[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałem już wtedy, co należy zrobić i jaksię do tego zabrać.Stanąłem, jak stałem wtedy.jak dawno temu.? spoglądającna masywne struktury, na figury proste i złożone.- Ghost - powiedziałem.- Jesteś tutaj?%7ładnej reakcji.- Ghost! - powtórzyłem głośniej.- Słyszysz mnie?Nic.Sięgnąłem po Atuty, wyszukałem ten, który namalowałem kiedyś dlaGhostwheela - jasny krąg.Przyjrzałem mu się w skupieniu, ale stygł powoli.To zrozumiałe, jeślipamiętać o dziwnych obszarach przestrzeni, do jakich dawała dostęp ta sala.Atakże irytujące.Uniosłem spikard.Użycie go tutaj, na poziomie, który zamierzyłem, byłobyjak uruchomienie alarmu przeciwwłamaniowego.Amen.By zwiększyć czułość karty, dotknąłem jej pojedynczą, delikatną linią siły.Nadal patrzyłem skupiony.Znowu nic.Wprowadziłem wyższą moc.Nastąpiło wyrazne oziębienie.Ale wciąż bezkontaktu.- Ghost - rzuciłem przez zaciśnięte zęby.- To ważne.Odezwij się.%7ładnej odpowiedzi.Wzmocniłem przepływ energii.Karta zaczęła się jarzyć,przesłaniały ją kryształy lodu.Rozległy się ciche trzaski.- Ghost - powtórzyłem.Pojawiło się słabe wrażenie obecności, a ja wlałem w Atut więcej mocy.Wibrował mi w dłoni, lecz pochwyciłem go w pajęczynę sił i utrzymywałem wcałości.Wyglądał jak mały witraż.Ciągle sięgałem przez niego myślą.- Tato! Mam kłopoty! - usłyszałem wreszcie.- Gdzie jesteś? Co się dzieje?! - zawołałem.- Podążyłem za tą istotą, którą tu spotkałem.Zcigałem ją.to.To niemalmatematyczna abstrakcja.Nazywa się Kergma.Tutaj wpadłem w złącze międzyparzyście i nieparzyście wymiarową przestrzenią.Krążę po spirali.Aż do tejchwili świetnie się bawiliśmy.- Dobrze znam Kergmę.To żartowniś.Wyczuwam twoją przestrzennąlokalizację.Za chwilę poślę serię wyładowań.Powinny wyhamować ruch wirowy.Daj znać, gdyby wystąpiły jakieś problemy.Kiedy tylko zdołasz, wyatutuj sięstamtąd, zawiadom mnie i przechodz tutaj.Uruchomiłem spikard i rozpocząłem hamowanie.Po chwili nadpłynęławiadomość:- Chyba mogę już uciec.- No to jazda.I nagle pojawił się Ghost, wirując koło mnie niczym magiczny krąg.136 - Dziękuję, tato.Jestem ci bardzo wdzięczy.Gdybym mógł jakoś.- Możesz - wtrąciłem.- Co takiego?- Zmniejsz się i schowaj gdzieś przy mnie.- Może być znowu nadgarstek?- Pewnie.Uczynił to.- Po co? - zapytał.- Mogę potrzebować sojusznika.- Przeciw komu?- Przeciw wszystkiemu.To czas demonstracji siły.- Nie podoba mi się to.- W takim razie odejdz.Nie będę miał pretensji.- Nie mogę tego zrobić.- Posłuchaj, Ghost - powiedziałem.- Nastąpiła eskalacja i teraz trzeba określićgranicę zaangażowania.Gdyby.Z prawej strony zamigotało powietrze.Wiedziałem, co to oznacza.- Pózniej - rzuciłem.- Nie odzywaj się.Pojawiło się przejście, a w nim wieża zielonego blasku.Oczy, uszy, nos, usta iwargi niby morskie fale cyklicznie zmieniały barwę.Dawno nie widziałem takudanej demonicznej formy.I oczywiście poznałem rysy twarzy.- Merlinie - odezwał się.- Wyczułem, że używasz tu spikarda.- Spodziewałem się tego - odparłem.- Jestem do twych usług, Mandorze.- Naprawdę?- Pod każdym względem, bracie.- Nie wyłączając pewnej kwestii dotyczącej sukcesji?- Tej w szczególności.- Doskonale! A co właściwie tu robisz?- Szukałem czegoś, co mi zginęło.- To może poczekać, Merlinie.Mamy teraz dużo pracy.- Tak, to prawda.- Przybierz wiec bardziej elegancką postać i chodz ze mną.Musimy omówićdziałania, jakie podejmiesz po wstąpieniu na tron: które z rodów należy zdusić,kogo skazać na wygnanie.- Muszę natychmiast skontaktować się z Darą.- Lepiej od razu omówmy zasadnicze kwestie.Chodz! Przemień się iruszajmy.- Nie wiesz może, gdzie ona teraz jest?- Chyba w Gantu.Ale z nią porozumiemy się pózniej.- A może przypadkiem masz pod ręką jej Atut?- Obawiam się, że nie.Myślałem, że nosisz własną talię.- Tak.Ale jej Atut zniszczyłem niechcący pewnej nocy, kiedy się upiłem.- Nieważne - stwierdził.- Jak już powiedziałem, zobaczymy się z nią pózniej.Podczas rozmowy zacząłem otwierać kolejne kanały spikarda.PochwyciłemMandora w ośrodek spirali mocy.Dostrzegłem w nim procedurę transformacji i137 bez trudu ją odwróciłem.Zgasiłem zieleń i przekształciłem wieżę w postaćmężczyzny o białych włosach, odzianego w biel i czerń.Był chyba bardzozagniewany.- Merlinie! - zawołał.- Dlaczego mnie przemieniłeś?- Ten obiekt mnie fascynuje.- Machnąłem spikardem.- Po prostu chciałemsprawdzić, czy to możliwe.- Teraz, kiedy się przekonałeś - warknął - zechciej łaskawie mnie uwolnić.Muszę zmienić się z powrotem.A ty też znajdz sobie jakąś bardziej odpowiedniąformę.- Chwileczkę - rzuciłem, gdy spróbował rozpuścić się i odpłynąć.- Jesteś mipotrzebny właśnie taki.Przytrzymałem go, choć się wyrywał, i wykreśliłem w powietrzu ognistyprostokąt.Seria szybkich gestów wypełniła go wizerunkiem mojej matki.- Merlinie, co ty robisz?Zahamowałem czar przeniesienia, którego chciał użyć do ucieczki.- Pora na konferencję - oznajmiłem.- Wytrzymaj jeszcze trochę.Nie koncentrowałem się na tym zaimprowizowanym Atucie, zawieszonymprzede mną w powietrzu, ale wręcz zaatakowałem go ładunkiem, jaki krążył wmoim ciele i w przestrzeni wokół mnie.I nagle Dara stanęła w stworzonej przeze mnie ramie: wysoka, czarna jakwęgiel, z oczami z zielonego płomienia.- Merlinie! - krzyknęła.- Co się dzieje?Nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś zabierał się do tego w ten sposób, alepodtrzymałem kontakt, zapragnąłem jej obecności i zdmuchnąłem ramę.Stanęłaprzede mną, wysoka na ponad dwa metry i pulsująca gniewem.- Co to ma znaczyć? - spytała.Pochwyciłem ją jak Mandora i zmniejszyłem doludzkiej skali.- Demokracja - wyjaśniłem.- Na chwilę wyglądajmy wszyscy tak samo.- To nie jest zabawne - oznajmiła i zaczęła przekształcać się z powrotem.Uniemożliwiłem jej to.- Nie jest - zgodziłem się.- Ale to ja zwołałem zebranie i odbędzie się na moichwarunkach.- No dobrze.- Wzruszyła ramionami.- Jakaż to pilna sprawa?- Sukcesja.- To już załatwione.Tron jest twój.- A czyje rozkazy mam wypełniać? - Podniosłem lewą rękę w nadziei, że niepotrafią odróżnić jednego spikarda od drugiego.- Ten obiekt daje wielką moc.Ale za jej użycie trzeba płacić wysoką cenę.Ciąży na nim zaklęcie kontroli nadjego posiadaczem.- Należał do Swayvilla - rzekł Mandor.- Przekazałem ci go, żeby cięprzyzwyczaić do poczucia jego obecności.Owszem, jest za to cena: posiadaczmusi się do niego dostosować.- Stoczyłem walkę i teraz całkowicie nad nim panuję - skłamałem.- Jednakzasadniczy problem nie ma kosmicznej skali.Były tam nakazy, które samizainstalowaliście.- Nie zaprzeczam - przyznał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl