[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Żartuje pan?– Ani mi to w głowie.Widzi pan, naszą rolą jest leczenie, a nie torturowanie.Elektrowstrząsy cieszą się złą sławą ze względu na to, jak wyglądały w przeszłości, ale technika zdecydowanie się zmieniła.– I nie polega to już na przykładaniu elektrod do czaszki osobnika, któremu potem przypala się mózg?Urażony Segnon prowokował lekarza.– Chodzi o to, żeby „wstrząsnąć” mózgiem poprzez jeden lub więcej impulsów elektrycznych.W ten sposób wywołuje się napad padaczkowy i pobudza wytwarzanie substancji neurotropowych.To najlepsza metoda przywrócenia prawidłowych mechanizmów pracy mózgu.– Serio? W dwudziestym pierwszym wieku we Francji wciąż stosuje się elektrowstrząsy?– Tak, kiedy zawiodą inne metody.Wówczas gdy farmakoterapia jest nieskuteczna albo kiedy depresja jest tak poważna, że istnieje duże ryzyko popełnienia samobójstwa.Niektóre schizofrenie albo ostre psychozy także leczy się, stosując kilka takich zabiegów tygodniowo.Mimo że Ludivine nie była tak zaskoczona jak jej kolega, zdawała sobie bowiem sprawę, że o praktykach stosowanych w psychiatrii niewiele się mówi, to musiała przyznać, że myśl o elektrowstrząsach stosowanych w miejscu takim jak to przyprawiała o dreszcz.– Czy to powoduje jakieś ślady? – zapytał Segnon.– Niestety, niewiele jest metod leczenia, które ich nie zostawiają.Czasem dochodzi do zaburzeń pamięci, jednak zawsze trzeba brać pod uwagę proporcję ryzyka i korzyści, a dopiero potem decydować czy oceniać.Czasami beznadziejne przypadki daje się ocalić dzięki elektrowstrząsom.– I zdarzają się pacjenci, którzy godzą się na takie męki?– Sejsmoterapia stosowana jest wyłącznie za zgodą pacjenta.– O cholera! – rzucił zdumiony Segnon.– A w przypadku schizofrenika, który nie jest w stanie podjąć decyzji? – zainteresowała się Ludivine.– Robi to za niego rodzina.A jeśli nikogo nie ma, decyzję podejmuje kolegialnie zespół lekarski.Brussin zatrzymał się przed zamkniętymi białymi drzwiami i wyjął kartę, żeby otworzyć zamek magnetyczny.To było pierwsze zabezpieczone wejście na ich drodze, uświadomiła sobie Ludivine.Kart nie używano nawet przy wejściu głównym.To miejsce musi zapewniać spokój tym, którzy zgłaszają się z własnej woli…Tym razem w korytarzu leżało żółte linoleum, a echo dalekich głosów mieszało się z łagodną muzyką sączącą się spod sufitu.Minęli przeszkloną ścianę, za którą znajdowało się stanowisko kontroli.Ubrany na biało mężczyzna wyszedł im na powitanie, skrzypiąc plastikowymi sabotami.Był o głowę wyższy od wielkoluda Segnona i równie potężny, o byczym karku.Jego jasne oczy natychmiast zwróciły się na Ludivine i przesunęły się po jej sylwetce, wprawiając kobietę w zmieszanie.Nie dość, że drażniła ją jego lubieżna mina, to wydatne usta, w których kącikach zbierała się ślina, za szeroka głowa i gigantyczne łapy wzbudzały w niej odrazę.– Przedstawiam państwu Loïca, który odpowiada u nas za bezpieczeństwo.– Mamy nowych? – ucieszyła się kasa pancerna.– Mogę panią oprowadzić i zająć się szkoleniem indywidualnym, bardzo zaawansowanym, jeśli pani chce – dodał, zwracając się do Ludivine.