[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musi się uspokoić, a Leomusi pogodzić się ze światłem, żeby nie gromadziły się tutajwielkie szczury.Leo robił wszystko.A to, co chciała zrobić, było jedynąrzeczą, jaką ona robiła dla nich obojga.Bez tego nie byłaby doniczego potrzebna.Musi znowu wziąć prysznic.Musi odepchnąć ręce, które szukały jej ciała dawno temu,za każdym razem, gdy odkręcała kran z wodą, a potemwciskały się między jej uda tak mocno, że miejsca starczałozaledwie na ściekającą wodę.Zachichotała głośno.A jednak można.Jeśli tylko się postara, jeśli mocno zaciśnie dłonie, wtedyznowu będzie mogła się zaśmiać.***Leo spał głębokim snem i będzie spał jeszcze przez dwiegodziny.Leżał na brzuchu, prawie zawsze tak spał z twarząwtuloną w materac.Czuła się taka samotna.Ostrożnie zakołysała fotelem, papieros, długi, głęboki oddechLea.Ten pieprzony dzień.Nie była w stanie odegnać wielu nachodzących ją myśli, musiz kimś porozmawiać, o czymkolwiek, z kimś innym niż tylko zsamą sobą.Czerwona kurtka wisiała na gwozdziu na drzwiach, włożyłają, bo w tunelu, którego wylot wychodził na północ, zawszemarzła, tam wiało silniej.Jeśli pójdzie prostą drogą, ma do pokonania dwieściemetrów; jeśli wybierze inną drogę, którą lubiła najbardziej,będzie musiała przejść dwa razy dłuższy odcinek, betonowykorytarz, starszy od innych, ale można nim było iść w pozycjiwyprostowanej.Kryjówka, w której mieszkał, była niewielka, taka trochęwiększa dziura w ścianie, trudna do znalezienia; znajdowała siętuż przed ogromnym betonowym pomieszczeniem przy-pominającym salę, zajmującym dużą część powierzchni podparkiem, wzdłuż ulicy Igeldammsgatan.Miller siedział z nogami skrzyżowanymi na podłodze, miałanadzieję, że jest sam.Spod naciągniętej na głowę czapeczki wkratkę widać było krzaczaste brwi, a policzki pokrywał muzarost jeszcze bardziej gęsty niż wtedy, gdy razem z tymdrugim, nieznanym jej facetem zastukali do ich drzwi.Brodępowinien sobie ogolić właściwie już kilka tygodni temu.Wiedziała, że ma miłą twarz, ale teraz trudno to byłozobaczyć. Mogę wejść?Skinął głową.Przypominał jej Lea.Niezbyt rozmowny.Przyklękła i wczołgała się do środka.Po dwóch metrachzrobiło się więcej miejsca, ale nie na tyle, żeby można się byłocałkiem wyprostować.Podał jej pudełko ciastek. Chcesz jedno? Nie. Papierosa? Jasne.Miller odłożył pudełko z ciasteczkami, a z jednej z kilkukieszeni swojej kurtki wyciągnął tytoń i papier. Czy to dzisiaj?***Domyślił się, dokąd chciała się wybrać.Wiedział, co ze sobąprzyniosła.Oboje przeżyli prawie to samo.Była małądziewczynką, dzieckiem, które uciekło z domu, ukrywała sięprzez tydzień, czasem nawet miesiąc.Nie podobało mu się to,ale nigdy nic nie powiedział.Znikały po jakimś czasie, zanimzdążył zapamiętać ich imię.Ale niektóre były takie jak ona.Niewracały.Brud i sadza stawały się ich ochronną skorupą, bezniej były jak przezroczyste. Tak, to dzisiaj.Była tu dłużej niż wszystkie inne.Pewnie ze dwa lata, możedłużej.Wtedy była bardzo małą dziewczynką.Teraz jest inna. Zrobisz, jak zechcesz. Tylko dwie godziny. Jak chcesz.Miller ją lubił, ale nigdy jej nie wydał.Aż do niedawna, przed trzema tygodniami.Zamierzał zrobić to od dawna.Jest taka młoda, drobna.bałsię, że pózniej sprawi jej tym ból.Jednak teraz spojrzał nanią nie sprawia jej to bólu, nie żałował, zrobił to, co uważałza słuszne, czasem tak trzeba.Ty mały człowieczku. Tylko dwie godziny, prawda?Próbowała się uśmiechnąć, a nawet się zaśmiać.Ty mały, maleńki człowieczku.Starał się uważać.Wybrał do tego celu Sylvi, starszą kobietę,która pracowała w parafii św.Klary.Kilka razy na tydzień Sylviprzychodziła na skrzyżowanie przy placu Frid- hemsplan irozdawała kanapki z kawą.Wydałem cię, opowiedziałem o tobie komuś na górze, dlatwojego dobra.Przed trzema tygodniami.Dostał kawę i poprosił Sylvi, abyodeszła z nim na stronę, bo chciałby z nią porozmawiać, żebynikt ich nie słyszał.Sylvi sama żyła kiedyś na ulicy, a potemzmieniła swoje życie, z taką nie rozmawiało się o duperelach,ufał jej.Poszli więc na przystanek autobusowy, gdzieopowiedział jej o małej dziewczynce mieszkającej pod ziemią,która nie chce stamtąd wychodzić.Nie jest już w stanie tegodłużej znosić.Obserwuje ją w tunelach już od dwóch łat i wie,że jest ktoś, kto za nią tęskni.Nie powinno cię tu być, jesteś za młoda, żeby się ukrywać. Masz jeszcze jakiegoś?Mówiąc to, wskazała na papierosa, którego palił Miller.Tenpokazał jej pustą paczkę, wyjął papierosa z ust i podałgo jej- Masz.Dobrze, że to zrobił. Może nie powinieneś tyle palić. Muszę. A dlaczego? Po prostu muszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Musi się uspokoić, a Leomusi pogodzić się ze światłem, żeby nie gromadziły się tutajwielkie szczury.Leo robił wszystko.A to, co chciała zrobić, było jedynąrzeczą, jaką ona robiła dla nich obojga.Bez tego nie byłaby doniczego potrzebna.Musi znowu wziąć prysznic.Musi odepchnąć ręce, które szukały jej ciała dawno temu,za każdym razem, gdy odkręcała kran z wodą, a potemwciskały się między jej uda tak mocno, że miejsca starczałozaledwie na ściekającą wodę.Zachichotała głośno.A jednak można.Jeśli tylko się postara, jeśli mocno zaciśnie dłonie, wtedyznowu będzie mogła się zaśmiać.***Leo spał głębokim snem i będzie spał jeszcze przez dwiegodziny.Leżał na brzuchu, prawie zawsze tak spał z twarząwtuloną w materac.Czuła się taka samotna.Ostrożnie zakołysała fotelem, papieros, długi, głęboki oddechLea.Ten pieprzony dzień.Nie była w stanie odegnać wielu nachodzących ją myśli, musiz kimś porozmawiać, o czymkolwiek, z kimś innym niż tylko zsamą sobą.Czerwona kurtka wisiała na gwozdziu na drzwiach, włożyłają, bo w tunelu, którego wylot wychodził na północ, zawszemarzła, tam wiało silniej.Jeśli pójdzie prostą drogą, ma do pokonania dwieściemetrów; jeśli wybierze inną drogę, którą lubiła najbardziej,będzie musiała przejść dwa razy dłuższy odcinek, betonowykorytarz, starszy od innych, ale można nim było iść w pozycjiwyprostowanej.Kryjówka, w której mieszkał, była niewielka, taka trochęwiększa dziura w ścianie, trudna do znalezienia; znajdowała siętuż przed ogromnym betonowym pomieszczeniem