[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A Rajmund? Gdyby nie trafił do Piwnicy, czym by się dzisiajzajmował?Trzy dni temu Rajmund zjawił się w Piwnicy bez laptopa, za to zwypchaną papierową teczką pod pachą.Mruknął „dzień dobry”, zamówił drinka i zaszył się z nim wswoim kącie.Dawniej jego małomówność nie byłaby niczymniezwykłym, ale od czasu bójki Rajmund stał się bardziej rozmowny.Tego dnia natomiast najwyraźniej nad czymś intensywnie rozmyślał, akiedy Weronika próbowała go zagadywać, odpowiadał tylkopółsłówkami.Wychodząc, położył przed nią na kontuarze papierowąteczkę.— Przeczytasz? — spytał.— Wczoraj skończyłem.Weronikę bardzo intrygowała jej zawartość.W pracy nie miałaczasu, żeby do niej zajrzeć, do domu wróciła bardzo późno, ale chciałaprzed snem poznać chociaż kilka stron.Historia chłopca, który chciałzostać lekarzem, pochłonęła ją jednak całkowicie.Nie mogła więcprzerwać czytania, zanim nie dowiedziała się, czy pokaleczony piesprzybłęda, którego Krzyś leczył i karmił, ukrywając go przed rodzicamiw komórce, przeżyje.A potem musiała się dowiedzieć, czy rodzicepozwolą chłopcu zatrzymać psa, a gdy i to już się wyjaśniło (naszczęście pozwolili!), chciała wiedzieć, czy chłopiec, który po tymmedycznym sukcesie postanowił zostać lekarzem, dostanie się na studia.Bo chociaż z biologią i chemią radził sobie dobrze, to fizyka była jegokulą u nogi.Weronika podziwiała upór nastolatka, który postanowił, żecodziennie rozwiąże trzy zadania z fizyki, i robił to latami, którypracował jako pomocnik na budowie, żeby zarobić na korepetycje, borodzice powiedzieli, że skoro fizykę ma szkole, to tam powinien się jej nauczyć.Zdał na medycynę dopiero za trzecim razem.A kiedy już wreszciezostał lekarzem, musiała czytać dalej, bo przeczuwała w tej historii jakiś dramat.No a potem za skarby świata nie mogła odłożyć książki wmomencie, gdy na dyżurze Krzysztofa umarł pacjent.Krzysztof nie mógł się pogodzić z tą śmiercią, obarczał się winą,mimo że nikt inny w tym jego winy nie widział, a każdy bardziejdoświadczony lekarz mówił mu: „Nie jesteś przecież Bogiem, niemogłeś wiedzieć wszystkiego.Nie popełniłeś błędu.Ja zrobiłbym tosamo”.Ale nawet kiedy usłyszał te słowa od profesora, który był jegonajwiększym autorytetem, nawet wtedy nie przestał się obwiniać.Bogdyby zlecił dodatkowe badania.To prawda, nic nie wskazywało, że należałoby je zrobić, innilekarze też by ich nie zlecili, ale gdyby miał wyniki tych badań.Dręczące myśli nie dawały mu spokoju ani w dzień, ani w nocy.A jeślijuż udało mu się zasnąć, męczyły go koszmary — erka, ten człowiek otwarzy bladej jak śmierć, dźwięk alarmu, akcja reanimacyjna — zakażdym razem miał nadzieję, że się uda, i za każdym razem budził sięprzerażony, zlany potem, ze świadomością, że to, co się stało, jestnieodwracalne, nie cofnie zdarzeń, nie zmieni zakończenia i będziedźwigał ten ciężar do końca życia.Nie mógł pracować.Bał się postawić najprostszą diagnozę, borozpoznając na przykład grypę, widział już ciągnące się za nią wszelkiemożliwe powikłania i gotów był wysyłać każdego na kompleksowebadania, żeby tylko czegoś nie przeoczyć; cały swój czas wolnypoświęcał studiowaniu literatury medycznej, co zamiast dodawać mupewności, całkowicie ją odbierało, i w końcu nie był w stanie wystawićżadnej diagnozy i podjąć jakiegokolwiek działania.Ręce mu drżały, gdymiał zbadać pacjenta albo zrobić zastrzyk.Porzucił więc praktykęlekarską.Czytając o tym, Weronika miała przed oczami scenę po bójce wPiwnicy: leżącą Anastazję, Janusza usiłującego wydobyć szkło z rany ipatrzącego na to pobladłego, gotowego do ucieczki Rajmunda.Widziałago również, czytając, jak Krzysztof bał się zasnąć, bo koszmary stały sięnie do zniesienia, więc hektolitrami pił kawę, żeby nie spać.Ale na jawie też nie było lepiej, gdyż myślami ciągle wracał do tamtegozdarzenia, a poczucie winy nie dawało mu spokoju.Próbował utopić jew alkoholu, lecz zawsze wypływało na powierzchnię.Sygnał karetkipogotowia budził w nim przerażenie, a gdy zobaczył kogoś choćbytrochę przypominającego tamtego pacjenta, uciekał gnany irracjonalnymlękiem, że i temu człowiekowi za chwilę coś się stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.A Rajmund? Gdyby nie trafił do Piwnicy, czym by się dzisiajzajmował?Trzy dni temu Rajmund zjawił się w Piwnicy bez laptopa, za to zwypchaną papierową teczką pod pachą.Mruknął „dzień dobry”, zamówił drinka i zaszył się z nim wswoim kącie.Dawniej jego małomówność nie byłaby niczymniezwykłym, ale od czasu bójki Rajmund stał się bardziej rozmowny.Tego dnia natomiast najwyraźniej nad czymś intensywnie rozmyślał, akiedy Weronika próbowała go zagadywać, odpowiadał tylkopółsłówkami.Wychodząc, położył przed nią na kontuarze papierowąteczkę.— Przeczytasz? — spytał.— Wczoraj skończyłem.Weronikę bardzo intrygowała jej zawartość.W pracy nie miałaczasu, żeby do niej zajrzeć, do domu wróciła bardzo późno, ale chciałaprzed snem poznać chociaż kilka stron.Historia chłopca, który chciałzostać lekarzem, pochłonęła ją jednak całkowicie.Nie mogła więcprzerwać czytania, zanim nie dowiedziała się, czy pokaleczony piesprzybłęda, którego Krzyś leczył i karmił, ukrywając go przed rodzicamiw komórce, przeżyje.A potem musiała się dowiedzieć, czy rodzicepozwolą chłopcu zatrzymać psa, a gdy i to już się wyjaśniło (naszczęście pozwolili!), chciała wiedzieć, czy chłopiec, który po tymmedycznym sukcesie postanowił zostać lekarzem, dostanie się na studia.Bo chociaż z biologią i chemią radził sobie dobrze, to fizyka była jegokulą u nogi.Weronika podziwiała upór nastolatka, który postanowił, żecodziennie rozwiąże trzy zadania z fizyki, i robił to latami, którypracował jako pomocnik na budowie, żeby zarobić na korepetycje, borodzice powiedzieli, że skoro fizykę ma szkole, to tam powinien się jej nauczyć.Zdał na medycynę dopiero za trzecim razem.A kiedy już wreszciezostał lekarzem, musiała czytać dalej, bo przeczuwała w tej historii jakiś dramat.No a potem za skarby świata nie mogła odłożyć książki wmomencie, gdy na dyżurze Krzysztofa umarł pacjent.Krzysztof nie mógł się pogodzić z tą śmiercią, obarczał się winą,mimo że nikt inny w tym jego winy nie widział, a każdy bardziejdoświadczony lekarz mówił mu: „Nie jesteś przecież Bogiem, niemogłeś wiedzieć wszystkiego.Nie popełniłeś błędu.Ja zrobiłbym tosamo”.Ale nawet kiedy usłyszał te słowa od profesora, który był jegonajwiększym autorytetem, nawet wtedy nie przestał się obwiniać.Bogdyby zlecił dodatkowe badania.To prawda, nic nie wskazywało, że należałoby je zrobić, innilekarze też by ich nie zlecili, ale gdyby miał wyniki tych badań.Dręczące myśli nie dawały mu spokoju ani w dzień, ani w nocy.A jeślijuż udało mu się zasnąć, męczyły go koszmary — erka, ten człowiek otwarzy bladej jak śmierć, dźwięk alarmu, akcja reanimacyjna — zakażdym razem miał nadzieję, że się uda, i za każdym razem budził sięprzerażony, zlany potem, ze świadomością, że to, co się stało, jestnieodwracalne, nie cofnie zdarzeń, nie zmieni zakończenia i będziedźwigał ten ciężar do końca życia.Nie mógł pracować.Bał się postawić najprostszą diagnozę, borozpoznając na przykład grypę, widział już ciągnące się za nią wszelkiemożliwe powikłania i gotów był wysyłać każdego na kompleksowebadania, żeby tylko czegoś nie przeoczyć; cały swój czas wolnypoświęcał studiowaniu literatury medycznej, co zamiast dodawać mupewności, całkowicie ją odbierało, i w końcu nie był w stanie wystawićżadnej diagnozy i podjąć jakiegokolwiek działania.Ręce mu drżały, gdymiał zbadać pacjenta albo zrobić zastrzyk.Porzucił więc praktykęlekarską.Czytając o tym, Weronika miała przed oczami scenę po bójce wPiwnicy: leżącą Anastazję, Janusza usiłującego wydobyć szkło z rany ipatrzącego na to pobladłego, gotowego do ucieczki Rajmunda.Widziałago również, czytając, jak Krzysztof bał się zasnąć, bo koszmary stały sięnie do zniesienia, więc hektolitrami pił kawę, żeby nie spać.Ale na jawie też nie było lepiej, gdyż myślami ciągle wracał do tamtegozdarzenia, a poczucie winy nie dawało mu spokoju.Próbował utopić jew alkoholu, lecz zawsze wypływało na powierzchnię.Sygnał karetkipogotowia budził w nim przerażenie, a gdy zobaczył kogoś choćbytrochę przypominającego tamtego pacjenta, uciekał gnany irracjonalnymlękiem, że i temu człowiekowi za chwilę coś się stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]