[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Michał podrapał się w głowę.- Dobrze.Ale Praga to wielkie miasto.Potrwa, zanim go zdoła-my zlokalizować.Oczywiście zakładając, \e nie prysnął gdzieś dalej.- Ju\ poprosiliśmy o pomoc czeską policję.Wiedzą, \e to sprawapriorytetowa.Musimy przecie\ znalezć przemytnika, zanim go zała-twią ci, przed którymi zwiał, jest jeszcze trochę czasu, poczekamy dojutra.A nu\ praskie gliny coś wywęszą.A ty pogłówkuj, poczytajjeszcze, jeśli znajdziesz trochę czasu.- Właśnie - powiedział Michał przez zaciśnięte zęby.- A pro-pos Czy mógłbyś nie wtrącać się w moje prywatne sprawy?Bzowski spojrzał zdumiony.- O czym ty mówisz?- O czym ja mówię? Nie r\nij głupa, dowódco.Kto dał moje na-miary Dorocie Walberg?- Co ty gadasz.- Sam mnie ściągnąłeś do centrali, kazałeś wyszkolić, więc teraznie traktuj mnie jak jakiegoś idioty bez pojęcia.Wczoraj wspomina-łeś coś o niespodziankach i byłeś bardzo tajemniczy.Dzisiaj ranozjawia się Dorota i opowiada głodne kawałki, jak to mnie namierzyłaza pomocą internetu.Udawałem, \e to kupuję, ale nie myśl sobie, \ena tyle mi rozum odebrało.- Myślałem, \e się ucieszysz - major tym razem był naprawdęzdezorientowany.- Aaziłeś jak struty.śebyś widział swoją minę, kie-dy zamyślony gapiłeś się w okno.Wyglądałeś jak srający kot napuszczy.Gdybym wiedział, \e sobie nie \yczysz.118- Nie \yczę sobie - Michał dalej cedził ka\de słowo - \eby firmaingerowała tak głęboko w moje \ycie.Ale.No dobra - zlitował sięwreszcie nad wyraznie zbitym z tropu przeło\onym.Szerokim ge-stem wyciągnął prawą dłoń.- Dzięki, stary.Sam nigdy bym się niezdecydował, \eby.Niewa\ne.Dzięki.Bzowskiemu wyraznie ul\yło.- Masz u mnie dobre piwo - dodał Michał - i to niejedno.Jak tyl-ko będzie trochę więcej luzu.- Dobra.Tylko tym razem bez browarowych opowieści.Twójzajob na tym punkcie nie był wcale ostatnią przyczyną, która skłoniłamnie do złamania \elaznych zasad.Miałem nadzieję, \e obecność pa-ni Walberg coś pomo\e.Kobieta z przera\eniem patrzyła na intruza.Wdarł się do domuprzemocą, prawie wbił ją w ścianę, kiedy pchnął drzwi.A teraz trzy-mał nó\ przy buzi zalęknionego ośmiolatka.- Skąd mam wiedzieć, gdzie się ten skurczybyk podział? - po-wtórzyła to piąty czy szósty raz.- Radzę pomyśleć - warknął Saszka.Chwycił mocniej chłopca.-Bo zabiję szczeniaka! Nie za stara jesteś na takie małe dziecko?- To wnuk - szepnęła.- Zwietnie - zarechotał mę\czyzna.- Podobno wnuki kocha siębardziej ni\ dzieci.Najpierw poka\ę ci, suko, jak wyglądają ząbki zprawej strony mordeczki tego szkraba, potem z lewej, a pózniej wy-myślimy coś ciekawego.- Nie rób mu krzywdy - zbladła, z oczu popłynęły jej łzy.- Powiedz, gdzie się urwał twój stary, a pójdę sobie i więcej mnienie zobaczysz.- Pytali o niego ju\ rano.Czego wszyscy chcecie?- Kto pytał? - Saszka drgnął.Nagły ruch sprawił, \e ostrze no\adrasnęło delikatną skórę dziecka.Pociekła stru\ka krwi.Kobieta pa-trzyła bezradnie.119- Policjanci.- Co im powiedziałaś?- To samo, co tobie.Nie wiem.gdzie uciekł.Pewnie do Pragi.- Do jakichś znajomych?- Do kochanicy! Kurwę sobie tam przygruchał.- Jej adres!Popatrzyła na niego jak na szaleńca.Saszka nie miał wielkiej na-dziei, \e \ona śyły będzie znała namiary metresy mę\a, ale nie za-szkodziło spróbować.- Dobra - powiedział.- Nie było pytania.Co mo\esz jeszcze po-wiedzieć?- Gówno.Franek cale \ycie był gówno wart, to i tyle mo\na onim powiedzieć.Szlajał się tylko gdzie popadło z ró\nymi podej-rzanymi typami.Dzieci narobił, a potem skąpił na utrzymanie, cho-cia\ sam forsą srał.A jak go potem przycisnęło, przypomniał sobienagle o rodzinie.Siedział nawet na tyłku rok czy dwa, póki znów gonie poniosło.Saszka pomyślał, \e powinien w tym momencie zacząć odczuwaćwyrzuty sumienia, bo sam przecie\ skaptował śyłę do roboty.Uśmiechnął się w duchu.Najpierw musiałby w ogóle mieć coś takie-go jak sumienie.- Praga, mówisz.A jak nie u kochanki, to u kogo mógłby być?- Nie wiem.- urwała widząc, \e nó\ mocniej napiera na poli-czek dziecka.- Ma paru znajomych.Ale wiem tylko o jednym.- Gadaj!- Ma na imię Petr.Nie wiem jak nazwisko, ale wołają go Pilma.Mieszka w dzielnicy śi\kov albo Nove Mesto.Raz w \yciu starymnie tam zabrał, ze dwadzieścia lat ju\ będzie.Nie wiem nawet, czyten Pilma jeszcze \yje.- Psom o tym powiedziałaś?- Nie pytali.Saszka kiwnął głową z zadowoleniem.Pchnął chłopca na kobie-tę.Chwyciła go w objęcia, zaczęła wycierać zakrwawioną twarzycz-kę.Walas patrzył obojętnie.120- Mnie tu nie było, rozumiesz? Jeśli komuś o mnie wspomnisz,mogę wrócić i dokończyć robotę.Pozdrowić od ciebie Franciszka,jak go znajdę?- Mam go gdzieś - warknęła.- Tak samo jak on mnie i dzieciaki.Mo\esz mu nawet mordę ober\nąć, co mi do tego.- Kochająca rodzinka - zauwa\ył cierpko Saszka.- Naprawdę niemartwisz się o mę\a?- Pies z nim tańcował.Mę\czyzna wzruszył ramionami.Wyszedł na brudny korytarzstarego domu.Cuchnęło kocim moczem i rzygowinami.Saszkauśmiechnął się triumfalnie.Od wczoraj, od chwili kiedy zrozumiał, oco chodzi Aazarzowi, wstąpił weń nowy duch.Miguła nie przyjechałpoliczyć się z nim za konszachty z Rosjanami i za wyprzedawaniełupów zadołowanych w latach osiemdziesiątych.Było coś wa\-niejszego, co czekało od ponad ćwierćwiecza na swój czas.Aazarznajwyrazniej uznał, \e ów czas nadszedł.- Przeczytałeś do końca opracowanie? - Bzowski spojrzał na Mi-chała znad sterty papierów.- Dobra, nie odpowiadaj, Jeleń na ryko-wisku te\ nie zajmuje się poglądową analizą układu wnyków w za-gajnikach.Nie ma się o co obra\ać.Porównanie jak porównanie.- Nie obra\am się.A materiał przejrzałem dokładnie.Nie mamosiemnastu lat, \eby seks zupełnie zaćmił mi umysł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Michał podrapał się w głowę.- Dobrze.Ale Praga to wielkie miasto.Potrwa, zanim go zdoła-my zlokalizować.Oczywiście zakładając, \e nie prysnął gdzieś dalej.- Ju\ poprosiliśmy o pomoc czeską policję.Wiedzą, \e to sprawapriorytetowa.Musimy przecie\ znalezć przemytnika, zanim go zała-twią ci, przed którymi zwiał, jest jeszcze trochę czasu, poczekamy dojutra.A nu\ praskie gliny coś wywęszą.A ty pogłówkuj, poczytajjeszcze, jeśli znajdziesz trochę czasu.- Właśnie - powiedział Michał przez zaciśnięte zęby.- A pro-pos Czy mógłbyś nie wtrącać się w moje prywatne sprawy?Bzowski spojrzał zdumiony.- O czym ty mówisz?- O czym ja mówię? Nie r\nij głupa, dowódco.Kto dał moje na-miary Dorocie Walberg?- Co ty gadasz.- Sam mnie ściągnąłeś do centrali, kazałeś wyszkolić, więc teraznie traktuj mnie jak jakiegoś idioty bez pojęcia.Wczoraj wspomina-łeś coś o niespodziankach i byłeś bardzo tajemniczy.Dzisiaj ranozjawia się Dorota i opowiada głodne kawałki, jak to mnie namierzyłaza pomocą internetu.Udawałem, \e to kupuję, ale nie myśl sobie, \ena tyle mi rozum odebrało.- Myślałem, \e się ucieszysz - major tym razem był naprawdęzdezorientowany.- Aaziłeś jak struty.śebyś widział swoją minę, kie-dy zamyślony gapiłeś się w okno.Wyglądałeś jak srający kot napuszczy.Gdybym wiedział, \e sobie nie \yczysz.118- Nie \yczę sobie - Michał dalej cedził ka\de słowo - \eby firmaingerowała tak głęboko w moje \ycie.Ale.No dobra - zlitował sięwreszcie nad wyraznie zbitym z tropu przeło\onym.Szerokim ge-stem wyciągnął prawą dłoń.- Dzięki, stary.Sam nigdy bym się niezdecydował, \eby.Niewa\ne.Dzięki.Bzowskiemu wyraznie ul\yło.- Masz u mnie dobre piwo - dodał Michał - i to niejedno.Jak tyl-ko będzie trochę więcej luzu.- Dobra.Tylko tym razem bez browarowych opowieści.Twójzajob na tym punkcie nie był wcale ostatnią przyczyną, która skłoniłamnie do złamania \elaznych zasad.Miałem nadzieję, \e obecność pa-ni Walberg coś pomo\e.Kobieta z przera\eniem patrzyła na intruza.Wdarł się do domuprzemocą, prawie wbił ją w ścianę, kiedy pchnął drzwi.A teraz trzy-mał nó\ przy buzi zalęknionego ośmiolatka.- Skąd mam wiedzieć, gdzie się ten skurczybyk podział? - po-wtórzyła to piąty czy szósty raz.- Radzę pomyśleć - warknął Saszka.Chwycił mocniej chłopca.-Bo zabiję szczeniaka! Nie za stara jesteś na takie małe dziecko?- To wnuk - szepnęła.- Zwietnie - zarechotał mę\czyzna.- Podobno wnuki kocha siębardziej ni\ dzieci.Najpierw poka\ę ci, suko, jak wyglądają ząbki zprawej strony mordeczki tego szkraba, potem z lewej, a pózniej wy-myślimy coś ciekawego.- Nie rób mu krzywdy - zbladła, z oczu popłynęły jej łzy.- Powiedz, gdzie się urwał twój stary, a pójdę sobie i więcej mnienie zobaczysz.- Pytali o niego ju\ rano.Czego wszyscy chcecie?- Kto pytał? - Saszka drgnął.Nagły ruch sprawił, \e ostrze no\adrasnęło delikatną skórę dziecka.Pociekła stru\ka krwi.Kobieta pa-trzyła bezradnie.119- Policjanci.- Co im powiedziałaś?- To samo, co tobie.Nie wiem.gdzie uciekł.Pewnie do Pragi.- Do jakichś znajomych?- Do kochanicy! Kurwę sobie tam przygruchał.- Jej adres!Popatrzyła na niego jak na szaleńca.Saszka nie miał wielkiej na-dziei, \e \ona śyły będzie znała namiary metresy mę\a, ale nie za-szkodziło spróbować.- Dobra - powiedział.- Nie było pytania.Co mo\esz jeszcze po-wiedzieć?- Gówno.Franek cale \ycie był gówno wart, to i tyle mo\na onim powiedzieć.Szlajał się tylko gdzie popadło z ró\nymi podej-rzanymi typami.Dzieci narobił, a potem skąpił na utrzymanie, cho-cia\ sam forsą srał.A jak go potem przycisnęło, przypomniał sobienagle o rodzinie.Siedział nawet na tyłku rok czy dwa, póki znów gonie poniosło.Saszka pomyślał, \e powinien w tym momencie zacząć odczuwaćwyrzuty sumienia, bo sam przecie\ skaptował śyłę do roboty.Uśmiechnął się w duchu.Najpierw musiałby w ogóle mieć coś takie-go jak sumienie.- Praga, mówisz.A jak nie u kochanki, to u kogo mógłby być?- Nie wiem.- urwała widząc, \e nó\ mocniej napiera na poli-czek dziecka.- Ma paru znajomych.Ale wiem tylko o jednym.- Gadaj!- Ma na imię Petr.Nie wiem jak nazwisko, ale wołają go Pilma.Mieszka w dzielnicy śi\kov albo Nove Mesto.Raz w \yciu starymnie tam zabrał, ze dwadzieścia lat ju\ będzie.Nie wiem nawet, czyten Pilma jeszcze \yje.- Psom o tym powiedziałaś?- Nie pytali.Saszka kiwnął głową z zadowoleniem.Pchnął chłopca na kobie-tę.Chwyciła go w objęcia, zaczęła wycierać zakrwawioną twarzycz-kę.Walas patrzył obojętnie.120- Mnie tu nie było, rozumiesz? Jeśli komuś o mnie wspomnisz,mogę wrócić i dokończyć robotę.Pozdrowić od ciebie Franciszka,jak go znajdę?- Mam go gdzieś - warknęła.- Tak samo jak on mnie i dzieciaki.Mo\esz mu nawet mordę ober\nąć, co mi do tego.- Kochająca rodzinka - zauwa\ył cierpko Saszka.- Naprawdę niemartwisz się o mę\a?- Pies z nim tańcował.Mę\czyzna wzruszył ramionami.Wyszedł na brudny korytarzstarego domu.Cuchnęło kocim moczem i rzygowinami.Saszkauśmiechnął się triumfalnie.Od wczoraj, od chwili kiedy zrozumiał, oco chodzi Aazarzowi, wstąpił weń nowy duch.Miguła nie przyjechałpoliczyć się z nim za konszachty z Rosjanami i za wyprzedawaniełupów zadołowanych w latach osiemdziesiątych.Było coś wa\-niejszego, co czekało od ponad ćwierćwiecza na swój czas.Aazarznajwyrazniej uznał, \e ów czas nadszedł.- Przeczytałeś do końca opracowanie? - Bzowski spojrzał na Mi-chała znad sterty papierów.- Dobra, nie odpowiadaj, Jeleń na ryko-wisku te\ nie zajmuje się poglądową analizą układu wnyków w za-gajnikach.Nie ma się o co obra\ać.Porównanie jak porównanie.- Nie obra\am się.A materiał przejrzałem dokładnie.Nie mamosiemnastu lat, \eby seks zupełnie zaćmił mi umysł [ Pobierz całość w formacie PDF ]