[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doświadczony w drobnych detalach Patrykzrozumiał komunikat, szybko podwędził silniejszą lupę w swojej macierzystej konserwacji58zabytków i przyleciał z nią do domu.- Mogę to powiększyć - zaproponował.- I wyostrzyć.Nie, lepiej.Wezmę do kumpla, toekspert od takich rzeczy, zrobi nam od razu i wydrukuje.- Może wszystkie powiększyć i wyostrzyć? - podsunęła niepewnie Baśka.- Nie, coś ty.Robota na dwa tygodnie co najmniej, nie mogę tyle wymagać od człowie-ka pracy.No, może ewentualnie jeszcze drugie, ale nie więcej.Drugiego zdjęcia z ludzkimi łebkami jednakże nie było.Człowiek pracy nie został ob-ciążony nadmiernie.*Zdobyte razem z głową zęby rychło doprowadziły do rozpaczy cały wydział zabójstw zpatologiem na czele.Tak upiornie zdrowych zębów jeszcze nikt nigdy u nikogo nie widział.Wszystkie, całetrzydzieści dwie sztuki z zębami mądrości włącznie, ręką dentysty nietknięte.Posiadacz tegoarcydzieła mógł oczywiście bywać u dentysty w celach kontrolnych raz w roku, albo raz napięć lat, dentyście wystarczało wnikliwe obejrzenie, dotykać nie musiał, a rentgena przecieżniepotrzebnie nie robił.I w ogóle może mu nawet karty nie zakładał, widział go raz w życiu,może za każdym razem był to inny stomatolog?Tyle zębów i do niczego!Wozniak się wściekł, bo sprawcę właściwie miał na celowniku, a kim była ofiara, ciągledojść nie mógł.Zażądał rozpowszechnienia podobizny konkursowych szczęk po wszystkichstomatologach w całym kraju, nie dość na tym, puścić to w Internecie, niech wszyscy zo-baczą, może ktoś znał takiego.Może mu zazdrościł tych nieludzkich zębów!Odpowiedzi nadeszły błyskawicznie, głównie od stomatologów, którzy natrętnie pytali,czy i gdzie można obejrzeć prezentowane zęby w naturze i na własne oczy, bo nie są w stanieuwierzyć, że człowiek w wieku średnim mógł posiadać coś takiego.Jeden emerytowany den-tysta zawiadamiał, iż owszem, raz w życiu miał pacjenta, którego trudno nawet nazwać pa-cjentem, ponieważ żadnego absolutnie leczenia nie wymagał.Było to dawno, przeszło trzy-dzieści lat temu, młody człowiek przyszedł wyłącznie na kontrolę, a jego karta zaginęła wczasie przeprowadzki gabinetu przed laty szesnastu.Uzębienie stomatolog pamięta doskonale,natomiast personaliów pacjenta nie.Ale jest pewien, że drugiego takiego nie ma na świecie.Pociecha to była niewielka, zęby nic nie dały.Wozniak się uparł, zresztą cały wydziałzabójstw popierał go głośno, albo w głębi duszy, widać już było, że należy odtworzyć twarz.Mogli odtworzyć Nefretete, tym bardziej mogą i tę ofiarę NN.59Nikt nie protestował, przeciwnie, najlepszy fachowiec od tych rzeczy sam był ciekaw,jak też wyglądało oblicze takiej przepięknej czaszki i tylko udawał, że grymasi w kwestii ter-minu.Skrócił miesiąc do trzech tygodni, a i tak dla Wozniaka i patologa były to co najmniejtrzy lata.I nic na to nie mogli poradzić.Na szczęście Wozniak miał co robić.Tożsamość hipotetycznego sprawcy wciąż stano-wiła zagadkę, lepiej poznał jego upodobania i charakter niż dane personalne, które twardodochowywały tajemnicy.Wnikliwie sprawdził oba adresy, które podały mu te dwie okropne baby, osobiste zna-jome twórcy łopaty, dzięki czemu poznał jeszcze jedną jego znajomą.Przy Sieleckiej miesz-kała niejaka Anna Bobrek, która bez najmniejszego oporu zeznała, że owszem, zna pana po-dwójnego Bartosza, który przed dwudziestu laty scedował na nią główne lokatorstwo miesz-kania.Bez żadnego racjonalnego powodu, tak sobie, za nic.Miała wtedy osiemnaście lat,przedtem chowała się w domu dziecka, a dwa lata wcześniej życie wydało jej się zbyt trudne ipróbowała się utopić.Pan Bartosz wyciągnął ją z wody i zabrał do siebie, właśnie tu, na Sie-lecką.Nie, nie współżyła z nim, nie była jego kochanką, nic z tych rzeczy, pod tym względembył jakby z drewna, za to umożliwił jej skończenie szkoły i zdobycie zawodu.Jest mianowi-cie introligatorem i pracuje w antykwariacie, gdzie ratuje stare książki.Co do pana Bartosza,to od jedenastu lat nie widziała go na oczy i pojęcia nie ma, co się z nim dzieje.Komisarz robił co mógł, żeby ją docisnąć, ale nic mu z tego nie przyszło.O samej An-nie Bobrek dowiedział się mnóstwo, o tym upiornym Bartoszu zero.Dla niej pan Bartosz byłbóstwem, wielbionym niczym świętość na ołtarzu i nigdy nie ośmieliła się zadać mu żadnegoosobistego pytania.Nie, homoseksualistą nie był.Homoseksualista wskoczył Wozniakowi na usta, bo pani Bobrek była bardzo pięknąkobietą, jeśli zatem na nią nie reflektował.Wykluczone, mowy o czymś takim nie było.%7ładen osobnik męski, od chłopczyka dostaruszka, nie przyplątał się ani razu.Jednakże pan Bartosz musiał być normalny, bo miałsyna i raz go widziała na własne oczy z tym synem, tak przerazliwie do niego podobnym, żewątpliwości nie wchodziły w rachubę.Natknęła się na nich na przystanku autobusowym, alepan Bartosz udawał, że jej nie zna, więc i ona udawała, że go nie zna i oczywiście o nic póz-niej nie spytała.%7łonę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Doświadczony w drobnych detalach Patrykzrozumiał komunikat, szybko podwędził silniejszą lupę w swojej macierzystej konserwacji58zabytków i przyleciał z nią do domu.- Mogę to powiększyć - zaproponował.- I wyostrzyć.Nie, lepiej.Wezmę do kumpla, toekspert od takich rzeczy, zrobi nam od razu i wydrukuje.- Może wszystkie powiększyć i wyostrzyć? - podsunęła niepewnie Baśka.- Nie, coś ty.Robota na dwa tygodnie co najmniej, nie mogę tyle wymagać od człowie-ka pracy.No, może ewentualnie jeszcze drugie, ale nie więcej.Drugiego zdjęcia z ludzkimi łebkami jednakże nie było.Człowiek pracy nie został ob-ciążony nadmiernie.*Zdobyte razem z głową zęby rychło doprowadziły do rozpaczy cały wydział zabójstw zpatologiem na czele.Tak upiornie zdrowych zębów jeszcze nikt nigdy u nikogo nie widział.Wszystkie, całetrzydzieści dwie sztuki z zębami mądrości włącznie, ręką dentysty nietknięte.Posiadacz tegoarcydzieła mógł oczywiście bywać u dentysty w celach kontrolnych raz w roku, albo raz napięć lat, dentyście wystarczało wnikliwe obejrzenie, dotykać nie musiał, a rentgena przecieżniepotrzebnie nie robił.I w ogóle może mu nawet karty nie zakładał, widział go raz w życiu,może za każdym razem był to inny stomatolog?Tyle zębów i do niczego!Wozniak się wściekł, bo sprawcę właściwie miał na celowniku, a kim była ofiara, ciągledojść nie mógł.Zażądał rozpowszechnienia podobizny konkursowych szczęk po wszystkichstomatologach w całym kraju, nie dość na tym, puścić to w Internecie, niech wszyscy zo-baczą, może ktoś znał takiego.Może mu zazdrościł tych nieludzkich zębów!Odpowiedzi nadeszły błyskawicznie, głównie od stomatologów, którzy natrętnie pytali,czy i gdzie można obejrzeć prezentowane zęby w naturze i na własne oczy, bo nie są w stanieuwierzyć, że człowiek w wieku średnim mógł posiadać coś takiego.Jeden emerytowany den-tysta zawiadamiał, iż owszem, raz w życiu miał pacjenta, którego trudno nawet nazwać pa-cjentem, ponieważ żadnego absolutnie leczenia nie wymagał.Było to dawno, przeszło trzy-dzieści lat temu, młody człowiek przyszedł wyłącznie na kontrolę, a jego karta zaginęła wczasie przeprowadzki gabinetu przed laty szesnastu.Uzębienie stomatolog pamięta doskonale,natomiast personaliów pacjenta nie.Ale jest pewien, że drugiego takiego nie ma na świecie.Pociecha to była niewielka, zęby nic nie dały.Wozniak się uparł, zresztą cały wydziałzabójstw popierał go głośno, albo w głębi duszy, widać już było, że należy odtworzyć twarz.Mogli odtworzyć Nefretete, tym bardziej mogą i tę ofiarę NN.59Nikt nie protestował, przeciwnie, najlepszy fachowiec od tych rzeczy sam był ciekaw,jak też wyglądało oblicze takiej przepięknej czaszki i tylko udawał, że grymasi w kwestii ter-minu.Skrócił miesiąc do trzech tygodni, a i tak dla Wozniaka i patologa były to co najmniejtrzy lata.I nic na to nie mogli poradzić.Na szczęście Wozniak miał co robić.Tożsamość hipotetycznego sprawcy wciąż stano-wiła zagadkę, lepiej poznał jego upodobania i charakter niż dane personalne, które twardodochowywały tajemnicy.Wnikliwie sprawdził oba adresy, które podały mu te dwie okropne baby, osobiste zna-jome twórcy łopaty, dzięki czemu poznał jeszcze jedną jego znajomą.Przy Sieleckiej miesz-kała niejaka Anna Bobrek, która bez najmniejszego oporu zeznała, że owszem, zna pana po-dwójnego Bartosza, który przed dwudziestu laty scedował na nią główne lokatorstwo miesz-kania.Bez żadnego racjonalnego powodu, tak sobie, za nic.Miała wtedy osiemnaście lat,przedtem chowała się w domu dziecka, a dwa lata wcześniej życie wydało jej się zbyt trudne ipróbowała się utopić.Pan Bartosz wyciągnął ją z wody i zabrał do siebie, właśnie tu, na Sie-lecką.Nie, nie współżyła z nim, nie była jego kochanką, nic z tych rzeczy, pod tym względembył jakby z drewna, za to umożliwił jej skończenie szkoły i zdobycie zawodu.Jest mianowi-cie introligatorem i pracuje w antykwariacie, gdzie ratuje stare książki.Co do pana Bartosza,to od jedenastu lat nie widziała go na oczy i pojęcia nie ma, co się z nim dzieje.Komisarz robił co mógł, żeby ją docisnąć, ale nic mu z tego nie przyszło.O samej An-nie Bobrek dowiedział się mnóstwo, o tym upiornym Bartoszu zero.Dla niej pan Bartosz byłbóstwem, wielbionym niczym świętość na ołtarzu i nigdy nie ośmieliła się zadać mu żadnegoosobistego pytania.Nie, homoseksualistą nie był.Homoseksualista wskoczył Wozniakowi na usta, bo pani Bobrek była bardzo pięknąkobietą, jeśli zatem na nią nie reflektował.Wykluczone, mowy o czymś takim nie było.%7ładen osobnik męski, od chłopczyka dostaruszka, nie przyplątał się ani razu.Jednakże pan Bartosz musiał być normalny, bo miałsyna i raz go widziała na własne oczy z tym synem, tak przerazliwie do niego podobnym, żewątpliwości nie wchodziły w rachubę.Natknęła się na nich na przystanku autobusowym, alepan Bartosz udawał, że jej nie zna, więc i ona udawała, że go nie zna i oczywiście o nic póz-niej nie spytała.%7łonę [ Pobierz całość w formacie PDF ]