[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A on nic.Więc i ja milczałam.Wiedziałam, że spotkamy się wkrótce na rozprawie rozwodowej.Informację o wysłanym pozwie zostawiłam na stole.Jak dobrze, że nie mieliśmy dziecka!Załatwiłam wszystkie formalności związane z przeprowadzką.Zameldowałam się nastałe w Zyzdroju.Byłam teraz pełnoprawnym mieszkańcem mojej wsi, w której pozaMateuszem wciąż jeszcze nikogo nie znałam.Oswajałam nową rzeczywistość.Na ludziprzyjdzie jeszcze czas.W życiu jesteśmy samotnikami i najważniejsze chwile musimyprzeżyć sami.Któregoś dnia pojechałam do miasta.Ode mnie najbliżej jest do Mrągowa.Postanowiłam rozejrzeć się tam za samochodem.Pojechał ze mną mój sąsiad.- Mateuszu, a gdzie tu jest jakiś autokomis?- Eee, dużo tego w mieście.Najbliżej to chyba będzie ten na Olsztyńskiej,naprzeciwko kościoła.Poszliśmy tam razem.Właścicielem był młody chłopak, zwinny i energiczny.Wydał mi się godzienzaufania.Od niedawna w ocenie ludzi kierowałam się pierwszym wrażeniem.Obejrzeliśmy auta, stojące na placu.Spodobał mi się złoty opel astra.Wsiedliśmy do środka.Pierwsza jazda i.zakochałam się!Lubię podejmować decyzje od razu.Mateusz tylko zaakceptował mój wybór.Do Zyzdroju wróciliśmy nowym autem.To był kolejny krok ku mojej niezależności.Czerpałam z niej jak ze zródła,zachłystując się szczęściem.Dopiero potem gdzieś przeczytałam, że strach przed utratąniezależności to kolejna cecha dziecka alkoholika.Tacy ludzie, nawet gdy żyją w związkach,są samotni i niezależni.W moim życiu nie dałam sobie czasu na bycie samą i budowanie świata wewnątrzsobie.Wciąż rozdzielałam siebie między ludzi.Głównie byli to mężczyzni, bo w nichszukałam akceptacji i miłości.Krzyczałam o nie, ale chyba w innym języku.Bo nie byłamzrozumiana.Po powrocie rozpaliłam ogień w piecu (kupiłam trochę drewna od sąsiada ze wsi), bowieczory były jeszcze chłodne i o szarej godzinie popłynęłam w szeroki wirtualny świat,siedząc w maleńkim ciepłym domku na mazurskiej głuszy.Któregoś dnia przyszedł do mnie Mateusz.Przyniósł w papierowych torebkach różnenasiona.- Czas na siew!Spojrzałam na niego zdziwiona.Siew? Jaki siew? Nie planowałam uprawiania ogrodu.Nie mam żadnych doświadczeńw tej dziedzinie.Z torby wyciągnął książki o rolnictwie ekologicznym.- Wypożyczam.Poczytaj.Oddaj, jak nie będą potrzebne.Nie można mieszkać na wsi inie uprawiać ogrodu!Chciałam te książki schować do szuflady i zapomnieć, ale.Otworzyłam pierwszą książkę.Autorka w gawędziarskim stylu opowiadała o tym, jak założyła swój pierwszy wżyciu ogród.Była w podobnej sytuacji - rozwiedziona, z odziedziczonym po babce starymdomem.Ogród pomógł jej pozbierać się po trudnych przeżyciach.Wyszłam na chwilę przed mój dom.Spojrzałam na trzystuletni dąb.Podeszłam bliżej idotknęłam chropowatej kory.Przywarłam do niej całą sobą.Ludzie mówią, że tuląc się dodrzew, czują pulsowanie drzewnych soków.Nie czułam tego pulsowania.Miałam jednakwrażenie, że przepływa przez moje ciało kosmiczna energia dębowego istnienia.Bo wszystko ma swoją energię.Ludzie, kamienie, drzewa i myśli.Wszystko jestwielkie i ważne na świecie, bo tętni życiem jak zielony agrest, uniesiony pod światło.Takisam ład, jaki jest w drzewie, które ma pień, gałęzie i liście, powinien być również we mnie,podzielonej na duszę, ciało, umysł.Tamtego dnia zrozumiałam, że jestem częścią wszechświata.Najważniejsza sama dlasiebie.I dla mego drzewa, którego stałam się nagle opiekunką.Może zrobię coś dla niego?Może postaram się o to, by został Pomnikiem Przyrody? Będę miała pewność, że nikt gonigdy nie skrzywdzi.Był kwiecień.Wiosna.