[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I w czarnym grenadynowym płaszczu.- Bardzo dobrze, proszę pani.Pokojówka obrzuciła szybkim spojrzeniem porozrzucaną połazience bieliznę Anne i opuściła pomieszczenie.Przez krótką, szaloną chwilę Anne chciała zawołać, by Janewróciła, i zapytać ją, czy to  bardzo dobrze", iż stara panna zamieszkapod jednym dachem z mężczyzną, który nie jest jej mężem.Roześmiała się na sam pomysł takiej rozmowy.A kiedy uświadomiła sobie, iż Jane z powagą i obojętnym głosemodpowiedziałaby:  bardzo dobrze, proszę pani", pod powiekamizaszczypały ją łzy.Zaczęła się energicznie myć.Czy coś jest ze mną nie tak? - zapytywała się w duchu.Straciła dziewictwo, ale dokładnie, z wszystkimi szczegółami tozaplanowała.I wcale nie żałowała swojej decyzji.Istniało zbyt wiele innych rzeczy, których żałowała.Wyborów,jakich nie dokonała.Obowiązków, z których się nie wywiązała.Nieszczęście karmi żal.Nie rozkosz.Wstała gwałtownie, rozpryskując wodę, i owinęła się wilgotnymręcznikiem.W sypialni, ukryta za parawanem, nałożyła pończochy,majtki i koszulę.Pojawiła się Jane z gorsetem.Anne wykrzywiłaboleśnie twarz - piersi wciąż miała opuchnięte i bardzo wrażliwe.Weszła w krąg sztywnych halek.Pokojówka szybko, mechanicznieprzywiązała turniurę wypchaną końskim włosiem i naciągnęła swejpani szarą wełnianą suknię.Najlepszą pokojówką damy jest Michel - pomyślała trzpiotowatoAnne.- Dużo, dużo lepszą niż Jane czy podręczna w Dover.Być może to właśnie mężczyzni powinni sprawować funkcjępodręcznych?Ostrożnie usiadła przed lustrem toaletki.Michel sprawił, że nieczuła już bólu, ale wciąż w pewnych rejonach ciała pozostawała87 bardzo wrażliwa.- Panno Aimes, wróci pani pod koniec miesiąca?Wpatrzone w Anne niebieskie oczy służącej, odbite w zwierciadle,były szeroko otwarte ze zdumienia.Po raz pierwszy ktoś ze służbywyrażał zdziwienie wyjściami i powrotami swej pani.- Oczywiście, że wrócę.Pokojówka rozpuściła włosy Anne, po której kręgosłupie przebiegłrozkoszny dreszcz.Przypomniała sobie, z jaką wprawą zajmował sięnimi Michel.- Zostawi nam pani swój adres? - dopytywała się Jane.Anne zmarszczyła brwi.Jeszcze poprzedniego dnia przyjęłaby zrozbawieniem zainteresowanie pokojówki, teraz tylko ją irytowało.Natychmiast jednak poczuła wyrzuty sumienia; to nie winapokojówki, że jej pani wdała się w awanturę.- Zostawię adres u mojego prawnika.Ostre włosie szczotki do włosów wbiło się w skórę głowy Anne,kiedy Jane rozczesywała pukle.- A jeśli prawnik będzie nieosiągalny?Odwróciła wzrok od lustra, które odbijało pasma siwizny wewłosach.Ile jeszcze czasu upłynie, nim te jasnobrązowe włosycałkiem zbieleją? Ile jeszcze czasu upłynie, nim trudno jej będziepoznać się w lustrze?- To niemożliwe, ale jego gospodyni ma przecież dostęp dokartotek.W razie potrzeby powie, gdzie jestem.Pokojówka szybko upięła włosy Anne, która obserwowała w lustrzezgrabne ruchy jej długich, smagłych palców.- Każę lokajowi wezwać powóz.Policzki Anne zalały krwiste rumieńce, aż za dobrze widziała je wlustrze.Stangret był jedynym służącym z Dover, który towarzyszył jej wwyjazdach do Londynu.Nie chciała go w nic mieszać.Jeszcze nie teraz.- Jadę niedaleko - wyjaśniła pośpiesznie.