[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oznajmił, że to oni i tylko oniodsieją w tej sprawie ziarno od plew, czyli ustalą, jaka byłafaktyczna sytuacja.Pod koniec procesu zapozna ich z tym, comówi w takim przypadku prawo, gdyż taka jest jego rola.Kolejny raz podziękował im za ich obywatelską służbę, po czymspojrzał nad okularami na Tony'ego Fasano.- Strona powodowa gotowa? - spytał.Wcześniej powiadomił przysięgłych, że proces rozpocznie się od wystąpieniawstępnego pełnomocnika powoda.- Jedna chwila, wysoki sądzie - powiedział Fasano.Pochylił się nad stołem i szeptem wymienił kilka zdań ze swojąasystentką, panią Relf.Słuchając, pokiwała głową, a potempodała mu stos notatek.Podczas tej krótkiej zwłoki Craig starał się wzbudzić sympatię przysięgłych, tak jak zalecał Bingham, i po kolei się imprzyglądał, licząc na kontakt wzrokowy.Miał przy tym nadzieję, że jego wyraz twarzy nie zdradzi, co myśli.Samo wyobrażenie, że ta pstrokata, nie mająca żadnego pojęcia o meritumsprawy mieszanina reprezentuje równych mu ludzi, było w najlepszym razie śmieszne.Siedział tam nonszalancko rozpartystrażak, którego spęczniałe mięśnie rozsadzały śnieżnobiałąkoszulkę.Siedziała grupka gospodyń domowych, chłonącychz zapartym tchem wszystko, co się działo.Siedziała emerytowana nauczycielka o niebieskosiwych włosach, babunia jakz bajki.Spasiony pomocnik hydraulika w dżinsach i brudnejkoszulce wsunął nosek buta między drążki balustrady.Obokniego natomiast siedział świetnie ubrany młody człowiek zeszkarłatną chusteczką w kieszonce brązowej lnianej marynarki.Dalej wymuskana pielęgniarka, Azjatka, z rękami napodołku.Jeszcze dalej dwaj z trudem wiążący koniec z końcemludzie interesu w poliestrowych garniturach, którzy wyglądali na śmiertelnie znudzonych i poirytowanych faktem, żezmuszono ich do wypełnienia tego obywatelskiego obowiązku." tylnym rzędzie, za tymi przedsiębiorcami, siedział znaczniezamożniejszy makler giełdowy.81Craig czuł coraz większą rozpacz, gdy wędrował wzrokiemod jednego przysięgłego do drugiego.Poza pielęgniarką niktnie chciał mu spojrzeć w oczy, nawet przelotnie.Choć bardzosię starał uwierzyć, że jest inaczej, czuł, iż są marne szansena to, by którykolwiek z tych ludzi, poza pielęgniarką, miałchociaż blade pojęcie o tym, co to znaczy być lekarzem wewspółczesnym świecie.A gdy połączył ten stan faktyczny zeswoim wystąpieniem podczas przesłuchania informacyjnego,prawdopodobnymi zeznaniami Leony i zeznaniami biegłychjego przeciwnika, prawdopodobieństwo szczęśliwego wynikuprocesu wydało mu się w najlepszym razie niewielkie.Wszystko to było bardzo przygnębiające, niemniej jednak tworzyłostosowny finał koszmarnych ośmiu miesięcy niepokoju, żalu,samotności i bezsenności spowodowanych nieustannym przeżuwaniem całej afery.Craig był świadom, że to doświadczeniewywarło na niego głęboki wpływ, rabując go z pewności siebie,wiary w sprawiedliwość, szacunku do siebie samego, a nawetchęci praktykowania medycyny.Gdy siedział w sali rozprawi patrzył na przysięgłych, zwątpił, czy jeszcze kiedykolwiekbędzie takim lekarzem, jakim był niegdyś - niezależnie odwyniku procesu.Rozdział 2Boston, stan Massachusettsponiedziałek, 5 czerwca 2006 roku10.55Fasano zajął miejsce przy mównicy dla pełnomocnikówstron, oplatając dłońmi brzegi pulpitu, jakby była to konsolajakiejś mamuciej gry wideo.Nażelowane, zaczesane do tyłuwłosy lśniły imponująco.Gigantyczny brylant na złotympierścionku skrzył się w słońcu.Złote spinki wielkości prze-piórczych jaj rozsadzały mankiety.Niski, ale szeroki w barach jak szafa, o śniadej cerze, prezentował się wyśmieniciei tryskał zdrowiem, drwiąc z wyblakłych ścian sali sądowej.Wetknąwszy nosek zdobionego frędzelkami mokasynamiędzy mosiężne szczebelki balustradki mównicy, rozpocząłwystąpienie wstępne.- Panie i panowie przysięgli, pragnę wam wyrazić mojeosobiste podziękowanie za waszą służbę społeczeństwu, dziękiktórej mój klient, Jordan Stanhope, będzie mógł przedstawićswoją sprawę.Przerwał, oglądając się na Stanhope'a, który siedział beznamiętny i nieruchomy jak manekin.Był ubrany bez zarzutu,w ciemny garnitur.Rożek białej chusteczki wystawał z kieszonki na piersiach.Wymanikiurowane dłonie spoczywały nablacie, twarz nie zdradzała żadnych uczuć.Fasano odwrócił się i znów spojrzał na przysięgłych.Jegooblicze przybrało wyraz pełnego smutku współczucia.- Pan Stanhope jest pogrążony w głębokiej żałobie, prawieniezdolny do funkcjonowania po godnym ubolewania, nieoczekiwanym odejściu jego ukochanej, oddanej żony i towarzyszki83życia, Patience Stanhope, które nastąpiło dziewięć miesięcytemu.To tragedia, która nie powinna była się wydarzyći nie wydarzyłaby się, gdyby nie naganne zaniedbanie i błądlekarski klienta mojego przeciwnika, doktora Craiga M.Bowmana.Craig odruchowo zesztywniał.Bingham bezzwłocznie zacisnął palce na jego przedramieniu i pochylił się nad stołem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Oznajmił, że to oni i tylko oniodsieją w tej sprawie ziarno od plew, czyli ustalą, jaka byłafaktyczna sytuacja.Pod koniec procesu zapozna ich z tym, comówi w takim przypadku prawo, gdyż taka jest jego rola.Kolejny raz podziękował im za ich obywatelską służbę, po czymspojrzał nad okularami na Tony'ego Fasano.- Strona powodowa gotowa? - spytał.Wcześniej powiadomił przysięgłych, że proces rozpocznie się od wystąpieniawstępnego pełnomocnika powoda.- Jedna chwila, wysoki sądzie - powiedział Fasano.Pochylił się nad stołem i szeptem wymienił kilka zdań ze swojąasystentką, panią Relf.Słuchając, pokiwała głową, a potempodała mu stos notatek.Podczas tej krótkiej zwłoki Craig starał się wzbudzić sympatię przysięgłych, tak jak zalecał Bingham, i po kolei się imprzyglądał, licząc na kontakt wzrokowy.Miał przy tym nadzieję, że jego wyraz twarzy nie zdradzi, co myśli.Samo wyobrażenie, że ta pstrokata, nie mająca żadnego pojęcia o meritumsprawy mieszanina reprezentuje równych mu ludzi, było w najlepszym razie śmieszne.Siedział tam nonszalancko rozpartystrażak, którego spęczniałe mięśnie rozsadzały śnieżnobiałąkoszulkę.Siedziała grupka gospodyń domowych, chłonącychz zapartym tchem wszystko, co się działo.Siedziała emerytowana nauczycielka o niebieskosiwych włosach, babunia jakz bajki.Spasiony pomocnik hydraulika w dżinsach i brudnejkoszulce wsunął nosek buta między drążki balustrady.Obokniego natomiast siedział świetnie ubrany młody człowiek zeszkarłatną chusteczką w kieszonce brązowej lnianej marynarki.Dalej wymuskana pielęgniarka, Azjatka, z rękami napodołku.Jeszcze dalej