[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz mogła to sobie wyobrazić.- Hej, panie Callahan! Jestem HayleyScott, siostra Denise.Wiem, że nie ma pan pojęcia o moim istnieniu, ale towszystko prawda.Czy mógłby pan obejrzeć moją taśmę wideo? Bardzo bymchciała zostać pana następną wielką gwiazdą!Akurat.Ale.kto ryzykuje, nie traci.Hayley zauważyła, że zmierza ku domowi w Malibu.Tonjawspominała, że wynajął w pobliżu biura apartament, ale to byłoby za dużoszczęścia na dzisiaj.Niemal się rozmyśliła.Powinna raczej złapać go gdzieś bliżej swojegodomu.W końcu i tak miała niewiele czasu do rozpoczęcia pracy, a Jasondostałby apopleksji, gdyby znowu się spózniła.Jeśli uda się na wycieczkędo Malibu, na pewno nie będzie na czas.260RSTaka jednak jest cena sławy.Callahan gnał na złamanie karku.Zdecydowanie nie należał doostrożnych.Hayley manewrowała najlepiej jak umiała, ale cała spływałapotem, kiedy na ostatnich paru kilometrach przed domem zwolnili.Dom odgrodzony był od drogi kutą z żelaza bramą.Hayley niepotrafiła powiedzieć, czy był to sposób Callahana na zazdrosne strzeżenieswojej prywatności, czy też pozostałość po paranoi Denise.Bramaoznaczała jednak z pewnością, że znów zabrakło jej szczęścia i że nieodzyska go, jeśli nie wymyśli jakiejś metody na przedostanie się do środka,bo jej ciężkie skrzydła zamknęły się z łoskotem za ściganym.Najlepsze rezultaty daje trzymanie się prawdy.Nie zawsze w towierzyła, ale warto było spróbować.Właśnie zamierzała skorzystać z interkomu, umieszczonego przybramie, gdy żelazne wrota tajemniczo otworzyły się powtórnie.Niezastanawiając się, dlaczego tak się stało, Hayley wjechała swoim wrakiemdo środka i skręciła, żeby zatrzymać się na podjezdzie niezbyt imponującegodomu.Oczekiwała dworku, w każdym razie czegoś więcej niż ten dom.Niemożna było powiedzieć, że jest nieładny.Według normalnych standardówbył to piękny dom, bez skazy.Ale znajdował się w Hollywood, którym iDenise, i John Callahan byli przesiąknięci.Zakupili tę posiadłość w okresienajwiększego rozkwitu ich miłości, więc Hayley podejrzewała, że nieoszczędzali na wydatkach.Z drugiej zaś strony sama wiele by dała, żeby mieszkać w takimspokojnym luksusie.Sądziła tylko, że Denise będzie miała, jakby topowiedzieć, gorszy gust.261RSOpanowała strach, który podchodził jej do gardła, chwyciła swojąkasetę wideo i pomaszerowała do frontowych drzwi.Prosiła o pomoc Tonję,ale nic z tego nie wyszło.Teraz musiała polegać na swoim męstwie,inteligencji i sprycie.Dzwonek rozległ się w całym budynku, targając jej nerwami przykażdym odbiciu.Zatrzęsła się ze strachu i nagle przeniosła się pamięcią wlata młodości.Zaciskając zęby aż do bólu, odepchnęła od siebie tekoszmarne myśli, odmawiając ich przyjęcia.Uciekła się też do swojejulubionej sztuczki: wypełniła wyobraznię obrazem górskiego strumienia,koncentrując się na spokoju, zupełnej ciszy i wrażeniu kojącego oderwania.Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich John Callahan, wkoszuli wyciągniętej ze spodni, przyglądając jej się z góry.Widok jego kształtnie umięśnionego ciała wytrącił Hayley zrównowagi.Uśmiechnęła się głupawo.- Tak? - zapytał, wyraznie niechętnie.- Jak się tu pani dostała? Okurczę! To ja otworzyłem bramę.- Jestem.Hayley Scott - powiedziała dobitnie, słysząc w uszachgłośne uderzenia wystraszonego serca i krzyk nerwów.- Spodziewałem się kogoś innego.Czego pani chce?- Ja.ja.- Słucham? - rzucił niecierpliwie, wyraznie roztargniony.- Jestem siostrą Denise.To do niego dotarło.Skupionym wzrokiem omiótł ją od stóp do głów.Uderzenia w jej głowie przekształciły się w głośny łomot.Nie mogłamyśleć.Walczyła, próbowała nie dopuścić, by ten huk ogarnął ją całą.MójBoże, pomyślała zdumiona.Zaraz zemdleję.262RSI natychmiast to zrobiła.***Odzyskała przytomność niemal od razu, świadoma, że znajduje się wramionach Callahana, wnoszącego ją do środka domu.Zciany i mebleprzemykały jej przed oczami, aż została położona na kanapie w salonie,otoczonym na górze galeryjką.Nad jej głową obracały się leniwie śmigławentylatora.John Callahan patrzył na nią z góry, a jego zimne niebieskie oczypełne były przykrych pytań.- Jesteś chora? - zapytał.- Nie.- Udało jej się wydać żałosny skrzek.Odchrząknęła ipowiedziała jeszcze raz, głośniej.- Nie.- Pozwolisz, że ci coś przyniosę.Nie ruszaj się.Nie ruszyła się.Nie mogła! Pomyślała, że za chwilę zamarznie zzakłopotania i pozostanie w stanie trwałego zamrożenia.Nie tak wyobrażałasobie pierwsze spotkanie ze słynnym Johnem Callahanem.Powrócił ze szklanką wody i kieliszkiem brandy i, kolejno podnoszącoba naczynia, rzucił jej pytające spojrzenie.- Brandy - ze słabym uśmiechem zdecydowała Hayley.- Mądry wybór.Z trudem usiadła i upiła łyk piekącego napoju, krztusząc się troszkę.Niemal natychmiast poczuła, że kolory wracają na jej twarz, a razem z nimiduszące wrażenie przygnębiającego upokorzenia.- W porządku, kim jesteś? - zapytał Callahan z większą cierpliwością,niż mogłaby się po nim spodziewać.- Jestem Hayley Scott, siostra Denise.263RS- Moja była żona jest jedynaczką - zaripostował.- Nie ma żadnegorodzeństwa.- To kłamstwo.Musisz wiedzieć, jak kłamie Denise.Nie może siępowstrzymać.Pewnie już sama nie wie, jak wygląda prawda - dodaławielkodusznie Hayley.Zmrużył oczy.- Nie ma jej teraz tutaj.Nie wiem, gdzie jest.Dostrzegła troskę w jego głosie, ale była zanadto pochłonięta własnymzdumieniem.Denise mieszkała z nim tutaj?- A więc pragniesz odświeżyć wspomnienia dawnych czasów? - Byłpełen ironii.Tu kryła się szansa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Teraz mogła to sobie wyobrazić.- Hej, panie Callahan! Jestem HayleyScott, siostra Denise.Wiem, że nie ma pan pojęcia o moim istnieniu, ale towszystko prawda.Czy mógłby pan obejrzeć moją taśmę wideo? Bardzo bymchciała zostać pana następną wielką gwiazdą!Akurat.Ale.kto ryzykuje, nie traci.Hayley zauważyła, że zmierza ku domowi w Malibu.Tonjawspominała, że wynajął w pobliżu biura apartament, ale to byłoby za dużoszczęścia na dzisiaj.Niemal się rozmyśliła.Powinna raczej złapać go gdzieś bliżej swojegodomu.W końcu i tak miała niewiele czasu do rozpoczęcia pracy, a Jasondostałby apopleksji, gdyby znowu się spózniła.Jeśli uda się na wycieczkędo Malibu, na pewno nie będzie na czas.260RSTaka jednak jest cena sławy.Callahan gnał na złamanie karku.Zdecydowanie nie należał doostrożnych.Hayley manewrowała najlepiej jak umiała, ale cała spływałapotem, kiedy na ostatnich paru kilometrach przed domem zwolnili.Dom odgrodzony był od drogi kutą z żelaza bramą.Hayley niepotrafiła powiedzieć, czy był to sposób Callahana na zazdrosne strzeżenieswojej prywatności, czy też pozostałość po paranoi Denise.Bramaoznaczała jednak z pewnością, że znów zabrakło jej szczęścia i że nieodzyska go, jeśli nie wymyśli jakiejś metody na przedostanie się do środka,bo jej ciężkie skrzydła zamknęły się z łoskotem za ściganym.Najlepsze rezultaty daje trzymanie się prawdy.Nie zawsze w towierzyła, ale warto było spróbować.Właśnie zamierzała skorzystać z interkomu, umieszczonego przybramie, gdy żelazne wrota tajemniczo otworzyły się powtórnie.Niezastanawiając się, dlaczego tak się stało, Hayley wjechała swoim wrakiemdo środka i skręciła, żeby zatrzymać się na podjezdzie niezbyt imponującegodomu.Oczekiwała dworku, w każdym razie czegoś więcej niż ten dom.Niemożna było powiedzieć, że jest nieładny.Według normalnych standardówbył to piękny dom, bez skazy.Ale znajdował się w Hollywood, którym iDenise, i John Callahan byli przesiąknięci.Zakupili tę posiadłość w okresienajwiększego rozkwitu ich miłości, więc Hayley podejrzewała, że nieoszczędzali na wydatkach.Z drugiej zaś strony sama wiele by dała, żeby mieszkać w takimspokojnym luksusie.Sądziła tylko, że Denise będzie miała, jakby topowiedzieć, gorszy gust.261RSOpanowała strach, który podchodził jej do gardła, chwyciła swojąkasetę wideo i pomaszerowała do frontowych drzwi.Prosiła o pomoc Tonję,ale nic z tego nie wyszło.Teraz musiała polegać na swoim męstwie,inteligencji i sprycie.Dzwonek rozległ się w całym budynku, targając jej nerwami przykażdym odbiciu.Zatrzęsła się ze strachu i nagle przeniosła się pamięcią wlata młodości.Zaciskając zęby aż do bólu, odepchnęła od siebie tekoszmarne myśli, odmawiając ich przyjęcia.Uciekła się też do swojejulubionej sztuczki: wypełniła wyobraznię obrazem górskiego strumienia,koncentrując się na spokoju, zupełnej ciszy i wrażeniu kojącego oderwania.Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich John Callahan, wkoszuli wyciągniętej ze spodni, przyglądając jej się z góry.Widok jego kształtnie umięśnionego ciała wytrącił Hayley zrównowagi.Uśmiechnęła się głupawo.- Tak? - zapytał, wyraznie niechętnie.- Jak się tu pani dostała? Okurczę! To ja otworzyłem bramę.- Jestem.Hayley Scott - powiedziała dobitnie, słysząc w uszachgłośne uderzenia wystraszonego serca i krzyk nerwów.- Spodziewałem się kogoś innego.Czego pani chce?- Ja.ja.- Słucham? - rzucił niecierpliwie, wyraznie roztargniony.- Jestem siostrą Denise.To do niego dotarło.Skupionym wzrokiem omiótł ją od stóp do głów.Uderzenia w jej głowie przekształciły się w głośny łomot.Nie mogłamyśleć.Walczyła, próbowała nie dopuścić, by ten huk ogarnął ją całą.MójBoże, pomyślała zdumiona.Zaraz zemdleję.262RSI natychmiast to zrobiła.***Odzyskała przytomność niemal od razu, świadoma, że znajduje się wramionach Callahana, wnoszącego ją do środka domu.Zciany i mebleprzemykały jej przed oczami, aż została położona na kanapie w salonie,otoczonym na górze galeryjką.Nad jej głową obracały się leniwie śmigławentylatora.John Callahan patrzył na nią z góry, a jego zimne niebieskie oczypełne były przykrych pytań.- Jesteś chora? - zapytał.- Nie.- Udało jej się wydać żałosny skrzek.Odchrząknęła ipowiedziała jeszcze raz, głośniej.- Nie.- Pozwolisz, że ci coś przyniosę.Nie ruszaj się.Nie ruszyła się.Nie mogła! Pomyślała, że za chwilę zamarznie zzakłopotania i pozostanie w stanie trwałego zamrożenia.Nie tak wyobrażałasobie pierwsze spotkanie ze słynnym Johnem Callahanem.Powrócił ze szklanką wody i kieliszkiem brandy i, kolejno podnoszącoba naczynia, rzucił jej pytające spojrzenie.- Brandy - ze słabym uśmiechem zdecydowała Hayley.- Mądry wybór.Z trudem usiadła i upiła łyk piekącego napoju, krztusząc się troszkę.Niemal natychmiast poczuła, że kolory wracają na jej twarz, a razem z nimiduszące wrażenie przygnębiającego upokorzenia.- W porządku, kim jesteś? - zapytał Callahan z większą cierpliwością,niż mogłaby się po nim spodziewać.- Jestem Hayley Scott, siostra Denise.263RS- Moja była żona jest jedynaczką - zaripostował.- Nie ma żadnegorodzeństwa.- To kłamstwo.Musisz wiedzieć, jak kłamie Denise.Nie może siępowstrzymać.Pewnie już sama nie wie, jak wygląda prawda - dodaławielkodusznie Hayley.Zmrużył oczy.- Nie ma jej teraz tutaj.Nie wiem, gdzie jest.Dostrzegła troskę w jego głosie, ale była zanadto pochłonięta własnymzdumieniem.Denise mieszkała z nim tutaj?- A więc pragniesz odświeżyć wspomnienia dawnych czasów? - Byłpełen ironii.Tu kryła się szansa [ Pobierz całość w formacie PDF ]