[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedną jest Karmiciel.Ale Albert nie żyje. A drugą? Ofiary.Jak długo tu są, Lodowy Staruch nie śpieszyłby się z opuszczeniem tej Warstwy. To znaczy, że& ? powiedziała Jaga drżącym głosem. Tak, Albert ukrył dzieci gdzieś w Pustkowiu.I Lodowy Staruch o tym wie.Co gorsze nieobowiązuje go już żadna umowa.Są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Co więc, do cholery, mamy zrobić?! Pewnie właśnie na nie poluje. Musisz jak najszybciej udać się do Pustkowia.Tylko ty możesz to zrobić. Idę z nim stanowczo powiedziała Jaga.Jan pokręcił głową. To wykluczone.Jaga zmarszczyła brwi. Muszę tam iść, do cholery! Tam jest Tomek.Nie zostawię go tak. Nie rozumiesz& Jeśli to zrobisz, prawdopodobnie zginiesz.Spójrz na swoje ręce nakazał Jan.Jaga uniosła do góry dłonie, a potem popatrzyła na nie z przestrachem.Dopiero teraz zauważyłem, żepoznaczone są drobnymi, ciemnymi plamami.Zobaczyłem, że Jerzy również je ma. To ciernica wyjaśnił Jan. Mieliście kontakt z Istotą z Pustkowia.Na szczęście nie jest jeszczebardzo zaawansowana i przy pomocy odpowiedniej mikstury da się ją wyleczyć.Ale jeśli udałabyś siędo Pustkowia, choroba szybko by się rozwinęła.Zwykły człowiek już prawdopodobnie by nie żył, ale ity, i Jerzy macie w sobie krew Pradawnych. Nie ma więc sposobu, żeby to jakoś obejść? Mam tu siedzieć z założonymi rękami? burknęła. Niestety, nie ma. Jan ma rację odezwał się Jerzy. Powinnaś tu zostać.Tu jesteś najbardziej potrzebna.Powinnaś przygotować lekarstwo.Nie tylko my go teraz potrzebujemy, również dzieci, kiedy wrócą.Przebywanie w Pustkowiu zawsze wiąże się z ciernicą. Rozumiem powiedziała Jaga niechętnie.Spojrzałem na własne dłonie, wyglądały jednak normalnie. Jak to możliwe, że mnie nic nie jest? Tak jak kiedyś mówiłem, potomkowie Dzieci Mostów są o wiele bardziej odporni wyjaśnił Jan. A Daria i Szymon? zapytał Jerzy. Może mogliby z nim iść? Wprawdzie żadne z nich nie możeprzebywać tam długo, ale zawsze to jakieś wsparcie. Nie wiemy, gdzie są, a trzeba się pospieszyć.Nie ma na to czasu.Poślemy ich za tobą, o ile będzieto możliwe dodał, patrząc na mnie.Jerzy pokręcił głową. Przecież on nigdy tam nie był, nawet na chwilę.Janie, jesteś pewien, że to dobry pomysł? To zbytniebezpieczne. Wiem i bardzo żałuję, że do tego doszło.Nie widzę jednak innego wyjścia. Spojrzał na mniesmutno. Nie będę ukrywał, że to ryzykowne, musisz więc sam podjąć decyzję.Westchnąłem. Zrobię to zgodziłem się po namyśle.Wprawdzie bałem się jak cholera, ale nie mogłem postąpić inaczej.Wiedziałem, że nigdy niewybaczyłbym sobie, gdybym nie spróbował. Więc pośpieszmy się ponaglił Jan i ruszył do wyjścia z biblioteki. Najszybciej będzie, jeślipójdziemy portalem w pokoju Szymona.Wszyscy podążyliśmy za nim.Z każdym krokiem czułem się, jakbym zbliżał się do przepaści.Sercełomotało mi niespokojnie, a jakaś część mojego mózgu, ta najbardziej złośliwa, ale też najbardziejrozsądna, skrzeczała, że oto waśnie utkwiłem w najgłębszym i najbardziej śmierdzącym bagnie w swoimdotychczasowym życiu. Cóż& pomyślałem i uspokoiłem oddech. Jeśli już w nie wpadłem,wypadałoby teraz jak najmniej szarpać się i wierzgać.Tylko względny spokój i rozsądek mogły mnieuratować.Skrzeczący głosik w mojej głowie odpowiedział mi jednak, że spokój na niewiele się zda ipowinienem liczyć raczej na jakiś cholerny cud.Rozdział 14.Po drugiej stronie mostuISen odpływał, a świadomość powracała.Nie lubił tego momentu.Zawsze przez chwilę miał wrażenie, żebudzi się w domu, w swoim własnym łóżku, jednak potem docierała do niego prawda, a iluzja pękała jakmydlana bańka.Nie był w domu, lecz w brudnym szarym pokoju.Ta gorzka prawda spływała do jegogardła jak trucizna i oblepiała przełyk jak szlam, a potem sadowiła się gdzieś w żołądku, powodującnieznośny ciężar.Nie wiedział, jak długo już tu tkwił.Zdawało mu się, że wiele dni.Tamten mężczyznaprzychodził codziennie i zostawiał jedzenie.Tomek znał go.Wiedział już, do kogo należał tamten głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jedną jest Karmiciel.Ale Albert nie żyje. A drugą? Ofiary.Jak długo tu są, Lodowy Staruch nie śpieszyłby się z opuszczeniem tej Warstwy. To znaczy, że& ? powiedziała Jaga drżącym głosem. Tak, Albert ukrył dzieci gdzieś w Pustkowiu.I Lodowy Staruch o tym wie.Co gorsze nieobowiązuje go już żadna umowa.Są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Co więc, do cholery, mamy zrobić?! Pewnie właśnie na nie poluje. Musisz jak najszybciej udać się do Pustkowia.Tylko ty możesz to zrobić. Idę z nim stanowczo powiedziała Jaga.Jan pokręcił głową. To wykluczone.Jaga zmarszczyła brwi. Muszę tam iść, do cholery! Tam jest Tomek.Nie zostawię go tak. Nie rozumiesz& Jeśli to zrobisz, prawdopodobnie zginiesz.Spójrz na swoje ręce nakazał Jan.Jaga uniosła do góry dłonie, a potem popatrzyła na nie z przestrachem.Dopiero teraz zauważyłem, żepoznaczone są drobnymi, ciemnymi plamami.Zobaczyłem, że Jerzy również je ma. To ciernica wyjaśnił Jan. Mieliście kontakt z Istotą z Pustkowia.Na szczęście nie jest jeszczebardzo zaawansowana i przy pomocy odpowiedniej mikstury da się ją wyleczyć.Ale jeśli udałabyś siędo Pustkowia, choroba szybko by się rozwinęła.Zwykły człowiek już prawdopodobnie by nie żył, ale ity, i Jerzy macie w sobie krew Pradawnych. Nie ma więc sposobu, żeby to jakoś obejść? Mam tu siedzieć z założonymi rękami? burknęła. Niestety, nie ma. Jan ma rację odezwał się Jerzy. Powinnaś tu zostać.Tu jesteś najbardziej potrzebna.Powinnaś przygotować lekarstwo.Nie tylko my go teraz potrzebujemy, również dzieci, kiedy wrócą.Przebywanie w Pustkowiu zawsze wiąże się z ciernicą. Rozumiem powiedziała Jaga niechętnie.Spojrzałem na własne dłonie, wyglądały jednak normalnie. Jak to możliwe, że mnie nic nie jest? Tak jak kiedyś mówiłem, potomkowie Dzieci Mostów są o wiele bardziej odporni wyjaśnił Jan. A Daria i Szymon? zapytał Jerzy. Może mogliby z nim iść? Wprawdzie żadne z nich nie możeprzebywać tam długo, ale zawsze to jakieś wsparcie. Nie wiemy, gdzie są, a trzeba się pospieszyć.Nie ma na to czasu.Poślemy ich za tobą, o ile będzieto możliwe dodał, patrząc na mnie.Jerzy pokręcił głową. Przecież on nigdy tam nie był, nawet na chwilę.Janie, jesteś pewien, że to dobry pomysł? To zbytniebezpieczne. Wiem i bardzo żałuję, że do tego doszło.Nie widzę jednak innego wyjścia. Spojrzał na mniesmutno. Nie będę ukrywał, że to ryzykowne, musisz więc sam podjąć decyzję.Westchnąłem. Zrobię to zgodziłem się po namyśle.Wprawdzie bałem się jak cholera, ale nie mogłem postąpić inaczej.Wiedziałem, że nigdy niewybaczyłbym sobie, gdybym nie spróbował. Więc pośpieszmy się ponaglił Jan i ruszył do wyjścia z biblioteki. Najszybciej będzie, jeślipójdziemy portalem w pokoju Szymona.Wszyscy podążyliśmy za nim.Z każdym krokiem czułem się, jakbym zbliżał się do przepaści.Sercełomotało mi niespokojnie, a jakaś część mojego mózgu, ta najbardziej złośliwa, ale też najbardziejrozsądna, skrzeczała, że oto waśnie utkwiłem w najgłębszym i najbardziej śmierdzącym bagnie w swoimdotychczasowym życiu. Cóż& pomyślałem i uspokoiłem oddech. Jeśli już w nie wpadłem,wypadałoby teraz jak najmniej szarpać się i wierzgać.Tylko względny spokój i rozsądek mogły mnieuratować.Skrzeczący głosik w mojej głowie odpowiedział mi jednak, że spokój na niewiele się zda ipowinienem liczyć raczej na jakiś cholerny cud.Rozdział 14.Po drugiej stronie mostuISen odpływał, a świadomość powracała.Nie lubił tego momentu.Zawsze przez chwilę miał wrażenie, żebudzi się w domu, w swoim własnym łóżku, jednak potem docierała do niego prawda, a iluzja pękała jakmydlana bańka.Nie był w domu, lecz w brudnym szarym pokoju.Ta gorzka prawda spływała do jegogardła jak trucizna i oblepiała przełyk jak szlam, a potem sadowiła się gdzieś w żołądku, powodującnieznośny ciężar.Nie wiedział, jak długo już tu tkwił.Zdawało mu się, że wiele dni.Tamten mężczyznaprzychodził codziennie i zostawiał jedzenie.Tomek znał go.Wiedział już, do kogo należał tamten głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]