[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mój brat jest na wojnie.Szczupła ręka, naga i blada, wysunęła się z okienka sąsiedniej celi, po-woli podnosząc się i opuszczając, jakby badała mrok.Jego brat Jamie zo-stał wychowany na nizinach na Anglika przez dalekiego kuzyna, który po-zbył się go, podając nieprawdziwą datę jego urodzin i kupując nieletniemuprzydział do królewskiej armii, co miało gwarantować, ze nigdy nie wrócido swych szkockich zwyczajów.Teraz plan założenia farmy stał się jeszczejednym niespełnionym marzeniem, a wojsko, W którym służył brat, zda-niem Adama zamierzało zniszczyć Duncana.To wojsko, które - jak twier-dził Frasier - miało jakieś sekretne powiązania z Kompanią.W swoim liścieAdam napisał, że Kompania zamierza robić w Nowym Zwiecie coś wprost43przeciwnego niż to, co deklaruje.Duncan często słyszał, jak Arnold mówił ozamiarach Kompanii.Miała szerzyć dobro i cnoty, upodobnić nową ziemiędo spokojnej, uporządkowanej Anglii.Nagle, bez namysłu, Duncan wystawił rękę przez okienko, sięgając kusąsiedniej celi.Jego ramię zupełnie wypełniło niewielki otwór, tak że niewidział, gdzie jest ręka kobiety.Musnął ją, po czym wyprostował palce.Jejdłoń napotkała jego dłoń i dotknęli się czubkami palców.Dzieląca ich odle-głość była za duża, by mogli uścisnąć sobie dłonie, ale spletli końce swychpalców.- Mam na imię Duncan - oznajmił.Jej palce były miękkie, jak u kobiety nienawykłej do ciężkiej pracy.Bo-gate kobiety, przypominał sobie Duncan, też czasem zabijają swoje dzieci.Istotnie, gdyby nie była bogata, taka kobieta zapewne zostałaby powieszonana rynku miasteczka.Powiedziała kilka słów w swoim dziwnym języku, po czym ścisnęła jegopalce i znów zamilkła.Azjatka.Nigdy nie słyszał żadnego orientalnego ję-zyka, ale wiedział, że są dzwięczne i śpiewne.Widocznie wychowała się wjednej z azjatyckich kolonii i teraz wracała myślami do tamtego szczęśliw-szego okresu życia.Wiedział, że to jeden ze sposobów, w jakie rozpacz igraz ludzkim duchem.- Jak mam cię nazywać? - zapytał.Jej jedyną odpowiedzią był zduszony śmiech.- Zatem będziesz Florą -oświadczył.Nie odpowiedziała, ale nie zabrała ręki.- Ona śpiewałaby im, Floro - szepnął z nieoczekiwanie ściśniętym ser-cem.- Moja matka.Trzymała osierocone owieczki i śpiewała im w nocy,kiedy sądziła, że wszyscy śpią.Ja nie szedłem spać i podkradałem się dokuchennych drzwi, żeby posłuchać.Nie wiedziała, że tam jestem.Myślę, żete piosenki utrzymywały je przy życiu tak samo jak mleko, którym je karmi-ła.Kobieta mocno ścisnęła jego palce, a on mówił dalej, na moment za-pominając o czekającej go zgubie, opowiadając o starym kamiennym do-mu, w którym mieszkali, o żeglowaniu z dziadkiem, a nawet o tym, jak razdziadek rozebrał się do naga i wskoczył na grzbiet przepływającego wielo-ryba, pozostawiając Duncana samego w łódce, podczas gdy stary ryczał ześmiechu i śpiewał gaelicką balladę lewiatanowi pozostającemu na po-wierzchni, z dziwnie zadowolonym błyskiem w wielkich czarnych ślepiach.44W końcu, zdawszy sobie sprawę, że od lat nie zwierzał się tak żadnej kobie-cie, Duncan zamilkł i tylko nadal ściskał jej palce w ciemności.Jej dłoń byłapierwszą ciepłą rzeczą, jakiej dotykał od wielu dni.Nagle usłyszał skrzypienie drewna i Flora gwałtownie zabrała rękę.Ktośzbliżał się do zewnętrznych drzwi, niosąc lampę.Duncan cofnął się i wtuliłw kąt.Po chwili klucz obrócił się w zamku, drzwi jego celi się otworzyły istanęli w nich dwaj mężczyzni o twarzach skrytych w mroku.- Kapitan śle wyrazy uszanowania - drwiąco oznajmił jeden.Gdy nachylił się, by wejść do celi, Duncan skulił się przerażony.Kapitanwygrał targi i posłał po swoją nagrodę.Duncan uchylał się i uskakiwał,przez chwilę unikając ciosów, dopóki kopniak w brzuch nie rozciągnął gona podłodze.Spadł na niego grad silnych uderzeń pięściami oraz kopnia-ków w nogi i plecy.Marynarz śmiał się, gdy Duncan daremnie próbowałstawiać opór i unikać kopnięć.Zamierzali pozbawić go przytomności, którąodzyska, dopiero wpadając do wody, zaszyty w płótno.Nagle oprawcę odciągnął jego kompan trzymający w ręku kawałek gru-bej, powiązanej w węzły liny, którą zaczął okładać Duncana.Ten jednak popierwszym uderzeniu nie czuł następnych, tylko słyszał ich odgłos.Wpierwszej chwili pomyślał, że stracił czucie, ale zaraz pojął, że marynarzuderza ściany i podłogę obok niego, głośno go przeklinając.Po chwili prze-stał, upuścił coś obok głowy Duncana, pospiesznie wymamrotał kilka słów iodszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Mój brat jest na wojnie.Szczupła ręka, naga i blada, wysunęła się z okienka sąsiedniej celi, po-woli podnosząc się i opuszczając, jakby badała mrok.Jego brat Jamie zo-stał wychowany na nizinach na Anglika przez dalekiego kuzyna, który po-zbył się go, podając nieprawdziwą datę jego urodzin i kupując nieletniemuprzydział do królewskiej armii, co miało gwarantować, ze nigdy nie wrócido swych szkockich zwyczajów.Teraz plan założenia farmy stał się jeszczejednym niespełnionym marzeniem, a wojsko, W którym służył brat, zda-niem Adama zamierzało zniszczyć Duncana.To wojsko, które - jak twier-dził Frasier - miało jakieś sekretne powiązania z Kompanią.W swoim liścieAdam napisał, że Kompania zamierza robić w Nowym Zwiecie coś wprost43przeciwnego niż to, co deklaruje.Duncan często słyszał, jak Arnold mówił ozamiarach Kompanii.Miała szerzyć dobro i cnoty, upodobnić nową ziemiędo spokojnej, uporządkowanej Anglii.Nagle, bez namysłu, Duncan wystawił rękę przez okienko, sięgając kusąsiedniej celi.Jego ramię zupełnie wypełniło niewielki otwór, tak że niewidział, gdzie jest ręka kobiety.Musnął ją, po czym wyprostował palce.Jejdłoń napotkała jego dłoń i dotknęli się czubkami palców.Dzieląca ich odle-głość była za duża, by mogli uścisnąć sobie dłonie, ale spletli końce swychpalców.- Mam na imię Duncan - oznajmił.Jej palce były miękkie, jak u kobiety nienawykłej do ciężkiej pracy.Bo-gate kobiety, przypominał sobie Duncan, też czasem zabijają swoje dzieci.Istotnie, gdyby nie była bogata, taka kobieta zapewne zostałaby powieszonana rynku miasteczka.Powiedziała kilka słów w swoim dziwnym języku, po czym ścisnęła jegopalce i znów zamilkła.Azjatka.Nigdy nie słyszał żadnego orientalnego ję-zyka, ale wiedział, że są dzwięczne i śpiewne.Widocznie wychowała się wjednej z azjatyckich kolonii i teraz wracała myślami do tamtego szczęśliw-szego okresu życia.Wiedział, że to jeden ze sposobów, w jakie rozpacz igraz ludzkim duchem.- Jak mam cię nazywać? - zapytał.Jej jedyną odpowiedzią był zduszony śmiech.- Zatem będziesz Florą -oświadczył.Nie odpowiedziała, ale nie zabrała ręki.- Ona śpiewałaby im, Floro - szepnął z nieoczekiwanie ściśniętym ser-cem.- Moja matka.Trzymała osierocone owieczki i śpiewała im w nocy,kiedy sądziła, że wszyscy śpią.Ja nie szedłem spać i podkradałem się dokuchennych drzwi, żeby posłuchać.Nie wiedziała, że tam jestem.Myślę, żete piosenki utrzymywały je przy życiu tak samo jak mleko, którym je karmi-ła.Kobieta mocno ścisnęła jego palce, a on mówił dalej, na moment za-pominając o czekającej go zgubie, opowiadając o starym kamiennym do-mu, w którym mieszkali, o żeglowaniu z dziadkiem, a nawet o tym, jak razdziadek rozebrał się do naga i wskoczył na grzbiet przepływającego wielo-ryba, pozostawiając Duncana samego w łódce, podczas gdy stary ryczał ześmiechu i śpiewał gaelicką balladę lewiatanowi pozostającemu na po-wierzchni, z dziwnie zadowolonym błyskiem w wielkich czarnych ślepiach.44W końcu, zdawszy sobie sprawę, że od lat nie zwierzał się tak żadnej kobie-cie, Duncan zamilkł i tylko nadal ściskał jej palce w ciemności.Jej dłoń byłapierwszą ciepłą rzeczą, jakiej dotykał od wielu dni.Nagle usłyszał skrzypienie drewna i Flora gwałtownie zabrała rękę.Ktośzbliżał się do zewnętrznych drzwi, niosąc lampę.Duncan cofnął się i wtuliłw kąt.Po chwili klucz obrócił się w zamku, drzwi jego celi się otworzyły istanęli w nich dwaj mężczyzni o twarzach skrytych w mroku.- Kapitan śle wyrazy uszanowania - drwiąco oznajmił jeden.Gdy nachylił się, by wejść do celi, Duncan skulił się przerażony.Kapitanwygrał targi i posłał po swoją nagrodę.Duncan uchylał się i uskakiwał,przez chwilę unikając ciosów, dopóki kopniak w brzuch nie rozciągnął gona podłodze.Spadł na niego grad silnych uderzeń pięściami oraz kopnia-ków w nogi i plecy.Marynarz śmiał się, gdy Duncan daremnie próbowałstawiać opór i unikać kopnięć.Zamierzali pozbawić go przytomności, którąodzyska, dopiero wpadając do wody, zaszyty w płótno.Nagle oprawcę odciągnął jego kompan trzymający w ręku kawałek gru-bej, powiązanej w węzły liny, którą zaczął okładać Duncana.Ten jednak popierwszym uderzeniu nie czuł następnych, tylko słyszał ich odgłos.Wpierwszej chwili pomyślał, że stracił czucie, ale zaraz pojął, że marynarzuderza ściany i podłogę obok niego, głośno go przeklinając.Po chwili prze-stał, upuścił coś obok głowy Duncana, pospiesznie wymamrotał kilka słów iodszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]