[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ażktóregoś dnia ojciec postanowił z tym skończyć.Raz a dobrze.Tym razemnie miała to już być powolna śmierć pijaka, ale końcowy akord, na wzórstarożytnych: trucizna.Ojciec, który zdecydował, by to właśnie on goznalazł.Dlaczego? Servaz nigdy nie poznał satysfakcjonującej odpowiedzina to pytanie.Ale kilka tygodni po tym, jak znalazł ciało, przerwał studia izdał egzamin do policji.Zganił siebie.Skup się! Czego tu szukasz? Skupsię, do cholery! Zaczął już do pewnego stopnia wyczuwać osobowość ClaireDiemar.Osoba, która żyje sama, ale z całą pewnością nie należy dosamotników, miłośniczka piękna, zwolenniczka elitaryzmu, oryginalna,trochę outsiderka.Sfrustrowana artystka, która straciła złudzenia ipoświęciła się nauczaniu.Nagle zauważył przed sobą leżący na biurkuotwarty zeszyt.Schylił się i przeczytał:Przyjaciel to czasem puste słowo.Nieprzyjaciel nigdy.Na pierwszej stronie.Przewracał kartki.Wszystkie były białe& Zbliżył zeszyt do nosa.Nowy.Wszystko wskazywało na to, że Claire Diemar właśnie go kupiła.Zbity z tropu jeszcze raz przeczytał zdanie.Co chciała przez to powiedzieć?Dla kogo to zdanie było przeznaczone? Zanotowała je dla siebie czy dlakogoś innego? Zapisał je w notatniku.Wrócił myślą do telefonu komórkowego ofiary.Jeśli Hugo był winny, nie miał żadnego powodu, by go usuwać, i takwszystko wskazywało na niego: jego obecność na miejscu zbrodni, stan, wjakim się znajdował, także jego komórka, którą miał przy sobiei kilkanaście połączeń z Claire zapisanych w pamięci telefonu.To było bezsensu.A jeśli to nie Hugo był sprawcą i jeśli morderca usunął telefonofiary, to był idiotą.Niezależnie od tego, czy dysponują aparatem czy nie,telekomunikacja i tak za parę godzin przekaże im wykaz połączeńprzychodzących i wychodzących z telefonu młodej kobiety.I co z tego?Przecież szczęśliwym trafem większość kryminalistów to imbecyle.Chybaże odurzony Hugo znalazł się na miejscu zbrodni w charakterze kozłaofiarnego, a sprytny magik czaił się gdzieś w cieniu.W takim wypadkujednak ten ostatni nie mógł być aż tak głupi, by popełnić podobny błąd.Było trzecie rozwiązanie.Hugo był winien, a telefon zniknął zprzyczyn niemających nic wspólnego ze zbrodnią.Często w śledztwiezdarza się, że jakiś natrętny drobny szczegół nie daje spokoju śledczym, ażdo dnia, kiedy orientują się, że nie ma on żadnego związku ze sprawą.W pomieszczeniu było duszno i Servaz szeroko otworzył główneskrzydło okna.Wilgotny powiew musnął jego twarz.Usiadł przedkomputerem.Antyczny sprzęt przez chwilę jęczał i zgrzytał, po czym namonitorze ukazał się obraz pulpitu.Komputer nie zażądał hasła.Servazznalazł ikonę programu pocztowego i kliknął.Tym razem hasło byłopotrzebne.Policjant zajrzał do notatek, spróbował kilku kombinacji datyurodzenia z inicjałami pisanych w tę i z powrotem.Nic się nie wydarzyło.Wystukał słowo Lalki.Znowu nic.Claire wykładała literaturę i kulturęstarożytną.Spędził więc kolejne pół godziny na wpisywaniu imionfilozofów i poetów greckich i łacińskich, tytułów dzieł, imion bogów ipostaci mitologicznych, a nawet słów takich jak wyrocznia czy retry to ostatnie to nazwa odpowiedzi, której udziela wyrocznia.Za każdymrazem wyświetlał się komunikat: Login lub hasło nieprawidłowe.Już miał dać spokój, kiedy znowu spojrzał na ścianę z reprodukcjamii napisem.Wystukał hasło Andr Breton i wreszcie skrzynka sięotworzyła.Pusto.Biały ekran.%7ładnych wiadomości.Servaz kliknął na foldery Wiadomości wysłane i Kosz.To samo.Odchylił się w fotelu.Ktoś wyczyścił pocztę Claire Diemar.Servaz wiedział, intuicja go nie zawiodła, gdy uznał, że ta sprawa jestbardziej skomplikowana, niż się zdaje.Był w niej jakiś kąt martwy.Zbytwiele faktów się nie zgadzało.Wyjął telefon i wybrał numer pracownibadań informatycznych.Po drugim dzwonku ktoś odebrał. Czy u Claire Diemar był jakiś komputer? Tak.Laptop.Sprawdzanie komunikatorów i twardego dysku w komputerze ofiaryto już rutyna. Zbadaliście go? Jeszcze nie odpowiedział głos w słuchawce. Możesz rzucić okiem na pocztę? W porządku, skończę coś i zaraz się do tego zabieram.Sięgnął za stary komputer i jedno po drugim odłączył wszystkiegniazda.To samo zrobił z telefonem stacjonarnym, wyśledziwszy biegkabla pod górą papierów.Wyjął z kieszeni kurtki torebkę na materiałdowodowy i wsunął do niej otwarty zeszyt.Otworzył drzwi gabinetu, wrócił, położył telefon stacjonarny orazzeszyt na komputerze i podniósł urządzenie.Komputer był spory i ciężki.Zanim Servaz znalazł się na dole, musiał dwukrotnie odpoczywać,odkładając ciężar na schody.Następnie ruszył korytarzem w stronę holu.Odwrócił się tyłem i pośladkami pchnął wahadłowe drzwi.Gdy znalazł sięna głównych schodach, znowu odstawił komputer, wyjął kluczyki dojeepa, otworzył centralny zamek i pospieszył do samochodu, patrząc, jakkrople deszczu spadają na nieprzemakalną torebkę, do której włożyłzeszyt.Zamierzał powierzyć komputer i telefon pracowni badańinformatycznych, a zeszyt oddać do zbadania w laboratorium kryminałi stycznym.Kiedy położył wszystko na tylnym siedzeniu, wyprostował się izapalił papierosa.Deszcz moczył kołnierz jego kurtki i koszuli, ale policjant tego nieczuł.Był zbyt zajęty własnymi myślami.Zaciągnął się papierosemi poczuł, jak stymulująca dawka nikotyny dociera do jego płuc i mózgu.Krople deszczu okrywały jego twarz delikatnym welonem świeżości.Muzyka& Znowu ją słyszał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ażktóregoś dnia ojciec postanowił z tym skończyć.Raz a dobrze.Tym razemnie miała to już być powolna śmierć pijaka, ale końcowy akord, na wzórstarożytnych: trucizna.Ojciec, który zdecydował, by to właśnie on goznalazł.Dlaczego? Servaz nigdy nie poznał satysfakcjonującej odpowiedzina to pytanie.Ale kilka tygodni po tym, jak znalazł ciało, przerwał studia izdał egzamin do policji.Zganił siebie.Skup się! Czego tu szukasz? Skupsię, do cholery! Zaczął już do pewnego stopnia wyczuwać osobowość ClaireDiemar.Osoba, która żyje sama, ale z całą pewnością nie należy dosamotników, miłośniczka piękna, zwolenniczka elitaryzmu, oryginalna,trochę outsiderka.Sfrustrowana artystka, która straciła złudzenia ipoświęciła się nauczaniu.Nagle zauważył przed sobą leżący na biurkuotwarty zeszyt.Schylił się i przeczytał:Przyjaciel to czasem puste słowo.Nieprzyjaciel nigdy.Na pierwszej stronie.Przewracał kartki.Wszystkie były białe& Zbliżył zeszyt do nosa.Nowy.Wszystko wskazywało na to, że Claire Diemar właśnie go kupiła.Zbity z tropu jeszcze raz przeczytał zdanie.Co chciała przez to powiedzieć?Dla kogo to zdanie było przeznaczone? Zanotowała je dla siebie czy dlakogoś innego? Zapisał je w notatniku.Wrócił myślą do telefonu komórkowego ofiary.Jeśli Hugo był winny, nie miał żadnego powodu, by go usuwać, i takwszystko wskazywało na niego: jego obecność na miejscu zbrodni, stan, wjakim się znajdował, także jego komórka, którą miał przy sobiei kilkanaście połączeń z Claire zapisanych w pamięci telefonu.To było bezsensu.A jeśli to nie Hugo był sprawcą i jeśli morderca usunął telefonofiary, to był idiotą.Niezależnie od tego, czy dysponują aparatem czy nie,telekomunikacja i tak za parę godzin przekaże im wykaz połączeńprzychodzących i wychodzących z telefonu młodej kobiety.I co z tego?Przecież szczęśliwym trafem większość kryminalistów to imbecyle.Chybaże odurzony Hugo znalazł się na miejscu zbrodni w charakterze kozłaofiarnego, a sprytny magik czaił się gdzieś w cieniu.W takim wypadkujednak ten ostatni nie mógł być aż tak głupi, by popełnić podobny błąd.Było trzecie rozwiązanie.Hugo był winien, a telefon zniknął zprzyczyn niemających nic wspólnego ze zbrodnią.Często w śledztwiezdarza się, że jakiś natrętny drobny szczegół nie daje spokoju śledczym, ażdo dnia, kiedy orientują się, że nie ma on żadnego związku ze sprawą.W pomieszczeniu było duszno i Servaz szeroko otworzył główneskrzydło okna.Wilgotny powiew musnął jego twarz.Usiadł przedkomputerem.Antyczny sprzęt przez chwilę jęczał i zgrzytał, po czym namonitorze ukazał się obraz pulpitu.Komputer nie zażądał hasła.Servazznalazł ikonę programu pocztowego i kliknął.Tym razem hasło byłopotrzebne.Policjant zajrzał do notatek, spróbował kilku kombinacji datyurodzenia z inicjałami pisanych w tę i z powrotem.Nic się nie wydarzyło.Wystukał słowo Lalki.Znowu nic.Claire wykładała literaturę i kulturęstarożytną.Spędził więc kolejne pół godziny na wpisywaniu imionfilozofów i poetów greckich i łacińskich, tytułów dzieł, imion bogów ipostaci mitologicznych, a nawet słów takich jak wyrocznia czy retry to ostatnie to nazwa odpowiedzi, której udziela wyrocznia.Za każdymrazem wyświetlał się komunikat: Login lub hasło nieprawidłowe.Już miał dać spokój, kiedy znowu spojrzał na ścianę z reprodukcjamii napisem.Wystukał hasło Andr Breton i wreszcie skrzynka sięotworzyła.Pusto.Biały ekran.%7ładnych wiadomości.Servaz kliknął na foldery Wiadomości wysłane i Kosz.To samo.Odchylił się w fotelu.Ktoś wyczyścił pocztę Claire Diemar.Servaz wiedział, intuicja go nie zawiodła, gdy uznał, że ta sprawa jestbardziej skomplikowana, niż się zdaje.Był w niej jakiś kąt martwy.Zbytwiele faktów się nie zgadzało.Wyjął telefon i wybrał numer pracownibadań informatycznych.Po drugim dzwonku ktoś odebrał. Czy u Claire Diemar był jakiś komputer? Tak.Laptop.Sprawdzanie komunikatorów i twardego dysku w komputerze ofiaryto już rutyna. Zbadaliście go? Jeszcze nie odpowiedział głos w słuchawce. Możesz rzucić okiem na pocztę? W porządku, skończę coś i zaraz się do tego zabieram.Sięgnął za stary komputer i jedno po drugim odłączył wszystkiegniazda.To samo zrobił z telefonem stacjonarnym, wyśledziwszy biegkabla pod górą papierów.Wyjął z kieszeni kurtki torebkę na materiałdowodowy i wsunął do niej otwarty zeszyt.Otworzył drzwi gabinetu, wrócił, położył telefon stacjonarny orazzeszyt na komputerze i podniósł urządzenie.Komputer był spory i ciężki.Zanim Servaz znalazł się na dole, musiał dwukrotnie odpoczywać,odkładając ciężar na schody.Następnie ruszył korytarzem w stronę holu.Odwrócił się tyłem i pośladkami pchnął wahadłowe drzwi.Gdy znalazł sięna głównych schodach, znowu odstawił komputer, wyjął kluczyki dojeepa, otworzył centralny zamek i pospieszył do samochodu, patrząc, jakkrople deszczu spadają na nieprzemakalną torebkę, do której włożyłzeszyt.Zamierzał powierzyć komputer i telefon pracowni badańinformatycznych, a zeszyt oddać do zbadania w laboratorium kryminałi stycznym.Kiedy położył wszystko na tylnym siedzeniu, wyprostował się izapalił papierosa.Deszcz moczył kołnierz jego kurtki i koszuli, ale policjant tego nieczuł.Był zbyt zajęty własnymi myślami.Zaciągnął się papierosemi poczuł, jak stymulująca dawka nikotyny dociera do jego płuc i mózgu.Krople deszczu okrywały jego twarz delikatnym welonem świeżości.Muzyka& Znowu ją słyszał [ Pobierz całość w formacie PDF ]