[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarz jej płonęła z podniecenia tak samo jak jegopoliczki; lekko zmarszczywszy brwi, Aucja spojrzała w kierunku kapelusza, obładowanegopiórami, spod którego wydostała się owa uwaga.Nie, to nie było szczęście.Prawda, że każdyuczeń otrzymał nagrodę - mówiono, że brat William miał korzystną umowę z pewnym250londyńskim księgarzem."Bill ma głowę na karku!" - miał raz wykrzyknąć Ramford.Prawdateż, że nazwisko każdego chłopca figurowało na elegancko wydrukowanej liście nagród wprospekcie, chociażby tylko w rubryce: "Czwarta nagroda za grę na fortepianie" lub "Piątanagroda na dobre zachowanie".Co to ma jednak do rzeczy? A jakkolwiek w złośliwej uwadzeRamforda mogła tkwić prawda, to na pewno nie szczęście zerwało dla Piotrusia te pierwszeowoce z drzewa wiedzy, i nie samo też szczęście zdobyło mu przywilej deklamowania znależytą gestykulacją utworu: "Pogrzeb Sir Johnna Moore" - przed tym samym eleganckoubranym audytorium.W tydzień pózniej "Laughtown Courier" napisał: "Czarującymłodzieniec wykazał niewątpliwy talent mimiczny, a za rzęsiste oklaski podziękowałwytwornym ukłonem".A Aucja zachowała ten tak drogi jej sercu wycinek gazety, który zbiegiem lat pożółkł.Grał też w orkiestrze szkolnej "Uwerturę" Webera - a jakkolwiek nie spełniło się jegomarzenie co do wielkiego bębna, w który walił tęgi Hiszpan w okularach, to jednakpowierzono mu piccolo - zdaniem Aucji instrument znacznie odpowiedniejszy.Pochłaniałaoczyma wdzięczną zręczność jego palców, dotykających kolejno klapek instrumentu iwydawało się jej, że wszystkie wątłe dzwięki orkiestry wydobywały się jedynie z jegowydętych policzków.Po tym popisie brat William życzliwie położył rękę na głowie Piotrusia i w przelociepowiedział: "Jesteśmy dumni z tego chłopca".Także brat Alojzy, stojący w głębi sali, utkwiłw niej swe oczy czarne jak tarki i mruknął:- Prawdziwa przyjemność uczyć pani syna - tym zaakcentowaniem nadając swymsłowom specjalne znaczenie i czyniąc jej triumf bardziej osobistym.Z wysoko podniesioną głową, poddając twarz chłodnemu powiewowi nocy, z sercemrozśpiewanym radością wracała po skończonej ceremonii do Hotelu Lang, natarczywiepolecanego jej przez zakonników."Bardzo zacna niewiasta, ta wdowa Lang!" Zachwyt tenbył zrozumiały, gdyż jej czterech synów pobierało nauki w zakładzie klasztornym.Aucja mało spała owej nocy, a nazajutrz rano, zabierając Piotrusia na wakacje, dumniespoglądała na niego w wagonie, z rozmarzeniem myśląc o jego przyszłych triumfach, którestaną się również jej triumfami.251Tak, taki był początek, wspaniale potwierdzony przez dalsze lata.Piotruś zapowiadałsię doskonale i dlatego utrzymanie chłopca w zakładzie stało się celem jej życia.Powściągliwie mówiła o jego postępach, bo będąc czułą matką, nie była jednak głupia.Przekonała się też, że szkoła była doskonałym zakładem, najlepszym, na jaki mogła sobiepozwolić, a opłata roczna wynosząca okrągło czterdzieści funtów, dała się pomieścić wramach jej szczupłego budżetu.Wiedziała też, że dyscyplina i regularny tryb życia służyłyPiotrusiowi, który rozwijał się doskonale zarówno pod względem siły, jak i wzrostu.Obawa ojego zdrowie - zawsze uważała jego płuca za "niezbyt silne" - wciąż czaiła się jak upiór nadnie jej myśli, a chociaż Aucja nie chciała przyznać się do tego lęku, to jednak z nieopisanąradością stwierdzała, że syn jej rozwija się normalnie.Powoli z naiwnego dzieciaka zkuleczkami do gry w kieszeniach stał się wyrośniętym chłopcem, wciąż pełnym wdzięku,który jednak niszczył ubranie, nosił piąty numer butów i ze stanowczą miną śpiewał podczaskażdorazowych wakacji tradycyjną piosenkę:Precz z łaciną, precz z algebrą,skończyły się nasze trudy,teraz już za skarby świata,nie wrócimy do tej budy!Po tym chłopięcym okresie przeobraził się w szczupłego młodzieńca zawstydzonegomutacją głosu, który zauważył jednak przy sposobności, że byłoby dla niego wskazane nosićdługie spodnie.A wszystkie te zmiany dokonały się w jej oczach z powolną precyzjąnieuniknionego następstwa rzeczy.Wiedziała, że to wszystko musi się dokonać, a ponieważ dokonywało się stopniowo iw pożądanym kierunku, więc nie czuła się zaniepokojona.Jej przywiązanie do syna stało sięmieszaniną miłości i oddania.Był teraz wysokim, sympatycznym młodzieńcem,powściągliwym w obejściu, który od czasu do czasu lubił przeglądać się w lustrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Twarz jej płonęła z podniecenia tak samo jak jegopoliczki; lekko zmarszczywszy brwi, Aucja spojrzała w kierunku kapelusza, obładowanegopiórami, spod którego wydostała się owa uwaga.Nie, to nie było szczęście.Prawda, że każdyuczeń otrzymał nagrodę - mówiono, że brat William miał korzystną umowę z pewnym250londyńskim księgarzem."Bill ma głowę na karku!" - miał raz wykrzyknąć Ramford.Prawdateż, że nazwisko każdego chłopca figurowało na elegancko wydrukowanej liście nagród wprospekcie, chociażby tylko w rubryce: "Czwarta nagroda za grę na fortepianie" lub "Piątanagroda na dobre zachowanie".Co to ma jednak do rzeczy? A jakkolwiek w złośliwej uwadzeRamforda mogła tkwić prawda, to na pewno nie szczęście zerwało dla Piotrusia te pierwszeowoce z drzewa wiedzy, i nie samo też szczęście zdobyło mu przywilej deklamowania znależytą gestykulacją utworu: "Pogrzeb Sir Johnna Moore" - przed tym samym eleganckoubranym audytorium.W tydzień pózniej "Laughtown Courier" napisał: "Czarującymłodzieniec wykazał niewątpliwy talent mimiczny, a za rzęsiste oklaski podziękowałwytwornym ukłonem".A Aucja zachowała ten tak drogi jej sercu wycinek gazety, który zbiegiem lat pożółkł.Grał też w orkiestrze szkolnej "Uwerturę" Webera - a jakkolwiek nie spełniło się jegomarzenie co do wielkiego bębna, w który walił tęgi Hiszpan w okularach, to jednakpowierzono mu piccolo - zdaniem Aucji instrument znacznie odpowiedniejszy.Pochłaniałaoczyma wdzięczną zręczność jego palców, dotykających kolejno klapek instrumentu iwydawało się jej, że wszystkie wątłe dzwięki orkiestry wydobywały się jedynie z jegowydętych policzków.Po tym popisie brat William życzliwie położył rękę na głowie Piotrusia i w przelociepowiedział: "Jesteśmy dumni z tego chłopca".Także brat Alojzy, stojący w głębi sali, utkwiłw niej swe oczy czarne jak tarki i mruknął:- Prawdziwa przyjemność uczyć pani syna - tym zaakcentowaniem nadając swymsłowom specjalne znaczenie i czyniąc jej triumf bardziej osobistym.Z wysoko podniesioną głową, poddając twarz chłodnemu powiewowi nocy, z sercemrozśpiewanym radością wracała po skończonej ceremonii do Hotelu Lang, natarczywiepolecanego jej przez zakonników."Bardzo zacna niewiasta, ta wdowa Lang!" Zachwyt tenbył zrozumiały, gdyż jej czterech synów pobierało nauki w zakładzie klasztornym.Aucja mało spała owej nocy, a nazajutrz rano, zabierając Piotrusia na wakacje, dumniespoglądała na niego w wagonie, z rozmarzeniem myśląc o jego przyszłych triumfach, którestaną się również jej triumfami.251Tak, taki był początek, wspaniale potwierdzony przez dalsze lata.Piotruś zapowiadałsię doskonale i dlatego utrzymanie chłopca w zakładzie stało się celem jej życia.Powściągliwie mówiła o jego postępach, bo będąc czułą matką, nie była jednak głupia.Przekonała się też, że szkoła była doskonałym zakładem, najlepszym, na jaki mogła sobiepozwolić, a opłata roczna wynosząca okrągło czterdzieści funtów, dała się pomieścić wramach jej szczupłego budżetu.Wiedziała też, że dyscyplina i regularny tryb życia służyłyPiotrusiowi, który rozwijał się doskonale zarówno pod względem siły, jak i wzrostu.Obawa ojego zdrowie - zawsze uważała jego płuca za "niezbyt silne" - wciąż czaiła się jak upiór nadnie jej myśli, a chociaż Aucja nie chciała przyznać się do tego lęku, to jednak z nieopisanąradością stwierdzała, że syn jej rozwija się normalnie.Powoli z naiwnego dzieciaka zkuleczkami do gry w kieszeniach stał się wyrośniętym chłopcem, wciąż pełnym wdzięku,który jednak niszczył ubranie, nosił piąty numer butów i ze stanowczą miną śpiewał podczaskażdorazowych wakacji tradycyjną piosenkę:Precz z łaciną, precz z algebrą,skończyły się nasze trudy,teraz już za skarby świata,nie wrócimy do tej budy!Po tym chłopięcym okresie przeobraził się w szczupłego młodzieńca zawstydzonegomutacją głosu, który zauważył jednak przy sposobności, że byłoby dla niego wskazane nosićdługie spodnie.A wszystkie te zmiany dokonały się w jej oczach z powolną precyzjąnieuniknionego następstwa rzeczy.Wiedziała, że to wszystko musi się dokonać, a ponieważ dokonywało się stopniowo iw pożądanym kierunku, więc nie czuła się zaniepokojona.Jej przywiązanie do syna stało sięmieszaniną miłości i oddania.Był teraz wysokim, sympatycznym młodzieńcem,powściągliwym w obejściu, który od czasu do czasu lubił przeglądać się w lustrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]