- Wystarczy dorożka.Jeszcze jedna spinka wpięta w kok, który ściśle przylegał doczaszki.Pokojówka cofnęła się.Jej ciemne oczy napotkały w lustrzewzrok Anne.- Czy przed odjazdem zje pani lunch, panno Aimes?88 Ostatni raz jadła poprzedniego dnia.Nie przyjęła poczęstunkuMichela; głód zagłuszyło w niej seksualne zaspokojenie, a pózniejwstyd, który pojawił się poniewczasie.- Chętnie.Dziękuję.- Bardzo dobrze, proszę pani.Anne zgrzytnęła zębami.- Zanieś lokajowi moje czarne jedwabne rękawiczki, wyszywanąperełkami czarną torebkę i czarny toczek.Nie będę cię jużpotrzebować.W jadalni czekały na nią zapieczone w kokilce ziemniaki,yorkshirski pudding oraz krótko smażony befsztyk wołowy; z płatamięsa sączyła się krew.Czy będę krwawić, gdy Michel znów we mnie wejdzie? - pomyślałaodruchowo.Czy zdoła go tej nocy przyjąć w siebie? Była przecież opuchnięta iobolała.Może lepiej poczekać?Poczeka na następną noc.Na inny raz.Odsunęła talerz.Lokaj przybrany w czarną liberię bez słowa sprzątnął naczynie.KiedyAnne nieoczekiwanie wstawała od stołu, drugi lokaj usłużnie odsunąłkrzesło.Wszyscy oni ubrani są na czarno - błysnęło jej w głowie.Zacnykolor dla zacnych ludzi.Nieoczekiwanie uświadomiła sobie, żezamiast pogrążyć się w żałobie po rodzicach, spotyka się z mężczyzną,który zbił fortunę kosztem bogatych kobiet.Z mężczyzną, który zarzeka się, iż od pięciu lat nie uprawia swejprofesji.Ale ona go pragnie.Jego blizny nie budzą w niej odrazy.Czy nie spotkał nigdy kobiety mego pokroju? - pomyślała.W foyer ciemnowłosy lokaj dyskutował o czymś z szefem służbydomowej, pochylonym nad jej kufrem.Na widok zbliżającej sięchlebodawczyni obaj wyprostowali się z uszanowaniem.- Dorożka czeka, proszę pani.James, zanieś kufer.James zarzucił ciężar na plecy.Był nad podziw silny.I na swój sposób przystojny, mimo złamanegonosa.89 Kolejny dowód na to, że Anne popada w dekadencję.Nigdy dotąd nie zastanawiała się nad urodą swoich służących, niemówiąc już o zainteresowaniu się ich obyczajami seksualnymi.Szef służby otworzył przed nią drzwi.Do pogrążonego w wiecznympółmroku domu wdarł się jasny promień słońca.- Czy ma pani dla nas jakieś szczególne zlecenia? - zapytał.-Zrozumiałem, że wyjeżdża pani na miesiąc.Czy zostawi nam paniadres, pod którym moglibyśmy się z panią kontaktować?Jego sztuczna grzeczność grała jej na nerwach.Poczuła się nagle wewłasnym domu jak gość.Kiedy dotykał jej Michel, czuła się we własnym ciele jak gość.- Adres zostawiłam panu Little'owi, mojemu doradcy prawnemu -odparła krótko.- Będzie tu zaglądać od czasu do czasu.W razie czegowszystkim się zajmie.Szef służby podał jej czarny grenadynowy płaszcz.Anne wsunęłaramię najpierw w jeden rękaw, a następnie w drugi.Lokaj bez słowapodał jej rękawiczki, czarny, okrągły kapelusz z białą egretą, w niczymnie przypominający skromnego toczka, o który prosiła, oraz wyszywanąperełkami czarną torebkę.Czyżby Jane nie zrozumiała poleceń?Z posępną miną Anne nałożyła eleganckie nakrycie głowy, wokółnadgarstka owinęła pasek torebki i wciągnęła rękawiczki.Majordomus nie ustępował jej z drogi.- Adres, proszę pani.Gdyby była pani tak łaskawa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl