[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyglądała się wiszącym na białej ścianie fotografiom DianęArbus i Ansel Adams, najwyrazniej to byli jego idole.Podwójne łóżko było ładnie udekorowane, pokryte granatowo - białą narzutą, na niej,pomiędzy mnóstwem granatowych poduszek, leżały dwie jaskrawoczerwone, ozdobionecekinami.Ciekawe kto wstawił tutaj te błyskotki?Jego była dziewczyna? Dlaczego stylu tej osoby nie widać w salonie? Może zbytdługo nie zagrzała tutaj miejsca?Dość tego.Kimkolwiek ona jest, doskonale porozumiałaby się z moim byłym.Rachael usiadła na skraju łóżka i zadrżała.Zaczynała wariować, ale nic nie mogła nato poradzić.Wyobraznia przeniosła ją w to miejsce, gdzie niemal utonęła, do tej ciemnejwody jeziora Black Rock.Potem warsztat Roya Boba, i ten mężczyzna strzelający do nich.Wkońcu Slipper Hollow, grad kul, śmierć, przerażenie na ich twarzach.Gdyby nie umiejętności Jacka, mogło się to skończyć o wiele gorzej.Ale w warsztacieRoya Boba przeżyła dzięki swoim umiejętnościom, i na tym właśnie planowała się skupić,zamierzała powtarzać sobie, że nie jest bezbronną ofiarą.Przeżyła wszystkie trzy próbyzabicia jej.Pomyślała, że incydent, który miał miejsce ubiegłej nocy w domu, nie liczył się,ponieważ nie przerażał jej tak, jak poprzednie.Ale teraz była bezpieczna, ktokolwiek chciałjej śmierci, nie miał pojęcia, gdzie ona jest.Niemniej jednak czuła się niepewnie.Wzrok Rachael powędrował w stronę zdjęcia stojącego na komodzie.Byli na nim jegorodzice, czwórka rodzeństwa i całe mnóstwo dzieci.Rachael odchyliła wzorzystą narzutę, pod którą odkryła pościel w biało - niebieskiepaski.Była wytworna i elegancka.Wszystko bardzo ładnie dobrane.Była dziewczyna? Czymatka?Gdzie on się do diabła podziewał?Położyła się i przymknęła oczy.Zadzwoniła do wujka Gillette i opowiedziała onowym planie, którego nie skomentował.Potem, ciągle leżąc, wykręciła numer matki.Jejprzyrodni brat Ben opowiadał, jak to nie może się już doczekać zbliżającego się sezonufutbolowego.%7łycie nie toczyło się spokojnie dalej, pomyślała zdumiona, ono po prostu gnało.Przypomniała sobie, jak niedawno ośmioletni Ben rzucał do niej frisbee i taczał się po trawiez psem.Kiedy ostatni raz go widziała, łowił ryby ze swoim tatą nad jeziorem Lark Creek.Tymczasem jej własne życie wcale nie gnało jak szalone.Zamknęła oczy i wtedy jejumysł znowu zaczął szaleć:- To nie przyniesie ci żadnej korzyści, jeżeli zakomunikujesz im, że zdecydowałaś niemówić o tym, co zrobił twój ojciec, Rachael - niedawno powiedział Dillon, a Jack się z nimzgodził.- Nikt ci nie uwierzy, bo zawsze jest możliwość, że możesz zmienić zdanie.Tu jużchyba nie o to chodzi.Nie mamy wyjścia, musimy posuwać się naprzód.Naprzód, pomyślała.Nie było innej możliwości.Była naprawdę wdzięczna, że towszystko mogło skończyć się już jutro w Jefferson Club.Modliła się o to.Gdzie jest Jack?Wtedy na jej komórkę zadzwonił Greg Nichols.- Witaj, Rachael.Gdzie jesteś? Przejeżdżałem obok domu senatora, ale nikogo tam niezastałem.Parę osób z FBI kręciło się po ogrodzie, ale niczego się od nich nie dowiedziałem.Co się dzieje? Nie mogę cię znalezć.Gdzie jesteś? Martwię się.- Przygotowuję swoje wystąpienie na jutrzejszy wieczór w Jefferson Club.Mamnadzieję, że tam będziesz, Greg.Wiem, że dla mojego ojca to by wiele znaczyło.- A Jacqueline i twoje siostry?- Niestety, nie mogą przyjechać.Kiedy Jack wrócił godzinę pózniej do domu, zastał ją głęboko śpiącą na jego łóżku.Uśmiechała się lekko przez sen.Warkocz spoczywał na policzku.Usiadł obok niej i pocałował ją.Nawet nie drgnęła, tylko zwróciła głowę w jego stronę i powoli otworzyła oczy.- Cieszę się, że nie jesteś zabójcą - odezwała się i wyciągnęła rękę, żeby pogładzićjego włosy.- W przeciwnym razie miałabym kłopoty.- Kiedy byłem mały - powiedział, lekko ciągnąc ją za kosmyk włosów - zawsze wzabawie chciałem być złodziejem, czarnym charakterem.Ale mój starszy brat powiedział, żenie umiem dość dobrze kombinować, kłamać i głośno krzyczeć, więc musiałem się z tympogodzić i zostać gliną.Chyba przywykłem do tego - znowu ją pocałował.- A to oznacza, żemogę wybawić cię z kłopotów.- Gdzie byłeś?- Zajmowałem się nudną policyjną robotą, o której ci mówiłem, i rozmawiałem zróżnymi ludzmi.Po drodze wstąpiłem do Feng Nian i przyniosłem nam chińszczyznę.Dostrzegł w jej oczach przebłysk paniki.- Ale absolutnie nikt nie wie, że jesteś tutaj ze mną.I nikt za mną nie jechał, uwierzmi, sprawdzałem kilka razy.Jesteś bezpieczna.Jutro wieczorem będzie po wszystkim.Czy aby na pewno? To było zbyt łatwe i proste, zbyt zaplanowane.Wiedziała, żeLaurel nie była prosta.Co do Quincy'ego i Stafanosa nie miała pewności.Rachael uśmiechnęła się, kiedy odwrócił się, żeby poprawić narzutę.Jej mamapowiedziałaby, że jest porządnym człowiekiem.- Masz piękne mieszkanie.- Dziękuję.Mama pomagała mi je urządzać.Wstawienie tutaj tych błyskotek przezmatkę było do zaakceptowania.- Ale zdjęcia zrobiłeś sam.- Owszem - odparł.- Robisz znakomite zdjęcia, jesteś artystą.- Bez przesady.ale dziękuję.Powinnaś zobaczyć zdjęcia Savicha.Bije mnie nagłowę.Po obiedzie poprosił, żeby przeczytała mu swoje przemówienie, ale nie chciała.- Ciągle coś skreślam i dopisuję - tłumaczyła się.- Bardzo dobrze.W końcu to wielki zaszczyt.Westchnęła.- Tak, wiem.W tej chwili zadzwoniła komórka Jacka.52Jefferson ClubWaszyngtonPoniedziałek wieczoremKiedy sytuacja robi się naprawdę poważna, otaczasz się profesjonalistami i powierzaszim odpowiednie zadania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Przyglądała się wiszącym na białej ścianie fotografiom DianęArbus i Ansel Adams, najwyrazniej to byli jego idole.Podwójne łóżko było ładnie udekorowane, pokryte granatowo - białą narzutą, na niej,pomiędzy mnóstwem granatowych poduszek, leżały dwie jaskrawoczerwone, ozdobionecekinami.Ciekawe kto wstawił tutaj te błyskotki?Jego była dziewczyna? Dlaczego stylu tej osoby nie widać w salonie? Może zbytdługo nie zagrzała tutaj miejsca?Dość tego.Kimkolwiek ona jest, doskonale porozumiałaby się z moim byłym.Rachael usiadła na skraju łóżka i zadrżała.Zaczynała wariować, ale nic nie mogła nato poradzić.Wyobraznia przeniosła ją w to miejsce, gdzie niemal utonęła, do tej ciemnejwody jeziora Black Rock.Potem warsztat Roya Boba, i ten mężczyzna strzelający do nich.Wkońcu Slipper Hollow, grad kul, śmierć, przerażenie na ich twarzach.Gdyby nie umiejętności Jacka, mogło się to skończyć o wiele gorzej.Ale w warsztacieRoya Boba przeżyła dzięki swoim umiejętnościom, i na tym właśnie planowała się skupić,zamierzała powtarzać sobie, że nie jest bezbronną ofiarą.Przeżyła wszystkie trzy próbyzabicia jej.Pomyślała, że incydent, który miał miejsce ubiegłej nocy w domu, nie liczył się,ponieważ nie przerażał jej tak, jak poprzednie.Ale teraz była bezpieczna, ktokolwiek chciałjej śmierci, nie miał pojęcia, gdzie ona jest.Niemniej jednak czuła się niepewnie.Wzrok Rachael powędrował w stronę zdjęcia stojącego na komodzie.Byli na nim jegorodzice, czwórka rodzeństwa i całe mnóstwo dzieci.Rachael odchyliła wzorzystą narzutę, pod którą odkryła pościel w biało - niebieskiepaski.Była wytworna i elegancka.Wszystko bardzo ładnie dobrane.Była dziewczyna? Czymatka?Gdzie on się do diabła podziewał?Położyła się i przymknęła oczy.Zadzwoniła do wujka Gillette i opowiedziała onowym planie, którego nie skomentował.Potem, ciągle leżąc, wykręciła numer matki.Jejprzyrodni brat Ben opowiadał, jak to nie może się już doczekać zbliżającego się sezonufutbolowego.%7łycie nie toczyło się spokojnie dalej, pomyślała zdumiona, ono po prostu gnało.Przypomniała sobie, jak niedawno ośmioletni Ben rzucał do niej frisbee i taczał się po trawiez psem.Kiedy ostatni raz go widziała, łowił ryby ze swoim tatą nad jeziorem Lark Creek.Tymczasem jej własne życie wcale nie gnało jak szalone.Zamknęła oczy i wtedy jejumysł znowu zaczął szaleć:- To nie przyniesie ci żadnej korzyści, jeżeli zakomunikujesz im, że zdecydowałaś niemówić o tym, co zrobił twój ojciec, Rachael - niedawno powiedział Dillon, a Jack się z nimzgodził.- Nikt ci nie uwierzy, bo zawsze jest możliwość, że możesz zmienić zdanie.Tu jużchyba nie o to chodzi.Nie mamy wyjścia, musimy posuwać się naprzód.Naprzód, pomyślała.Nie było innej możliwości.Była naprawdę wdzięczna, że towszystko mogło skończyć się już jutro w Jefferson Club.Modliła się o to.Gdzie jest Jack?Wtedy na jej komórkę zadzwonił Greg Nichols.- Witaj, Rachael.Gdzie jesteś? Przejeżdżałem obok domu senatora, ale nikogo tam niezastałem.Parę osób z FBI kręciło się po ogrodzie, ale niczego się od nich nie dowiedziałem.Co się dzieje? Nie mogę cię znalezć.Gdzie jesteś? Martwię się.- Przygotowuję swoje wystąpienie na jutrzejszy wieczór w Jefferson Club.Mamnadzieję, że tam będziesz, Greg.Wiem, że dla mojego ojca to by wiele znaczyło.- A Jacqueline i twoje siostry?- Niestety, nie mogą przyjechać.Kiedy Jack wrócił godzinę pózniej do domu, zastał ją głęboko śpiącą na jego łóżku.Uśmiechała się lekko przez sen.Warkocz spoczywał na policzku.Usiadł obok niej i pocałował ją.Nawet nie drgnęła, tylko zwróciła głowę w jego stronę i powoli otworzyła oczy.- Cieszę się, że nie jesteś zabójcą - odezwała się i wyciągnęła rękę, żeby pogładzićjego włosy.- W przeciwnym razie miałabym kłopoty.- Kiedy byłem mały - powiedział, lekko ciągnąc ją za kosmyk włosów - zawsze wzabawie chciałem być złodziejem, czarnym charakterem.Ale mój starszy brat powiedział, żenie umiem dość dobrze kombinować, kłamać i głośno krzyczeć, więc musiałem się z tympogodzić i zostać gliną.Chyba przywykłem do tego - znowu ją pocałował.- A to oznacza, żemogę wybawić cię z kłopotów.- Gdzie byłeś?- Zajmowałem się nudną policyjną robotą, o której ci mówiłem, i rozmawiałem zróżnymi ludzmi.Po drodze wstąpiłem do Feng Nian i przyniosłem nam chińszczyznę.Dostrzegł w jej oczach przebłysk paniki.- Ale absolutnie nikt nie wie, że jesteś tutaj ze mną.I nikt za mną nie jechał, uwierzmi, sprawdzałem kilka razy.Jesteś bezpieczna.Jutro wieczorem będzie po wszystkim.Czy aby na pewno? To było zbyt łatwe i proste, zbyt zaplanowane.Wiedziała, żeLaurel nie była prosta.Co do Quincy'ego i Stafanosa nie miała pewności.Rachael uśmiechnęła się, kiedy odwrócił się, żeby poprawić narzutę.Jej mamapowiedziałaby, że jest porządnym człowiekiem.- Masz piękne mieszkanie.- Dziękuję.Mama pomagała mi je urządzać.Wstawienie tutaj tych błyskotek przezmatkę było do zaakceptowania.- Ale zdjęcia zrobiłeś sam.- Owszem - odparł.- Robisz znakomite zdjęcia, jesteś artystą.- Bez przesady.ale dziękuję.Powinnaś zobaczyć zdjęcia Savicha.Bije mnie nagłowę.Po obiedzie poprosił, żeby przeczytała mu swoje przemówienie, ale nie chciała.- Ciągle coś skreślam i dopisuję - tłumaczyła się.- Bardzo dobrze.W końcu to wielki zaszczyt.Westchnęła.- Tak, wiem.W tej chwili zadzwoniła komórka Jacka.52Jefferson ClubWaszyngtonPoniedziałek wieczoremKiedy sytuacja robi się naprawdę poważna, otaczasz się profesjonalistami i powierzaszim odpowiednie zadania [ Pobierz całość w formacie PDF ]