[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marylka obmyślała, jak ściągnąć dorosłych, którzy - jeżeli nie wyjechali - wgodzinach przedpołudniowych przebywali w pracy, gdy na stałe do ochrony zgłosił się Bartek.Też na Uniwersytecie pracował i jego nieobecności w czasie wakacji nikt dostrzec nie mógł, jakzapewniał.W końcu ustalili z Marcinem, który nazajutrz mógł być zajęty nawiązywaniem kontaktu zbęcwałem od przelewów, że od rana przy moim boku zastąpi go Bartek.Ozgodę mnie nikt nie pytał i w ogóle specjalnie mojej opinii nie starali się zasięgać, więc umysłmi ruszył, chociaż dość leniwie.Krzysztof przyszedł, kiedy sadzałam gości do stołu w pokoju.- Ogłoszenia - obwieściłam, gdy tylko udało mi się wszystkich za stołem umieścić.-Przez ogłoszenia o pracy te dziewczyny werbują.Muszą tam jakieś warunki zamieszczać.Przede wszystkim paszport - mówiłam w natchnieniu.- Możliwe też, że znajomość niemieckiego.Chociaż przy tym się nie upieram.Ten Niemiec może mówić po polsku.- Gdzie te ogłoszenia? W gazetach myślisz? - pierwszy zainteresował się Marcin.- To śledztwo jest - jęknął Krzysztof.- Wszystko tajne.Nie dość, że ty rozważasz sprawę zMarcinem, to jeszcze następne osoby wtajemniczasz.- Tym bandziorom na szczególnej tajemnicy nie zależy.O swoim istnieniu z hukiem ogłaszają -odpowiedziała mu Marylka.- A my przyjaciele jesteśmy i zależy nam na zacho-waniu przy życiuniedoszłej ofiary.Jutro Marcin nie może, bo będzie się pętał z jakimiś, Bartek za ochronę zostanie.Jateż wpadnę, tylko wyniki przeprowadzonego właśnie doświadcze-127nia odnotuję, dlatego sama od rana nie mogę.Bartek samochód wezmie i swoje sprawy bę-dziesz mogła pozałatwiać - zwróciła się do mnie.- Bezpieczeństwo i ochronę policja zapewnia - wtrącił nieco urażony Krzysztof.- Jak jej samochód wyleciał w powietrze, to też zapewniała - jadowicie odcięła się Marylka.- Co ztego wyszło, nie powiem, bo się wyrażać przy stole nie będę.My oboje karate znamy i na bliskąodległość lepsi od policji jesteśmy.Na nieco dalszą, zresztą, też.Zadzwonił telefon.Krótko, trzy dzwonki, i zaraz się wyłączył.Rany boskie, Lalka! Zu-pełnie o niejzapomniałam.Usiadłam i wypukałam numer Lalki.- Jezus Maria, zapomniałam o tobie - powiedziałam, jak tylko Lalkę usłyszałam.- Nie szkodzi.Ja się w stronę Włoch trochę przesunęłam.Na następnym tarasie wido-kowym jestem ijuż tu na noc zostanę.Sympatycznych Francuzów, parę taką, spotkałam i z nimi jadę.Oni też tu na noczostaną - zawiadomiła mnie.- Słuchaj, czy ta dziewczyna coś o tej pracy mówiła? Wspominałaś, że do pracy w Berlinie jechała -przystąpiłam do pytań, które wydawały mi się najważniejsze.- Nie pamiętam, czy ona miała pracować w Berlinie.Odniosłam wrażenie, że raczej nie.Tylko szefa tam miała mieć.Tak mi się wydaje - odpowiedziała.- Przemyśl to jeszcze.Może coś z pamięci wydłubiesz.Nam tu wychodzi, że trzeba ustalić, jak onado tej pracy trafiła.Wiesz coś o tym? - spytałam.- Ja bym ją w Polsce chciał mieć.Zeznania do protokołu powinna złożyć - wtrąciłKrzysztof.- I co ci z tego przyjdzie? Na bieżąco wiesz wszystko, a kiedy ona do protokołu zezna, to wszystkojedno.Nie rozumiem, dlaczego się upierasz urlop jej zepsuć - odpowiedziałam, bo przeżyciasercowe jeszcze mnie rozumu nie pozbawiły.- Masz rację - poparła mnie Lalka.- Zadzwonię do was, jak tylko coś sobie przypomnę.Krzysiek cały czas u ciebie jest? - zaciekawiła się.- Jest.Opowiem ci potem.Innym razem.Teraz warunków nie ma - powiedziałam.- To trzymaj się.Będę myśleć.Może mi się przypomni, jak ona do tej pracy trafiła - za-częła siężegnać Lalka.- Poczekaj.Ważne, żebyś sobie przypomniała, co ona o tej pracy mówiła.Co miała ro-bić? I jeszcze,najdrobniejsze szczegóły, jak ją angażowali.Wszystko.Gdzie, kto? Może coś bliżej opowiadała.Czyo samochodzie mówiła?- Litości.Szczegółów nie pamiętam.Przysięgam, że będę sobie przypominać, jeżeli mi wracać niekażesz.128- Na razie jedz.Jak będzie pilne, to zadzwonię.Ty też zadzwoń, jak sobie coś przypo-mnisz.Toważne! - pożegnałam przyjaciółkę.Po kolacji Marylka z Bartkiem zobowiązali się, że odwiozą Marcina do domu.Krzysztof jakośnigdzie się nie wybierał i na noc został.Bezpieczna się czułam.Do połowy nadcięta antaba w kuchniw niczym nam nie przeszkadzała.Rano, w chwilę po tym, jak wyszedł Krzysztof, bo pojawił się Bartek, zadzwonił Marcin i wtelegraficznym skrócie powiadomił mnie, że sam o nadejściu przelewu bęcwała poinformował i terazczeka na niego, obaj bowiem do banku mieli jechać.Przewidywał, że najpózniej o pierwszej do mnieprzyjedzie.Zabrałam Bartka i pojechaliśmy do Warty, gdzie ubezpieczałam samochód.Dostałam do wypełnieniakilka kwestionariuszy i mało pocieszającą informację.Jeżeli policja nie znajdzie bandziorów, którzymi bombę podłożyli, to odszkodowania mogę nie dostać.Z przypuszczeń im bowiem wynika, że samamogłam się samochodu w ten sposób pozbyć, a o od-szkodowaniu mowy wtedy być nie może.Zakupy uzupełniające załatwiłam błyskawicznie, gdyż czas mi się kończył, a jeszcze dozaprzyjaznionego biura podróży chciałam zajrzeć i poprosić, żeby żadnych zamówień na wy-jazdy zemną nie przyjmowali, bo nie mam czym jechać.Zdążyliśmy do domu na pierwszą i zaraz potem pojawiła się Marylka, która swoje do-świadczenia dzisiaj już zakończyła i gotowa była teraz nawet własną piersią mnie bronić.Niezdołałam nawet zaparzyć jej kawy, gdy w drzwiach pojawił się podniecony Marcin.- Słuchajcie, przelew zrobiłem na kupno drewna tym razem.I ten bęcwał nawet faktury mi za farby idrewno obiecał.Podpatrzyłem go.Przy nim przelew robiłem, całą swoją forsę mi z konta wygarnęli.Czekałem jeszcze w banku na potwierdzenie przelewu, kiedy ten żłób mnie zostawił i gdzieś sobieposzedł.Do okna podszedłem i widzę, jak mój bandzior z kimś w mercedesie rozmawia.Zielony onbył - opowiadał podekscytowany Marcin.- Ten twój? To pewnie go łatwo rozpoznać? - zapytał Bartek.- No, nie wiem czy łatwo.Ale ogon przecież miałem mieć i mam nadzieję, że już go namierzyli -kontynuował z rozpędu Marcin.- Dlaczego uważasz, że łatwo?- No, zielonego na gębie to chyba z daleka widać? - zdziwił się Bartek.- Numer widziałeś? - zainteresowała się Marylka.- Nie, numeru nie, bo bokiem stał i tablic nie było widać - poinformował Marcin [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Marylka obmyślała, jak ściągnąć dorosłych, którzy - jeżeli nie wyjechali - wgodzinach przedpołudniowych przebywali w pracy, gdy na stałe do ochrony zgłosił się Bartek.Też na Uniwersytecie pracował i jego nieobecności w czasie wakacji nikt dostrzec nie mógł, jakzapewniał.W końcu ustalili z Marcinem, który nazajutrz mógł być zajęty nawiązywaniem kontaktu zbęcwałem od przelewów, że od rana przy moim boku zastąpi go Bartek.Ozgodę mnie nikt nie pytał i w ogóle specjalnie mojej opinii nie starali się zasięgać, więc umysłmi ruszył, chociaż dość leniwie.Krzysztof przyszedł, kiedy sadzałam gości do stołu w pokoju.- Ogłoszenia - obwieściłam, gdy tylko udało mi się wszystkich za stołem umieścić.-Przez ogłoszenia o pracy te dziewczyny werbują.Muszą tam jakieś warunki zamieszczać.Przede wszystkim paszport - mówiłam w natchnieniu.- Możliwe też, że znajomość niemieckiego.Chociaż przy tym się nie upieram.Ten Niemiec może mówić po polsku.- Gdzie te ogłoszenia? W gazetach myślisz? - pierwszy zainteresował się Marcin.- To śledztwo jest - jęknął Krzysztof.- Wszystko tajne.Nie dość, że ty rozważasz sprawę zMarcinem, to jeszcze następne osoby wtajemniczasz.- Tym bandziorom na szczególnej tajemnicy nie zależy.O swoim istnieniu z hukiem ogłaszają -odpowiedziała mu Marylka.- A my przyjaciele jesteśmy i zależy nam na zacho-waniu przy życiuniedoszłej ofiary.Jutro Marcin nie może, bo będzie się pętał z jakimiś, Bartek za ochronę zostanie.Jateż wpadnę, tylko wyniki przeprowadzonego właśnie doświadcze-127nia odnotuję, dlatego sama od rana nie mogę.Bartek samochód wezmie i swoje sprawy bę-dziesz mogła pozałatwiać - zwróciła się do mnie.- Bezpieczeństwo i ochronę policja zapewnia - wtrącił nieco urażony Krzysztof.- Jak jej samochód wyleciał w powietrze, to też zapewniała - jadowicie odcięła się Marylka.- Co ztego wyszło, nie powiem, bo się wyrażać przy stole nie będę.My oboje karate znamy i na bliskąodległość lepsi od policji jesteśmy.Na nieco dalszą, zresztą, też.Zadzwonił telefon.Krótko, trzy dzwonki, i zaraz się wyłączył.Rany boskie, Lalka! Zu-pełnie o niejzapomniałam.Usiadłam i wypukałam numer Lalki.- Jezus Maria, zapomniałam o tobie - powiedziałam, jak tylko Lalkę usłyszałam.- Nie szkodzi.Ja się w stronę Włoch trochę przesunęłam.Na następnym tarasie wido-kowym jestem ijuż tu na noc zostanę.Sympatycznych Francuzów, parę taką, spotkałam i z nimi jadę.Oni też tu na noczostaną - zawiadomiła mnie.- Słuchaj, czy ta dziewczyna coś o tej pracy mówiła? Wspominałaś, że do pracy w Berlinie jechała -przystąpiłam do pytań, które wydawały mi się najważniejsze.- Nie pamiętam, czy ona miała pracować w Berlinie.Odniosłam wrażenie, że raczej nie.Tylko szefa tam miała mieć.Tak mi się wydaje - odpowiedziała.- Przemyśl to jeszcze.Może coś z pamięci wydłubiesz.Nam tu wychodzi, że trzeba ustalić, jak onado tej pracy trafiła.Wiesz coś o tym? - spytałam.- Ja bym ją w Polsce chciał mieć.Zeznania do protokołu powinna złożyć - wtrąciłKrzysztof.- I co ci z tego przyjdzie? Na bieżąco wiesz wszystko, a kiedy ona do protokołu zezna, to wszystkojedno.Nie rozumiem, dlaczego się upierasz urlop jej zepsuć - odpowiedziałam, bo przeżyciasercowe jeszcze mnie rozumu nie pozbawiły.- Masz rację - poparła mnie Lalka.- Zadzwonię do was, jak tylko coś sobie przypomnę.Krzysiek cały czas u ciebie jest? - zaciekawiła się.- Jest.Opowiem ci potem.Innym razem.Teraz warunków nie ma - powiedziałam.- To trzymaj się.Będę myśleć.Może mi się przypomni, jak ona do tej pracy trafiła - za-częła siężegnać Lalka.- Poczekaj.Ważne, żebyś sobie przypomniała, co ona o tej pracy mówiła.Co miała ro-bić? I jeszcze,najdrobniejsze szczegóły, jak ją angażowali.Wszystko.Gdzie, kto? Może coś bliżej opowiadała.Czyo samochodzie mówiła?- Litości.Szczegółów nie pamiętam.Przysięgam, że będę sobie przypominać, jeżeli mi wracać niekażesz.128- Na razie jedz.Jak będzie pilne, to zadzwonię.Ty też zadzwoń, jak sobie coś przypo-mnisz.Toważne! - pożegnałam przyjaciółkę.Po kolacji Marylka z Bartkiem zobowiązali się, że odwiozą Marcina do domu.Krzysztof jakośnigdzie się nie wybierał i na noc został.Bezpieczna się czułam.Do połowy nadcięta antaba w kuchniw niczym nam nie przeszkadzała.Rano, w chwilę po tym, jak wyszedł Krzysztof, bo pojawił się Bartek, zadzwonił Marcin i wtelegraficznym skrócie powiadomił mnie, że sam o nadejściu przelewu bęcwała poinformował i terazczeka na niego, obaj bowiem do banku mieli jechać.Przewidywał, że najpózniej o pierwszej do mnieprzyjedzie.Zabrałam Bartka i pojechaliśmy do Warty, gdzie ubezpieczałam samochód.Dostałam do wypełnieniakilka kwestionariuszy i mało pocieszającą informację.Jeżeli policja nie znajdzie bandziorów, którzymi bombę podłożyli, to odszkodowania mogę nie dostać.Z przypuszczeń im bowiem wynika, że samamogłam się samochodu w ten sposób pozbyć, a o od-szkodowaniu mowy wtedy być nie może.Zakupy uzupełniające załatwiłam błyskawicznie, gdyż czas mi się kończył, a jeszcze dozaprzyjaznionego biura podróży chciałam zajrzeć i poprosić, żeby żadnych zamówień na wy-jazdy zemną nie przyjmowali, bo nie mam czym jechać.Zdążyliśmy do domu na pierwszą i zaraz potem pojawiła się Marylka, która swoje do-świadczenia dzisiaj już zakończyła i gotowa była teraz nawet własną piersią mnie bronić.Niezdołałam nawet zaparzyć jej kawy, gdy w drzwiach pojawił się podniecony Marcin.- Słuchajcie, przelew zrobiłem na kupno drewna tym razem.I ten bęcwał nawet faktury mi za farby idrewno obiecał.Podpatrzyłem go.Przy nim przelew robiłem, całą swoją forsę mi z konta wygarnęli.Czekałem jeszcze w banku na potwierdzenie przelewu, kiedy ten żłób mnie zostawił i gdzieś sobieposzedł.Do okna podszedłem i widzę, jak mój bandzior z kimś w mercedesie rozmawia.Zielony onbył - opowiadał podekscytowany Marcin.- Ten twój? To pewnie go łatwo rozpoznać? - zapytał Bartek.- No, nie wiem czy łatwo.Ale ogon przecież miałem mieć i mam nadzieję, że już go namierzyli -kontynuował z rozpędu Marcin.- Dlaczego uważasz, że łatwo?- No, zielonego na gębie to chyba z daleka widać? - zdziwił się Bartek.- Numer widziałeś? - zainteresowała się Marylka.- Nie, numeru nie, bo bokiem stał i tablic nie było widać - poinformował Marcin [ Pobierz całość w formacie PDF ]