– Loïcu, państwo są z żandarmerii – pohamował jego zapędy Brussin.Ochroniarz wykrzywił się, a jego prawy policzek drgał w nerwowym tiku.Żądza, z jaką spoglądał na Ludivine, ustąpiła nieufności, jeśli nie nienawiści.Kobieta zauważyła bliznę na jego szyi – ślad po oparzeniu, schodzący na tułów.Ten Loïc to prawdziwy przystojniak, przemknęło jej przez głowę, kiedy go mijała.– Otwórz nam – polecił psychiatra.– Idziemy do dyrektora.– Jego gabinet znajduje się między pokojami chorych? – zdziwiła się Ludivine.– Nie, ale o tej porze jest z nimi.Zapewniam, że to wybitny psychiatra.Loïc wrócił na stanowisko i uruchomił mechanizm otwierania drzwi.– Gorzej niż w więzieniu – szepnął Segnon.– Wchodzimy do skrzydła zachodniego – wyjaśnił Brussin.– Z trzydziestu trzech przebywających tu pacjentów dziesięciu jest w dużym stopniu nieobliczalnych, a wszyscy znaleźli się u nas wbrew swej woli, więc owszem – to trochę jak więzienie.Ale najostrzejszym więzieniem dla tych kobiet i mężczyzn jest własny umysł – powiedział, dotykając palcem skroni.– Oddziały męskie i damskie nie są oddzielone?– W części centralnej nie.Mamy jednak dwa odrębne bloki dla tych najmniej stabilnych.Czasami jesteśmy zmuszeni izolować pacjentów.Dotyczy to na ogół mężczyzn.Zbliżali się do grupki osób ubranych zupełnie normalnie, na ogół w dresowe spodnie i T-shirty.Właśnie wtedy zadzwoniła komórka Segnona.Ludivine odruchowo sprawdziła swoją.Miała trzy nieodebrane połączenia z koszar, w tym ostatnie od pułkownika Jihana.Segnon odebrał i po chwili podał telefon Ludivine:– To Jihan.– Pułkownik?– Mamy nowego.– Słucham?!– Trupa.Ten też przerażony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.– Żartuje pan?– Ani mi to w głowie.Widzi pan, naszą rolą jest leczenie, a nie torturowanie.Elektrowstrząsy cieszą się złą sławą ze względu na to, jak wyglądały w przeszłości, ale technika zdecydowanie się zmieniła.– I nie polega to już na przykładaniu elektrod do czaszki osobnika, któremu potem przypala się mózg?Urażony Segnon prowokował lekarza.– Chodzi o to, żeby „wstrząsnąć” mózgiem poprzez jeden lub więcej impulsów elektrycznych.W ten sposób wywołuje się napad padaczkowy i pobudza wytwarzanie substancji neurotropowych.To najlepsza metoda przywrócenia prawidłowych mechanizmów pracy mózgu.– Serio? W dwudziestym pierwszym wieku we Francji wciąż stosuje się elektrowstrząsy?– Tak, kiedy zawiodą inne metody.Wówczas gdy farmakoterapia jest nieskuteczna albo kiedy depresja jest tak poważna, że istnieje duże ryzyko popełnienia samobójstwa.Niektóre schizofrenie albo ostre psychozy także leczy się, stosując kilka takich zabiegów tygodniowo.Mimo że Ludivine nie była tak zaskoczona jak jej kolega, zdawała sobie bowiem sprawę, że o praktykach stosowanych w psychiatrii niewiele się mówi, to musiała przyznać, że myśl o elektrowstrząsach stosowanych w miejscu takim jak to przyprawiała o dreszcz.– Czy to powoduje jakieś ślady? – zapytał Segnon.– Niestety, niewiele jest metod leczenia, które ich nie zostawiają.Czasem dochodzi do zaburzeń pamięci, jednak zawsze trzeba brać pod uwagę proporcję ryzyka i korzyści, a dopiero potem decydować czy oceniać.Czasami beznadziejne przypadki daje się ocalić dzięki elektrowstrząsom.– I zdarzają się pacjenci, którzy godzą się na takie męki?– Sejsmoterapia stosowana jest wyłącznie za zgodą pacjenta.– O cholera! – rzucił zdumiony Segnon.– A w przypadku schizofrenika, który nie jest w stanie podjąć decyzji? – zainteresowała się Ludivine.– Robi to za niego rodzina.A jeśli nikogo nie ma, decyzję podejmuje kolegialnie zespół lekarski.Brussin zatrzymał się przed zamkniętymi białymi drzwiami i wyjął kartę, żeby otworzyć zamek magnetyczny.To było pierwsze zabezpieczone wejście na ich drodze, uświadomiła sobie Ludivine.Kart nie używano nawet przy wejściu głównym.To miejsce musi zapewniać spokój tym, którzy zgłaszają się z własnej woli…Tym razem w korytarzu leżało żółte linoleum, a echo dalekich głosów mieszało się z łagodną muzyką sączącą się spod sufitu.Minęli przeszkloną ścianę, za którą znajdowało się stanowisko kontroli.Ubrany na biało mężczyzna wyszedł im na powitanie, skrzypiąc plastikowymi sabotami.Był o głowę wyższy od wielkoluda Segnona i równie potężny, o byczym karku.Jego jasne oczy natychmiast zwróciły się na Ludivine i przesunęły się po jej sylwetce, wprawiając kobietę w zmieszanie.Nie dość, że drażniła ją jego lubieżna mina, to wydatne usta, w których kącikach zbierała się ślina, za szeroka głowa i gigantyczne łapy wzbudzały w niej odrazę.– Przedstawiam państwu Loïca, który odpowiada u nas za bezpieczeństwo.– Mamy nowych? – ucieszyła się kasa pancerna.– Mogę panią oprowadzić i zająć się szkoleniem indywidualnym, bardzo zaawansowanym, jeśli pani chce – dodał, zwracając się do Ludivine.– Loïcu, państwo są z żandarmerii – pohamował jego zapędy Brussin.Ochroniarz wykrzywił się, a jego prawy policzek drgał w nerwowym tiku.Żądza, z jaką spoglądał na Ludivine, ustąpiła nieufności, jeśli nie nienawiści.Kobieta zauważyła bliznę na jego szyi – ślad po oparzeniu, schodzący na tułów.Ten Loïc to prawdziwy przystojniak, przemknęło jej przez głowę, kiedy go mijała.– Otwórz nam – polecił psychiatra.– Idziemy do dyrektora.– Jego gabinet znajduje się między pokojami chorych? – zdziwiła się Ludivine.– Nie, ale o tej porze jest z nimi.Zapewniam, że to wybitny psychiatra.Loïc wrócił na stanowisko i uruchomił mechanizm otwierania drzwi.– Gorzej niż w więzieniu – szepnął Segnon.– Wchodzimy do skrzydła zachodniego – wyjaśnił Brussin.– Z trzydziestu trzech przebywających tu pacjentów dziesięciu jest w dużym stopniu nieobliczalnych, a wszyscy znaleźli się u nas wbrew swej woli, więc owszem – to trochę jak więzienie.Ale najostrzejszym więzieniem dla tych kobiet i mężczyzn jest własny umysł – powiedział, dotykając palcem skroni.– Oddziały męskie i damskie nie są oddzielone?– W części centralnej nie.Mamy jednak dwa odrębne bloki dla tych najmniej stabilnych.Czasami jesteśmy zmuszeni izolować pacjentów.Dotyczy to na ogół mężczyzn.Zbliżali się do grupki osób ubranych zupełnie normalnie, na ogół w dresowe spodnie i T-shirty.Właśnie wtedy zadzwoniła komórka Segnona.Ludivine odruchowo sprawdziła swoją.Miała trzy nieodebrane połączenia z koszar, w tym ostatnie od pułkownika Jihana.Segnon odebrał i po chwili podał telefon Ludivine:– To Jihan.– Pułkownik?– Mamy nowego.– Słucham?!– Trupa.Ten też przerażony [ Pobierz całość w formacie PDF ]