[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„To jest moja ciotka Tessie, to są Frieda i Dave, to jest Ptaszyna, a to Murray… jak widzicie, tworzymy wspaniałą rodzinkę.A oto moja żona, która jest dla mnie wszystkim.Kto nie wierzy, niech spojrzy na jej uśmiech, niech posłucha, jak umie się śmiać.Pamiętacie zakryte rzęsami oczy, umieszczone niewinnie w mądrej twarzyczce? Pamiętacie ciemne włosy, spięte wsuwką? Tak, to ona… Anna – powiedział mój ojciec.Ta Anna? Och, jak opacznie zrozumiałem mojego syna! Jakżeśmy się omylili!”– Zrób jajecznicę z jednego jajka, Hope – powiedział Lonoff.– Zjem, jeśli ty zjesz połowę.– Możesz sam zjeść całe – odparła Hope.– Tylko zacznij znów spacerować.Spojrzał na mnie błagalnie.– Nathanie, zjedz pół.– Nie, nie! – przerwała mu żona i odwracając się do pieca, oznajmiła tryumfalnie: – Zjesz całe jajko!– A na domiar złego wyrzuciłem dziś żyletkę.– Ale dlaczego – spytała Amy, wciąż udając, że jest w wyśmienitym humorze – dlaczego zrobiłeś coś takiego?– Przemyślałem to dokładnie.Moje dzieci pokończyły studia.Dom spłaciłem.Jestem ubezpieczony w solidnej firmie.Mam forda rocznik ‘56.Wczoraj dostałem czek na czterdzieści pięć dolarów z Brazylii – pieniądze, których wcale nie oczekiwałem.Wyrzuć starą, pomyślałem sobie, i ogol się nową żyletką.A potem pomyślałem: nie, tą mogę się ogolić jeszcze dwa albo i trzy razy.Po co takie marnotrawstwo? Ale potem myślałem o tym jeszcze dłużej: mam siedem książek w wydaniach kieszonkowych, mam swoich wydawców w dwudziestu krajach, dom jest na nowo pokryty gontami, w piwnicy stoi spokojnie nowy piec centralnego ogrzewania, w łazience zainstalowano nowiutką armaturę.Rachunki wszystkie popłacone, a na dodatek w banku leżą pieniądze, które przynoszą trzy procent zabezpieczenia na stare lata.Do diabła, pomyślałem, co ja się będę zastanawiał – i włożyłem nową żyletkę.I popatrzcie tylko, jak się poharatałem.O mało nie obciąłem sobie ucha.Amy:– Z tego wniosek, że niepotrzebnie poddajesz się impulsom.– Chciałem się tylko przekonać, jak to jest – żyć tak, jak wszyscy.– I? – spytała Hope, która wróciła teraz do stołu z patelnią w ręce.– Powiedziałem.O mało nie obciąłem sobie ucha.– Oto twoje jajko.– Prosiłem o pół jajka.– Kochanie, zrób sobie raz ucztę – poprosiła Hope, całując go w czubek głowy.„Kochana Mamo i Kochany Tato, od trzech dni jesteśmy u ojca Anny.Oboje są od naszego przyjazdu w stanie bardzo wzruszającego uniesienia”.– A to listy do ciebie – powiedziała Hope.– Zazwyczaj nie patrzę na to przed końcem dnia – wyjaśnił mi Lonoff.– Nie chce nawet przejrzeć tytułów w gazetach – dodała Hope.– Parę lat temu nie chciał nawet jeść razem z nami śniadania.Ale kiedy dzieci się porozjeżdżały, stwierdziłam stanowczo, że nie będę sama siedzieć przy śniadaniu.– Ale nie pozwalałem ci się do mnie odzywać, prawda? Teraz jest inaczej.– Zrobię ci jeszcze jedno jajko.– Nie, kochanie, dziękuję ci, jestem syty – odparł Lonoff, odsuwając pusty talerz.„Drodzy moi, Anna jest w ciąży i szczęśliwsza, jak mówi, niż się mogła kiedykolwiek spodziewać”.Przeglądał kilka listów, które trzymał w dłoni.Powiedział do mnie:– Oto, co przesyłają mi wydawcy.Jeden na sto listów jest wart tego, by go otworzyć.Nie, jeden na pięćset.– Może przydałby się panu ktoś do otwierania listów? – spytałem.– On jest na to zbyt sumienny – wyjaśniła Hope.– Nie mógłby tego w ten sposób załatwić.A poza tym – sekretarka to dodatkowa osoba.Nie możemy zamienić naszego domu w Dworzec Centralny.– Sekretarka to sześć dodatkowych osób – oznajmił jej Lonoff.– Co dostałeś tym razem? – spytała Hope, kiedy jej mąż przewracał zapisaną ołówkiem kartkę na drugą stronę.– Przeczytaj ten list, Manny.– Ty go przeczytaj – poprosił, wręczając list żonie.– Niech się pan Nathan dowie, jakie są koszta popularności.Niech potem nie ma do nas pretensji, żeśmy go nie ostrzegali.Hope wytarła ręce w fartuch i wzięła list.To był zdecydowanie jej poranek, całkiem nowe życie.A dlaczego? Bo Amy wyjeżdża.– „Drogi Panie Lonoff – czytała.– Proponuję, żeby ze swoim talentem napisał Pan opowiadanie o następującej akcji.Nie-Żyd przybywa z Zachodu do Nowego Jorku i pierwszy raz w życiu widzi Żydów.Będąc człowiekiem z natury dobrodusznym, wyświadcza im przysługi.Kiedy poświęca część swojej przerwy obiadowej na to, żeby im pomagać, oni zachowują się jak świnie, wykorzystując coraz więcej jego czasu.Kiedy pomaga swoim współpracownikom, zdobywając dla nich wieczne pióra po cenach hurtowych, historia się powtarza.Próbują go naciągnąć, żeby kupił pióra dla osoby trzeciej.Mówią: »Człowiek, którego znam, chce kupić tuzin piór«, a potem mówią: »Ja ci nie mówiłem, żebyś kupował, ja cię o to nie prosiłem, ja ci tylko powiedziałem, że potrzebuję dwa tuziny, ale ty mi nie wmówisz, że ja ci kazałem, żebyś ty mi kupił dwa tuziny«.W rezultacie facet nabiera niechęci do Żydów.Później stwierdza, że nie-Żydzi, którzy dotąd zachowywali się skromnie, próbują wyrzucić go z pracy, podczas gdy Żydzi stają po jego stronie, kiedy szef chce go zwolnić.Kiedy ciężko choruje, Żydzi oddają dla niego krew.Na koniec ma rozmowę z pewną osobą, od której dowiaduje się, w jaki sposób historia Żydów przyczyniła się do właściwego im oportunizmu.Z poważaniem, Ray W.Oliver.PS.Jestem także autorem opowiadań.Chętnie będę z Panem współpracował przy opowiadaniu opartym na tej fabule”.– Ja także – stwierdziła Amy.– „Konsekwencje swego uwielbienia” – powiedziałem.Cytat z Wieku średniego, ale nawet Lonoff chyba go nie rozpoznał.– To z Henry’ego Jamesa – dodałem, piekąc raka.– „Reszta to już obłęd sztuki”.– Aha – powiedział Lonoff.Bałwan! Idiota! Przyłapał mnie, kiedy się popisywałem erudycją.A h a.Wie wszystko.Zamiast jednak kazać mi wstać od stołu i wynosić się z jego domu z powodu mego zachowania w gabinecie, Lonoff otworzył następny list i wyjął z koperty małą karteczkę.Przeczytał ją, po czym wręczył Hope.– Ach, to jedna z tych – powiedziała – które mnie zawsze denerwują.– Ta jednak ma swój styl – stwierdził Lonoff.– Podoba mi się brak grzecznościowego nagłówka.Od razu naciąga sznur i rozwiesza na nim pranie.Przeczytaj, Hope.– Nie znoszę takich listów.– Przeczytaj.Dla pana Nathana, jako budujący przykład.Więc n i e w i e, pomyślałem.Albo wie i mi wybaczył.– „Właśnie przeczytałam twoje wspaniałe opowiadanie Indiana – czytała Hope.– Co ty wiesz o Środkowym Wschodzie, ty żydowski gnojku? Wasza żydowska wszechwiedza zwykłemu człowiekowi podoba się tak samo, albo jeszcze mniej, jak wasze semickie wyczucie »sztuki«.Sally M.z Fort Wayne”.Lonoff tymczasem pedantycznie otwierał błękitną kopertę listu lotniczego.– Z New Delhi – oznajmił.– Przyjęli cię do kasty braminów – powiedziała Amy.Hope uśmiechnęła się do dziewczyny, która wyjedzie za niecałą godzinę, twierdząc kategorycznie:– Odmówi.– A może – ripostowała Amy – może ma szczęście i przyjęli go do kasty nietykalnych.– Albo do jeszcze niższej – podsumował Lonoff, wręczając list Hope.– Żądasz zbyt wiele – dorzuciła Amy.Hope czytała, tym razem nie trzeba jej było namawiać.– „Szanowny Panie, jestem dwudziestoletnim młodzieńcem z Indii.Przedstawiam się sam, ponieważ nie ma innego sposobu, żebym Pana poznał.Może nie uśmiecha się Panu myśl o poznaniu cudzoziemca, który skłania się do tego, żeby Pana wykorzystać” [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.„To jest moja ciotka Tessie, to są Frieda i Dave, to jest Ptaszyna, a to Murray… jak widzicie, tworzymy wspaniałą rodzinkę.A oto moja żona, która jest dla mnie wszystkim.Kto nie wierzy, niech spojrzy na jej uśmiech, niech posłucha, jak umie się śmiać.Pamiętacie zakryte rzęsami oczy, umieszczone niewinnie w mądrej twarzyczce? Pamiętacie ciemne włosy, spięte wsuwką? Tak, to ona… Anna – powiedział mój ojciec.Ta Anna? Och, jak opacznie zrozumiałem mojego syna! Jakżeśmy się omylili!”– Zrób jajecznicę z jednego jajka, Hope – powiedział Lonoff.– Zjem, jeśli ty zjesz połowę.– Możesz sam zjeść całe – odparła Hope.– Tylko zacznij znów spacerować.Spojrzał na mnie błagalnie.– Nathanie, zjedz pół.– Nie, nie! – przerwała mu żona i odwracając się do pieca, oznajmiła tryumfalnie: – Zjesz całe jajko!– A na domiar złego wyrzuciłem dziś żyletkę.– Ale dlaczego – spytała Amy, wciąż udając, że jest w wyśmienitym humorze – dlaczego zrobiłeś coś takiego?– Przemyślałem to dokładnie.Moje dzieci pokończyły studia.Dom spłaciłem.Jestem ubezpieczony w solidnej firmie.Mam forda rocznik ‘56.Wczoraj dostałem czek na czterdzieści pięć dolarów z Brazylii – pieniądze, których wcale nie oczekiwałem.Wyrzuć starą, pomyślałem sobie, i ogol się nową żyletką.A potem pomyślałem: nie, tą mogę się ogolić jeszcze dwa albo i trzy razy.Po co takie marnotrawstwo? Ale potem myślałem o tym jeszcze dłużej: mam siedem książek w wydaniach kieszonkowych, mam swoich wydawców w dwudziestu krajach, dom jest na nowo pokryty gontami, w piwnicy stoi spokojnie nowy piec centralnego ogrzewania, w łazience zainstalowano nowiutką armaturę.Rachunki wszystkie popłacone, a na dodatek w banku leżą pieniądze, które przynoszą trzy procent zabezpieczenia na stare lata.Do diabła, pomyślałem, co ja się będę zastanawiał – i włożyłem nową żyletkę.I popatrzcie tylko, jak się poharatałem.O mało nie obciąłem sobie ucha.Amy:– Z tego wniosek, że niepotrzebnie poddajesz się impulsom.– Chciałem się tylko przekonać, jak to jest – żyć tak, jak wszyscy.– I? – spytała Hope, która wróciła teraz do stołu z patelnią w ręce.– Powiedziałem.O mało nie obciąłem sobie ucha.– Oto twoje jajko.– Prosiłem o pół jajka.– Kochanie, zrób sobie raz ucztę – poprosiła Hope, całując go w czubek głowy.„Kochana Mamo i Kochany Tato, od trzech dni jesteśmy u ojca Anny.Oboje są od naszego przyjazdu w stanie bardzo wzruszającego uniesienia”.– A to listy do ciebie – powiedziała Hope.– Zazwyczaj nie patrzę na to przed końcem dnia – wyjaśnił mi Lonoff.– Nie chce nawet przejrzeć tytułów w gazetach – dodała Hope.– Parę lat temu nie chciał nawet jeść razem z nami śniadania.Ale kiedy dzieci się porozjeżdżały, stwierdziłam stanowczo, że nie będę sama siedzieć przy śniadaniu.– Ale nie pozwalałem ci się do mnie odzywać, prawda? Teraz jest inaczej.– Zrobię ci jeszcze jedno jajko.– Nie, kochanie, dziękuję ci, jestem syty – odparł Lonoff, odsuwając pusty talerz.„Drodzy moi, Anna jest w ciąży i szczęśliwsza, jak mówi, niż się mogła kiedykolwiek spodziewać”.Przeglądał kilka listów, które trzymał w dłoni.Powiedział do mnie:– Oto, co przesyłają mi wydawcy.Jeden na sto listów jest wart tego, by go otworzyć.Nie, jeden na pięćset.– Może przydałby się panu ktoś do otwierania listów? – spytałem.– On jest na to zbyt sumienny – wyjaśniła Hope.– Nie mógłby tego w ten sposób załatwić.A poza tym – sekretarka to dodatkowa osoba.Nie możemy zamienić naszego domu w Dworzec Centralny.– Sekretarka to sześć dodatkowych osób – oznajmił jej Lonoff.– Co dostałeś tym razem? – spytała Hope, kiedy jej mąż przewracał zapisaną ołówkiem kartkę na drugą stronę.