[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnie pięć lat to nieustanne zaręczyny, wesela ichrzciny, więc moi rówieśnicy jadą pewnie jeszcze na oparach entuzjazmu związanego zrozpoczęciem nowego, wspólnego życia.Single ponoć jeszcze się po rynku pałętają, zdarzami się przecież usłyszeć, że ktoś kogoś spotkał, ale zwykle poznają się w klubach czyinternecie, a obie te formy jakoś mnie mierżą.Naprawdę przestaje to być zabawne.Wczoraj w przypływie emocji, wspartych drinkiem i pięknym zachodem słońca,wysłałam Radkowi esemesa.Pilnowałam się, aby był wyważony i miły, acz lekko zaczepny.Coś w stylu:  Co u Ciebie? U mnie rozkoszne lenistwo - szkoda, że nie możesz tego poczuć!Buziaki.Jak dotąd nie odpisał.Zła jestem na siebie za tę chwilę słabości.Po cholerę ja doniego napisałam?No tak, bo to przecież jedyny w miarę porządny facet, jakiego znam.Przynajmniej takna to patrzyłam wczoraj.I lubi mnie.Wszyscy jakoś o tym wiedzą, nawet Irena.I czasempatrzy na mnie w sposób, który mnie onieśmiela - jakby miał przed sobą bardzo ładny obrazczy rzezbę i starał się zrozumieć, co autor miał na myśli.Z uwagą, skupieniem i leciutkimuśmiechem na ustach.A usta ma ładne.Myślenie o Radku i porządnych facetach natychmiast mi przypomniało kłótnię zmamą  o męża , no i nastrój już miałam do luftu.Zwietnie.-.bry, śpiochu.Wstawaj.- Wera wpadła do pokoju z rumianym licem i zadyszką,wyprostowana jak struna, emanująca tym swoim obrzydliwie zdrowym stylem życia.Kochana moja wariatka.- Spadaj.Nie wstaję.Już nigdy nie wstanę! Tu będę leżeć!- Jagoda, śniadanie.Bez dyskusji.Idę pod prysznic i jak wyjdę, masz być Homoerectus, nie Homo.verticalis.No, raz!Weszła do łazienki.Miałam jakieś dwadzieścia minut, zważywszy, że będzie myłagłowę i płukała na przemian ciepłą i chłodną wodą swój domniemany cellulit.Dzwignęłam się motywowana wyłącznie strachem przed zmarnowaniem dnia.Dziśczekał nas wypad rowerowy, manikiur, regulacja brwi i wtłaczanie w cerę za pomocą jakichśfal kwasu hialuronowego, rzekomo skóra po tym robi się  gładka i nawilżona, aksamitna.Ja chciałabym mieć taką duszę - gładką, nawilżoną i aksamitną.A mam jak pognieciony,wyschnięty pergamin.Może zamiast do spa powinnam pojechać na jakieś warsztaty leczenia duszy?Rzecz w tym, że w coś takiego trzeba wierzyć, a ja sceptyczna jestem.Oparłam się pokusie zalogowania na Szklarni, bo po pierwsze, zapadłabym się tampewnie na co najmniej godzinę, a nie chcę, by Wera czekała, a po drugie, ten weekend miałbyć odskocznią od codzienności.Co gorsza, Szklarnia staje się dla mnie ostatniokonfesjonałem, ja oczyszczam się z rodzinnych problemów, a Mery jak spowiednikrozgrzesza mnie i wskazuje właściwą drogę, na której jednak nie udaje mi się utrzymać dłużejniż dwa dni.- Real - mówię do siebie, siadając na łóżku.- Dziś żyjemy realem.Ciekawe, jak tojest, gdy się nie zagląda do komputera dłużej niż czterdzieści osiem godzin.Może doświadczęzespołu odstawienia? Pewnie nie, w końcu podobno jestem robotem.- Wera? - zagajam, bo poczułam się przez chwilę boleśnie sama.Nie słyszy.Szumi woda z prysznica, pobrzmiewa muzyka z leżącego na umywalceiPhone'a.Poczekam.Jestem przecież cierpliwa.Poczekam.A niech was wszyscy diabli,jak powiedział DulskiTak właśnie - Janka nie ma.Rzucił coś i wyszedł, wściekły na mnie jak nigdy.Owszem,potrafi się wściekać, widywałam, jak się unosi w słusznym gniewie, obsobacza głupca alboniegodziwca, ale mnie się właściwie nigdy nie dostało, tym bardziej Jagnie.Jasiek w domupotrafił spokojną argumentacją ugrywać swoje szlemiki, a gdy widział, że mnie bierze jakaśfuria, starał się ją uciszać, wycofywał się i milkł.Nie mając kontrdyskutanta, a właściwiekontrawanturnika, cichłam i ja.Szybko mi mijało.Stygłam i było mi głupio, że się uniosłam.Nie mam temperamentu awanturnicy.A Jasiek to już w ogóle.Dlatego jego ton sprawił mi ból.I to, że wyszedł z domu wściekły.Wrócił pózno.Poczułam, że był po wódce.Zniadanie.Jestem wyczulona, miła.Serwuję jajka na miękko w szklance i kakao.Bułeczki i dżem z truskawek od Ireny.Nic nie mówię, nucę coś niby.Jasiek milczy.To okropne, widzę, że się nie odezwie, skupiony na wbijaniu jaj do szklanki.Co zaprecyzja! Skupienie takie, że już nie ma miejsca na wyjaśnienie, gdzie był. - Jasiek? Skąd ta złość?Oczywiście zapewnia mnie, że się nie złości.Rzuca mimochodem, że pyszne jajka,tylko po to, żebym przestała go nagabywać.- Sądzisz, że coś robię zle? Powiedz mi zamiast uciekać!- Dorocia, daj mi teraz spokój.Porozmawiamy o tym, ale nie teraz.Wiesz, że robiszzle, nie muszę ci tego mówić.Wiesz to od lat.Wstaje i wychodzi.No to ten mój wrzód hodowany długo, może za długo, właśnie pęka.Gośka ma rację.Irena ma rację.Jakie to okropne, że nie ja ją mam! Wydawało mi się, że uklepałam wszystko,że już ta moja sprawa porosła trawą, nie ma jej.A tu się okazuje, że wyłazi spod tej trawy i żenie jest tylko moja, bo Jagna cierpi.Czemu?Dlaczego jej wariackie życie tak mnie boli? Bo uważam, że to przeze mnie ona stalecoś udowadnia światu? %7łe jej praca nastawiona jest na efekt firmowy, a nie osobisty? No boco ona ma z tego tyrania? Mieszkanie, za które sama płaci.Samochód, który sama utrzymuje.I wakacje, i spa, wszystko już funduje sobie sama.Poświęciła się tej swojej korporacji i jestjak kapłanka poślubiona jedynemu bogu - Pieniądzowi.Jest żołnierzykiem karmionympustymi sloganami, żeby była wydajna i silna.To socjotechnika, wiem, czytałam o tym wnecie.Podsyłam jej czasem artykuły, ale ona wściekle mi je odsyła.Nie chcę, żeby była takim żołnierzem.Jak jej wyjaśnić, że to nie jest szczęście, tylkoiluzja? Pieniądze jej nie przytulą, nie pogadają z nią.Pęd nie pozwala jej wziąć oddechu,rozejrzeć się wokół i zobaczyć zwykłego życia.Starałam się jej to powiedzieć, ale zawsze natykałam się na mur.Naprawdę aż tak jądo siebie zraziłam?Niepokoją mnie jej kpiny z każdego niemal rodzica w jej wieku.Jak ona szydzi z koleżanek i ich macierzyństwa! Ta jest jak kwoka, ta przesadza zkarmieniem piersią, ta znów jedzie tylko na słoiczkach, a tamtej dziecko jeszcze nie siada nanocnik.Jakby Jagna pozjadała wszelkie rozumy.A przecież nie jest matką, nie wie niczego odziecku.Skąd w niej tyle.soli?Ode mnie? To bunt? O mój Boże.%7łeby tak Jasiek ze mną pogadał.%7łeby Gośka mniewsparła i Irena, ale one furt tylko mi wytykają, że nie doceniam Jagi, że sprawę Kubusiazataiłam.A co to ma?.Z rozważań wytrąciła mnie Justyna, która właśnie przyszła do pracy.- Pani Doroto! - woła mnie głośno. Schodzę po schodkach do garażu i.nie wierzę własnym oczom.Woda! Wszędzie!- Rura pękła? - pytam przerażona.- Nie, sprawdzałam.Aazienka w porządku.- Justyna brodzi w tej wodzie i podnosi, cosię da.- Mówili na przystanku, jak stałam, że gruntowe podeszły jakimś ludziom i zalałypiwnice.To i u nas może?- Rany! Ratujmy to, tu stoją pudła z szalami, sukienkami!Pół dnia wynosiłyśmy paczki z garażu.Dopiero co przyszedł transport nowychciuchów z magazynu.Szlag! No!Na szczęście jeszcze nie zatęchły, ale trzeba się tym szybko zająć.Przez resztę dnia rozwieszałyśmy te szmatki w naszym ogrodzie.Pojechałam po sznuri rozciągnęłam go parę razy od płotu do płotu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl