[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała jednak, że choć wróci tu, by pomagać w prowadzeniu zajazdu Bettina będzie oczekiwała, by zajmowała się leczeniem i służyła swoją wiedząmieszkańcom.Ciotka wyobrażała ją sobie bowiem w roli podróżnej siostry mi-łosierdzia", która będzie jezdzić po domach, lecząc chorych i rannych.Na samąmyśl o tym Morganę ogarniało przygnębienie.Stokroć bardziej bowiem wolała-by rozmawiać ze starymi Indianami i zapisywać ich opowieści.Zmagała się ze sobą dzień i noc.Ilekroć samotnie wyruszała na pustynię, jej dusza próbowała wyrwać się nawolność.Nocą Morgana wymykała się z łóżka i biegła na otwartą przestrzeń.Podziwiała drobinki kwarcu i miki migoczące w księżycowej poświacie, chłonęłaodurzającą woń krzewów kreozotowych i bylicy.W niczym niezmąconej ciszywydawało jej się, że słyszy, jak tarcza księżyca przesuwa się po niebie.Ogarnia-ło ją poczucie absolutnej, nieskrępowanej wolności.Spadające gwiazdy zdawałysię zapraszać ją do zabawy.Biegnij z nami szeptały, a dziewczyna zrzucałabuty i śmigała po piasku, jak gwiazdy po nieboskłonie.Pustynia przywoływała ją.Kusiła tajemniczymi petrogli-fami, grotami strzał iśladami po ludziach, którzy kiedyś tu żyli.Wstydziła się przyznać przed sobą, alenie zachwycała jej perspektywa pielęgnowania chorych.Co z tego, że ojciec byłlekarzem? To nie oznaczało, że odziedziczyła po nim miłość do zawodu.Morga-RLTna nie była już dzieckiem.Miała dwadzieścia dwa lata.Czuła jednak, że powinnaspłacić dług wobec ciotki.Dlatego za tydzień o tej porze będzie wprowadzać się do pokoju, który natrzydzieści sześć miesięcy stanie się jej domem.Tam będzie musiała się poświę-cić realizacji cudzego marzenia.Bettina zauważyła wyraz twarzy siostrzenicy i od razu wiedziała, co się dziejew jej głowie.Morgana nie chciała wyjeżdżać.Bettina jednak podjęła decyzję.Wyjazd stanowił element starannie opracowanego planu.Bettina nosiła obrączkę i występowała jako pani Highto-wer.Kiedy pytano jąo męża, odpowiadała, że skoro minęło już dwanaście lat, a on nie dał znaku ży-cia, zapewne nie żyje, ale dopóki nie będzie miała na to dowodu, nie nazwie sięwdową. Wciąż nie tracę nadziei, że pewnego dnia Faraday stanie w tych drzwiach.Bogiem a prawdą rzadko myślała o Faradayu.Jeśli już, to tylko nocą, gdywiatr zawodził wśród topól albo kojoty podchodziły niebezpiecznie blisko zajaz-du lub kiedy pustynia zamierała w upiornym bezruchu, który sprawiał, że Betti-nę przeszywał zimny dreszcz, a serce tłukło jej się w piersi.Tylko w takie noceprzerywała zajęcia, wyglądała przez okno na nieprzeniknioną ciemność ciągnącąsię aż za horyzont, po nieskończoność.Ogarniało ją wtedy straszne przeczucie.Wstrzymywała dech, słuchała bicia serca i wytężała wzrok, czy na atramento-wym niebie nie pojawi się zjawa.Musiał konać w tej studni przez wiele dni, w powolnej agonii i bólu, spra-gniony i głodny dręczyła ją przy takich okazjach myśl.I zawsze gdy już była pewna, że jej serce zaraz zatrzyma się w piersi, a onaumrze na miejscu, wykonywała jakiś ruch, odkasływała, głęboko wciągała po-wietrze, mówiła coś na glos.Zamykała wspomnienia w klatce trzymanej w naj-głębszym zakamarku mózgu i powtarzała sobie, że Faraday zostawił ją dla ja-kichś mrzonek, egoistycznie porzucił, wyruszając do Meksyku.Tętno znów za-czynało normalnie bić, a noc stawała się po prostu nocą.RLTTeraz Bettina przystanęła przed lustrem obok recepcji, upewniając się, czyspod włosów nie wyślizgnęła się treska.Ostatnio zdecydowała się na rolę subtel-nej i łagodnej, zwłaszcza po tym jak tragarz, którego właśnie zwolniła, nazwał jąjędzą twardą jak głaz.Taki wizerunek choć oczywiście nieprawdziwy ikrzywdzący nie służył interesom.Dlatego Bettina wybrała się pociągiem do Banning, gdzie zaopatrzyła się wczasopisma kobiece oraz poradniki na temat urody i kobiecego zachowania.Naj-pierw zajęła się włosami, które ostatnio zaczęły jej rzednąć.Bettina słyszała otreskach, które ukryte pod włosami dodawały fryzurze objętości i młodzieńczejurody.Nie zamierzała jednak wydawać pieniędzy na tak kosztowną zabawkę,skoro mogła zbierać ze szczotki własne włosy i upychać je do jasnej pończochyzszytej w wąski wałeczek.Loki i loczki układane na tak zrobionej tresce wyraz-nie odejmowały jej lat.Zamieniła też białe bluzki i ciemne wełniane spódnice na zwiewne bawełnia-ne sukienki w odcieniach różu i błękitu, kończące się w połowie łydki.Czerwonąszminkę zaś zastąpiła różową.Teraz nikt nie odważyłby się nazwać jej ani jędzą,ani twardą jak głaz.Tego ranka jej fryzura była bez zarzutu.%7ładna treska nie wysunęła się spodloczków.Zciągnęła brwi, przypominając sobie, że włosy to jej najmniejsze zmartwie-nie.Znacznie bardziej niepokoiło ją to, że comiesięczna przypadłość stała sięnieregularna.Cierpiała na uderzenia gorąca, zawroty głowy i bezsenność.Udałasię nawet do lekarza w Riverside, gdzie nikt jej nie znał, a on orzekł: Po prostu nadchodzi ten czas, pani Hightower. Jaki czas? Menopauzy.Słowo raziło ją jak grom.Znała to określenie i zjawisko, ale zawsze wydawa-ło jej się, że to dotyczy innych kobiet.St arych kobiet.Menopauza.Przekwitanie.Zmierć.Jej kobiecość umierała.Nagle Bettinęogarnęło przerażenie.Lekarz wprawdzie podał diagnozę bez emocji, przepisałRLTjakieś sole i stwierdził, że będzie musiała się przemęczyć".Bettina jednak czułasię tak, jakby jej powiedział, że ma raka.Jak ogłuszona siedziała na dworcu.Nawet nie zauważyła, kiedy odjechałydwa pociągi do Banning, więc do domu wróciła prawie o północy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wiedziała jednak, że choć wróci tu, by pomagać w prowadzeniu zajazdu Bettina będzie oczekiwała, by zajmowała się leczeniem i służyła swoją wiedząmieszkańcom.Ciotka wyobrażała ją sobie bowiem w roli podróżnej siostry mi-łosierdzia", która będzie jezdzić po domach, lecząc chorych i rannych.Na samąmyśl o tym Morganę ogarniało przygnębienie.Stokroć bardziej bowiem wolała-by rozmawiać ze starymi Indianami i zapisywać ich opowieści.Zmagała się ze sobą dzień i noc.Ilekroć samotnie wyruszała na pustynię, jej dusza próbowała wyrwać się nawolność.Nocą Morgana wymykała się z łóżka i biegła na otwartą przestrzeń.Podziwiała drobinki kwarcu i miki migoczące w księżycowej poświacie, chłonęłaodurzającą woń krzewów kreozotowych i bylicy.W niczym niezmąconej ciszywydawało jej się, że słyszy, jak tarcza księżyca przesuwa się po niebie.Ogarnia-ło ją poczucie absolutnej, nieskrępowanej wolności.Spadające gwiazdy zdawałysię zapraszać ją do zabawy.Biegnij z nami szeptały, a dziewczyna zrzucałabuty i śmigała po piasku, jak gwiazdy po nieboskłonie.Pustynia przywoływała ją.Kusiła tajemniczymi petrogli-fami, grotami strzał iśladami po ludziach, którzy kiedyś tu żyli.Wstydziła się przyznać przed sobą, alenie zachwycała jej perspektywa pielęgnowania chorych.Co z tego, że ojciec byłlekarzem? To nie oznaczało, że odziedziczyła po nim miłość do zawodu.Morga-RLTna nie była już dzieckiem.Miała dwadzieścia dwa lata.Czuła jednak, że powinnaspłacić dług wobec ciotki.Dlatego za tydzień o tej porze będzie wprowadzać się do pokoju, który natrzydzieści sześć miesięcy stanie się jej domem.Tam będzie musiała się poświę-cić realizacji cudzego marzenia.Bettina zauważyła wyraz twarzy siostrzenicy i od razu wiedziała, co się dziejew jej głowie.Morgana nie chciała wyjeżdżać.Bettina jednak podjęła decyzję.Wyjazd stanowił element starannie opracowanego planu.Bettina nosiła obrączkę i występowała jako pani Highto-wer.Kiedy pytano jąo męża, odpowiadała, że skoro minęło już dwanaście lat, a on nie dał znaku ży-cia, zapewne nie żyje, ale dopóki nie będzie miała na to dowodu, nie nazwie sięwdową. Wciąż nie tracę nadziei, że pewnego dnia Faraday stanie w tych drzwiach.Bogiem a prawdą rzadko myślała o Faradayu.Jeśli już, to tylko nocą, gdywiatr zawodził wśród topól albo kojoty podchodziły niebezpiecznie blisko zajaz-du lub kiedy pustynia zamierała w upiornym bezruchu, który sprawiał, że Betti-nę przeszywał zimny dreszcz, a serce tłukło jej się w piersi.Tylko w takie noceprzerywała zajęcia, wyglądała przez okno na nieprzeniknioną ciemność ciągnącąsię aż za horyzont, po nieskończoność.Ogarniało ją wtedy straszne przeczucie.Wstrzymywała dech, słuchała bicia serca i wytężała wzrok, czy na atramento-wym niebie nie pojawi się zjawa.Musiał konać w tej studni przez wiele dni, w powolnej agonii i bólu, spra-gniony i głodny dręczyła ją przy takich okazjach myśl.I zawsze gdy już była pewna, że jej serce zaraz zatrzyma się w piersi, a onaumrze na miejscu, wykonywała jakiś ruch, odkasływała, głęboko wciągała po-wietrze, mówiła coś na glos.Zamykała wspomnienia w klatce trzymanej w naj-głębszym zakamarku mózgu i powtarzała sobie, że Faraday zostawił ją dla ja-kichś mrzonek, egoistycznie porzucił, wyruszając do Meksyku.Tętno znów za-czynało normalnie bić, a noc stawała się po prostu nocą.RLTTeraz Bettina przystanęła przed lustrem obok recepcji, upewniając się, czyspod włosów nie wyślizgnęła się treska.Ostatnio zdecydowała się na rolę subtel-nej i łagodnej, zwłaszcza po tym jak tragarz, którego właśnie zwolniła, nazwał jąjędzą twardą jak głaz.Taki wizerunek choć oczywiście nieprawdziwy ikrzywdzący nie służył interesom.Dlatego Bettina wybrała się pociągiem do Banning, gdzie zaopatrzyła się wczasopisma kobiece oraz poradniki na temat urody i kobiecego zachowania.Naj-pierw zajęła się włosami, które ostatnio zaczęły jej rzednąć.Bettina słyszała otreskach, które ukryte pod włosami dodawały fryzurze objętości i młodzieńczejurody.Nie zamierzała jednak wydawać pieniędzy na tak kosztowną zabawkę,skoro mogła zbierać ze szczotki własne włosy i upychać je do jasnej pończochyzszytej w wąski wałeczek.Loki i loczki układane na tak zrobionej tresce wyraz-nie odejmowały jej lat.Zamieniła też białe bluzki i ciemne wełniane spódnice na zwiewne bawełnia-ne sukienki w odcieniach różu i błękitu, kończące się w połowie łydki.Czerwonąszminkę zaś zastąpiła różową.Teraz nikt nie odważyłby się nazwać jej ani jędzą,ani twardą jak głaz.Tego ranka jej fryzura była bez zarzutu.%7ładna treska nie wysunęła się spodloczków.Zciągnęła brwi, przypominając sobie, że włosy to jej najmniejsze zmartwie-nie.Znacznie bardziej niepokoiło ją to, że comiesięczna przypadłość stała sięnieregularna.Cierpiała na uderzenia gorąca, zawroty głowy i bezsenność.Udałasię nawet do lekarza w Riverside, gdzie nikt jej nie znał, a on orzekł: Po prostu nadchodzi ten czas, pani Hightower. Jaki czas? Menopauzy.Słowo raziło ją jak grom.Znała to określenie i zjawisko, ale zawsze wydawa-ło jej się, że to dotyczy innych kobiet.St arych kobiet.Menopauza.Przekwitanie.Zmierć.Jej kobiecość umierała.Nagle Bettinęogarnęło przerażenie.Lekarz wprawdzie podał diagnozę bez emocji, przepisałRLTjakieś sole i stwierdził, że będzie musiała się przemęczyć".Bettina jednak czułasię tak, jakby jej powiedział, że ma raka.Jak ogłuszona siedziała na dworcu.Nawet nie zauważyła, kiedy odjechałydwa pociągi do Banning, więc do domu wróciła prawie o północy [ Pobierz całość w formacie PDF ]