[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden sprzymierzeniec nie miał prawa grabić u drugiego.Po prawdzie, to z tego podziału wielkiej pociechy nie było, bo Niemcy umieli się tak urządzić, że zawsze wszystko wzięli pierwsi.Nasi byli głupi i nie potrafili takiej grandy robić jak oni.Niemcy wystawiali kwity rekwizycyjne i pieniądze wypłacali później albo brali chłopu żyto i wystawiali kwit płatny w Berlinie.Idźże teraz, chłopie, do Berlina po swoje siedem marek.Niektóre komendy dawały swoim feldfeblom na rękę czyste kwity z pieczątkami i mógł sobie brać, co mu się podobało, i wysyłać do domu.Różne cudeńka były powypisywane na tych kwitach.Przychodzi chłop do intendentury z kwitem, kłania się w pas: “Płaćcie, wielmożni panowie, za świnię, coście ją wzięli w tamtym tygodniu u gospodarza Danyły Chmyza ze wsi Karolewo gminy szturbackiej.” Czytali kwit i chłopa za łeb i ze schodów.Idzie chłopina na skargę do urzędu etapowego.Tam biorą kwit do ręki, śmieją się.Napisane było tak:Dein Schwein ist mein, (Twój wieprz jest mój)Mein Schein ist dein, (Mój kwit jest twój)Lieb Vaterland magst ruhig sein.(Luba ojczyzno, możesz być spokojna.)Kiedy się chłop uparł, dostał kilka razy w zęby i szedł do domu z tym wierszowanym kwitem i spuchniętą gębą.Siedziałem ja tam i nieraz choroba mnie brała, kiedy widziałem, jak oni dręczą tę ludność obszarów okupowanych, chociaż nie jestem miękkiego serca.Pewnego razu doniósł mi konfident z tamtejszych chłopów, że Niemiaszki w moim rejonie buszują.Zebrałem swoich chłopaków i idę.Był tam między nimi jeden pyskaty podoficer i stawiał się.Nie mogłem się powstrzymać, wygarnąłem do niego i niechcący przestrzeliłem mu nogę.O mały figiel nie zostało zerwane przez to przymierze, ale udowodniłem, że to było nieostrożne obchodzenie się z bronią, i przenieśli mnie za to do kraju.Przydzielili mnie do Budapesztu.Pewnego razu miałem odstawić do sądu dezertera.Idę do komendy garnizonu odebrać go z aresztu i patrzę - a to mój szwagier.Żony brat.Wyprowadziłem go za miasto, dałem pieniądze i powiedziałem: “Do widzenia”.Musiałem się skaleczyć nożem, niby że z nim stoczyłem walkę, i dostałem za to tylko trzy miesiące twierdzy, a potem przenieśli mnie tutaj.A w kompanii wartowniczej gniłem pełne dwa lata.- I gniłbyś dalej, żebyś się nie zdecydował wiać z nami.- I gniłbym dalej… - Szökölön splunął.- Wierzcie mi, chłopcy, że tak mi te warty obrzydły, iż nieraz miałem ochotę wyjść z wartowni i iść prosto przed siebie, aby tylko oderwać się od tego psiego życia.Cztery lata już przeszło, bójcie się Boga! Cierpliwości już nie starczało…Drzwi do przedziału rozsunęły się i stanął w nich wachmistrz żandarmerii.Wszyscy poczuli drgawki w nogach.Baldini pociągnął śpiącego Kanię za rękaw.- Czego?- Panie feldfeblu, melduję posłusznie, kontrola dokumentów.Kania niedbale powstał i patrząc spod oka na żandarma, powoli wyjmował z kieszeni dokument.Z niepokojem patrzyli na twarz czytającego wachmistrza.- Koszyce… jeden feldfebel i czterech szeregowców… po odbiór amunicji.W porządku, dziękuję.Wachmistrz oddał Kani dokument i z zawiścią spojrzał ukradkiem na jego ordery.