[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po ósmej gonitwie byłem 132 dolary na plus.Miałem za-miar postawić 50 na konia numer 4 w ostatniej gonitwie.Wstałem, by to zrobić, i wtedy spostrzegłem Tammie176 w drzwiach wiodących na zaplecze.Stała między czarnymwoznym i innym czarnym, świetnie ubranym facetem.Wy-glądał jak filmowe wcielenie alfonsa.Tammie uśmiechnęłasię i pomachała do mnie.Podszedłem do niej. Szukałem cię.Pomyślałem, że może przedawkowałaś. Nie, nic mi nie jest. To dobrze.A więc dobranoc, Ruda.Ruszyłem w stronę okienek przyjmujących zakłady.Usłyszałem, jak biegnie za mną. Hej, dokąd to? Chcę postawić na konia numer 4.Postawiłem.Przegrał o nos.Wyścigi się skończyły.Po-szedłem z Tammie na parking.Idąc, ocierała się o mnie bio-drem. Martwiłem się o ciebie  powiedziałem.Odnalezliśmy samochód i wsiedliśmy do środka.W drodzepowrotnej Tammie wypaliła 6 albo 7 papierosów, wypalała jedo połowy i rozgniatała w popielniczce.Włączyła radio.Krę-ciła gałką, zmieniając poziom dzwięku, drugą gałką wybiera-ła wciąż nowe stacje i pstrykała palcami w rytm muzyki.Kiedy dojechaliśmy do domu, pobiegła prosto do siebiei zamknęła drzwi na klucz.52%7łona Bobby'ego pracowała przez dwie noce w tygodniui kiedy jej nie było, Bobby dorywał się do telefonu.Wiedzia-łem, że we wtorkowy i w czwartkowy wieczór będzie mu do-skwierać samotność.177 We wtorek wieczorem zadzwonił telefon.Naturalnie,Bobby. Hej, stary, mógłbym wpaść i wypić z tobą kilka piw? Nie ma sprawy.Siedziałem na krześle naprzeciw Tammie, która usado-wiła się na kanapie.Wszedł Bobby i także usiadł na kana-pie.Otworzyłem mu piwo.Zaczął rozmawiać z Tammie.Ich pogawędka była tak beznadziejna, że wyłączyłem się.Mimo to docierały do mnie strzępy tej konwersacji. Rano zawsze biorę zimny prysznic  wyznał Bob-by. To stawia mnie na nogi. Ja też biorę zimny prysznic  zawtórowała Tammie. Biorę zimny prysznic i starannie się wycieram ciągnął Bobby. Potem czytam jakieś pismo lub coś w tymrodzaju.Dopiero wtedy jestem gotów rozpocząć dzień. Ja biorę zimny prysznic, ale się nie wycieram ujawniła Tammie. Pozwalam kropelkom wody zostać namiejscu.Bobby postanowił zmienić temat. Czasem biorę wyjątkowo gorącą kąpiel.Woda jesttak gorąca, że naprawdę muszę wchodzić do wanny bardzopowoli.Podniósł się i pokazał, jak wsuwa się do wanny z napraw-dę gorącą wodą.Po chwili rozmowa zeszła na filmy i programy telewizyj-ne.Gadali tak bez przerwy przez 2 lub 3 godziny.NagleBobby zerwał się z miejsca. Muszę lecieć. Och, proszę, nie idz jeszcze, Bobby  błagała Tam-mie.178  Nie, muszę iść.No cóż, Valerie zaraz wróci z pracy.53W czwartek Bobby znów do mnie zadzwonił. Hej, stary, co porabiasz? Nic specjalnego. Mogę wpaść na kilka piw? Wolałbym dzisiaj nie przyjmować żadnych gości. Ależ, daj spokój, stary.Tylko na kilka piw. Nie, wolałbym nie. SKORO TAK, TO PIERDOL SI!  ryknął.Odłożyłem słuchawkę i poszedłem do drugiego pokoju. Kto to był?  spytała Tammie. Ktoś, kto chciał tu wpaść. Bobby, prawda? Tak. Traktujesz go podle.Dokucza mu samotność, kiedyżona jest w pracy.Co cię, do diabła, napadło?Tammie zerwała się z miejsca, pobiegła do sypialni i do-rwała się do telefonu.Przed chwilą kupiłem jej szampana.Nie zdążyła go jeszcze otworzyć.Ukryłem go w schowku naszczotki. Bobby  powiedziała do słuchawki  tu Tammie.Dzwoniłeś przed chwilą? Nie ma twojej żony? Posłuchaj,zaraz do ciebie przyjdę.Odłożyła słuchawkę i wyszła z sypialni. Gdzie jest szampan?179  Odpierdol się.Nie wezmiesz go tam, żeby go wypićrazem z nim. Chcę szampana.Gdzie on jest? Niech sam sobie kupi.Tammie wzięła ze stolika paczkę papierosów i wybiegła.Wyjąłem szampana, odkorkowałem go i nalałem sobiekieliszek.Nie pisałem już wierszy miłosnych.W gruncierzeczy nic nie pisałem.Nie miałem ochoty.Szampan wchodził gładko.Wychylałem kieliszek po kie-liszku.Zdjąłem buty i poszedłem do mieszkania Bobby'ego.Zajrzałem przez żaluzje.Siedzieli blisko siebie na kanapiei rozmawiali.Wróciłem do siebie.Dokończyłem szampana i wziąłemsię do piwa.Zadzwonił telefon.Bobby. Słuchaj  powiedział. Może byś wpadł i napił siępiwa z Tammie i ze mną?Odłożyłem słuchawkę.Wypiłem jeszcze trochę piwa i wypaliłem kilka tanich cy-gar.Byłem coraz bardziej pijany.Poszedłem do Bobby'ego.Zapukałem.Otworzył drzwi.Tammie siedziała w rogu kanapy, wciągając nosem kokęza pomocą plastikowej łyżeczki z McDonalda.Bobby wcis-nął mi do ręki butelkę piwa. Twój kłopot polega na tym, że brak ci wiary w sie-bie. Pociągnąłem łyczek. To prawda, Bobby, święta prawda  dodała Tammie. Jestem cały obolały w środku.180  To tylko brak wiary we własne siły  powtórzył Bob-by. Prosta sprawa.Miałem dwa numery telefonu Joanny Dover.Spróbowa-łem tego w Galveston.Podniosła słuchawkę. To ja, Henry. Sprawiasz wrażenie pijanego. Bo jestem.Chcę do ciebie przyjechać. Kiedy? Jutro. Dobrze. Wyjdziesz po mnie na lotnisko? Jasne, kochany. Zabukuję samolot i zadzwonię do ciebie.Zarezerwowałem miejsce w boeingu 707 odlatującymnastępnego dnia o 12.15 z międzynarodowego lotniskaw Los Angeles.Przekazałem te dane Joannie.Obiecała, żepo mnie wyjedzie.Zadzwonił telefon.Lydia. Chciałam cię poinformować, że sprzedałam dom.Wyprowadzam się do Phoenix.Wyjeżdżam rano. W porządku, Lydio [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl