[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż ojciec śmiał się, kiedywysuwał taką sugestię.Było w nim coś dobrego również.Marshall nie chciał z nim za-dzierać.To nie sparring, chociaż ojciec pragnął starcia, a Marshall nie.Syn nie zamierzałnikogo skrzywdzić.Bywały takie chwile, kiedy jego ojciec to właśnie robił.I znów to samo, Vanessa odziedziczyła również i tę przypadłość po ojcu.Być mo-że Marshallowi nie zagrażało przyjęcie w poczet członków bractwa Phi Beta Kappa naUniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara - przynajmniej tak długo, jak długo miałzapasy zioła, tak czy owak - wykazał jednak na tyle bystrości, by trzymać wygadaną ja-daczkę zamkniętą na kłódkę w odniesieniu do tej konkretnej życiowej mądrości.- No jazda, leniwe wałkonie! Ruszać tyłki i do roboty! - Psia krew, głos Vanessyzabrzmiał jak strzelanie z bicza.Miała dużo kartonów z ciuchami, które nosiło się bez mozołu oraz z książkami,dzwiganie których wyciskało siódme poty.Wydawało się, że papier przeczył prawomfizyki.Karton o wymiarach 1 x 1 x 2 z całą pewnością ważył więcej niż dwa kartonylxlxl.Lemuel chciał pozować na macho i przeniósł dwa kartony 1x1x1 naraz, po jednymw każdym ręku - ale tylko jeden raz.Potem nosił już tylko po jednym pudle w obu rę-kach.Skończyli załadunek około trzeciej.Vanessa przytuliła ich wszystkich i ofiarowałakażdemu buziaka w policzek.- Dzięki, dzieciaku - zwróciła się do Marshalla.Na drugim planie Pickles wydzie-rał się żałośnie.- W porządku.W końcu od czego są bracia i zwierzęta juczne.- Tak, jesteś jak zwierzę, to prawda.- Wcisnęła mu w dłoń papierowy portret zryciną Bena Franklina.- Będę chciała ruszać w drogę.Chłopaki, możecie sobie postawićza to kolację.Marshall zaczął już deklarować, że po takiej ilości żarcia z fast foodów, jaką po-chłonęli na lunch, nie będą głodni przez następny tydzień.No tak, zaczął, ale z pewnościąjednak nie dokończył.Przecież harował tak ciężko, że apetyt ponownie powoli budził sięw nim do życia.Gdy nadejdzie pora kolacji, będzie w stanie w pojedynkę poradzić sobiez całym prosiakiem.Za sto dolarów nie zdoła postawić całej ekipie tragarzy pieczeni zantrykotu, ale z pewnością posmakują lepszych rzeczy niż te od Burger Kinga.- Czy wystarczy ci kasy - zapytał z naciskiem - do czasu, kiedy jakoś się urządziszw Kolorado.- Dam sobie radę, tak czy inaczej - odpowiedziała.Podeszła do ich ojca.Jego również wyściskała i cmoknęła w policzek.Powiedziałcoś do niej, zbyt cicho, by Marshall mógł dosłyszeć.Wtedy Vanessa odrzuciła głowę dotyłu; w sposób, w jaki tysiące razy robiła to matka, a Marshall to widywał.Wynikało ztego, że ojciec powiedział- coś głupiego - znowu.Czy to odrzucanie głowy to cecha od-dziedziczona czy też Vanessa obserwowała matkę i do perfekcji nauczyła się ją naślado-wać, czyniąc to całkiem bezwiednie?Postawienie jej pytania na ten temat raczej nie dałoby się uznać za zbyt mądre.Iznów Marshall zamknął usta na kłódkę.Poza tym bez trudu mógł zgadnąć, o czym rozmawiali, na podstawie tego odrzuce-nia głowy w tył, czemu towarzyszyła kaskada włosów.Stawiał dwa do jednego, że ojciecnawiązywał do bomby zegarowej tykającej pod terenem parku Yellowstone.Już wcze-śniej Marshall poszperał trochę w Internecie.Nie chodziło zresztą o to, że nie dawał wia-ry w istnienie tam superwulkanu.Zupełnie inną kwestię stanowił natomiast dylemat, zjakim prawdopodobieństwem dojdzie do jego erupcji pojutrze.albo, dajmy na to, naj-pózniej za tydzień od tego wtorku.Z takiej właśnie perspektywy, tak czy inaczej, Marshall postrzegał sprawę.Zdawałsobie sprawę, jak niewiele wiedział na temat wulkanów w ogóle i superwulkanu Yellow-stone w szczególności.Oceniając jednak na podstawie tego, o czym poinformowały goGoogle i Wiki, nikt nie dysponował rozległą