[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Fakt.- Widziałem twoją książkę.Widzę, że niezle ci się powodzi.- W rzeczy samej.Aż sam się zdziwiłem.Mam nadzieję, że będą kolejne. Julian się uśmiechnął.- Na pewno.Wydawcy lubią stawiać na faworytów.- Właściwie cieszył się z dobrejpassy tamtego.Szczęście nie mogło uśmiechnąć się do milszego faceta.- Tom, pomijającfakt, że znów chciałem usłyszeć twój słodki głos, jest jeszcze jeden powód, dla którego dociebie zadzwoniłem.Griffith zachichotał.- Wal.- Przez przypadek natknąłem się na coś w Stanach.Zanim przejdę do szczegółów,chciałbym, żeby to zostało między nami, nikt więcej nie może się o tym dowiedzieć, jasne?- Oczywiście.- Nie muszę wysyłać ci specjalnej umowy na piśmie? - rzucił ostrożnie Julian.Nikomu tak nie ufał jak temu człowiekowi.Słowo Thomasa w przeszłości, kiedy razempracowali, w zupełności wystarczało.Jednak poczułby się pewniej, gdyby usłyszał z usttamtego konkretną przysięgę.- Na grób mojej matki, Julianie.- W porządku.Julian wyjaśnił, co odnalezli wspólnie z Rose, ale nie wdawał się w szczegóły.TylkoGrace znała właściwe miejsce znaleziska i na razie chciał, aby tak pozostało.Doktor Griffithcierpliwie słuchał w milczeniu, gdy Julian mówił prawie przez trzy kwadranse.- Ale o co właściwie chcesz poprosić, Julianie? Chodzi ci o diagnozę przez telefon?- Tak, choć chciałbym ją potwierdzić w trakcie spotkania.Może gdybyś byłzainteresowany, wspomniałbym o tobie w swoim dokumencie.- No cóż.w sumie.ale.- Wybacz, Tom, nie chciałem przypierać cię do muru w taki sposób.Wiem, że jesteśteraz zajęty promocją książki.- Nie - wtrącił - nie.to mnie interesuje, Julianie.Zafascynowało mnie.Bardzochciałbym wziąć w tym udział.Bądz co bądz, jeśli wykluczymy indiańskie duchy puszczy iogromnego niedzwiedzia grizzly, mamy tu do czynienia z frapującą zagadką kryminalną.- Też tak pomyślałem.- A ten dziennik wydaje się zawierać wyjątkowo szczegółowy materiał, który możeułatwić nam pracę.- Jest bardzo szczegółowy.To znaczy, autor najwyrazniej miał sporo wolnego czasu,czekając na śmierć w tych górach.A więc.podejrzewam, że obaj myślimy o tym samymfacecie? - O tym przywódcy religijnym.- Uhm-hm, Prestonie.Usłyszał, jak Griffith zmienia lekko pozycję, w tle rozległo się chlapanie wody, aJulian przypomniał sobie, że potężny Walijczyk nawet w kąpieli miał pod ręką telefon.- Sądząc po tym, co usłyszałem, to fascynująca postać.Klasyczny patriarcha sekty,zgadza się?- Tak.Posłuchaj, Tom, mogę przesłać ci e-mailem to, co do tej pory udało mi sięprzepisać z dziennika, i dołączyć w jpeg-u wizerunki pozostałych stronic, nad którymi muszęjeszcze popracować, o ile jesteś tym zainteresowany.- Poproszę.- Kiedy je już przejrzysz, może umówimy się na lunch i porozmawiamy o tym?- Doskonale - odparł grzmiąco Griffith.- Zwietnie.Masz wciąż ten sam adres e-mailowy?- Jak zawsze.- Wpiszę w tytule e-maila  Preston , żebyś go nie przeoczył wśród masy spamów.- Jasne.- Ile czasu potrzebujesz na zapoznanie się z tym materiałem? Chodzi o to, że będę wAnglii jeszcze trzy dni, a potem wracam do Stanów, gdzie została Rose.Musimy działać wmiarę szybko.- Dlaczego? Przecież to wszystko spoczywa tam od stu pięćdziesięciu lat.- Dano nam tylko parę tygodni, dzięki łaskawości pewnej starszej strażniczki leśnej,która zgodziła się opóznić zgłoszenie odkrycia tego stanowiska do wydziału dziedzictwanarodowego, który zaraz położy na nim łapę.Dlatego musimy postarać się nagrać jaknajwięcej materiału z tego stanowiska w jego  dziewiczej postaci.- Rozumiem.Cóż, trafiłeś na dobry moment.Mogę zrobić sobie przerwę odrutynowych obowiązków.Daj mi dzień na zapoznanie z notatkami, a potem porozmawiamy.- Dzięki.- Ach, Julianie, jeszcze jedno.- Tak?- Czy wiesz, jak to się skończyło? Co się tam stało?- Obawiam się, że ostatecznie nikt nie przeżył.Tak w każdym razie podejrzewam.Nigdzie nie ma żadnych wzmianek na ten temat.- No, to dobre.Aż mnie ciarki przeszły - rzekł i znowu rozległ się plusk wody.-Podoba mi się. Julian uśmiechnął się.- Pomyślałem, że ci się spodoba.- Dobra, prześlij mi, co masz, i za parę dni, jeszcze w tym tygodniu, wybierzemy sięna lunch.Dopilnuję, aby mój wydawca dał mi wolne w porze lunchu w czwartek i w piątek.- Zaraz wyślę ci e-maila.Miło było znów z tobą pogadać, Tom.Sporo wody upłynęło.- I nawzajem.Doktor Griffith przerwał połączenie i na linii pojawił się tylko cichy sygnał.Julian jużmiał odłożyć słuchawkę, kiedy nagle usłyszał dochodzący z niej delikatny trzask.Sygnał nachwilę został przerwany, a Julian odniósł wrażenie, że wychwycił w słuchawce jakiś szelest,jakby poruszenie odebrane przez czuły, włączony mikrofon.Potem rozległo się kolejneszczęknięcie i sygnał pojawił się ponownie.Odłożył słuchawkę, ale wciąż na nią patrzył.- To.to było dość dziwne - mruknął.I to wcale nie jest pierwsza dziwna rzecz, zgadza się?Po powrocie z biura Studia Soup Kitchen tego dnia, nieco wcześniej, odniósłnieprzeparte wrażenie, że ktoś był w jego mieszkaniu.Nie potrafił wskazać palcem anijednego najdrobniejszego szczegółu, który by za tym przemawiał - książka przełożona zmiejsca na miejsce, odwrotnie ułożony przewód myszy przy klawiaturze, nie miał co do tegoniezbitej pewności i koniec końców złożył to na karb rodzącej się w nim bliżej nieokreślonejparanoi.Ale teraz to.Znów spojrzał na telefon, patrzył na aparat dostatecznie długo, by upewnić się, żewszystko, co usłyszał, to jedynie cyfrowy gremlin z sieci lub, co równie możliwe, sprzężeniejego linii z jakąś inną.Pokręcił głową z wyrzutem.- Daj spokój, Julianie, wez się wreszcie w garść. Rozdział 3924 pazdziernika 1856Lekki śnieg, jaki spadł w nocy, nie zdołał w pełni ukryć śladów pozostawionych przezIndianina, bez trudu można było dostrzec ciemne plamy prawie czarnej krwi, która wtopiła sięw śnieg i zamarznąwszy, stała się jego częścią.Keats prowadził grupę, kierując się między drzewa, a jego bystre oczy byłyprzymrużone i łzawiły od refleksów słońca odbijających się w śniegu.Niebo było czyste,błękitne, z paroma tylko niewielkimi, niegroznymi chmurkami, a promienie słońcaprzyjemnie rozgrzewały ich ramiona i plecy, kiedy wspinali się pod górę, przemieszczając sięod jednego rozbryzgu zamarzniętej krwi do drugiego.Grupa poszukiwawcza nie była wybrana w przemyślny i skomplikowany sposób -stary przewodnik po prostu wyszedł ze swego szałasu, kiedy tylko słońce wyłoniło się zzalinii drzew, i gromkim jak syrena mgielna głosem zawołał, że jest gotowy ruszyć w drogę ipotrzebuje paru ochotników [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl