[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wiem więcej, niż ci się wydaje, a typewnie myślisz, że jestem głupia!24  Tak myślę. Otóż wiedz, że umiem czytać i pisać.A nawet  rachować!  dodała z dumą. O, ten znak tutaj  stuknęła palcem w obrazek  to znak dodawania. Nie masz racji, mała.To jest krzyż, narzędzie tortur i śmierci.On zginął na krzy-żu. Opowiedz mi, jak to działa  usiadła wyraznie poruszona. Wstawiasz takiebajery, że aż mróz chodzi po kościach.W jaki sposób to może zabić człowieka? To musibyć ktoś cholernie ważny, jeśli liczymy lata od jego urodzenia.Opowiedz mi o nim. On. zawahał się przez moment, jakby miał zwierzyć się z wielkiej tajemnicy,spojrzał na obrazek, a wzrok Berty powędrował za jego spojrzeniem.Chybotliwy blaskświecy wydobywał z mroku brodatą twarz, która, zdawało się, patrzyła na nich ze smut-kiem, ale i dobrocią zarazem. On wróci, by czynić sprawiedliwość.On wróci.Niktnie wie kiedy.Może już jest wśród nas? Zaraz, zaraz!  Berta roześmiała się hałaśliwie i nastrój prysnął. Znowu zale-wasz! Przecież mówiłeś, że on zginął. Nie zawracaj sobie tym głowy  mruknął zniechęcony. Może kiedyś ci opo-wiem, ale nie teraz.Jeszcze nie nadszedł czas.Berta ponownie usiadła na pryczy i spojrzała na Wargacza z zainteresowaniem: Czy to twój przodek? W pewnym sensie. Uśmiechnął się pod wąsem i zaczął wypakowywać torbę. Ja nie znam nawet swojego ojca, a matkę ledwie pamiętam  powiedziała obojęt-nie. Duży miałeś połów dzisiaj?  Zdjęła kombinezon i mocowała się z bielizną. Nie narzekam. Jeśli my liczymy lata od jego urodzenia, to musiał to być ktoś cholernie ważny rzekła, spoglądając na obrazek. Chyba tak. odparł w zamyśleniu i ponownie odwrócił obrazek do ściany.Była już tylko w staniku.Położyła się na pryczy i przeciągnęła się lekko: Rozbiera mnie ta wóda.Chodz szybko, bo zasnę.W migotliwym płomieniu świecy jej ciało wyglądało jak zawsze tajemniczo i mogłonależeć do kogokolwiek.Nawet do Almy  pomyślał Wargacz, ale natychmiast tę myślodpędził.Zaczynało go ogarniać podniecenie.Przypatrywał się jeszcze Bercie przezchwilę, aby podniecenie nabrało właściwej temperatury, po czym zbliżył się do pryczy.Na tle brudnych, leżących w bezładzie koców sylwetka jej ciała odcinała się ciepłym na-syceniem kolorów, płaskim lądowiskiem brzucha i regularną linią naprowadzającą ud. Co mi się tak przyglądasz, stary świntuchu?  zapytała raczej z ubawieniem niżz wyrzutem. Przecież widziałeś mnie nieraz. Jedna rękę podłożyła pod głowę,a drugą nakryła łono.25 Już gdzieś widział tę scenę.Tak! Na jakiejś reprodukcji obrazu, która pętała się narynku staroci.Tło się zmienia  pomyślał  ale Maja jest zawsze taka sama.Pochyliłsię nad nią, ale go powstrzymała: Najpierw dwa przydziały.Potem znowu okaże się, że dałam ci na kredyt.Spod łóżka wyciągnął pudło kartonowe i zaczął w nim grzebać.Po chwili wydobyłdwa kartoniki przydziałów, otrzepał je starannie z okruchów i podał Bercie: Masz, spryciaro.Wcale nie chciałem cię nabierać.Berta bez słowa wzięła kartoniki, schowała je za stanik i zrobiła mu miejsce na pry-czy. VNie jesteśmy zamkniętym społeczeństwem.Jesteśmy integralną częścią świata, czy tegosobie ktoś życzy czy nie.Ale oczywiście jesteśmy różni i nie zamierzamy tych różnic zama-zywać.Straciło sens ciągle przypominanie naszych niewątpliwych osiągnięć  zna je każ-de dziecko.Nie tylko sceptycy, ale nawet nasi wrogowie prywatnie przyznają, że przyszłośćnależy do nas.Jesteśmy historycznymi optymistami i nie musimy poszukiwać sensu życiaw dekadenckich namiastkach.Sens naszemu życiu nadaje dążenie do nieodległego już celu.Z drogi tej nie sprowadzą nas ani napastliwe publikacje pseudonaukowców, ani historycz-na propaganda, ani nawet agresja, do której odparcia jesteśmy przygotowani.Przyszłośćnależy do nas, a wraz z nami  do całego świata!Z artykułu wstępnego dziennika  Nasz Głos , nr 102/10841 z dnia 14 kwietnia 2044 rokuZe względów oszczędnościowych paliła się co druga latarnia.A mimo to ulica i chod-nik były na tyle dobrze widoczne, że mogli poruszać się bez ręcznych latarek.Zresztąnawet gdyby było ciemniej, Daniel nie musiałby oświetlać sobie drogi.Wzrok miał by-stry i wprawiony wieloletnim treningiem.Jeśli byłoby inaczej, zapewne nie przeżyłbyjuż pierwszej próby ciemności na zawodach.Trzymał za rękę Candy, która jeszcze niezupełnie ochłonęła po tym, co się stało.Dałasię bezwolnie prowadzić i nie odzywała się ani słowem.Ulica wiodła nieco pod górkę, a dalej, przy zwalistym gmaszysku, które pamiętaćmusiało czasy sprzed Wielkiej Zmiany, rozwidlała się.Daniel III zawahał się przez mo-ment, a pózniej zniknął w podcieniach budynku, pociągając za sobą Candy. Co robisz?  odezwała się wreszcie, a w jej głosie odkrył z ulgą raczej zaciekawie-nie niż obawę. Dlaczego tu weszliśmy?Przyciągnął ją do siebie, obserwując kątem oka drogę, którą przebyli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl