[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widziałeś kiedy na jarmarku wiewiórkę w klatce? - odezwała się wreszcie.-W klatce koło jest z drutu uczynione, na drążku wsparte, i w kole właśnie wiewiórkazamknięta.A przy samym skraju klatki zawieszono orzech, więc wiewiórka biegnie kuniemu z całych sił.Ale im szybciej biegnie, tym szybciej się na drążku koło obraca,zbójco, i choćby dech z siebie wytrzęsła, wciąż w tym samym miejscu tkwi.Takoż ize mną.Wciąż biegnę - ostatnie słowo ledwo zbójca usłyszał, bo Szarka odeszłarównie cicho, jak się pojawiła.Resztę wieczoru Twardokęsek przewiódł z karłem oraz dwiema flaszamispichrzańskiej gorzałki, zajadle zapijając gorycz.Tak mię za dobre sercespotwarzono, użalał się, za troskę i staranie.Kniaz mnie obrugał i łupieżcą obwołał, adziewka.Zbójca prychnął z pogardą, spoglądając na karła, który zasypiał z głową wdrewnianej misce na wpół opróżnionej z kwaszanki.Dziewka za nic ma i dobrą radę,i rozwagę, i własną bezpieczność.Toć mnie musiało jakie bóstwo omamić, myślałdalej zbójca, że ja się za nią takowy kawał świata tłukę.I po co? - tu łza ściekłapowoli po zbójeckiej gębie, łaskocząc niemiło między odrastającą szczeciną.%7łebymnie nakarmiono czarną niewdzięcznością i potwarzą obmierzłą.Nie ma co, docze-kałem się.Wreszcie roztkliwił się zbójca tak dalece, że ruszył na poszukiwanie wiedzmy.Wiedział, że błękitnooka niewiastka dzieli posłanie z Szarka, więc próbował jązmacać i na ubocze wyciągnąć.Na nieszczęście potknął się o kamień przy paleniskui narobił hałasu, padając gębą w ciepły jeszcze żar.Zwajecki kniaz przebudził się,porwał zbójcę za kapotę i potężnym kopniakiem precz przepędził.SponiewieranyTwardokęsek wałęsał się jeszcze bezradnie, rozpamiętując własną krzywdę, ażwreszcie przewrócił się pod jaśminowym krzakiem.Zdało mu się we śnie, że wokółunosi się wonny zapach jaśminowych kwiatów i czyjeś ciepłe ręce okręciły gotroskliwie opończą.Lecz gdy ocknął się od porannego chłodu, nie wymacał przy bokuwiedzmy, tylko poczuł na twarzy cuchnący oddech zwierzołaka.Bydlę zwinęło sięwygodnie przy jego szyi i gapiło prosto w twarz połyskliwymi ślepiami.Zbójca zerwałsię pospiesznie, nie dbając zupełnie o potworka, który ocierał się o cholewy jegobutów.Nienawidził plugastwa, naprawdę nienawidził.Ale im większą niechęćokazywał zwierzołakowi, tym skwapliwiej się doń bydlę łasiło.Przy tym wczorajsze pijaństwo mocno dawało mu się we znaki - może dlategonic nie spostrzegł.Aż do chwili, gdy prowadzący orszak Kozlarz przystanął wprzewężęniu traktu, między dwoma pochyłymi sosnami.Kobyłka parsknęłaniespokojnie, więc zbójca popatrzał baczniej.Sionko stało wysoko, rzucając zmiennerefleksy na pnie drzew, zaś spomiędzy korzeni jasno połyskiwał piasek.Nagle zbójcyzdało się, że na ścieżce lśni coś nieznacznie.- Prządka! - wrzasnął co sił w piersiach.- Konie zawracajcie, psiakrew,zawracajcie konie!Lśnienie zamigotało słabo.Wierzchowce poczęły się płoszyć i stawać dęba.Nie lubią krzyku, pomyślał machinalnie zbójca, dając znak pozostałym, by cofnęli się,nim przyczajony na ścieżce potwór skoczy na którego z jezdzców.Dobrze, żeśmysamą sieć ominęli, pomyślał z ulgą i właśnie wtedy za jego plecami rozległ sięprzerazliwy kwik.Srokaty ogier szarpnął się rozpaczliwie.Karzeł, jak co dzieńprzyodziany w pstrokate błazeńskie szmatki, co tchu wyprysnął z kulbaki.Skoczył naoślep ponad końską szyją, zarył kolanami w piasek.Szarka pochwyciła go zgrabnie, podciągnęła do góry, z niedowierzaniempatrząc na srokacza, który wyrywał się niewidzialnej pajęczynie.Im mocniej sięszamotał, tym głębiej sieć orała jego skórę.Z początku nieznaczne szramy w migrozrosły się w głębokie, krwawe bruzdy.Ogier zakwiczał głośniej, padając naprzednie nogi, a Szarka uczyniła nieznaczny ruch.Skrzydłoń wizgnął i karzełprzywarł mocniej do pleców dziewczyny.Byleby się nie rzuciła z mieczem przeciwprządce, pomyślał z trwogą zbójca, przepatrując wolnej drogi po boku traktu.Niewiedzieć, czyli podobne plugastwo można mieczem zmacać.Nie wiedzieć takoż,kędy krąży.A może, przemknęło mu przez łeb, może jeno z przypadku karzeł na siećnastąpił, może prządka w inszym miejscu przytajona? Przecie niejedną sieć snuje,przecie mogła sobie gdzie pójść.- Bokiem - wyszeptał do wiedzmy, która jakimś sposobem znalazła się zaraztuż przy nim.- Bokiem się przekradajmy, między drobną sośniną.- Tamtędy się ni mysz nie prześlizgnie - odpowiedziała zbielałymi zprzerażenia wargami.A żeby cię sparło, syknął w myślach zbójca.Po co namwiedzma, skoro byle prządki nie potrafi zawczasu wypatrzeć? %7ładnej pomocy z niejnie masz, tylko w potrzasku oczyska wytrzeszcza i kracze niby wrona.Pożółkłe zielsko między sosnowymi pniami zachwiało się lekko, jakbyszarpane utajonymi nićmi.Srokacz stęknął jeszcze raz głęboko, zadygotał na całym ciele.Zad zwierzęciapokrywała krew, podgięta dziwnie tylna noga trzymała się na strzępach ścięgien.Dokości go zaraza porąbała, pomyślał zestrachany zbójca, stalą by człek podobnejsztuki nie dokazał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Widziałeś kiedy na jarmarku wiewiórkę w klatce? - odezwała się wreszcie.-W klatce koło jest z drutu uczynione, na drążku wsparte, i w kole właśnie wiewiórkazamknięta.A przy samym skraju klatki zawieszono orzech, więc wiewiórka biegnie kuniemu z całych sił.Ale im szybciej biegnie, tym szybciej się na drążku koło obraca,zbójco, i choćby dech z siebie wytrzęsła, wciąż w tym samym miejscu tkwi.Takoż ize mną.Wciąż biegnę - ostatnie słowo ledwo zbójca usłyszał, bo Szarka odeszłarównie cicho, jak się pojawiła.Resztę wieczoru Twardokęsek przewiódł z karłem oraz dwiema flaszamispichrzańskiej gorzałki, zajadle zapijając gorycz.Tak mię za dobre sercespotwarzono, użalał się, za troskę i staranie.Kniaz mnie obrugał i łupieżcą obwołał, adziewka.Zbójca prychnął z pogardą, spoglądając na karła, który zasypiał z głową wdrewnianej misce na wpół opróżnionej z kwaszanki.Dziewka za nic ma i dobrą radę,i rozwagę, i własną bezpieczność.Toć mnie musiało jakie bóstwo omamić, myślałdalej zbójca, że ja się za nią takowy kawał świata tłukę.I po co? - tu łza ściekłapowoli po zbójeckiej gębie, łaskocząc niemiło między odrastającą szczeciną.%7łebymnie nakarmiono czarną niewdzięcznością i potwarzą obmierzłą.Nie ma co, docze-kałem się.Wreszcie roztkliwił się zbójca tak dalece, że ruszył na poszukiwanie wiedzmy.Wiedział, że błękitnooka niewiastka dzieli posłanie z Szarka, więc próbował jązmacać i na ubocze wyciągnąć.Na nieszczęście potknął się o kamień przy paleniskui narobił hałasu, padając gębą w ciepły jeszcze żar.Zwajecki kniaz przebudził się,porwał zbójcę za kapotę i potężnym kopniakiem precz przepędził.SponiewieranyTwardokęsek wałęsał się jeszcze bezradnie, rozpamiętując własną krzywdę, ażwreszcie przewrócił się pod jaśminowym krzakiem.Zdało mu się we śnie, że wokółunosi się wonny zapach jaśminowych kwiatów i czyjeś ciepłe ręce okręciły gotroskliwie opończą.Lecz gdy ocknął się od porannego chłodu, nie wymacał przy bokuwiedzmy, tylko poczuł na twarzy cuchnący oddech zwierzołaka.Bydlę zwinęło sięwygodnie przy jego szyi i gapiło prosto w twarz połyskliwymi ślepiami.Zbójca zerwałsię pospiesznie, nie dbając zupełnie o potworka, który ocierał się o cholewy jegobutów.Nienawidził plugastwa, naprawdę nienawidził.Ale im większą niechęćokazywał zwierzołakowi, tym skwapliwiej się doń bydlę łasiło.Przy tym wczorajsze pijaństwo mocno dawało mu się we znaki - może dlategonic nie spostrzegł.Aż do chwili, gdy prowadzący orszak Kozlarz przystanął wprzewężęniu traktu, między dwoma pochyłymi sosnami.Kobyłka parsknęłaniespokojnie, więc zbójca popatrzał baczniej.Sionko stało wysoko, rzucając zmiennerefleksy na pnie drzew, zaś spomiędzy korzeni jasno połyskiwał piasek.Nagle zbójcyzdało się, że na ścieżce lśni coś nieznacznie.- Prządka! - wrzasnął co sił w piersiach.- Konie zawracajcie, psiakrew,zawracajcie konie!Lśnienie zamigotało słabo.Wierzchowce poczęły się płoszyć i stawać dęba.Nie lubią krzyku, pomyślał machinalnie zbójca, dając znak pozostałym, by cofnęli się,nim przyczajony na ścieżce potwór skoczy na którego z jezdzców.Dobrze, żeśmysamą sieć ominęli, pomyślał z ulgą i właśnie wtedy za jego plecami rozległ sięprzerazliwy kwik.Srokaty ogier szarpnął się rozpaczliwie.Karzeł, jak co dzieńprzyodziany w pstrokate błazeńskie szmatki, co tchu wyprysnął z kulbaki.Skoczył naoślep ponad końską szyją, zarył kolanami w piasek.Szarka pochwyciła go zgrabnie, podciągnęła do góry, z niedowierzaniempatrząc na srokacza, który wyrywał się niewidzialnej pajęczynie.Im mocniej sięszamotał, tym głębiej sieć orała jego skórę.Z początku nieznaczne szramy w migrozrosły się w głębokie, krwawe bruzdy.Ogier zakwiczał głośniej, padając naprzednie nogi, a Szarka uczyniła nieznaczny ruch.Skrzydłoń wizgnął i karzełprzywarł mocniej do pleców dziewczyny.Byleby się nie rzuciła z mieczem przeciwprządce, pomyślał z trwogą zbójca, przepatrując wolnej drogi po boku traktu.Niewiedzieć, czyli podobne plugastwo można mieczem zmacać.Nie wiedzieć takoż,kędy krąży.A może, przemknęło mu przez łeb, może jeno z przypadku karzeł na siećnastąpił, może prządka w inszym miejscu przytajona? Przecie niejedną sieć snuje,przecie mogła sobie gdzie pójść.- Bokiem - wyszeptał do wiedzmy, która jakimś sposobem znalazła się zaraztuż przy nim.- Bokiem się przekradajmy, między drobną sośniną.- Tamtędy się ni mysz nie prześlizgnie - odpowiedziała zbielałymi zprzerażenia wargami.A żeby cię sparło, syknął w myślach zbójca.Po co namwiedzma, skoro byle prządki nie potrafi zawczasu wypatrzeć? %7ładnej pomocy z niejnie masz, tylko w potrzasku oczyska wytrzeszcza i kracze niby wrona.Pożółkłe zielsko między sosnowymi pniami zachwiało się lekko, jakbyszarpane utajonymi nićmi.Srokacz stęknął jeszcze raz głęboko, zadygotał na całym ciele.Zad zwierzęciapokrywała krew, podgięta dziwnie tylna noga trzymała się na strzępach ścięgien.Dokości go zaraza porąbała, pomyślał zestrachany zbójca, stalą by człek podobnejsztuki nie dokazał [ Pobierz całość w formacie PDF ]