- Bardzo ładne umundurowanie mają panowie…- Nie wie pan, dlaczego? Umrzyków zawsze kładzie się do trumny w najlepszym, dlatego marszkompanie fasują nowe - poinformował go Kania.Wachmistrz skrzywił się.- Jeżeli pan z tego punktu widzenia… - Nie dokończył i wyszedł.- Punkt widzenia draniowi się nie podoba - zgryźliwie zauważył Haber.- Idź na front, to ci tam pokażą punkt widzenia… Kania wydął wargi.- Niech sobie zasłuży na froncie jak ja, nie?- Trochę mnie mrówki oblazły, kiedy wszedł do przedziału - przyznał się Baldini.- Dlaczego? Dokument, bracie, jak brylant i nie macie się czego bać.- Może by tak co wypić na pokrzepienie, panowie?- Wydostań, Hładun, manierkę z plecaka.Każdy pociągnął z manierki i humory się poprawiły.- W Koszycach będziemy za trzy godziny.Pociąg zatrzymał się i do przedziału wszedł stary kapral sanitarny, objuczony jak wielbłąd obszytymi w płótno tobołami, których kształty wyraźnie określały zawartość.- Pozwoli pan, panie feldfeblu, że sobie tu posiedzę przez dwie stacje? Szökölön powstał z ławy i fachowo obmacywał worki.- Chleb, słonina i pewno kasza.Kapral, wątły człeczyna, popatrzył na niego z niepokojem.- Według rozkazów, nie wolno wozić z sobą więcej, jak pięć kilo produktów, panie kapral - przemówił Kania - a wiezie pan pewno pół cetnara.Jako starszy, mógłbym pana zadenuncjować przed żandarmerią, ale nie zrobię tego, jeżeli mi pan szczerze odpowie na pytanie: dla rodziny pan to wiezie czy na handel?- Dla siebie, panie feldfeblu - skwapliwie odpowiedział przestraszony kapral - pięć osób głoduje w domu.- Starczy.Ładunek pański uważam za usprawiedliwiony.Obciąża pana tylko lekkomyślność, z jaką pan swój przychówek pomnożył do piątki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jeden sprzymierzeniec nie miał prawa grabić u drugiego.Po prawdzie, to z tego podziału wielkiej pociechy nie było, bo Niemcy umieli się tak urządzić, że zawsze wszystko wzięli pierwsi.Nasi byli głupi i nie potrafili takiej grandy robić jak oni.Niemcy wystawiali kwity rekwizycyjne i pieniądze wypłacali później albo brali chłopu żyto i wystawiali kwit płatny w Berlinie.Idźże teraz, chłopie, do Berlina po swoje siedem marek.Niektóre komendy dawały swoim feldfeblom na rękę czyste kwity z pieczątkami i mógł sobie brać, co mu się podobało, i wysyłać do domu.Różne cudeńka były powypisywane na tych kwitach.Przychodzi chłop do intendentury z kwitem, kłania się w pas: “Płaćcie, wielmożni panowie, za świnię, coście ją wzięli w tamtym tygodniu u gospodarza Danyły Chmyza ze wsi Karolewo gminy szturbackiej.” Czytali kwit i chłopa za łeb i ze schodów.Idzie chłopina na skargę do urzędu etapowego.Tam biorą kwit do ręki, śmieją się.Napisane było tak:Dein Schwein ist mein, (Twój wieprz jest mój)Mein Schein ist dein, (Mój kwit jest twój)Lieb Vaterland magst ruhig sein.(Luba ojczyzno, możesz być spokojna.)Kiedy się chłop uparł, dostał kilka razy w zęby i szedł do domu z tym wierszowanym kwitem i spuchniętą gębą.Siedziałem ja tam i nieraz choroba mnie brała, kiedy widziałem, jak oni dręczą tę ludność obszarów okupowanych, chociaż nie jestem miękkiego serca.Pewnego razu doniósł mi konfident z tamtejszych chłopów, że Niemiaszki w moim rejonie buszują.Zebrałem swoich chłopaków i idę.Był tam między nimi jeden pyskaty podoficer i stawiał się.Nie mogłem się powstrzymać, wygarnąłem do niego i niechcący przestrzeliłem mu nogę.O mały figiel nie zostało zerwane przez to przymierze, ale udowodniłem, że to było nieostrożne obchodzenie się z bronią, i przenieśli mnie za to do kraju.Przydzielili mnie do Budapesztu.Pewnego razu miałem odstawić do sądu dezertera.Idę do komendy garnizonu odebrać go z aresztu i patrzę - a to mój szwagier.Żony brat.Wyprowadziłem go za miasto, dałem pieniądze i powiedziałem: “Do widzenia”.Musiałem się skaleczyć nożem, niby że z nim stoczyłem walkę, i dostałem za to tylko trzy miesiące twierdzy, a potem przenieśli mnie tutaj.A w kompanii wartowniczej gniłem pełne dwa lata.- I gniłbyś dalej, żebyś się nie zdecydował wiać z nami.- I gniłbym dalej… - Szökölön splunął.- Wierzcie mi, chłopcy, że tak mi te warty obrzydły, iż nieraz miałem ochotę wyjść z wartowni i iść prosto przed siebie, aby tylko oderwać się od tego psiego życia.Cztery lata już przeszło, bójcie się Boga! Cierpliwości już nie starczało…Drzwi do przedziału rozsunęły się i stanął w nich wachmistrz żandarmerii.Wszyscy poczuli drgawki w nogach.Baldini pociągnął śpiącego Kanię za rękaw.- Czego?- Panie feldfeblu, melduję posłusznie, kontrola dokumentów.Kania niedbale powstał i patrząc spod oka na żandarma, powoli wyjmował z kieszeni dokument.Z niepokojem patrzyli na twarz czytającego wachmistrza.- Koszyce… jeden feldfebel i czterech szeregowców… po odbiór amunicji.W porządku, dziękuję.Wachmistrz oddał Kani dokument i z zawiścią spojrzał ukradkiem na jego ordery.- Bardzo ładne umundurowanie mają panowie…- Nie wie pan, dlaczego? Umrzyków zawsze kładzie się do trumny w najlepszym, dlatego marszkompanie fasują nowe - poinformował go Kania.Wachmistrz skrzywił się.- Jeżeli pan z tego punktu widzenia… - Nie dokończył i wyszedł.- Punkt widzenia draniowi się nie podoba - zgryźliwie zauważył Haber.- Idź na front, to ci tam pokażą punkt widzenia… Kania wydął wargi.- Niech sobie zasłuży na froncie jak ja, nie?- Trochę mnie mrówki oblazły, kiedy wszedł do przedziału - przyznał się Baldini.- Dlaczego? Dokument, bracie, jak brylant i nie macie się czego bać.- Może by tak co wypić na pokrzepienie, panowie?- Wydostań, Hładun, manierkę z plecaka.Każdy pociągnął z manierki i humory się poprawiły.- W Koszycach będziemy za trzy godziny.Pociąg zatrzymał się i do przedziału wszedł stary kapral sanitarny, objuczony jak wielbłąd obszytymi w płótno tobołami, których kształty wyraźnie określały zawartość.- Pozwoli pan, panie feldfeblu, że sobie tu posiedzę przez dwie stacje? Szökölön powstał z ławy i fachowo obmacywał worki.- Chleb, słonina i pewno kasza.Kapral, wątły człeczyna, popatrzył na niego z niepokojem.- Według rozkazów, nie wolno wozić z sobą więcej, jak pięć kilo produktów, panie kapral - przemówił Kania - a wiezie pan pewno pół cetnara.Jako starszy, mógłbym pana zadenuncjować przed żandarmerią, ale nie zrobię tego, jeżeli mi pan szczerze odpowie na pytanie: dla rodziny pan to wiezie czy na handel?- Dla siebie, panie feldfeblu - skwapliwie odpowiedział przestraszony kapral - pięć osób głoduje w domu.- Starczy.Ładunek pański uważam za usprawiedliwiony.Obciąża pana tylko lekkomyślność, z jaką pan swój przychówek pomnożył do piątki [ Pobierz całość w formacie PDF ]