– Przeczytaj ten list, Manny.– Ty go przeczytaj – poprosił, wręczając list żonie.– Niech się pan Nathan dowie, jakie są koszta popularności.Niech potem nie ma do nas pretensji, żeśmy go nie ostrzegali.Hope wytarła ręce w fartuch i wzięła list.To był zdecydowanie jej poranek, całkiem nowe życie.A dlaczego? Bo Amy wyjeżdża.– „Drogi Panie Lonoff – czytała.– Proponuję, żeby ze swoim talentem napisał Pan opowiadanie o następującej akcji.Nie-Żyd przybywa z Zachodu do Nowego Jorku i pierwszy raz w życiu widzi Żydów.Będąc człowiekiem z natury dobrodusznym, wyświadcza im przysługi.Kiedy poświęca część swojej przerwy obiadowej na to, żeby im pomagać, oni zachowują się jak świnie, wykorzystując coraz więcej jego czasu.Kiedy pomaga swoim współpracownikom, zdobywając dla nich wieczne pióra po cenach hurtowych, historia się powtarza.Próbują go naciągnąć, żeby kupił pióra dla osoby trzeciej.Mówią: »Człowiek, którego znam, chce kupić tuzin piór«, a potem mówią: »Ja ci nie mówiłem, żebyś kupował, ja cię o to nie prosiłem, ja ci tylko powiedziałem, że potrzebuję dwa tuziny, ale ty mi nie wmówisz, że ja ci kazałem, żebyś ty mi kupił dwa tuziny«.W rezultacie facet nabiera niechęci do Żydów.Później stwierdza, że nie-Żydzi, którzy dotąd zachowywali się skromnie, próbują wyrzucić go z pracy, podczas gdy Żydzi stają po jego stronie, kiedy szef chce go zwolnić.Kiedy ciężko choruje, Żydzi oddają dla niego krew.Na koniec ma rozmowę z pewną osobą, od której dowiaduje się, w jaki sposób historia Żydów przyczyniła się do właściwego im oportunizmu.Z poważaniem, Ray W.Oliver.PS.Jestem także autorem opowiadań.Chętnie będę z Panem współpracował przy opowiadaniu opartym na tej fabule”.– Ja także – stwierdziła Amy.– „Konsekwencje swego uwielbienia” – powiedziałem.Cytat z Wieku średniego, ale nawet Lonoff chyba go nie rozpoznał.– To z Henry’ego Jamesa – dodałem, piekąc raka.– „Reszta to już obłęd sztuki”.– Aha – powiedział Lonoff.Bałwan! Idiota! Przyłapał mnie, kiedy się popisywałem erudycją.A h a.Wie wszystko.Zamiast jednak kazać mi wstać od stołu i wynosić się z jego domu z powodu mego zachowania w gabinecie, Lonoff otworzył następny list i wyjął z koperty małą karteczkę.Przeczytał ją, po czym wręczył Hope.– Ach, to jedna z tych – powiedziała – które mnie zawsze denerwują.– Ta jednak ma swój styl – stwierdził Lonoff.– Podoba mi się brak grzecznościowego nagłówka.Od razu naciąga sznur i rozwiesza na nim pranie.Przeczytaj, Hope.– Nie znoszę takich listów.– Przeczytaj.Dla pana Nathana, jako budujący przykład.Więc n i e w i e, pomyślałem.Albo wie i mi wybaczył.– „Właśnie przeczytałam twoje wspaniałe opowiadanie Indiana – czytała Hope.– Co ty wiesz o Środkowym Wschodzie, ty żydowski gnojku? Wasza żydowska wszechwiedza zwykłemu człowiekowi podoba się tak samo, albo jeszcze mniej, jak wasze semickie wyczucie »sztuki«.Sally M.z Fort Wayne”.Lonoff tymczasem pedantycznie otwierał błękitną kopertę listu lotniczego.– Z New Delhi – oznajmił.– Przyjęli cię do kasty braminów – powiedziała Amy.Hope uśmiechnęła się do dziewczyny, która wyjedzie za niecałą godzinę, twierdząc kategorycznie:– Odmówi.– A może – ripostowała Amy – może ma szczęście i przyjęli go do kasty nietykalnych.– Albo do jeszcze niższej – podsumował Lonoff, wręczając list Hope.– Żądasz zbyt wiele – dorzuciła Amy.Hope czytała, tym razem nie trzeba jej było namawiać.– „Szanowny Panie, jestem dwudziestoletnim młodzieńcem z Indii.Przedstawiam się sam, ponieważ nie ma innego sposobu, żebym Pana poznał.Może nie uśmiecha się Panu myśl o poznaniu cudzoziemca, który skłania się do tego, żeby Pana wykorzystać” [ Pobierz całość w formacie PDF ]