[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ich życiorysach nie było żadnych rewelacji.Wszyscy byli robotnikami budowlanymi.Pracowali w różnych firmach, często zmieniając miejsce pracy.Ustalenie zatem, gdzie byli zatrudnieni Pietrzakowie i Kosicki przed trzema laty, nie było zadaniem prostym.Kilku pracowników milicji sumiennie wertowało najrozmaitsze dokumenty i odwiedzało firmy budowlane poszukując śladów zacnej rodzinki.Są teraz chyba najlepszymi specjalistami w sprawach budownictwa nie tylko w Komendzie Wojewódzkiej we Wrocławiu, ale w całej milicji.A jednak ten trud opłacił się.Dzięki tak szerokiemu wywiadowi dowiedziano się, że jesienią 1957 roku Miejskie Przedsiębiorstwo Robót Rozbiórkowych prowadziło duże roboty na terenie śródmieścia.Między innymi rozbierało wypalone bloki przy ulicy Kiełbaśniczej.Jednym z pracowników tego przedsiębiorstwa był wtedy Józef Pietrzak.Udało się też stwierdzić, że Pietrzak pracował w brygadzie zatrudnionej właśnie przy ulicy Kiełbaśniczej.Przedsiębiorstwo, którego celem było nie tyle odgruzowanie miasta, co uzyskiwanie materiałów budowlanych, głównie cegły i żelaza, ze zrujnowanych domów, zakończyło swoją działalność przy ulicy Kiełbaśniczej w połowie listopada 1957 roku.A gazety znalezione w tajemniczym grobie wśród gruzów pochodziły z okresu zaledwie o parę dni późniejszego.Józef Pietrzak doskonale wiedział, że roboty przy Kiełbaśniczej dobiegły końca i że na ten teren nie wkroczą nawet szabrownicy, bo cokolwiek było tam cennego, to już Miejskie Przedsiębiorstwo Robót Rozbiórkowych wywiozło aż do ostatniej cegły, pozostawiając jedynie bezwartościowe hałdy gruzu.Jeśli więc ten człowiek lub jego rodzina mieli coś do ukrycia, najlepszym schowkiem byłyby te gruzy.Praktyka potwierdziła tę teorię.Ciało człowieka, którego szkielet znaleziono w trzy lata później, pochowano w niewielkiej rynnie wygrzebanej wśród rumowiska.Szkielet przykryty był najwyżej trzydziestocentymetrową warstwą cegieł i gruzowiska, a jednak nikt go nieodkrył przez trzy lata.Gdyby nie decyzja budowy nowych bloków przy ulicy Kiełbaśniczej, garstka kości spoczywałaby w swoim prowizorycznym grobie jeszcze długo.Tylko przypadek dopomógł w ujawnieniu tajemnicy.Ale król-przypadek nieraz krzyżował plany ludzi bardziej przebiegłych od rodziny Pietrzaków.Równolegle z wyjaśnieniem przeszłości Pietrzaków i Kosickich milicja z całej Polski prowadziła intensywne poszukiwania Jana Cieślika.Nie dały one jednak żadnego wyniku.Od momentu, kiedy przed więźniem otworzyły się wrota wolności i kiedy podniósł on na poczcie tysiąc złotych swoich oszczędności z książeczki PKO, nikt już go więcej nie widział.Nazwisko to nie figurowało też i w rejestrach zmarłych.Jeżeli człowiek może zginąć jak kamień wrzucony w morze, to Jan Cieślik właśnie w podobny sposób zginął w Polsce.Jak gdyby rozpłynął się w jakiś cudowny sposób w powietrzu.Ale major Krzyżewski nie wierzył w cuda.Dlatego był coraz mocniej przekonany, że tym, co pozostało z byłego więźnia, jest szkielet, który ciągle czekał na wyświetlenie swojej tajemnicy i na chwilę pogrzebu.Major odbył długą konferencję z prokuratorem.Rzecznik oskarżenia miał poważne wątpliwości.- Jeżeli zrobicie rewizję i nic nie znajdziecie, to tylko ostrzeżecie morderców, że szukacie Cieślika lub że znaleźliście jego szkielet.Czy nie lepiej dalej prowadzić dochodzenie w ten sposób, aby sprawcy niczego się nie domyślali?- Nie, panie prokuratorze - oponował oficer milicji - dalsze dochodzenie chyba już niczego nie wyjaśni.Przesłuchaliśmy wiele osób, rozesłaliśmy zdjęcia Cieślika po całej Polsce.Nie mamy żadnych innych poszlak prócz tej, że Józef Pietrzak pracował przy ulicy Kiełbaśniczej.- To bardzo błaha poszlaka - zauważył prokurator - może się odnosić nie do jednego Pietrzaka, lecz do kilkudziesięciu ludzi zatrudnionych wówczas przy tej rozbiórce.- Tak, ale nikt z tych ludzi nie znał Cieślika.- Nie mamy żadnych dowodów, że Pietrzak go znał.- W każdym razie jest bratem Mieczysława Pietrzaka, następcy Cieślika u Barbary Kosickiej.A Kosiccy to jedyny kontakt Cieślika we Wrocławiu.Poza Kosicką i jej bratem oraz kilkoma mieszkańcami domu pod numerem szóstym na Psich Budach w ogóle nikt z naszego miasta nie znał tego człowieka.- A jeżeli pan niczego nie znajdzie w czasie rewizji?- To i tak nie obawiam się, że spłoszę lub ostrzegę Kosicką i jej kochanka.Bo albo są niewinni i po prostu nie będą mieli czego się obawiać, albo nieudana akcja milicji stworzy im miraż pełnej bezkarności.Jakikolwiek jednak będzie wynik rewizji, nie spuszczę oka z tej pary, dopóki nie wyjaśnię całej sprawy.- Nie jestem zbytnio przekonany - stwierdził prokurator.- Mam jeszcze jeden argument przemawiający za dokonaniem rewizji - bronił się major Krzyżewski.- Od chwili zaginięcia Cieślika upłynęły trzy lata.Przez ten czas nikt, nawet milicja, nie interesowała się losami byłego więźnia.Odkrycie szkieletu przy Kiełbaśniczej również nie nabrało rozgłosu.Wtedy bowiem mówiło się głośno, że chodzi o jeszcze jednego Niemca, zabitego w czasie działań wojennych.Dlatego mordercy, którzy prawdopodobnie pilnowali się przez jakiś czas po dokonaniu zbrodni, sądzą dzisiaj, że już im nic nie grozi.Rewizja będzie tym nagłym ciosem, jaki nieraz zadaje bokser, który długo czaił się na ringu i czekał na właściwy moment.- Czego pan spodziewa się po rewizji, co pan chce znaleźć?- Nie wiem - przyznał major - liczę, że znajdziemy jakieś drobiazgi należące niegdyś do Cieślika.Może jego książeczkę PKO, jakieś strzępy dokumentów, przypadkowo zachowanąkartę pocztową? Cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że Cieślik po zwolnieniu z więzienia odwiedził ulicę Psie Budy.- Obawiam się, majorze, że bardziej pan liczy na swoją szczęśliwą gwiazdę i na przypadek, niż opiera się na dotychczasowych wynikach dochodzenia.- Może pan ma i rację, prokuratorze.- Jeżeli ci ludzie złożą zażalenie na przeprowadzoną u nich rewizję, będę musiał gęsto tłumaczyć się przed szefem.- Całą winę proszę wtedy zwalić na mnie, panie prokuratorze.- Łatwo panu mówić.- Nie ma obawy.W tych sferach rewizja, i do tego bezskuteczna, nie plami tarczy herbowej, a przeciwnie, jest przyczynkiem do sławy, że tak zręcznie okpiło się milicję.- No trudno - zgodził się prokurator - zaryzykuję.To mówiąc podpisał nakaz rewizji w mieszkaniu Barbary Kosickiej.- Bardzo dziękuję za zaufanie - major schował cenny dla niego dokument.- Uprzedzam jednak, majorze, że jeżeli rewizja nie dostarczy niewątpliwych dowodów przeciwko Kosickiej czy Pietrzakom, nie dam sankcji na areszt któregokolwiek z nich.Nawet gdyby były dość poważne poszlaki.Muszę mieć dowód.- Niech się pan prokurator nie obawia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.W ich życiorysach nie było żadnych rewelacji.Wszyscy byli robotnikami budowlanymi.Pracowali w różnych firmach, często zmieniając miejsce pracy.Ustalenie zatem, gdzie byli zatrudnieni Pietrzakowie i Kosicki przed trzema laty, nie było zadaniem prostym.Kilku pracowników milicji sumiennie wertowało najrozmaitsze dokumenty i odwiedzało firmy budowlane poszukując śladów zacnej rodzinki.Są teraz chyba najlepszymi specjalistami w sprawach budownictwa nie tylko w Komendzie Wojewódzkiej we Wrocławiu, ale w całej milicji.A jednak ten trud opłacił się.Dzięki tak szerokiemu wywiadowi dowiedziano się, że jesienią 1957 roku Miejskie Przedsiębiorstwo Robót Rozbiórkowych prowadziło duże roboty na terenie śródmieścia.Między innymi rozbierało wypalone bloki przy ulicy Kiełbaśniczej.Jednym z pracowników tego przedsiębiorstwa był wtedy Józef Pietrzak.Udało się też stwierdzić, że Pietrzak pracował w brygadzie zatrudnionej właśnie przy ulicy Kiełbaśniczej.Przedsiębiorstwo, którego celem było nie tyle odgruzowanie miasta, co uzyskiwanie materiałów budowlanych, głównie cegły i żelaza, ze zrujnowanych domów, zakończyło swoją działalność przy ulicy Kiełbaśniczej w połowie listopada 1957 roku.A gazety znalezione w tajemniczym grobie wśród gruzów pochodziły z okresu zaledwie o parę dni późniejszego.Józef Pietrzak doskonale wiedział, że roboty przy Kiełbaśniczej dobiegły końca i że na ten teren nie wkroczą nawet szabrownicy, bo cokolwiek było tam cennego, to już Miejskie Przedsiębiorstwo Robót Rozbiórkowych wywiozło aż do ostatniej cegły, pozostawiając jedynie bezwartościowe hałdy gruzu.Jeśli więc ten człowiek lub jego rodzina mieli coś do ukrycia, najlepszym schowkiem byłyby te gruzy.Praktyka potwierdziła tę teorię.Ciało człowieka, którego szkielet znaleziono w trzy lata później, pochowano w niewielkiej rynnie wygrzebanej wśród rumowiska.Szkielet przykryty był najwyżej trzydziestocentymetrową warstwą cegieł i gruzowiska, a jednak nikt go nieodkrył przez trzy lata.Gdyby nie decyzja budowy nowych bloków przy ulicy Kiełbaśniczej, garstka kości spoczywałaby w swoim prowizorycznym grobie jeszcze długo.Tylko przypadek dopomógł w ujawnieniu tajemnicy.Ale król-przypadek nieraz krzyżował plany ludzi bardziej przebiegłych od rodziny Pietrzaków.Równolegle z wyjaśnieniem przeszłości Pietrzaków i Kosickich milicja z całej Polski prowadziła intensywne poszukiwania Jana Cieślika.Nie dały one jednak żadnego wyniku.Od momentu, kiedy przed więźniem otworzyły się wrota wolności i kiedy podniósł on na poczcie tysiąc złotych swoich oszczędności z książeczki PKO, nikt już go więcej nie widział.Nazwisko to nie figurowało też i w rejestrach zmarłych.Jeżeli człowiek może zginąć jak kamień wrzucony w morze, to Jan Cieślik właśnie w podobny sposób zginął w Polsce.Jak gdyby rozpłynął się w jakiś cudowny sposób w powietrzu.Ale major Krzyżewski nie wierzył w cuda.Dlatego był coraz mocniej przekonany, że tym, co pozostało z byłego więźnia, jest szkielet, który ciągle czekał na wyświetlenie swojej tajemnicy i na chwilę pogrzebu.Major odbył długą konferencję z prokuratorem.Rzecznik oskarżenia miał poważne wątpliwości.- Jeżeli zrobicie rewizję i nic nie znajdziecie, to tylko ostrzeżecie morderców, że szukacie Cieślika lub że znaleźliście jego szkielet.Czy nie lepiej dalej prowadzić dochodzenie w ten sposób, aby sprawcy niczego się nie domyślali?- Nie, panie prokuratorze - oponował oficer milicji - dalsze dochodzenie chyba już niczego nie wyjaśni.Przesłuchaliśmy wiele osób, rozesłaliśmy zdjęcia Cieślika po całej Polsce.Nie mamy żadnych innych poszlak prócz tej, że Józef Pietrzak pracował przy ulicy Kiełbaśniczej.- To bardzo błaha poszlaka - zauważył prokurator - może się odnosić nie do jednego Pietrzaka, lecz do kilkudziesięciu ludzi zatrudnionych wówczas przy tej rozbiórce.- Tak, ale nikt z tych ludzi nie znał Cieślika.- Nie mamy żadnych dowodów, że Pietrzak go znał.- W każdym razie jest bratem Mieczysława Pietrzaka, następcy Cieślika u Barbary Kosickiej.A Kosiccy to jedyny kontakt Cieślika we Wrocławiu.Poza Kosicką i jej bratem oraz kilkoma mieszkańcami domu pod numerem szóstym na Psich Budach w ogóle nikt z naszego miasta nie znał tego człowieka.- A jeżeli pan niczego nie znajdzie w czasie rewizji?- To i tak nie obawiam się, że spłoszę lub ostrzegę Kosicką i jej kochanka.Bo albo są niewinni i po prostu nie będą mieli czego się obawiać, albo nieudana akcja milicji stworzy im miraż pełnej bezkarności.Jakikolwiek jednak będzie wynik rewizji, nie spuszczę oka z tej pary, dopóki nie wyjaśnię całej sprawy.- Nie jestem zbytnio przekonany - stwierdził prokurator.- Mam jeszcze jeden argument przemawiający za dokonaniem rewizji - bronił się major Krzyżewski.- Od chwili zaginięcia Cieślika upłynęły trzy lata.Przez ten czas nikt, nawet milicja, nie interesowała się losami byłego więźnia.Odkrycie szkieletu przy Kiełbaśniczej również nie nabrało rozgłosu.Wtedy bowiem mówiło się głośno, że chodzi o jeszcze jednego Niemca, zabitego w czasie działań wojennych.Dlatego mordercy, którzy prawdopodobnie pilnowali się przez jakiś czas po dokonaniu zbrodni, sądzą dzisiaj, że już im nic nie grozi.Rewizja będzie tym nagłym ciosem, jaki nieraz zadaje bokser, który długo czaił się na ringu i czekał na właściwy moment.- Czego pan spodziewa się po rewizji, co pan chce znaleźć?- Nie wiem - przyznał major - liczę, że znajdziemy jakieś drobiazgi należące niegdyś do Cieślika.Może jego książeczkę PKO, jakieś strzępy dokumentów, przypadkowo zachowanąkartę pocztową? Cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że Cieślik po zwolnieniu z więzienia odwiedził ulicę Psie Budy.- Obawiam się, majorze, że bardziej pan liczy na swoją szczęśliwą gwiazdę i na przypadek, niż opiera się na dotychczasowych wynikach dochodzenia.- Może pan ma i rację, prokuratorze.- Jeżeli ci ludzie złożą zażalenie na przeprowadzoną u nich rewizję, będę musiał gęsto tłumaczyć się przed szefem.- Całą winę proszę wtedy zwalić na mnie, panie prokuratorze.- Łatwo panu mówić.- Nie ma obawy.W tych sferach rewizja, i do tego bezskuteczna, nie plami tarczy herbowej, a przeciwnie, jest przyczynkiem do sławy, że tak zręcznie okpiło się milicję.- No trudno - zgodził się prokurator - zaryzykuję.To mówiąc podpisał nakaz rewizji w mieszkaniu Barbary Kosickiej.- Bardzo dziękuję za zaufanie - major schował cenny dla niego dokument.- Uprzedzam jednak, majorze, że jeżeli rewizja nie dostarczy niewątpliwych dowodów przeciwko Kosickiej czy Pietrzakom, nie dam sankcji na areszt któregokolwiek z nich.Nawet gdyby były dość poważne poszlaki.Muszę mieć dowód.- Niech się pan prokurator nie obawia [ Pobierz całość w formacie PDF ]