%7łurawie klangorzyły po swojemu, szpaki wróciły do gniazdapod moim dachem, a ja z każdym dniem odkrywałam przynależność do tego miejsca i samejsiebie.1 pomyślałam, że spróbuję.Założę ogród, by oswoić nim swoją samotność!Mateusz załatwił mi obornik.- Trochę pózno, bo powinno być to robione na jesień! - sapał, pomagając kopać ziemięza domem.Pracowaliśmy w pocie czoła.Wyrwaliśmy barszcz zwyczajny, który rozplenił sięnadmiernie.W kącie ogrodu, pod starą gruszą założyliśmy kompostownik.Chciałamspróbować tej cudownej przemiany resztek roślin w urodzajną ziemię.W dzieciństwieobserwowałam przecież podobną przemianę - zacieru w bimber.Wierzyłam więc wewszystkie cuda przemian.Kochałam zmęczenie ciała, towarzyszące mi wieczorami.Szarą godzinęprzedwieczoru, którą spędzałam już w domu - czasem siedząc na jego progu, a czasem, wchłodniejsze dni, w domu bezpiecznym jak muszla ślimaka.Nie potrzebowałam zbyt wielu rzeczy i wygód do szczęścia.Miałam gdzie się umyć,miałam własne łóżko na pięterku.Niewielka kuchnia sprawiała, że nie musiałam dreptać wkółko w poszukiwaniu garnka czy dzbanka do herbaty.W wolnych chwilach pracowałam - pisałam moją drugą powieść.Zaszczepiałam w niąmój stan, polegający na odkryciu wspaniałej zależności człowieka od przyrody.Napotykanena każdym kroku analogie podnosiły mnie na duchu.W pokręconej zielenią i nieśmiałością wobec świata sadzonce ogórka lub dyniwidziałam samą siebie sprzed lat, gdy jeszcze nie rozumiałam, na czym polega dobre życie.W panoszącej się goryczkowatym smakiem rzeżusze dostrzegałam śmiałość własnychdecyzji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.A on nic.Więc i ja milczałam.Wiedziałam, że spotkamy się wkrótce na rozprawie rozwodowej.Informację o wysłanym pozwie zostawiłam na stole.Jak dobrze, że nie mieliśmy dziecka!Załatwiłam wszystkie formalności związane z przeprowadzką.Zameldowałam się nastałe w Zyzdroju.Byłam teraz pełnoprawnym mieszkańcem mojej wsi, w której pozaMateuszem wciąż jeszcze nikogo nie znałam.Oswajałam nową rzeczywistość.Na ludziprzyjdzie jeszcze czas.W życiu jesteśmy samotnikami i najważniejsze chwile musimyprzeżyć sami.Któregoś dnia pojechałam do miasta.Ode mnie najbliżej jest do Mrągowa.Postanowiłam rozejrzeć się tam za samochodem.Pojechał ze mną mój sąsiad.- Mateuszu, a gdzie tu jest jakiś autokomis?- Eee, dużo tego w mieście.Najbliżej to chyba będzie ten na Olsztyńskiej,naprzeciwko kościoła.Poszliśmy tam razem.Właścicielem był młody chłopak, zwinny i energiczny.Wydał mi się godzienzaufania.Od niedawna w ocenie ludzi kierowałam się pierwszym wrażeniem.Obejrzeliśmy auta, stojące na placu.Spodobał mi się złoty opel astra.Wsiedliśmy do środka.Pierwsza jazda i.zakochałam się!Lubię podejmować decyzje od razu.Mateusz tylko zaakceptował mój wybór.Do Zyzdroju wróciliśmy nowym autem.To był kolejny krok ku mojej niezależności.Czerpałam z niej jak ze zródła,zachłystując się szczęściem.Dopiero potem gdzieś przeczytałam, że strach przed utratąniezależności to kolejna cecha dziecka alkoholika.Tacy ludzie, nawet gdy żyją w związkach,są samotni i niezależni.W moim życiu nie dałam sobie czasu na bycie samą i budowanie świata wewnątrzsobie.Wciąż rozdzielałam siebie między ludzi.Głównie byli to mężczyzni, bo w nichszukałam akceptacji i miłości.Krzyczałam o nie, ale chyba w innym języku.Bo nie byłamzrozumiana.Po powrocie rozpaliłam ogień w piecu (kupiłam trochę drewna od sąsiada ze wsi), bowieczory były jeszcze chłodne i o szarej godzinie popłynęłam w szeroki wirtualny świat,siedząc w maleńkim ciepłym domku na mazurskiej głuszy.Któregoś dnia przyszedł do mnie Mateusz.Przyniósł w papierowych torebkach różnenasiona.- Czas na siew!Spojrzałam na niego zdziwiona.Siew? Jaki siew? Nie planowałam uprawiania ogrodu.Nie mam żadnych doświadczeńw tej dziedzinie.Z torby wyciągnął książki o rolnictwie ekologicznym.- Wypożyczam.Poczytaj.Oddaj, jak nie będą potrzebne.Nie można mieszkać na wsi inie uprawiać ogrodu!Chciałam te książki schować do szuflady i zapomnieć, ale.Otworzyłam pierwszą książkę.Autorka w gawędziarskim stylu opowiadała o tym, jak założyła swój pierwszy wżyciu ogród.Była w podobnej sytuacji - rozwiedziona, z odziedziczonym po babce starymdomem.Ogród pomógł jej pozbierać się po trudnych przeżyciach.Wyszłam na chwilę przed mój dom.Spojrzałam na trzystuletni dąb.Podeszłam bliżej idotknęłam chropowatej kory.Przywarłam do niej całą sobą.Ludzie mówią, że tuląc się dodrzew, czują pulsowanie drzewnych soków.Nie czułam tego pulsowania.Miałam jednakwrażenie, że przepływa przez moje ciało kosmiczna energia dębowego istnienia.Bo wszystko ma swoją energię.Ludzie, kamienie, drzewa i myśli.Wszystko jestwielkie i ważne na świecie, bo tętni życiem jak zielony agrest, uniesiony pod światło.Takisam ład, jaki jest w drzewie, które ma pień, gałęzie i liście, powinien być również we mnie,podzielonej na duszę, ciało, umysł.Tamtego dnia zrozumiałam, że jestem częścią wszechświata.Najważniejsza sama dlasiebie.I dla mego drzewa, którego stałam się nagle opiekunką.Może zrobię coś dla niego?Może postaram się o to, by został Pomnikiem Przyrody? Będę miała pewność, że nikt gonigdy nie skrzywdzi.Był kwiecień.Wiosna.%7łurawie klangorzyły po swojemu, szpaki wróciły do gniazdapod moim dachem, a ja z każdym dniem odkrywałam przynależność do tego miejsca i samejsiebie.1 pomyślałam, że spróbuję.Założę ogród, by oswoić nim swoją samotność!Mateusz załatwił mi obornik.- Trochę pózno, bo powinno być to robione na jesień! - sapał, pomagając kopać ziemięza domem.Pracowaliśmy w pocie czoła.Wyrwaliśmy barszcz zwyczajny, który rozplenił sięnadmiernie.W kącie ogrodu, pod starą gruszą założyliśmy kompostownik.Chciałamspróbować tej cudownej przemiany resztek roślin w urodzajną ziemię.W dzieciństwieobserwowałam przecież podobną przemianę - zacieru w bimber.Wierzyłam więc wewszystkie cuda przemian.Kochałam zmęczenie ciała, towarzyszące mi wieczorami.Szarą godzinęprzedwieczoru, którą spędzałam już w domu - czasem siedząc na jego progu, a czasem, wchłodniejsze dni, w domu bezpiecznym jak muszla ślimaka.Nie potrzebowałam zbyt wielu rzeczy i wygód do szczęścia.Miałam gdzie się umyć,miałam własne łóżko na pięterku.Niewielka kuchnia sprawiała, że nie musiałam dreptać wkółko w poszukiwaniu garnka czy dzbanka do herbaty.W wolnych chwilach pracowałam - pisałam moją drugą powieść.Zaszczepiałam w niąmój stan, polegający na odkryciu wspaniałej zależności człowieka od przyrody.Napotykanena każdym kroku analogie podnosiły mnie na duchu.W pokręconej zielenią i nieśmiałością wobec świata sadzonce ogórka lub dyniwidziałam samą siebie sprzed lat, gdy jeszcze nie rozumiałam, na czym polega dobre życie.W panoszącej się goryczkowatym smakiem rzeżusze dostrzegałam śmiałość własnychdecyzji [ Pobierz całość w formacie PDF ]