[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aabędzie poleciały na południe, a sir John na ten widok walnął pięścią w nadburcie iwydał radosny okrzyk. To dlatego, że łabędz  wyjaśnił ojciec Krzysztof zdumionym nieco łucznikom  jestprywatnym herbem naszego króla!Henryk widocznie także widział ten znak, gdyż w chwilę po tym, jak ptaki przeleciały nad jego okrętem, na maszt Trinity Rayal wciągnięto żagiel w królewskich barwach:czerwieni, błękicie i złocie.Kiedy podniesiono go do połowy, wiatr wydął zwisające z długiejrei płótno, a jego donośny łopot dotarł nawet do Czapli, gdy nagle żagiel flagowego okrętuznów opadł.Był to sygnał, że flota ma wyruszyć w drogę, i angielskie statki jeden po drugimzaczęły podnosić kotwice i stawiać żagle.Wiał ciągle sprzyjający wiatr w stronę francuskiegowybrzeża.Wiatr ten miał pchnąć Anglię ku wojnie.Nikt nie wiedział, w której części Francji mają wylądować.Jedni mówili, że flotapopłynie na południe, do Akwitanii.Inni sądzili, że skieruje się do Calais, a większość niemiała zielonego pojęcia, dokąd pożegluje angielska armada.Niektórym było zresztą wszystkojedno, gdyż tylko wychylali się za burtę i wymiotowali.Przez dwa dni i dwie noce armada żeglowała pod niebem usianym małymi, białymiobłokami, które sunęły na wschód, i pod gwiazdami, błyszczącymi jak drogocenne kamienie.Na pokładzie Czapli ojciec Krzysztof snuł najprzeróżniejsze opowieści, a Hookazafascynowała historia o Jonaszu i wielorybie i przeczesywał wzrokiem lśniącą od słońca tońmorza w poszukiwaniu podobnego monstrum, lecz żadnego nie zdołał dostrzec.Jak okiemsięgnąć widział jedynie rozrzuconą na powierzchni rozkołysanych wód angielską flotę,przypominającą stado owiec wypuszczonych na zielone, letnie pastwisko.O świcie drugiego dnia podróży Hook stanął tak blisko dziobu, jak tylko się dało zuwagi na panujący na pokładzie tłok i znów obserwował powierzchnię morza w nadziei, żeuda mu się dostrzec rybę zdolną połknąć człowieka, kiedy bez słowa dołączył doń sir John.Hook pospiesznie przyłożył dłoń do czoła, a Cornewaille przyjaznie skinął głową.Melisandaspała na pokładzie, osłonięta od wiatru mnóstwem baryłek i zawinięta w płaszcz Hooka, i sirJohn uśmiechnął się, spojrzawszy w jej kierunku. To dobra dziewczyna, Hook  rzekł. Wiem o tym, panie. Pewnie zabierzemy z sobą do domu dziesiątki takich Francuzek jako nowe żony!Widzisz te chmury?  spytał sir John, patrząc wprost przed siebie, w miejsce gdzie nadhoryzontem unosiła się ławica obłoków. To Normandia, chłopcze.Hook wytężył wzrok, lecz nie mógł niczego dostrzec pod zwałami chmur, jeśli nieliczyć czołowych okrętów angielskiej armady.  Sir Johnie?  zaczął niepewnie Nick, lecz napotkał zachęcające spojrzenieCornewaille'a. Czy wiesz coś, panie  tu znów przerwał na chwilę  o człowieku, któregozwą Seigneur d'Enfer  dokończył, z trudem wymawiając francuskie słowa. O Lanferelle'u? Chodzi ci o ojca Melisandy?  upewniał się sir John. Opowiadała ci o nim, panie?  spytał zaskoczony Hook. Pewnie, że tak!  odrzekł z uśmiechem Cornewaille. Rzeczywiście, opowiadała mico nieco.A czemu o niego pytasz? Z ciekawości  odparł Nick. Martwisz się, że ona jest córką wielkiego pana?  odgadł sir John. Owszem  przyznał Hook.Cornewaille uśmiechnął się, po czym wskazał ręką hen, przed dziób Czapli. Widzisz te maleńkie statki?  spytał.Daleko przed angielską flotą była kolejnaarmada, znacznie mniejsza i złożona z samych niewielkich jednostek, przypominająca ławicęrozproszonych po powierzchni morza maciupeńkich, brunatnych żagli. To francuscy rybacy rzekł ponuro sir John. Płyną do swych macierzystych portów z wieścią o tym, że sięzbliżamy.Módlmy się, żeby ci dranie nie odgadli, gdzie mamy zamiar wylądować, bo to dlanich szansa, żeby nas pozabijać! Właśnie wtedy, gdy będziemy schodzić na ląd, Hook.Wiedzą już, że nadchodzimy! Wystarczy tylko, żeby mieli dwustu zbrojnych, którzy będączekać na nas na plaży, a nigdy nie uda nam się postawić stopy na francuskiej ziemi.Hook przyglądał się małym żaglom, które zdawały się stać w miejscu wśród bezkresumorza.Na zachodzie niebo wciąż pogrążone było w mroku, lecz na wschodzie zaczynało jużjaśnieć.Nick zaczął się zastanawiać, skąd angielscy żeglarze mogą w ogóle wiedzieć, w którąstronę mają płynąć.Myślał też o tym, czy święty Kryspinian jeszcze kiedyś do niegoprzemówi. Spójrz!  rzekł łagodnie sir John.Wydawało się, że postanowił zignorować pytanieHooka o Pana Piekieł, i zamiast udzielić jakiejś odpowiedzi, wskazywał palcem wprost przedsiebie.I rzeczywiście.Dało się dostrzec już wybrzeże Normandii.Na razie było zaledwiecienistą plamą, wąskim skrawkiem stałego lądu widocznym w miejscu, gdzie chmury stykałysię z powierzchnią morza. Rozmawiałem z lordem Slaytonem  rzekł sir John.Hook nie odezwał się na to anisłowem. Sam nie może oczywiście udać się do Francji, z pewnością nie w jego stanie, aleprzybył do Londynu, aby życzyć królowi powodzenia.Mówi, że jest z ciebie pożytek wwalce. Nick nadal milczał.Jedyne walki z jego udziałem, o których mógł wiedzieć lordSlayton, były to zwykłe bójki i burdy w gospodzie we wsi.Zdarzały się w nich i trupy, ale towszak nie to samo co bitwa. Lord Slayton też był dzielnym wojownikiem  powiedział sir John  zanimprzetrącili mu kręgosłup.Pamiętam, że zawsze trochę za wolno parował ciosy na dolną częśćciała.Wznoszenie miecza powyżej ramienia zawsze jest ryzykowne, Hook. Tak jest, panie  odparł z szacunkiem Nick. Potwierdził też, że skazał cię na banicję  ciągnął dalej sir John  ale to teraz bezznaczenia.Płyniesz do Francji, Hook, a tam żadnym banitą nie jesteś.Bez względu na to, ojakie zbrodnie oskarżono cię w Anglii, we Francji one się nie liczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl