[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedną trzecią życia spędziła w zgorzknie-niu.Czuła, że gdyby wcześniej znalazła towarzysza, mogliby razem zmieniać świat.Atak ona i Donald mogli już tylko pić herbatki ze śmietanką, chodzić na fety kościelne i odczasu do czasu obejrzeć film dokumentalny na BBC2.Więc kiedy urodziła się Marina, Nancy dokonała przewartościowania.Jej córkabędzie miała łatwe życie.Będzie miała męża i dzieci.Będzie zabezpieczona materialnie imożliwie najszybciej zrzuci wszystkie kobiece wędzidła.Dopiero wtedy będzie na tylewolna, by zacząć odkrywać siebie.Dla Nancy miało to głęboki sens, i dla nikogo innego.Marina przypisała całe toszaleństwo wyjątkowo ciężkiej menopauzie, po której matka dostała lekkiego bzika.Rezultat był taki, że kobieta, która swego czasu podkładała ładunki wybuchowe natorach pod Barceloną, spędzała soboty, wyglądając przez okno, z nadzieją że zobaczyślub w kościele naprzeciwko, odbity w połyskującym szkle.I marząc.Donalda nie było w domu, więc nie mógł uratować Mariny przed matką.OdkądMarina sięgała pamięcią, ojciec wszystkie wolne od snu godziny spędzał w oranżerii alboogródku warzywnym.Nancy zawsze powtarzała, że stałe zasoby świeżych warzyw,owoców i kwiatów w domu to zasługa jego umiejętności i oddania.Marina była jeszczedzieckiem, kiedy zaczęła podejrzewać, że być może jest to zasługa Nancy, która trzymałaludzi na taką odległość, by nie dochodził do nich jej cichy, krytyczny głos.- Słyszałaś, co powiedziałam?Marina niechętnie oderwała się od swoich myśli i skupiła na nieuchronnej rzeczy-wistości, jaką była matka.- Przepraszam, mamo, co mówiłaś?Nancy wydała swoje słynne westchnienie z ochem", które z reguły poprzedzałoSRkomentarz na temat wagi córki, nieobecności męża lub upadku komedii telewizyjnych pośmierci Sida Jamesa.- Zauważyłam, że patrzysz na czekoladki, i pomyślałam, że się wstydzisz poprosić,więc chciałam ci to ułatwić.Bóg mi świadkiem, że tylko czekolady ci trzeba, ale osta-tecznie są święta.Więc wez sobie jedną, jeżeli masz ochotę.Marina zareagowała tak, jak zwykle reagowała na częste matczyne aluzje do jej tu-szy.Miała ochotę zrobić dwie przeciwstawne rzeczy: wpychać sobie garściami zakazanyowoc do ust na oczach swojego oprawcy albo podjąć stanowcze postanowienie, że sięzagłodzi, dostanie anoreksji, umrze i wtedy Nancy pożałuje.Oczywiście skończyło się natym, że wzięła czekoladkę z przepraszającym wyrazem twarzy i zjadła ją najciszej i naj-szybciej, jak tylko potrafiła.Aby pozbyć się poczucia winy, że tak bardzo nienawidzi matki, zaczęła jedną ztych rozmów, za którymi Nancy przepadała.- To jak, mamo, widziałaś kogoś ostatnio?W języku matki i córki ktoś" oznaczał jedną z koleżanek Mariny ze szkoły pod-stawowej.Wszystkie one sprawiły matkom przyjemność: nie miałby własnego życia.Wyszły za mąż młodo (ale nie zbyt młodo), wcześnie urodziły dzieci (ale nie za wcze-śnie) i już miały włosy obcięte i zaondulowane w puszystą koronę, która wprowadzi jebezpiecznie w wiek średni.Nancy westchnęła (tym razem bez ocha") i rozpoczęła wyliczankę, którą przepo-wiadała sobie nieustannie między wizytami Mariny.- No więc.Mówiłam ci, że Janet Griffin urodziła córeczkę, cztery kilo dwadzie-ścia, ma na imię Kylie-Jade? - Zrobiła przerwę, ale nie dość długą, by Marina zdążyłacoś powiedzieć.Obie wiedziały, że nie musi.Nancy mówiła dalej z żalem: - Urodziładwa tygodnie temu, a już odzyskała figurę.Oczywiście, musi o siebie dbać, przy takprzystojnym mężu.Jeżeli kobieta chce zatrzymać męża, musi się postarać.To samo do-tyczy kobiety, która chce zdobyć męża.Uważasz się pewnie za feministkę, ale jesteś poprostu leniwa.Trzeba włożyć trochę wysiłku, żeby znalezć porządnego człowieka.Marina czekała na westchnienie.Doczekała się.- Wezmy choćby Alison Danson.Ma skromną posadkę, teraz kiedy bliznięta po-SRszły do szkoły.Przez kilka godzin dziennie pomaga panu Patelowi w kiosku z gazetami.I świetnie sobie radzi.Pan Patel powiedział, że jeżeli nadal będzie tak dobrze pracowałazastanowi się, czy latem nie pozwolić jej zbierać zamówień.Rany! - pomyślała Marina.Być może jestem odpowiedzialna za milionowe trans-akcje międzynarodowe, ale bardzo wątpię, czy tego lata będą zbierała zamówienia wczyimś zastępstwie.Muszę być dla matki druzgocącym rozczarowaniem.- No i Linda Alderton.Pomaga mężowi w rodzinnym interesie.On pozwala jejchodzić na wieczorowe kursy dla księgowych, ale z tego co wiem, ona zawsze stawia muna stół gorącą kolację przed wyjściem.Marina zerknęła na drzwi, modląc się w duchu, żeby ojciec wrócił i uratował jąprzed nieuchronną opowieścią weselną.- Ach, nie mówiłam ci o ślubie Gaby Rushforth.Marina przetrwała, myśląc o pudełku pierników, które przeszmuglować do swoje-go pokoju.5F.Zrobi sobie wyżerkę, wszystko jedno, jak bardzo będzie się potem niena-widzić.Był wigilijny wieczór u Susie i Kena.Susie kończyła właśnie rozmowę z Mariną.- Dzięki za prezent! Jak zwykle, najlepszy ze wszystkich.Tylko ty potrafisz kupićmi kolczyki.Ken zawsze nadrabia brak pomysłu, kupując grudę złota.Napadliby mnie,gdybym w tym wyszła na ulicę!Marina się roześmiała, wdzięczna za pierwszy w te święta niealkoholowy przypływserdeczności.- Dzięki za książki, Susie.Nikt mi już ich nie kupuje.- Nie wspomniała o diete-tycznej książce kucharskiej, którą matka dała jej dziś rano.- Nie ma sprawy.Kupiłam ci po prostu wszystko to, co sama chcę przeczytać, więcmożesz mi je oddać, kiedy skończysz!- Masz tyle spraw na głowie, że wątpię, czy ci się to uda.Zapadła cisza i Marina zaczęła się zastanawiać, czy nie palnęła jakiegoś głupstwa.Głos Susie brzmiał inaczej, kiedy się znów odezwała.- Skoro już o tym wspomniałaś.Może zrobię noworoczne postanowienie, że będępoświęcać więcej czasu sobie.I nawet wiem, jak go wykorzystam - zachichotała.- NoSRnic, muszę lecieć.Wesołych świąt, Mućka! Nie objadaj się! Ucałuj mamę i tatę.Cześć!Marina była oburzona, że Susie pomachała jej przed nosem smakowitą plotką i za-brała przynętę, zanim ona zdążyła ją schrupać.%7łałowała, że sama nie ma sekretów.Zwyjątkiem tych związanych z jedzeniem, oczywiście.Wigilia ciągnęła się w nie-skończoność.Susie odłożyła słuchawkę i rozejrzała się po swoim zwykle nienagannym domu.Był to chwilowy Armageddon: strzępy ozdobnego papieru leżały na wyfroterowanejdrewnianej podłodze jak martwe ciała, nadpobudliwe dzieci wyrywały sobie pilot telewi-zyjny, otwarte gry zaśmiecały marmurowe stoliki, mąż słuchał Tristana i Izoldy w błogo-sławionej nieświadomości, ze słuchawkami na uszach, ściany krzyczały do niej, pokrytewielkimi złoconymi kartkami świątecznymi, których nikt nie podpisywał, zamkniętedrzwi kuchni wzywały ją syrenim głosem do codziennej harówki, cholerny NoelEdmonds uśmiechał się do niej demonicznie ze szpitala.Jaka szkoda, że nie był pacjen-tem.- Zamknijcie się! - wrzasnęła na Alice i Fredericka.Pokój zaległa cisza.- Dziękuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jedną trzecią życia spędziła w zgorzknie-niu.Czuła, że gdyby wcześniej znalazła towarzysza, mogliby razem zmieniać świat.Atak ona i Donald mogli już tylko pić herbatki ze śmietanką, chodzić na fety kościelne i odczasu do czasu obejrzeć film dokumentalny na BBC2.Więc kiedy urodziła się Marina, Nancy dokonała przewartościowania.Jej córkabędzie miała łatwe życie.Będzie miała męża i dzieci.Będzie zabezpieczona materialnie imożliwie najszybciej zrzuci wszystkie kobiece wędzidła.Dopiero wtedy będzie na tylewolna, by zacząć odkrywać siebie.Dla Nancy miało to głęboki sens, i dla nikogo innego.Marina przypisała całe toszaleństwo wyjątkowo ciężkiej menopauzie, po której matka dostała lekkiego bzika.Rezultat był taki, że kobieta, która swego czasu podkładała ładunki wybuchowe natorach pod Barceloną, spędzała soboty, wyglądając przez okno, z nadzieją że zobaczyślub w kościele naprzeciwko, odbity w połyskującym szkle.I marząc.Donalda nie było w domu, więc nie mógł uratować Mariny przed matką.OdkądMarina sięgała pamięcią, ojciec wszystkie wolne od snu godziny spędzał w oranżerii alboogródku warzywnym.Nancy zawsze powtarzała, że stałe zasoby świeżych warzyw,owoców i kwiatów w domu to zasługa jego umiejętności i oddania.Marina była jeszczedzieckiem, kiedy zaczęła podejrzewać, że być może jest to zasługa Nancy, która trzymałaludzi na taką odległość, by nie dochodził do nich jej cichy, krytyczny głos.- Słyszałaś, co powiedziałam?Marina niechętnie oderwała się od swoich myśli i skupiła na nieuchronnej rzeczy-wistości, jaką była matka.- Przepraszam, mamo, co mówiłaś?Nancy wydała swoje słynne westchnienie z ochem", które z reguły poprzedzałoSRkomentarz na temat wagi córki, nieobecności męża lub upadku komedii telewizyjnych pośmierci Sida Jamesa.- Zauważyłam, że patrzysz na czekoladki, i pomyślałam, że się wstydzisz poprosić,więc chciałam ci to ułatwić.Bóg mi świadkiem, że tylko czekolady ci trzeba, ale osta-tecznie są święta.Więc wez sobie jedną, jeżeli masz ochotę.Marina zareagowała tak, jak zwykle reagowała na częste matczyne aluzje do jej tu-szy.Miała ochotę zrobić dwie przeciwstawne rzeczy: wpychać sobie garściami zakazanyowoc do ust na oczach swojego oprawcy albo podjąć stanowcze postanowienie, że sięzagłodzi, dostanie anoreksji, umrze i wtedy Nancy pożałuje.Oczywiście skończyło się natym, że wzięła czekoladkę z przepraszającym wyrazem twarzy i zjadła ją najciszej i naj-szybciej, jak tylko potrafiła.Aby pozbyć się poczucia winy, że tak bardzo nienawidzi matki, zaczęła jedną ztych rozmów, za którymi Nancy przepadała.- To jak, mamo, widziałaś kogoś ostatnio?W języku matki i córki ktoś" oznaczał jedną z koleżanek Mariny ze szkoły pod-stawowej.Wszystkie one sprawiły matkom przyjemność: nie miałby własnego życia.Wyszły za mąż młodo (ale nie zbyt młodo), wcześnie urodziły dzieci (ale nie za wcze-śnie) i już miały włosy obcięte i zaondulowane w puszystą koronę, która wprowadzi jebezpiecznie w wiek średni.Nancy westchnęła (tym razem bez ocha") i rozpoczęła wyliczankę, którą przepo-wiadała sobie nieustannie między wizytami Mariny.- No więc.Mówiłam ci, że Janet Griffin urodziła córeczkę, cztery kilo dwadzie-ścia, ma na imię Kylie-Jade? - Zrobiła przerwę, ale nie dość długą, by Marina zdążyłacoś powiedzieć.Obie wiedziały, że nie musi.Nancy mówiła dalej z żalem: - Urodziładwa tygodnie temu, a już odzyskała figurę.Oczywiście, musi o siebie dbać, przy takprzystojnym mężu.Jeżeli kobieta chce zatrzymać męża, musi się postarać.To samo do-tyczy kobiety, która chce zdobyć męża.Uważasz się pewnie za feministkę, ale jesteś poprostu leniwa.Trzeba włożyć trochę wysiłku, żeby znalezć porządnego człowieka.Marina czekała na westchnienie.Doczekała się.- Wezmy choćby Alison Danson.Ma skromną posadkę, teraz kiedy bliznięta po-SRszły do szkoły.Przez kilka godzin dziennie pomaga panu Patelowi w kiosku z gazetami.I świetnie sobie radzi.Pan Patel powiedział, że jeżeli nadal będzie tak dobrze pracowałazastanowi się, czy latem nie pozwolić jej zbierać zamówień.Rany! - pomyślała Marina.Być może jestem odpowiedzialna za milionowe trans-akcje międzynarodowe, ale bardzo wątpię, czy tego lata będą zbierała zamówienia wczyimś zastępstwie.Muszę być dla matki druzgocącym rozczarowaniem.- No i Linda Alderton.Pomaga mężowi w rodzinnym interesie.On pozwala jejchodzić na wieczorowe kursy dla księgowych, ale z tego co wiem, ona zawsze stawia muna stół gorącą kolację przed wyjściem.Marina zerknęła na drzwi, modląc się w duchu, żeby ojciec wrócił i uratował jąprzed nieuchronną opowieścią weselną.- Ach, nie mówiłam ci o ślubie Gaby Rushforth.Marina przetrwała, myśląc o pudełku pierników, które przeszmuglować do swoje-go pokoju.5F.Zrobi sobie wyżerkę, wszystko jedno, jak bardzo będzie się potem niena-widzić.Był wigilijny wieczór u Susie i Kena.Susie kończyła właśnie rozmowę z Mariną.- Dzięki za prezent! Jak zwykle, najlepszy ze wszystkich.Tylko ty potrafisz kupićmi kolczyki.Ken zawsze nadrabia brak pomysłu, kupując grudę złota.Napadliby mnie,gdybym w tym wyszła na ulicę!Marina się roześmiała, wdzięczna za pierwszy w te święta niealkoholowy przypływserdeczności.- Dzięki za książki, Susie.Nikt mi już ich nie kupuje.- Nie wspomniała o diete-tycznej książce kucharskiej, którą matka dała jej dziś rano.- Nie ma sprawy.Kupiłam ci po prostu wszystko to, co sama chcę przeczytać, więcmożesz mi je oddać, kiedy skończysz!- Masz tyle spraw na głowie, że wątpię, czy ci się to uda.Zapadła cisza i Marina zaczęła się zastanawiać, czy nie palnęła jakiegoś głupstwa.Głos Susie brzmiał inaczej, kiedy się znów odezwała.- Skoro już o tym wspomniałaś.Może zrobię noworoczne postanowienie, że będępoświęcać więcej czasu sobie.I nawet wiem, jak go wykorzystam - zachichotała.- NoSRnic, muszę lecieć.Wesołych świąt, Mućka! Nie objadaj się! Ucałuj mamę i tatę.Cześć!Marina była oburzona, że Susie pomachała jej przed nosem smakowitą plotką i za-brała przynętę, zanim ona zdążyła ją schrupać.%7łałowała, że sama nie ma sekretów.Zwyjątkiem tych związanych z jedzeniem, oczywiście.Wigilia ciągnęła się w nie-skończoność.Susie odłożyła słuchawkę i rozejrzała się po swoim zwykle nienagannym domu.Był to chwilowy Armageddon: strzępy ozdobnego papieru leżały na wyfroterowanejdrewnianej podłodze jak martwe ciała, nadpobudliwe dzieci wyrywały sobie pilot telewi-zyjny, otwarte gry zaśmiecały marmurowe stoliki, mąż słuchał Tristana i Izoldy w błogo-sławionej nieświadomości, ze słuchawkami na uszach, ściany krzyczały do niej, pokrytewielkimi złoconymi kartkami świątecznymi, których nikt nie podpisywał, zamkniętedrzwi kuchni wzywały ją syrenim głosem do codziennej harówki, cholerny NoelEdmonds uśmiechał się do niej demonicznie ze szpitala.Jaka szkoda, że nie był pacjen-tem.- Zamknijcie się! - wrzasnęła na Alice i Fredericka.Pokój zaległa cisza.- Dziękuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]