przy-pominającym salę, zajmującym dużą część powierzchni podparkiem, wzdłuż ulicy Igeldammsgatan.Miller siedział z nogami skrzyżowanymi na podłodze, miałanadzieję, że jest sam.Spod naciągniętej na głowę czapeczki wkratkę widać było krzaczaste brwi, a policzki pokrywał muzarost jeszcze bardziej gęsty niż wtedy, gdy razem z tymdrugim, nieznanym jej facetem zastukali do ich drzwi.Brodępowinien sobie ogolić właściwie już kilka tygodni temu.Wiedziała, że ma miłą twarz, ale teraz trudno to byłozobaczyć. Mogę wejść?Skinął głową.Przypominał jej Lea.Niezbyt rozmowny.Przyklękła i wczołgała się do środka.Po dwóch metrachzrobiło się więcej miejsca, ale nie na tyle, żeby można się byłocałkiem wyprostować.Podał jej pudełko ciastek. Chcesz jedno? Nie. Papierosa? Jasne.Miller odłożył pudełko z ciasteczkami, a z jednej z kilkukieszeni swojej kurtki wyciągnął tytoń i papier. Czy to dzisiaj?***Domyślił się, dokąd chciała się wybrać.Wiedział, co ze sobąprzyniosła.Oboje przeżyli prawie to samo.Była małądziewczynką, dzieckiem, które uciekło z domu, ukrywała sięprzez tydzień, czasem nawet miesiąc.Nie podobało mu się to,ale nigdy nic nie powiedział.Znikały po jakimś czasie, zanimzdążył zapamiętać ich imię.Ale niektóre były takie jak ona.Niewracały.Brud i sadza stawały się ich ochronną skorupą, bezniej były jak przezroczyste. Tak, to dzisiaj.Była tu dłużej niż wszystkie inne.Pewnie ze dwa lata, możedłużej.Wtedy była bardzo małą dziewczynką.Teraz jest inna. Zrobisz, jak zechcesz. Tylko dwie godziny. Jak chcesz.Miller ją lubił, ale nigdy jej nie wydał.Aż do niedawna, przed trzema tygodniami.Zamierzał zrobić to od dawna.Jest taka młoda, drobna.bałsię, że pózniej sprawi jej tym ból.Jednak teraz spojrzał nanią nie sprawia jej to bólu, nie żałował, zrobił to, co uważałza słuszne, czasem tak trzeba.Ty mały człowieczku. Tylko dwie godziny, prawda?Próbowała się uśmiechnąć, a nawet się zaśmiać.Ty mały, maleńki człowieczku.Starał się uważać.Wybrał do tego celu Sylvi, starszą kobietę,która pracowała w parafii św.Klary.Kilka razy na tydzień Sylviprzychodziła na skrzyżowanie przy placu Frid- hemsplan irozdawała kanapki z kawą.Wydałem cię, opowiedziałem o tobie komuś na górze, dlatwojego dobra.Przed trzema tygodniami.Dostał kawę i poprosił Sylvi, abyodeszła z nim na stronę, bo chciałby z nią porozmawiać, żebynikt ich nie słyszał.Sylvi sama żyła kiedyś na ulicy, a potemzmieniła swoje życie, z taką nie rozmawiało się o duperelach,ufał jej.Poszli więc na przystanek autobusowy, gdzieopowiedział jej o małej dziewczynce mieszkającej pod ziemią,która nie chce stamtąd wychodzić.Nie jest już w stanie tegodłużej znosić.Obserwuje ją w tunelach już od dwóch łat i wie,że jest ktoś, kto za nią tęskni.Nie powinno cię tu być, jesteś za młoda, żeby się ukrywać. Masz jeszcze jakiegoś?Mówiąc to, wskazała na papierosa, którego palił Miller.Tenpokazał jej pustą paczkę, wyjął papierosa z ust i podałgo jej- Masz.Dobrze, że to zrobił. Może nie powinieneś tyle palić. Muszę. A dlaczego? Po prostu muszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]