskliwe spojrzenie.Nie chciałem litości, ani współczucia.Najchętniej nie czułbym nic.– Muszę go znaleźć i załatwić już, teraz!226– Nate, powiedz, co się stało – kontynuował niezrażony.Spojrzałem na niego wściekły.– Skrzywdziłem ją! I tym razem nie psychicznie! Nie potrafiłem nawet tegoopanować! Ale już nigdy więcej tego nie zrobię! Już nigdy więcej się z nią niespotkam – oświadczyłem stanowczo.– Na pewno nie jest tak źle, jak mówisz…Z moich ust wydobył się histeryczny śmiech, który zdecydowanie nie był wżaden sposób powiązany ze szczęściem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zza zakrętu wyszedł Byron.Zdecydowanie unikał mojego wzroku.Nicdziwnego, po tym incydencie z Emily ustawiłem go do pionu.Tak naprawdę, nic munie zrobiłem.Przysięgam.Ja tylko zaczepiłem go, gdy wychodził ze szkoły iczytelnie przekazałem, co mu zrobię, jeśli choćby ją tknie.Z wyrazu jego twarzydomyśliłem się, że prawdopodobnie nie ruszy żadnej dziewczyny do trzydziestki.Dlatego nie spodziewałem się tego, co zrobił.– Zdzira – wysyczał wściekle, mijając nas po drodze.Poczułem, jak krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach.Wszystkienegatywne emocje, których nie odczuwałem wydawałoby się od tak dawna,uderzyły we mnie, odbierając zdolność myślenia.I wszystkie krzyczały w moimumyśle jednym, silnym głosem.Głosem zemsty.Tracąc panowanie nad ciałem, napiąłem mięśnie i w jednej sekundziechwyciłem go za bluzę, wymierzając precyzyjny cios.Zatoczył się do tyłu, niewiedząc, co właściwie się dzieje, ale zaraz się zreflektował i natarł celując na oślep.Przetoczyliśmy się po posadzce, wśród umykających gapiów.Żądza krwi byłatak wielka, że nie mogłem skupić się na niczym innym.Zabij! ZABIJ! – Głos wmojej głowie wzmagał się z każdym celnym uderzeniem.Częścią podświadomości wiedziałem, że ktoś krzyczał, wołał mnie, ale to niemiało znaczenia.Miałem tylko jeden cel.Uśmiercić przeciwnika.Zadać mu ból.Niemiał szans.Czym on był, w porównaniu z mającym kilka tysięcy lat Upadłym?Niczym!Usiadłem okrakiem na już i tak zakrwawionym Byronie, wymierzając kolejneciosy.Przyśpieszony oddech wyznaczał równy rytm uderzeń, które łamały kości.Nagle coś zaczęło ciągnąć mnie do tyłu.Znajomy głos rozbrzmiewał w moichuszach, ale nie potrafiłem go w tej chwili zidentyfikować.Jednym ruchem rękiwyrwałem się z uścisku i odepchnąłem natręta na bok, nie przestając znęcać się nadmoją ofiarą.225I wtedy coś zaczęło we mnie pękać, coś się zmieniać.Nagle z przerażeniemdopasowałem krzyczący głos.Podniecenie powoli opadało.Potrząsając głowąspojrzałem na chłopaka i natychmiast odwróciłem się szukając jej wzrokiem.Siedziała kilka metrów dalej, wpatrując się we mnie swoimi wielkimi oczami.Przerażenie i zawód w nich zawarte, miały mnie prześladować do końca egzystencji.To ja ją uderzyłem.Ja to zrobiłem.Przyjrzałem się swoim rękom z obrzydzeniem.Po co ja się w ogóle oszukuję!Ktoś taki jak ja, nigdy się nie zmieni.Nigdy! Może to wszystko było tylko iluzją?Co mnie podkusiło, by być bliżej niej! Już czas najwyższy zejść na ziemię.Koniec ztym, jeżeli to jedyna droga, by ją ochronić.Nie mogłem patrzeć, na to, co zrobiłem.Po policzku spływała jej krew.Gwałtownie zerwałem się na nogi i rzuciłem biegiem w stronę wyjścia.Musiałem zniknąć.Jak najszybciej.Byłem zbyt niebezpieczny dla otoczenia.Dlaniej byłem zbyt niebezpieczny.Wpadłem do auta i błyskawicznie odpaliłem silnik.Jak to dobrze, że poszachach wpadłem po nie do domu.Wcisnąłem pedał gazu.Zobaczyłem Emily biegnąca w moją stronę.Ścisnąłem mocniej kierownicę.Miałem już nigdy więcej jej nie zobaczyć.W jej oczach malowała się rozpacz.– Przepraszam – wyszeptałem bezgłośnie i wyjechałem na drogę.Sarfael powitał mnie zdziwionym spojrzeniem.Nic dziwnego, byłem całyzakrwawiony.– Na niebiosa, Nathanielu! Co ci się stało!Nie odpowiedziałem, tylko od razu skierowałem się do kuchni i zająłemnajbliższe krzesło, chowając twarz dłoniach.– Muszę stąd wyjechać.Jak najszybciej – wyszeptałem.To jedyne wyjście ztej sytuacji.Ona zasługiwała na normalne życie.Sarfael usiadł naprzeciw mnie.Czułem na sobie jego troskliwe spojrzenie.Nie chciałem litości, ani współczucia.Najchętniej nie czułbym nic.– Muszę go znaleźć i załatwić już, teraz!226– Nate, powiedz, co się stało – kontynuował niezrażony.Spojrzałem na niego wściekły.– Skrzywdziłem ją! I tym razem nie psychicznie! Nie potrafiłem nawet tegoopanować! Ale już nigdy więcej tego nie zrobię! Już nigdy więcej się z nią niespotkam – oświadczyłem stanowczo.– Na pewno nie jest tak źle, jak mówisz…Z moich ust wydobył się histeryczny śmiech, który zdecydowanie nie był wżaden sposób powiązany ze szczęściem [ Pobierz całość w formacie PDF ]