wiedzą o superwulkanach.W ciągu minio-nych iluś tam tysięcy lat nie doszło do erupcji żadnego z nich.A jeśli żaden z nich nie eksploduje w przeciągu następnych iluś tam tysięcy lat, toz jego punktu widzenia wszystko jest w jak najlepszym porządku.Vanessa umieściła Picklesa na przednim siedzeniu ciężarówki firmy U-Haul zaj-mującej się przeprowadzkami i umocowała pasem bezpieczeństwa jego nosidełko.Na-stępnie wsiadła do kabiny.Uruchomiła silnik ciężarowego wozu.Zagrał tak, jak przystałona takiego rzęcha.Jak daleko jest z Los Angeles do Denver? Tysiąc mil, plus minus.Jeślina liczniku gruchot miał już tak wiele tysięcy mil, czy warto zamartwiać się o kolejnytysiąc?Kolejne zgrzytnięcie oznaczało, że zwolniła hamulec ręczny.Hamulec bezpieczeń-stwa, jak wciąż mówił na to ojciec.Prawie nikt młodszy od ojca nigdy tak nie mówił.Jednak sposób, w jaki ciężarówka do przewożenia mebli prychała, gdy wytaczała się naulicę, wzbudził w Marshallu refleksję, iż ostatecznie wcale nie była to taka niewłaściwanazwa.Jeśli ktoś użył z konieczności hamulca ręcznego w tym gruchocie, znaczyło to, iżznalazł się w prawdziwym niebezpieczeństwie.Pochwalił się studolarówką.- Zjemy dobrą kolację czy przepijemy całość?Następne dziesięć minut upłynęło im na rozważaniu za i przeciw obu opcji, potemdoszli do porozumienia żydowskim targiem.Japońskie piwo kirin oraz tanie smażoneowoce morza tempura wchodziły im jak z płatka po harówie przy przeprowadzce, pozatym byli tak ubrudzeni, że w każdym bardziej wykwintnym lokalu niż japońska garkuch-nia, z góry podziękowano by im za chęć zostawienia paru dolców i nie wpuszczono przezpróg.- Mogło być gorzej.- Marshall nie pamiętał, że powtórzył słowa z książeczki, jakąrodzice czytali mu, kiedy był małym chłopcem.Wydawało się, że to miejsce oraz jedze-nie i piwo tchnęły jakąś nostalgiczną i sentymentalną atmosferą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Chociaż ojciec śmiał się, kiedywysuwał taką sugestię.Było w nim coś dobrego również.Marshall nie chciał z nim za-dzierać.To nie sparring, chociaż ojciec pragnął starcia, a Marshall nie.Syn nie zamierzałnikogo skrzywdzić.Bywały takie chwile, kiedy jego ojciec to właśnie robił.I znów to samo, Vanessa odziedziczyła również i tę przypadłość po ojcu.Być mo-że Marshallowi nie zagrażało przyjęcie w poczet członków bractwa Phi Beta Kappa naUniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara - przynajmniej tak długo, jak długo miałzapasy zioła, tak czy owak - wykazał jednak na tyle bystrości, by trzymać wygadaną ja-daczkę zamkniętą na kłódkę w odniesieniu do tej konkretnej życiowej mądrości.- No jazda, leniwe wałkonie! Ruszać tyłki i do roboty! - Psia krew, głos Vanessyzabrzmiał jak strzelanie z bicza.Miała dużo kartonów z ciuchami, które nosiło się bez mozołu oraz z książkami,dzwiganie których wyciskało siódme poty.Wydawało się, że papier przeczył prawomfizyki.Karton o wymiarach 1 x 1 x 2 z całą pewnością ważył więcej niż dwa kartonylxlxl.Lemuel chciał pozować na macho i przeniósł dwa kartony 1x1x1 naraz, po jednymw każdym ręku - ale tylko jeden raz.Potem nosił już tylko po jednym pudle w obu rę-kach.Skończyli załadunek około trzeciej.Vanessa przytuliła ich wszystkich i ofiarowałakażdemu buziaka w policzek.- Dzięki, dzieciaku - zwróciła się do Marshalla.Na drugim planie Pickles wydzie-rał się żałośnie.- W porządku.W końcu od czego są bracia i zwierzęta juczne.- Tak, jesteś jak zwierzę, to prawda.- Wcisnęła mu w dłoń papierowy portret zryciną Bena Franklina.- Będę chciała ruszać w drogę.Chłopaki, możecie sobie postawićza to kolację.Marshall zaczął już deklarować, że po takiej ilości żarcia z fast foodów, jaką po-chłonęli na lunch, nie będą głodni przez następny tydzień.No tak, zaczął, ale z pewnościąjednak nie dokończył.Przecież harował tak ciężko, że apetyt ponownie powoli budził sięw nim do życia.Gdy nadejdzie pora kolacji, będzie w stanie w pojedynkę poradzić sobiez całym prosiakiem.Za sto dolarów nie zdoła postawić całej ekipie tragarzy pieczeni zantrykotu, ale z pewnością posmakują lepszych rzeczy niż te od Burger Kinga.- Czy wystarczy ci kasy - zapytał z naciskiem - do czasu, kiedy jakoś się urządziszw Kolorado.- Dam sobie radę, tak czy inaczej - odpowiedziała.Podeszła do ich ojca.Jego również wyściskała i cmoknęła w policzek.Powiedziałcoś do niej, zbyt cicho, by Marshall mógł dosłyszeć.Wtedy Vanessa odrzuciła głowę dotyłu; w sposób, w jaki tysiące razy robiła to matka, a Marshall to widywał.Wynikało ztego, że ojciec powiedział- coś głupiego - znowu.Czy to odrzucanie głowy to cecha od-dziedziczona czy też Vanessa obserwowała matkę i do perfekcji nauczyła się ją naślado-wać, czyniąc to całkiem bezwiednie?Postawienie jej pytania na ten temat raczej nie dałoby się uznać za zbyt mądre.Iznów Marshall zamknął usta na kłódkę.Poza tym bez trudu mógł zgadnąć, o czym rozmawiali, na podstawie tego odrzuce-nia głowy w tył, czemu towarzyszyła kaskada włosów.Stawiał dwa do jednego, że ojciecnawiązywał do bomby zegarowej tykającej pod terenem parku Yellowstone.Już wcze-śniej Marshall poszperał trochę w Internecie.Nie chodziło zresztą o to, że nie dawał wia-ry w istnienie tam superwulkanu.Zupełnie inną kwestię stanowił natomiast dylemat, zjakim prawdopodobieństwem dojdzie do jego erupcji pojutrze.albo, dajmy na to, naj-pózniej za tydzień od tego wtorku.Z takiej właśnie perspektywy, tak czy inaczej, Marshall postrzegał sprawę.Zdawałsobie sprawę, jak niewiele wiedział na temat wulkanów w ogóle i superwulkanu Yellow-stone w szczególności.Oceniając jednak na podstawie tego, o czym poinformowały goGoogle i Wiki, nikt nie dysponował rozległą wiedzą o superwulkanach.W ciągu minio-nych iluś tam tysięcy lat nie doszło do erupcji żadnego z nich.A jeśli żaden z nich nie eksploduje w przeciągu następnych iluś tam tysięcy lat, toz jego punktu widzenia wszystko jest w jak najlepszym porządku.Vanessa umieściła Picklesa na przednim siedzeniu ciężarówki firmy U-Haul zaj-mującej się przeprowadzkami i umocowała pasem bezpieczeństwa jego nosidełko.Na-stępnie wsiadła do kabiny.Uruchomiła silnik ciężarowego wozu.Zagrał tak, jak przystałona takiego rzęcha.Jak daleko jest z Los Angeles do Denver? Tysiąc mil, plus minus.Jeślina liczniku gruchot miał już tak wiele tysięcy mil, czy warto zamartwiać się o kolejnytysiąc?Kolejne zgrzytnięcie oznaczało, że zwolniła hamulec ręczny.Hamulec bezpieczeń-stwa, jak wciąż mówił na to ojciec.Prawie nikt młodszy od ojca nigdy tak nie mówił.Jednak sposób, w jaki ciężarówka do przewożenia mebli prychała, gdy wytaczała się naulicę, wzbudził w Marshallu refleksję, iż ostatecznie wcale nie była to taka niewłaściwanazwa.Jeśli ktoś użył z konieczności hamulca ręcznego w tym gruchocie, znaczyło to, iżznalazł się w prawdziwym niebezpieczeństwie.Pochwalił się studolarówką.- Zjemy dobrą kolację czy przepijemy całość?Następne dziesięć minut upłynęło im na rozważaniu za i przeciw obu opcji, potemdoszli do porozumienia żydowskim targiem.Japońskie piwo kirin oraz tanie smażoneowoce morza tempura wchodziły im jak z płatka po harówie przy przeprowadzce, pozatym byli tak ubrudzeni, że w każdym bardziej wykwintnym lokalu niż japońska garkuch-nia, z góry podziękowano by im za chęć zostawienia paru dolców i nie wpuszczono przezpróg.- Mogło być gorzej.- Marshall nie pamiętał, że powtórzył słowa z książeczki, jakąrodzice czytali mu, kiedy był małym chłopcem.Wydawało się, że to miejsce oraz jedze-nie i piwo tchnęły jakąś nostalgiczną i sentymentalną atmosferą [ Pobierz całość w formacie PDF ]