[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziałna podsumowanie, że ożenił się ze mną, a nie z moją familią.Fakt, oni nie mieli ze sobą nic wspólnego.Radek miał naturęczłowieka interesu, kochał pieniądze i wszystko to, co możnabyło za te pieniądze kupić.Moi rodzice szanowali inne wartości,pieniądze grały rolę tylko wtedy, kiedy zabezpieczały nam byt napoziomie, jaki sobie wyznaczyli.Nie chcieli żyć ani dostatniej,ani ścigać się z innymi, a Radek biegł przez życie od celu do celu,rozglądając się na boki, kogo by tu jeszcze doścignąć.Byliśmywielkimi rybami w maleńkim stawie, ale bardzo długo trwało,zanim sobie to uświadomił.Lata dziewięćdziesiąte ośmieszyły jego rodzinną smykałkędo robienia interesów.Nie dostosowali się do nowych czasów,zostali w tyle z tymi swoimi wyrobami, których od dawna jużnikt nie chciał kupować.Ostatecznie śmierć teścia podcięła imskrzydła.To on był mózgiem i młotem firmy.Nawet kiedy zaczęły się kłopoty ze zbytem, tkwili na stanowiskach, trzymającsię jego filozofii przeczekania.Rok po jego odejściu zauważyli,że bez niego zupełnie sobie nie radzą.Kiedyś wspaniały domw Konstancinie niszczał i chylił się w dół jak wierzba płacząca.Nieremontowany od lat siedemdziesiątych, wymagał sporychnakładów, ale żadne z dzieci nie śpieszyło się z ratowaniem tejposiadłości.Rachunki za ogrzewanie pochłaniały niebotycznesumy, drewniane okna przepuszczały cenne ciepło, woda w piwnicy spowodowała plagę wilgoci na dolnych piętrach, przeciekałdach i dziczał ogród.Poddali się po trzech latach i sprzedalidom za bezcen; wystarczyło zaledwie na mieszkanie dla matkiRadka w Warszawie.Gdyby poczekali jeszcze parę lat, zrobiliby na tej sprzedaży znacznie lepszy interes.My dostaliśmy paręgroszy, reszta się rozeszła po rodzinie, nawet nie wiem, kto iledostał.Teściowa jednak miała jakieś zaskórniaki, bo sfinansowała nam kupno działki budowlanej, ale mówiąc nam", mamna myśli samego Radka.Wszystko jedno, dom stoi, ja w nimmieszkam i nie zamartwiam się, kto jest formalnym właścicielem.Oczywiście, rodzicom nie przyznałam się, że zgodziłam sięna takie rozwiązanie kwestii własności naszego domu, nie zrozumieliby tego.Im dłużej żyłam z Radkiem, tym mniej zależałomi na pieniądzach.Tego, czego naprawdę pragnęłam, nie dałosię kupić.Chciałam być o dziesięć lat młodsza, ładniejsza, miećdłuższe i zgrabniejsze nogi, chciałam, żeby tato żył i mnie kochał jak Marlenę i żeby Alex zabrał mnie ze sobą do Amerykioraz usynowił Konrada.Z takimi myślami zastał mnie mąż powracający z pracy.Byłwściekły, że jego firma będzie musiała zrobić mnóstwo poprawek, zleceniodawca nie odebrał roboty, za dużo niedoróbek!Rzucił telefon na stół i poprosił, żebym mu zrobiła drinka.Nie chciał jeść kolacji ani wysłuchać relacji z meczu Konrada, nie włączył telewizora i nie zadzwonił do matki, co zawszerobił po powrocie z pracy.Jego problemy zawodowe śmiertelnie mnie nudziły, wiedział o tym i rzadko o nich opowiadał.Może dlatego tak chętnie spotykał się z Tomaszami, z nimizawsze, ale to zawsze rozmawiał o pracy.Tomaszowa żywointeresowała się firmą swojego męża, chyba nawet prowadziłamu księgowość, więc wszystkie problemy Radka chętnie brała na swój warsztat i wałkowała.Ja nie chciałam nawet o tymsłuchać, a co dopiero radzić! Tym razem nie było inaczej.Zamknął się w biurze z telefonem i kieliszkiem wina.Po kilkuminutach zajrzałam do pokoju sprawdzić, czy jest gotowy nadolewkę.Wycofałam się szybko, zaalarmowana dzwonkiem dodrzwi.Było już po ósmej, nie spodziewałam się wizyty, chybaże sąsiadka znów czegoś potrzebowała, a raczej kogoś, na przykład męskiego ramienia mojego męża.Co za bezczelna zdzira!O tej porze?W drzwiach stała zapłakana Natalia.Wciągnęłam ją dośrodka i posadziłam w kuchni przy stole.Znałam ją, musiała sięnajpierw uspokoić, żeby przemówić, więc czekałam cierpliwie,otwierając drugą butelkę wina.Potrząsnęła głową.- Jestem samochodem.Izka.Stało się nieszczęście - powiedziała w końcu.Przeszył mnie zimny dreszcz.- Alex? - zapytałam, siląc się na spokój.Natalia kiwnęła głową.Usiadłam.- Jego była żona miała wypadek na autostradzie.Jechałanocą, warunki okropne, mgła.Na tylnym siedzeniu spał małyScott, nie miał zapiętych pasów.- %7łyją? - Nie czekałam, aż wydusi z siebie całą historię.- Tak.Ona jest nieprzytomna, ale przeżyjejednak Scott jestw stanie krytycznym - powiedziała i zaczęła płakać.Może i byłam małostkowa, ale odetchnęłam z ulgą.Przez kilka minut myślałam, że to Alex nie żyje, więc każdainna wiadomość nie była mi już tak straszna.Wiedziałam, że mapięcioletniego syna i że po burzliwym rozwodzie amerykańskażona zabrała małego z San Jose do Nowego Jorku, gdzie dostałapracę w jakiejś prestiżowej kancelarii adwokackiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Powiedziałna podsumowanie, że ożenił się ze mną, a nie z moją familią.Fakt, oni nie mieli ze sobą nic wspólnego.Radek miał naturęczłowieka interesu, kochał pieniądze i wszystko to, co możnabyło za te pieniądze kupić.Moi rodzice szanowali inne wartości,pieniądze grały rolę tylko wtedy, kiedy zabezpieczały nam byt napoziomie, jaki sobie wyznaczyli.Nie chcieli żyć ani dostatniej,ani ścigać się z innymi, a Radek biegł przez życie od celu do celu,rozglądając się na boki, kogo by tu jeszcze doścignąć.Byliśmywielkimi rybami w maleńkim stawie, ale bardzo długo trwało,zanim sobie to uświadomił.Lata dziewięćdziesiąte ośmieszyły jego rodzinną smykałkędo robienia interesów.Nie dostosowali się do nowych czasów,zostali w tyle z tymi swoimi wyrobami, których od dawna jużnikt nie chciał kupować.Ostatecznie śmierć teścia podcięła imskrzydła.To on był mózgiem i młotem firmy.Nawet kiedy zaczęły się kłopoty ze zbytem, tkwili na stanowiskach, trzymającsię jego filozofii przeczekania.Rok po jego odejściu zauważyli,że bez niego zupełnie sobie nie radzą.Kiedyś wspaniały domw Konstancinie niszczał i chylił się w dół jak wierzba płacząca.Nieremontowany od lat siedemdziesiątych, wymagał sporychnakładów, ale żadne z dzieci nie śpieszyło się z ratowaniem tejposiadłości.Rachunki za ogrzewanie pochłaniały niebotycznesumy, drewniane okna przepuszczały cenne ciepło, woda w piwnicy spowodowała plagę wilgoci na dolnych piętrach, przeciekałdach i dziczał ogród.Poddali się po trzech latach i sprzedalidom za bezcen; wystarczyło zaledwie na mieszkanie dla matkiRadka w Warszawie.Gdyby poczekali jeszcze parę lat, zrobiliby na tej sprzedaży znacznie lepszy interes.My dostaliśmy paręgroszy, reszta się rozeszła po rodzinie, nawet nie wiem, kto iledostał.Teściowa jednak miała jakieś zaskórniaki, bo sfinansowała nam kupno działki budowlanej, ale mówiąc nam", mamna myśli samego Radka.Wszystko jedno, dom stoi, ja w nimmieszkam i nie zamartwiam się, kto jest formalnym właścicielem.Oczywiście, rodzicom nie przyznałam się, że zgodziłam sięna takie rozwiązanie kwestii własności naszego domu, nie zrozumieliby tego.Im dłużej żyłam z Radkiem, tym mniej zależałomi na pieniądzach.Tego, czego naprawdę pragnęłam, nie dałosię kupić.Chciałam być o dziesięć lat młodsza, ładniejsza, miećdłuższe i zgrabniejsze nogi, chciałam, żeby tato żył i mnie kochał jak Marlenę i żeby Alex zabrał mnie ze sobą do Amerykioraz usynowił Konrada.Z takimi myślami zastał mnie mąż powracający z pracy.Byłwściekły, że jego firma będzie musiała zrobić mnóstwo poprawek, zleceniodawca nie odebrał roboty, za dużo niedoróbek!Rzucił telefon na stół i poprosił, żebym mu zrobiła drinka.Nie chciał jeść kolacji ani wysłuchać relacji z meczu Konrada, nie włączył telewizora i nie zadzwonił do matki, co zawszerobił po powrocie z pracy.Jego problemy zawodowe śmiertelnie mnie nudziły, wiedział o tym i rzadko o nich opowiadał.Może dlatego tak chętnie spotykał się z Tomaszami, z nimizawsze, ale to zawsze rozmawiał o pracy.Tomaszowa żywointeresowała się firmą swojego męża, chyba nawet prowadziłamu księgowość, więc wszystkie problemy Radka chętnie brała na swój warsztat i wałkowała.Ja nie chciałam nawet o tymsłuchać, a co dopiero radzić! Tym razem nie było inaczej.Zamknął się w biurze z telefonem i kieliszkiem wina.Po kilkuminutach zajrzałam do pokoju sprawdzić, czy jest gotowy nadolewkę.Wycofałam się szybko, zaalarmowana dzwonkiem dodrzwi.Było już po ósmej, nie spodziewałam się wizyty, chybaże sąsiadka znów czegoś potrzebowała, a raczej kogoś, na przykład męskiego ramienia mojego męża.Co za bezczelna zdzira!O tej porze?W drzwiach stała zapłakana Natalia.Wciągnęłam ją dośrodka i posadziłam w kuchni przy stole.Znałam ją, musiała sięnajpierw uspokoić, żeby przemówić, więc czekałam cierpliwie,otwierając drugą butelkę wina.Potrząsnęła głową.- Jestem samochodem.Izka.Stało się nieszczęście - powiedziała w końcu.Przeszył mnie zimny dreszcz.- Alex? - zapytałam, siląc się na spokój.Natalia kiwnęła głową.Usiadłam.- Jego była żona miała wypadek na autostradzie.Jechałanocą, warunki okropne, mgła.Na tylnym siedzeniu spał małyScott, nie miał zapiętych pasów.- %7łyją? - Nie czekałam, aż wydusi z siebie całą historię.- Tak.Ona jest nieprzytomna, ale przeżyjejednak Scott jestw stanie krytycznym - powiedziała i zaczęła płakać.Może i byłam małostkowa, ale odetchnęłam z ulgą.Przez kilka minut myślałam, że to Alex nie żyje, więc każdainna wiadomość nie była mi już tak straszna.Wiedziałam, że mapięcioletniego syna i że po burzliwym rozwodzie amerykańskażona zabrała małego z San Jose do Nowego Jorku, gdzie dostałapracę w jakiejś prestiżowej kancelarii adwokackiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]