[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słyszałam, że w domu robi nawet hydraulikę.- Na obliczu Barbarypojawił się wyraz zamyślenia.- To mężczyzna, na którego można liczyć.Naprawdę z niej szczęściara.- Wyprostowała się.- Więc zawsze będzieszmogła jego poprosić, on się na wszystkim zna.- Barbara, jeśli tak bardzo ci doskwiera posiadanie domu, to gosprzedaj - poradziła Quinn. I przestań podrywać żonatych elektryków ihydraulików.Niewykluczone, że i mechaników".- Nie mogę.To był dom moich rodziców.A poza tym to wspaniałainwestycja.- Mogłabyś chodzić na wieczorowe kursy hydrauliki - zasugerowałaponaousladanscQuinn.Barbara wycofała się, znowu zrobiła się plastikowa.- Chodzę na wieczorowe kursy inwestowania.Musisz wypełnić teformularze i dołączyć odpowiednie dokumenty.Quinn słuchała niezbyt uważnie, bo zastanawiała się, czy powinnapoinformować Darlę o zainteresowaniu Barbary Maksem.Pewno nie, bowłaściwie nie było konkretnych podstaw; Barbara nie podjeżdżałaprzecież co chwila pod stację ani nic takiego.Tydzień temu życie było znacznie prostsze.Praca wszkole,mieszkanie, przyjazń z Nickiem.Przez chwilę poczuła sięzagubiona, tęskniła za nim, choć jej unikał - ale tydzień temu był takżeBill, a nie było Katie.Barbara wskazywała na jakiś formularz idealnie ukształtowanymróżowym paznokciem.- Wypełnij te rubryki i podpisz tutaj.Chcesz o coś zapytać?Zapytać.Jeśli dokładnie w tym miejscu podpisze, będzie miałasześćdziesiąt trzy tysiące długu i postrada większość swoichoszczędności.Ale będzie także wolna.Dorosła kobieta, która jest właścicielkądomu.I kanapy.- Nie mam pytań.Jestem pewna, że postępuję słusznie.W drodzepowrotnej do szkoły wstąpiła do jedynego sklepu meblowego w Tibbett ikupiła wielkie, solidne, dębowe łoże z czterema kolumienkami.Po starymwąskim łóżeczku w domu rodziców, po podwójnym łóżku, które dzieliła zBillem, to wyglądało jak boisko futbolowe ze złotego dębu.Tysiąc dwie-ście dolarów to było dość dużo jak na impuls, który jednak wydawał sięponaousladansctak słuszny, że się nawet nie zawahała.Miała pewne plany związane ztym łożem.Tego popołudnia po zajęciach w szkole Bill siedział na skrajuławeczki do podnoszenia ciężarów, podczas gdy Bobby kończyłćwiczenia, i zmagał się z tą samą myślą, z którą szarpał się przez całydzień: Quinn kupuje dom.Spotkał ją- przecież wyczekiwał na nią pod drzwiami pracowniartystycznej - kiedy wróciła z tej wyprawy podczas przerwy.Powiedziałpogodnie, jakby w dalszym ciągu byli razem, bo zresztą byli, ta sytuacjabyła jedynie tymczasowa:- Dokąd chodziłaś, młoda damo?- A ona popatrzyła na niego bez uśmiechu i odpowiedziała:- Do banku.Kupuję dom.Dom.Na samą myśl o tym robiło mu się niedobrze.A potemdowiedział się, że chodzi o ten stary, rozpadający się budynek przy AppleStreet.Stary dom w starej dzielnicy, za daleko od szkoły, żeby ich dziecimogły chodzić pieszo.O czym ona myśli?- Olbrzymie, nie wydajesz się szczęśliwy.- CD w zielonymmarkowym dresie podszedł bliżej.Bill zamknął oczy i pomyślał: Bobby,odejdz, zanim na ciebie nadepnę".Zawsze tak mawiała Quinn: To takagnida, że ma się ochotę na niego nadepnąć".Kiedyś zapytała: Nie maszochoty dać mu w gębę, kiedy nazywa cię Olbrzymem?", a on odpowie-dział: Nie, oczywiście, że nie, jest przecież mniejszy ode mnie".Pozatym biedny Bobby niewiele miał z życia.W tym momencie Bill naglesobie uświadomił, jakie będzie jego własne życie bez Quinn - dokładnietakie jak Bobby'ego - ale natychmiast odepchnął tę myśl.To w ogóle nieponaousladanscwchodzi w grę.Bobby usiadł koło niego, szyję miał owiniętą ręcznikiem w kolorzedresu; jego oczy znalazły się na wysokości ramion Billa.- Ciągle kłopoty z kobietą, co? - zapytał, a Bill miał ochotę trzasnąćgo łokciem w nos.Ot, taka przelotna myśl, bo przecież nigdy tego niezrobi.- Nie można żyć z nimi, nie można żyć bez nich.Co to niby miało znaczyć? %7łycie z Quinn nie sprawiało mu żadnychkłopotów.A na pewno nie zamierzał żyć bez niej.- Nie możesz pozwolić, żeby to wpłynęło na drużynę -kontynuowałBobby.- Ze względu na chłopaków musisz być w dobrej formie.Bill popatrzył na niego.- Chcesz mi powiedzieć, że zle prowadzę treningi?- Skąd! - Bobby wstał.- Nic podobnego, jesteś najlepszy, wszyscy otym wiemy.- Zamyślił się.- Chociaż dzisiaj przegraliśmy.Co nie znaczy,że mam pretensje. Co za kretyn!" - mawiała Quinn.I miała rację.- A przecież odpowiednie podejście jest najważniejsze, prawda,Olbrzymie? I powiedzmy sobie szczerze, twoja postawa nie jest taka jakdawniej.- Bobby usadowił się na wyściełanej szkarłatnej ławie, po prostuświatowiec podnoszenia ciężarów.- Nie chciałbym dodawać ci stresu, alepieniądze.- Wiem.Drużyna wypadnie świetnie.Każdy czasami przegrywa.- Nie chodzi tylko o pieniądze.- Głos Bobby'ego stracił całąpyszałkowatość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Słyszałam, że w domu robi nawet hydraulikę.- Na obliczu Barbarypojawił się wyraz zamyślenia.- To mężczyzna, na którego można liczyć.Naprawdę z niej szczęściara.- Wyprostowała się.- Więc zawsze będzieszmogła jego poprosić, on się na wszystkim zna.- Barbara, jeśli tak bardzo ci doskwiera posiadanie domu, to gosprzedaj - poradziła Quinn. I przestań podrywać żonatych elektryków ihydraulików.Niewykluczone, że i mechaników".- Nie mogę.To był dom moich rodziców.A poza tym to wspaniałainwestycja.- Mogłabyś chodzić na wieczorowe kursy hydrauliki - zasugerowałaponaousladanscQuinn.Barbara wycofała się, znowu zrobiła się plastikowa.- Chodzę na wieczorowe kursy inwestowania.Musisz wypełnić teformularze i dołączyć odpowiednie dokumenty.Quinn słuchała niezbyt uważnie, bo zastanawiała się, czy powinnapoinformować Darlę o zainteresowaniu Barbary Maksem.Pewno nie, bowłaściwie nie było konkretnych podstaw; Barbara nie podjeżdżałaprzecież co chwila pod stację ani nic takiego.Tydzień temu życie było znacznie prostsze.Praca wszkole,mieszkanie, przyjazń z Nickiem.Przez chwilę poczuła sięzagubiona, tęskniła za nim, choć jej unikał - ale tydzień temu był takżeBill, a nie było Katie.Barbara wskazywała na jakiś formularz idealnie ukształtowanymróżowym paznokciem.- Wypełnij te rubryki i podpisz tutaj.Chcesz o coś zapytać?Zapytać.Jeśli dokładnie w tym miejscu podpisze, będzie miałasześćdziesiąt trzy tysiące długu i postrada większość swoichoszczędności.Ale będzie także wolna.Dorosła kobieta, która jest właścicielkądomu.I kanapy.