dwaj z trudem wiążący koniec z końcemludzie interesu w poliestrowych garniturach, którzy wyglądali na śmiertelnie znudzonych i poirytowanych faktem, żezmuszono ich do wypełnienia tego obywatelskiego obowiązku." tylnym rzędzie, za tymi przedsiębiorcami, siedział znaczniezamożniejszy makler giełdowy.81Craig czuł coraz większą rozpacz, gdy wędrował wzrokiemod jednego przysięgłego do drugiego.Poza pielęgniarką niktnie chciał mu spojrzeć w oczy, nawet przelotnie.Choć bardzosię starał uwierzyć, że jest inaczej, czuł, iż są marne szansena to, by którykolwiek z tych ludzi, poza pielęgniarką, miałchociaż blade pojęcie o tym, co to znaczy być lekarzem wewspółczesnym świecie.A gdy połączył ten stan faktyczny zeswoim wystąpieniem podczas przesłuchania informacyjnego,prawdopodobnymi zeznaniami Leony i zeznaniami biegłychjego przeciwnika, prawdopodobieństwo szczęśliwego wynikuprocesu wydało mu się w najlepszym razie niewielkie.Wszystko to było bardzo przygnębiające, niemniej jednak tworzyłostosowny finał koszmarnych ośmiu miesięcy niepokoju, żalu,samotności i bezsenności spowodowanych nieustannym przeżuwaniem całej afery.Craig był świadom, że to doświadczeniewywarło na niego głęboki wpływ, rabując go z pewności siebie,wiary w sprawiedliwość, szacunku do siebie samego, a nawetchęci praktykowania medycyny.Gdy siedział w sali rozprawi patrzył na przysięgłych, zwątpił, czy jeszcze kiedykolwiekbędzie takim lekarzem, jakim był niegdyś - niezależnie odwyniku procesu.Rozdział 2Boston, stan Massachusettsponiedziałek, 5 czerwca 2006 roku10.55Fasano zajął miejsce przy mównicy dla pełnomocnikówstron, oplatając dłońmi brzegi pulpitu, jakby była to konsolajakiejś mamuciej gry wideo.Nażelowane, zaczesane do tyłuwłosy lśniły imponująco.Gigantyczny brylant na złotympierścionku skrzył się w słońcu.Złote spinki wielkości prze-piórczych jaj rozsadzały mankiety.Niski, ale szeroki w barach jak szafa, o śniadej cerze, prezentował się wyśmieniciei tryskał zdrowiem, drwiąc z wyblakłych ścian sali sądowej.Wetknąwszy nosek zdobionego frędzelkami mokasynamiędzy mosiężne szczebelki balustradki mównicy, rozpocząłwystąpienie wstępne.- Panie i panowie przysięgli, pragnę wam wyrazić mojeosobiste podziękowanie za waszą służbę społeczeństwu, dziękiktórej mój klient, Jordan Stanhope, będzie mógł przedstawićswoją sprawę.Przerwał, oglądając się na Stanhope'a, który siedział beznamiętny i nieruchomy jak manekin.Był ubrany bez zarzutu,w ciemny garnitur.Rożek białej chusteczki wystawał z kieszonki na piersiach.Wymanikiurowane dłonie spoczywały nablacie, twarz nie zdradzała żadnych uczuć.Fasano odwrócił się i znów spojrzał na przysięgłych.Jegooblicze przybrało wyraz pełnego smutku współczucia.- Pan Stanhope jest pogrążony w głębokiej żałobie, prawieniezdolny do funkcjonowania po godnym ubolewania, nieoczekiwanym odejściu jego ukochanej, oddanej żony i towarzyszki83życia, Patience Stanhope, które nastąpiło dziewięć miesięcytemu.To tragedia, która nie powinna była się wydarzyći nie wydarzyłaby się, gdyby nie naganne zaniedbanie i błądlekarski klienta mojego przeciwnika, doktora Craiga M.Bowmana.Craig odruchowo zesztywniał.Bingham bezzwłocznie zacisnął palce na jego przedramieniu i pochylił się nad stołem [ Pobierz całość w formacie PDF ]