[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko tak dalej, a staniemy się przeciwnikami. No to przynajmniej wiem.Z determinacją ostro skręciła, nawet się nie oglądając.Przed nią rozciągał się kolejny wilgotny korytarz.Ciemność i nie więcej.Własne kroki były teraz jej jedynym towarzystwem.Nawet głosy za ścianą umilkły.Nie spodziewała się, byReynolds poszedł za nią.Wiedziała o nim jużwystarczająco wiele, by rozumieć, że mówi, co myśli.Miał własne plany.Własne duchy, które chciał ścigać.Nie mogła wiedzieć, co znajduje się przed nią ani ilezostało jej czasu.Mogła jednak bez ryzyka pomyłkistwierdzić, że północ już blisko.Ale może, tylko może, rozmyślała, skręcając zakolejny róg, gdzie ujrzała mglistą aurę ciemnofioletowegoświatła.może ona sama jest bliżej.42ObietnicaIsobel doszła do miejsca, gdzie stała następnapochodnia.Tutaj wilgotny korytarz cuchnął naftą imoszczem.Pomarańczowe płomienie rzucały blask naokno ze szkła o barwie ciemnej purpury, osadzone wkamiennym murze, i wiedziała, że dalej znajduje siępurpurowa komnata z opowiadania Poego.Nie było tu jednak ukrytych drzwi ani tajnego zaułka,prowadzącego do środka, jak w wypadku komnatyzielonej.A przynajmniej nie mogła niczego podobnegodostrzec, ani w ścianie, ani w podłodze.Ostrożnie okrążyła pochodnię, po czym zbliżyła siędo wąskiego okna i przycisnęła dłonie do kamiennejściany obok.Przesuwała palcami po rowkach i zaprawie,próbując wymacać wejście.Oparła się ramieniem o ścianęi nadstawiła uszu, by usłyszeć jakiś głos albo ruch.Ogieńogrzewał jej twarz i ręce, rzucając jej cień na ścianę obok.Na początku nic nie słyszała, ale wkrótce do jej uszudobiegło ciche trzepotanie.Odsunęła się, opuściła wzrok i skupiła się napurpurowych szybach, jakby to miało wzmocnić tenszelest.W rogu okna dostrzegła wąski promyk żółtegoświatła.Była to dziura, nacięcie wielkości drobnej monetyw barwionym szkle.Przykucnęła, uważając, by jej cień nie padł na okno.Wyjrzała przez otwór pod kątem.Od razu zobaczyła zródło trzepotu.Duże okno stałootworem po przeciwnej stronie pomieszczenia.Wielkiefiołkowe zasłony poruszały się na wietrze.Za tym oknemsplątane kontury nagich konarów drapały skłębione tłozłowieszczych, szarofioletowych chmur.Wewnątrzkomnaty w plamic żółtego światła dostrzegła rógmiękkiego krzesła z purpurowego aksamitu.I fragment czarnego buta.Zmieniła pozycję.Niezależnie jednak od kąta, podjakim patrzyła, dostrzegała tylko zasłony, śliwkowydywan, żółte światło i but.Myślała, czy nie krzyknąć, ale jeśli to była tylkokolejna sztuczka? Kolejna iluzja? Jeżeli na tym krześle niesiedział Varen, musiał to być jeden z Noków.albo cośjeszcze gorszego.Ostrożnie podniosła rękę.Wsunęła palec w otwór iczekała.Przy następnym szeleście zasłon, pociągnęła.Cała szybka o wielkości pięści i kształcie rombu wypadłaz czarnej ramki, pozostawiając znacznie większą dziurę,niż się spodziewała.Skuliła się i cofnęła o parę centymetrów z nadzieją,że nikt w środku nie dostrzegł usunięcia szybki.Nawetjednak z większej odległości widziała teraz pomieszczenieznacznie bardziej szczegółowo.Wzdłuż ścian stały regałypełne zakurzonych książek i natychmiast przypomniałasobie Zakątek Nobira.Na pobliskim stole widniałastaroświecka lampa naftowa.Paliła się nikłym płomykiemi stanowiła częściowe zródło żółtego światła wpomieszczeniu.Innym zródłem był dogasający żar wogromnym kominku przed purpurowym krzesłem.Spojrzenie Isobel natychmiast wróciło na to właśniekrzesło, na rękę, która spoczywała na obitym aksamitempodłokietniku.Znajomy srebrny pierścień połyskiwał napalcu, należącym do jeszcze bardziej znajomej dłoni.Jejoczy podążyły w górę rękawa zielonej kurtki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Tylko tak dalej, a staniemy się przeciwnikami. No to przynajmniej wiem.Z determinacją ostro skręciła, nawet się nie oglądając.Przed nią rozciągał się kolejny wilgotny korytarz.Ciemność i nie więcej.Własne kroki były teraz jej jedynym towarzystwem.Nawet głosy za ścianą umilkły.Nie spodziewała się, byReynolds poszedł za nią.Wiedziała o nim jużwystarczająco wiele, by rozumieć, że mówi, co myśli.Miał własne plany.Własne duchy, które chciał ścigać.Nie mogła wiedzieć, co znajduje się przed nią ani ilezostało jej czasu.Mogła jednak bez ryzyka pomyłkistwierdzić, że północ już blisko.Ale może, tylko może, rozmyślała, skręcając zakolejny róg, gdzie ujrzała mglistą aurę ciemnofioletowegoświatła.może ona sama jest bliżej.42ObietnicaIsobel doszła do miejsca, gdzie stała następnapochodnia.Tutaj wilgotny korytarz cuchnął naftą imoszczem.Pomarańczowe płomienie rzucały blask naokno ze szkła o barwie ciemnej purpury, osadzone wkamiennym murze, i wiedziała, że dalej znajduje siępurpurowa komnata z opowiadania Poego.Nie było tu jednak ukrytych drzwi ani tajnego zaułka,prowadzącego do środka, jak w wypadku komnatyzielonej.A przynajmniej nie mogła niczego podobnegodostrzec, ani w ścianie, ani w podłodze.Ostrożnie okrążyła pochodnię, po czym zbliżyła siędo wąskiego okna i przycisnęła dłonie do kamiennejściany obok.Przesuwała palcami po rowkach i zaprawie,próbując wymacać wejście.Oparła się ramieniem o ścianęi nadstawiła uszu, by usłyszeć jakiś głos albo ruch.Ogieńogrzewał jej twarz i ręce, rzucając jej cień na ścianę obok.Na początku nic nie słyszała, ale wkrótce do jej uszudobiegło ciche trzepotanie.Odsunęła się, opuściła wzrok i skupiła się napurpurowych szybach, jakby to miało wzmocnić tenszelest.W rogu okna dostrzegła wąski promyk żółtegoświatła.Była to dziura, nacięcie wielkości drobnej monetyw barwionym szkle.Przykucnęła, uważając, by jej cień nie padł na okno.Wyjrzała przez otwór pod kątem.Od razu zobaczyła zródło trzepotu.Duże okno stałootworem po przeciwnej stronie pomieszczenia.Wielkiefiołkowe zasłony poruszały się na wietrze.Za tym oknemsplątane kontury nagich konarów drapały skłębione tłozłowieszczych, szarofioletowych chmur.Wewnątrzkomnaty w plamic żółtego światła dostrzegła rógmiękkiego krzesła z purpurowego aksamitu.I fragment czarnego buta.Zmieniła pozycję.Niezależnie jednak od kąta, podjakim patrzyła, dostrzegała tylko zasłony, śliwkowydywan, żółte światło i but.Myślała, czy nie krzyknąć, ale jeśli to była tylkokolejna sztuczka? Kolejna iluzja? Jeżeli na tym krześle niesiedział Varen, musiał to być jeden z Noków.albo cośjeszcze gorszego.Ostrożnie podniosła rękę.Wsunęła palec w otwór iczekała.Przy następnym szeleście zasłon, pociągnęła.Cała szybka o wielkości pięści i kształcie rombu wypadłaz czarnej ramki, pozostawiając znacznie większą dziurę,niż się spodziewała.Skuliła się i cofnęła o parę centymetrów z nadzieją,że nikt w środku nie dostrzegł usunięcia szybki.Nawetjednak z większej odległości widziała teraz pomieszczenieznacznie bardziej szczegółowo.Wzdłuż ścian stały regałypełne zakurzonych książek i natychmiast przypomniałasobie Zakątek Nobira.Na pobliskim stole widniałastaroświecka lampa naftowa.Paliła się nikłym płomykiemi stanowiła częściowe zródło żółtego światła wpomieszczeniu.Innym zródłem był dogasający żar wogromnym kominku przed purpurowym krzesłem.Spojrzenie Isobel natychmiast wróciło na to właśniekrzesło, na rękę, która spoczywała na obitym aksamitempodłokietniku.Znajomy srebrny pierścień połyskiwał napalcu, należącym do jeszcze bardziej znajomej dłoni.Jejoczy podążyły w górę rękawa zielonej kurtki [ Pobierz całość w formacie PDF ]