- Nie mam pytań.Jestem pewna, że postępuję słusznie.W drodzepowrotnej do szkoły wstąpiła do jedynego sklepu meblowego w Tibbett ikupiła wielkie, solidne, dębowe łoże z czterema kolumienkami.Po starymwąskim łóżeczku w domu rodziców, po podwójnym łóżku, które dzieliła zBillem, to wyglądało jak boisko futbolowe ze złotego dębu.Tysiąc dwie-ście dolarów to było dość dużo jak na impuls, który jednak wydawał sięponaousladansctak słuszny, że się nawet nie zawahała.Miała pewne plany związane ztym łożem.Tego popołudnia po zajęciach w szkole Bill siedział na skrajuławeczki do podnoszenia ciężarów, podczas gdy Bobby kończyłćwiczenia, i zmagał się z tą samą myślą, z którą szarpał się przez całydzień: Quinn kupuje dom.Spotkał ją- przecież wyczekiwał na nią pod drzwiami pracowniartystycznej - kiedy wróciła z tej wyprawy podczas przerwy.Powiedziałpogodnie, jakby w dalszym ciągu byli razem, bo zresztą byli, ta sytuacjabyła jedynie tymczasowa:- Dokąd chodziłaś, młoda damo?- A ona popatrzyła na niego bez uśmiechu i odpowiedziała:- Do banku.Kupuję dom.Dom.Na samą myśl o tym robiło mu się niedobrze.A potemdowiedział się, że chodzi o ten stary, rozpadający się budynek przy AppleStreet.Stary dom w starej dzielnicy, za daleko od szkoły, żeby ich dziecimogły chodzić pieszo.O czym ona myśli?- Olbrzymie, nie wydajesz się szczęśliwy.- CD w zielonymmarkowym dresie podszedł bliżej.Bill zamknął oczy i pomyślał: Bobby,odejdz, zanim na ciebie nadepnę".Zawsze tak mawiała Quinn: To takagnida, że ma się ochotę na niego nadepnąć".Kiedyś zapytała: Nie maszochoty dać mu w gębę, kiedy nazywa cię Olbrzymem?", a on odpowie-dział: Nie, oczywiście, że nie, jest przecież mniejszy ode mnie".Pozatym biedny Bobby niewiele miał z życia.W tym momencie Bill naglesobie uświadomił, jakie będzie jego własne życie bez Quinn - dokładnietakie jak Bobby'ego - ale natychmiast odepchnął tę myśl.To w ogóle nieponaousladanscwchodzi w grę.Bobby usiadł koło niego, szyję miał owiniętą ręcznikiem w kolorzedresu; jego oczy znalazły się na wysokości ramion Billa.- Ciągle kłopoty z kobietą, co? - zapytał, a Bill miał ochotę trzasnąćgo łokciem w nos.Ot, taka przelotna myśl, bo przecież nigdy tego niezrobi.- Nie można żyć z nimi, nie można żyć bez nich.Co to niby miało znaczyć? %7łycie z Quinn nie sprawiało mu żadnychkłopotów.A na pewno nie zamierzał żyć bez niej.- Nie możesz pozwolić, żeby to wpłynęło na drużynę -kontynuowałBobby.- Ze względu na chłopaków musisz być w dobrej formie.Bill popatrzył na niego.- Chcesz mi powiedzieć, że zle prowadzę treningi?- Skąd! - Bobby wstał.- Nic podobnego, jesteś najlepszy, wszyscy otym wiemy.- Zamyślił się.- Chociaż dzisiaj przegraliśmy.Co nie znaczy,że mam pretensje. Co za kretyn!" - mawiała Quinn.I miała rację.- A przecież odpowiednie podejście jest najważniejsze, prawda,Olbrzymie? I powiedzmy sobie szczerze, twoja postawa nie jest taka jakdawniej.- Bobby usadowił się na wyściełanej szkarłatnej ławie, po prostuświatowiec podnoszenia ciężarów.- Nie chciałbym dodawać ci stresu, alepieniądze.- Wiem.Drużyna wypadnie świetnie.Każdy czasami przegrywa.- Nie chodzi tylko o pieniądze.- Głos Bobby'ego stracił całąpyszałkowatość [ Pobierz całość w formacie PDF ]