[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posadził wiedzmę na pieńku i kazał jej spokojnie czekać, pókiZwajcy do wozu nie przyprzęgną.Furgon był prosty, nawet płótnem go pokryć nie zdążyli.Ledwo ktoś cisnął nadno trochę siana i derkami je zasłał, jednak Szarka i wiedzma przysnęły, ledwowyjechali za mury miejskie.Ryży kociak umościł się między nimi i fukał gniewnie,kiedy kto nazbyt blisko podjechał, a w tyle wozu, między workami, przywarł złachanyi nastroszony jadziołek.Twardokęsek ani zgadywał, co tak dalece sterało plugastwo,ale ptaszydło wyglądało okropnie.Pióra miało potargane i zmatowiałe, grzebieńsmętnie zwieszony i kulało wyraznie.Jednak kiedy zbójca rzucił mu ukradkowespojrzenie, jadziołek zasyczał wściekle i z taką furią, aż się kobyłka spłoszyła.A nakozle, przy siwowłosym wojowniku, którego po krótkiej, acz burzliwej kłótni Suchywilkmianował tymczasowym furmanem, kołysał się całkowicie pijany Szydło.Czego w tejkompanii szukał dworski wesołek, Twardokęsek zupełnie nie pojmował.Zresztą zwajecki kniaz zrazu usiłował go przegnać, ale Szarka warknęła przez zaciśniętezęby:  Zostaw!" i tym sposobem niziołek dołączył do wyprawy.Jakby kto na przednówku rzekł zbójcy, że z Przełęczy Zdechłej Krowy wpodobną kompanię się obróci, Twardokęsek obwołałby go kpem i parszywymkłamcą.Tymczasem teraz jechał śmiało i nawet się za bardzo odmianie losu niedziwił.Ech, ciekawość, myślał, jaka się nam jeszcze przygoda trafi i dokądzajedziem?Przygoda trafiła się niebawem, a jakże.Ledwo wjechali w zieloniuchnybrzozowy młodniak, żalnicki wygnaniec przystanął, obrócił konia.Na twarzy miałwyraz skupienia.Nasłuchiwał.- Ktoś jedzie za nami - oznajmił.- Chyżo jedzie, koni nie oszczędzając.Anichybi pogoń.Zbójca, który na ścieżce Skalniaka nauczył się dowierzać słuchowi książątka,flegmatycznie wysunął się przed wóz.Szarka poruszyła się tylko niespokojnie, gdyustało turkotanie kół, wyżej naciągnęła derkę - nie dziwota, pomyślał zbójca, toć mytrzecią nockę nie przespali.No, bardzo się ktoś zadziwi, pomyślał, kiedy Zwajcywedle porządku ustawili się przed furmanem w szerokie półkole.Choćby za namijaśnie książę dobry oddział straży posłał, przecie nie łyknie nas jako skwarka wkaszy.Bo my dziś nie między wolarzami, chłopstwem durnym i do wojaczkinienawykłym, tylko z mężami doświadczonymi w bitewnym rzemiośle.Z dali dobiegały razne pokrzykiwania i coraz donośniejszy tętent.KonieZwajców niecierpliwie drobiły w miejscu, lecz trakt wił się i kręcił, więc wciąż nie wi-dzieli jezdzców.Dopiero kiedy pierwsza Servenedyjka wypadła w pełnym pędzie zzazakrętu, Twardokęsek skulił się w sobie jak pod uderzeniem pięści, bo choć niewątpił w wojenne talenty Zwajców, przecież z dawien dawna kamratował się naPrzełęczy Zdechłej Krowy z servenedyjskimi wojowniczkami i znał je bardzodokładnie.Takoż między ludzmi Suchywilka przeszło coś niby szmer.Zwajcy jakbymocniej zacisnęli palce na styliskach toporzysk i rękojeściach mieczy: Wiedzieli już,że nie będzie to utarczka z przydrożnymi zbójcami dla rozprostowania kościstężałych od jazdy i porannego chłodu, tylko zwyczajna, zajadła rąbanina zwojownikiem równie zapiekłym i nieskłonnym ustąpić pola.Wysoka niewiasta w błękitnym płaszczu zatrzymała gwałtownie konia, ażgrudki ziemi trzasnęły spod kopyt.Stała nie dalej niż dwie końskie długości odzbójcy, ale nic nie potrafił odczytać z jej oblicza pokrytego splątanym tatuażem. Mogły na nas runąć w pełnym galopie, ścierwa, pomyślał zbójca i niezawodnie wpuch by rozniosły, bo jak się uprą, to na tych kusych konikach samego biesaprzepędzą.Więc musi być w tym niebłaha przyczyna, że nawet szabelek w garścienie biorą, tylko ślepią, jakby czego czekały.Z drugiej strony, u nich z wyciąganiembroni sprawa krótka.Ani się człek obejrzy, już mu z pyska jucha ciecze.- Och, psiakrew! - Kobyłka zatańczyła pod Twardokęskiem po tym, jak jąSzarka solidnie zdzieliła w zad.Dziewczyna niecierpliwie odgarnęła włosy z twarzy, poprawiła na ramionachsteraną baranicę, spod której wyglądał rąbek białej płóciennej sukni, i wysunęła sięnaprzód, pomiędzy obie grupy jezdzców.Z tego, co nastąpiło pózniej, Twardokęseknie zrozumiał zupełnie nic, choć z gestów i głosów przypominało to kłótnię handlarekrybą na targu w Tragance.Szarka wysyczała coś ku wojowniczce z jawną złością, tazaś odpowiedziała równie szorstko, wyciągając zza koszuli srebrzysty wisior.Zbójcaz zadziwieniem zmarszczył brwi, bowiem nie był to jeden z naszyjników, którewidywał u Servenedyjek na Przełęczy Zdechłej Krowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl