[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. On jest tutaj, prawda? pyta.Beverly otwiera usta, zamyka, potem kiwa głową. W pokoju klubowym mówi głosem płaskim jak łopatkakuchenna.*W toalecie słychać tylko szum klimatyzacji.Pomieszczeniepachnie liliami i świeżą bielizną.Janice myje drżące ręce pod kranem,przyciska dłonie do chłodnego marmurowego blatu, a potem przykładaje do gorących policzków.Uświadamia sobie, że jest mocnowstawiona.W wyobrazni widzi siebie w postaci chwiejnej liniinarysowanej przez dziecko śliską kredką.Myśl o spotkaniu z Artemprzyprawia ją o mdłości.Zastanawia się, czy nie skapitulować i niewymknąć się z przyjęcia tylnymi drzwiami.Ale bijący szybko puls skłania ją do działania.W głębi gardła czujemetaliczny smak zwycięstwa.Już pokonała Beverly, przemieniłasłuszny gniew w niebezpieczną broń i teraz jest gotowa zwrócić jąprzeciwko mężowi.Jeśli wytrzyma i przetrwa len wieczór, cośudowodni, choć dokładnie nie umie tego czegoś nazwać.Drugamożliwość to usunąć się w cień i zniknąć, a przecież nie jestprzygotowana na ucieczkę z podkulonym ogonem.Podnosi nogę iwściekle drapie się po kostce.Dwa razy sprawdza, czy drzwi toalety są zamknięte, potemwyławia plastikowy woreczek z torebki.Formuje kreskę proszku nagranicie.Stuka pomalowanym paznokciem w woreczek i zastanawiasię, czy nie usypać dwóch kresek.To więcej, niż zwykle bierze, ale tenjeden raz nie powinien zaszkodzić.Tak.leśli ma stawić czoło Artowi,potrzebuje dodatkowego kopa,żeby wyeliminować to rozchwianie.Usypuje drugą grubą linię,prawie opróżniając torebkę.Będzie potrzebowała więcej.Jutro.Apózniej może ostatecznie zwolni Jamesa.Ktoś puka do drzwi w chwili, gdy wciągnęła pierwszą dawkę.Niemal wyskakuje ze skóry. Zajęte! warczy w stronę drzwi.Spłukuje toaletę, żeby zamaskować szum powietrza, kiedy wciągadrugą kreskę, a potem odkręca kran dla ukoronowania przedstawienia.Oczy zachodzą jej łzami, To szczypie delikatny nabłonek w nosie.Poparu sekundach ma wrażenie, że toaleta podskakuje jak nahydraulicznych sprężynach, wcześniej niesłyszalny pomruk lampprzemienia się w ryk, a pulsująca krew zaczyna wściekle krążyć wkończynach.Czuje się taka żywa, taka radosna, że to niemal boli.Chryste, czy będzie mogła z tego zrezygnować? Nigdynigdynigdy,pulsują żyły w odpowiedzi.Janice otwiera drzwi toalety z takim impetem, że przypadkowopotrąca kobietę, która stoi za nimi, czekając na swoją kolej. Przepraszam! śpiewa, ledwo zauważając jej zdumioną minę,a potem spieszy korytarzem w stronę pokoju klubowego.Pokój klubowy był swego czasu wielką biblioteką, wysoką naponad cztery metry, z mahoniowym fryzem rzezbionym w cherubiny.Głębokie skórzane fotele stoją na czerwonym puszystym dywanie.Jedna ściana książek została usunięta, żeby zrobić miejsce dla długiegobaru z polerowanego mosiądzu, a druga ustąpiła pomieszczeniu doprzechowywania cygar.Gdy Janice zbliża się do drzwi, widzi chmuręsiwoniebieskiego dymu dryfującą tuż nad głowami członków klubu.W połowie pokoju uświadamia sobie, że swędzenie kostek znikło, aco więcej, już nie czuje stóp.Zastanawia się, czy nie przesadziła,biorąc drugą kreskę.Czuje w ustach kwaśny smak i bierze z tacynastępne zielone martini, żeby go spłukać.Wibruje z nadmiaru Tego:widzi, jak stoi pośrodku pokoju, wysyłając fale energii.Nigdynigdynigdy, tętni wściekle jejciało.Twarze osób stojących wokół niej rozmywają się i wyos-trzają.Może skupić się tylko na jednej.Art stoi dokładnie po drugiejstronie pokoju ze szklaneczką szkockiej w dłoni, patrząc prosto na nią.Ma wrażenie, że pokonanie dzielącej ich odległości trwa dziesięćminut, a jednak widzi swoją podróż tylko w błyskach, jak w świetlestroboskopowym.Tu zaciska rękę na oparciu fotela, mocno, aż bieleją ibolą knykcie.Tu trąca biodrem doktora Brunschilda, który zniepokojem odwraca głowę, a potem znika z pola widzenia, gdy idziedalej.Tu zauważa rękę barmana, który potrząsa srebrnym shakerem domartini w rytm pulsowania w jej skroniach.Czuje symetrięwszystkiego dokoła, każdą molekułę podporządkowaną celowi jejpodróży.Art patrzy na nią, jego czujne spojrzenie przyciąga ją jak magnes.Dopiero zatrzymując się przed nim chwiejnie, uświadamia sobie, żenie ma pojęcia, co chciała powiedzieć.Stoi i nienawidzi go z takąnieokiełznaną wściekłością, że nie może nawet znalezć słów naopisanie tego, co czuje.A jednak jednocześnie ma ochotę podnieśćrękę i dotknąć jego twarzy, poczuć znajome pergaminowe łaty skórypod czubkami palców, musnąć tak dobrze znane kłujące włoski namałżowinie usznej.Art stoi tylko parę centymetrów dalej i Janiceczuje, że jeśli przełamie barierę i go dotknie, kontakt fizyczny położykres dotychczasowej nieuprzejmości i brzydocie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. On jest tutaj, prawda? pyta.Beverly otwiera usta, zamyka, potem kiwa głową. W pokoju klubowym mówi głosem płaskim jak łopatkakuchenna.*W toalecie słychać tylko szum klimatyzacji.Pomieszczeniepachnie liliami i świeżą bielizną.Janice myje drżące ręce pod kranem,przyciska dłonie do chłodnego marmurowego blatu, a potem przykładaje do gorących policzków.Uświadamia sobie, że jest mocnowstawiona.W wyobrazni widzi siebie w postaci chwiejnej liniinarysowanej przez dziecko śliską kredką.Myśl o spotkaniu z Artemprzyprawia ją o mdłości.Zastanawia się, czy nie skapitulować i niewymknąć się z przyjęcia tylnymi drzwiami.Ale bijący szybko puls skłania ją do działania.W głębi gardła czujemetaliczny smak zwycięstwa.Już pokonała Beverly, przemieniłasłuszny gniew w niebezpieczną broń i teraz jest gotowa zwrócić jąprzeciwko mężowi.Jeśli wytrzyma i przetrwa len wieczór, cośudowodni, choć dokładnie nie umie tego czegoś nazwać.Drugamożliwość to usunąć się w cień i zniknąć, a przecież nie jestprzygotowana na ucieczkę z podkulonym ogonem.Podnosi nogę iwściekle drapie się po kostce.Dwa razy sprawdza, czy drzwi toalety są zamknięte, potemwyławia plastikowy woreczek z torebki.Formuje kreskę proszku nagranicie.Stuka pomalowanym paznokciem w woreczek i zastanawiasię, czy nie usypać dwóch kresek.To więcej, niż zwykle bierze, ale tenjeden raz nie powinien zaszkodzić.Tak.leśli ma stawić czoło Artowi,potrzebuje dodatkowego kopa,żeby wyeliminować to rozchwianie.Usypuje drugą grubą linię,prawie opróżniając torebkę.Będzie potrzebowała więcej.Jutro.Apózniej może ostatecznie zwolni Jamesa.Ktoś puka do drzwi w chwili, gdy wciągnęła pierwszą dawkę.Niemal wyskakuje ze skóry. Zajęte! warczy w stronę drzwi.Spłukuje toaletę, żeby zamaskować szum powietrza, kiedy wciągadrugą kreskę, a potem odkręca kran dla ukoronowania przedstawienia.Oczy zachodzą jej łzami, To szczypie delikatny nabłonek w nosie.Poparu sekundach ma wrażenie, że toaleta podskakuje jak nahydraulicznych sprężynach, wcześniej niesłyszalny pomruk lampprzemienia się w ryk, a pulsująca krew zaczyna wściekle krążyć wkończynach.Czuje się taka żywa, taka radosna, że to niemal boli.Chryste, czy będzie mogła z tego zrezygnować? Nigdynigdynigdy,pulsują żyły w odpowiedzi.Janice otwiera drzwi toalety z takim impetem, że przypadkowopotrąca kobietę, która stoi za nimi, czekając na swoją kolej. Przepraszam! śpiewa, ledwo zauważając jej zdumioną minę,a potem spieszy korytarzem w stronę pokoju klubowego.Pokój klubowy był swego czasu wielką biblioteką, wysoką naponad cztery metry, z mahoniowym fryzem rzezbionym w cherubiny.Głębokie skórzane fotele stoją na czerwonym puszystym dywanie.Jedna ściana książek została usunięta, żeby zrobić miejsce dla długiegobaru z polerowanego mosiądzu, a druga ustąpiła pomieszczeniu doprzechowywania cygar.Gdy Janice zbliża się do drzwi, widzi chmuręsiwoniebieskiego dymu dryfującą tuż nad głowami członków klubu.W połowie pokoju uświadamia sobie, że swędzenie kostek znikło, aco więcej, już nie czuje stóp.Zastanawia się, czy nie przesadziła,biorąc drugą kreskę.Czuje w ustach kwaśny smak i bierze z tacynastępne zielone martini, żeby go spłukać.Wibruje z nadmiaru Tego:widzi, jak stoi pośrodku pokoju, wysyłając fale energii.Nigdynigdynigdy, tętni wściekle jejciało.Twarze osób stojących wokół niej rozmywają się i wyos-trzają.Może skupić się tylko na jednej.Art stoi dokładnie po drugiejstronie pokoju ze szklaneczką szkockiej w dłoni, patrząc prosto na nią.Ma wrażenie, że pokonanie dzielącej ich odległości trwa dziesięćminut, a jednak widzi swoją podróż tylko w błyskach, jak w świetlestroboskopowym.Tu zaciska rękę na oparciu fotela, mocno, aż bieleją ibolą knykcie.Tu trąca biodrem doktora Brunschilda, który zniepokojem odwraca głowę, a potem znika z pola widzenia, gdy idziedalej.Tu zauważa rękę barmana, który potrząsa srebrnym shakerem domartini w rytm pulsowania w jej skroniach.Czuje symetrięwszystkiego dokoła, każdą molekułę podporządkowaną celowi jejpodróży.Art patrzy na nią, jego czujne spojrzenie przyciąga ją jak magnes.Dopiero zatrzymując się przed nim chwiejnie, uświadamia sobie, żenie ma pojęcia, co chciała powiedzieć.Stoi i nienawidzi go z takąnieokiełznaną wściekłością, że nie może nawet znalezć słów naopisanie tego, co czuje.A jednak jednocześnie ma ochotę podnieśćrękę i dotknąć jego twarzy, poczuć znajome pergaminowe łaty skórypod czubkami palców, musnąć tak dobrze znane kłujące włoski namałżowinie usznej.Art stoi tylko parę centymetrów dalej i Janiceczuje, że jeśli przełamie barierę i go dotknie, kontakt fizyczny położykres dotychczasowej nieuprzejmości i brzydocie [ Pobierz całość w formacie PDF ]