[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samo w sobie nie byłoby to wielkim problemem.Zadaniem Mistrza Eliksirów było chronićPottera, nikomu więc nie stałaby się krzywda, gdyby Gryfon zaczął znaczyć dla niego więcej niżinni uczniowie.Sprawy jednak potoczyły się nieprzewidzianym torem i oto okazało się, że Snaperównież znaczy dla chłopaka dużo więcej niż jakikolwiek inny nauczyciel.Potter martwił się oniego, szanował go i ufał mu, a Mistrz Eliksirów nie zorientował się, ile to dla niego znaczyło, ażdo chwili, kiedy tamtego feralnego dnia ścigał Gryfona uliczkami Hogsmeade.Cierpienie iwściekłość chłopaka przebiły serce Snape'a niczym nóż, otwierając ponownie starą ranę, która,wprawdzie niezagojona, była jednak ukryta głęboko pod nużącą rutyną codziennego życia.Terazjednak ból powrócił, tak silny i głęboki, jak podczas Halloween szesnaście lat temu, a wysiłkiPottera, by przekroczyć powstałą między nimi przepaść, choć bez wątpienia szczere, były dlaSnape'a jak sypanie soli na ranę.Dlatego Mistrz Eliksirów ze wszystkich sił starał się odepchnąćchłopaka i miał nadzieję, że Gryfon zda sobie wreszcie sprawę, że jego nauczyciel nie zasłużył nawspółczucie ani przebaczenie.Snape liczył na to, że nękający go ból w końcu ustanie, kiedy237Potter przestanie się nim przejmować i zacznie żyć swoim życiem.Nie byłby to zresztą pierwszyraz, kiedy Mistrz Eliksirów chciał oddzielić się od innych pancerzem obojętności i wzgardy.Owiele łatwiej było mu znosić nienawiść niż współczucie.Tym razem jednak było zupełnie inaczej.Owszem, Potter zaczął odnosić się do niego chłodnoi z rezerwą, ale Snape'owi wcale nie ulżyło.Dzisiaj zaś, kiedy chłopak spojrzał mu w oczy i zrozmysłem wypowiedział te raniące słowa, Mistrz Eliksirów ostatecznie zdał sobie sprawę, żebył w błędzie.Szydercza uwaga Pottera zabolała tak samo, jak podejmowane przezeń próbyzaprzyjaznienia się z nauczycielem i Snape doznał nagle czegoś w rodzaju przykrego objawienia:wcale nie chciał, aby Harry Potter go nienawidził.Trochę na to za pózno skomentował drwiący głos w jego głowie.Mężczyzna potrząsnął głową, zniesmaczony samym sobą.Nie powinien zachowywać się jakdzieciuch.Potter miał pełne prawo, by go nienawidzić i wypominać mu jego przestępstwa.Snapezaś nie miał prawa oczekiwać niczego więcej i nie było powodu, dla którego miałby deliberowaćnad tą kwestią.Trwała wojna i nie było czasu na użalanie się nad sobą i pogrążanie w fantazjacho innym, lepszym życiu.Musiał po prostu robić to, co zawsze przetrwać ten dzień, i następny, inastępny, z nadzieją, że uda mu się powtarzać to w nieskończoność.Postawiwszy sobie ten pragmatyczny cel, Snape podniósł pióro i zmusił się do przeczytaniależącego przed nim eseju.***Ron, Harry i Hermiona bez trudu dotarli do Bijącej Wierzby, podczas kiedy Ginny czekała wdormitorium, gotowa w każdej chwili podnieść alarm.Mieli jednak nadzieję, że nie okaże się topotrzebne.Już we Wrzeszczącej Chacie Hermiona rzuciła na każdego po kolei zaklęciaantynamierzające, po czym teleportowali się na wilgotne, zamglone wrzosowisko.Wszystko było otulone gęstą mgłą, która zdawała się otaczać ich szczelnym kokonem.Mimoże był środek dnia, Harry nie był w stanie dostrzec słońca, zaś granica widzialności przebiegała wodległości dwudziestu kroków. Chyba tędy odezwała się Hermiona, wskazując na kłęby mgły po lewej stronie.Głosdziewczyny był mocno przytłumiony. Więc chodzmy ponaglił Harry, ruszając we wskazanym kierunku.Przyjaciele następowalimu na pięty.Szli w milczeniu, okrążając bajora i głazy.Chłopak wytężał słuch, czy nie dobiegniego jakiś dzwięk sygnalizujący niebezpieczeństwo, ale nic nie słyszał.Na wrzosowisku panowaładziwna, nieprzenikniona cisza.Po kilku minutach z oparów wychynął obły kształt domu.Budynek był niski i zbudowany z238kamieni, które musiały zostać przyniesione z otaczającego wrzosowiska.Dom sprawiał wrażenieopuszczonego i był tak poszarzały ze starości, że niemal zlewał się z kłębiącą wokół mgłą, jakbybył jej integralną częścią.Dookoła postawiono niski, kamienny mur, ponadkruszany w wielumiejscach.Przez zardzewiałą metalową bramę dało się widzieć trawnik, dawniej z pewnościązadbany, teraz jednak wchłonięty przez wrzosowisko.Gryfoni zatrzymali się i lustrowali budynek uważnie.Po chwili Harry przynaglił ichmachnięciem ręki.Podkradli się do bramy i chłopak zerknął szybko przez zardzewiałe kraty.Woknach domu było ciemno i budynek wyglądał na opuszczony, ale wcale nie musiało tooznaczać, że byli bezpieczni.Przede wszystkim musieli się upewnić, że na miejsce nie nałożonożadnych zaklęć ochronnych.Harry zerknął na Hermionę, ale koleżanka nie zwracała żadnejuwagi na otoczenie.Drżała na całym ciele i ciasno obejmowała się ramionami.Gryfon zmarszczył brwi. Wszystko w porządku?Hermiona kiwnęła głową. Tutaj jest tak strasznie zimno.Harry stwierdził, że miała rację.Faktycznie powietrze było lodowate, mimo że wcześniej niezwrócił na to uwagi.Zmusił się jednak, żeby o tym nie myśleć i podniósł różdżkę. Manifesto!Różdżka nie zareagowała w żaden sposób. Rozejrzę się.Zostańcie tutaj.Harry przeszedł przez mur i ostrożnie podkradł się do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Samo w sobie nie byłoby to wielkim problemem.Zadaniem Mistrza Eliksirów było chronićPottera, nikomu więc nie stałaby się krzywda, gdyby Gryfon zaczął znaczyć dla niego więcej niżinni uczniowie.Sprawy jednak potoczyły się nieprzewidzianym torem i oto okazało się, że Snaperównież znaczy dla chłopaka dużo więcej niż jakikolwiek inny nauczyciel.Potter martwił się oniego, szanował go i ufał mu, a Mistrz Eliksirów nie zorientował się, ile to dla niego znaczyło, ażdo chwili, kiedy tamtego feralnego dnia ścigał Gryfona uliczkami Hogsmeade.Cierpienie iwściekłość chłopaka przebiły serce Snape'a niczym nóż, otwierając ponownie starą ranę, która,wprawdzie niezagojona, była jednak ukryta głęboko pod nużącą rutyną codziennego życia.Terazjednak ból powrócił, tak silny i głęboki, jak podczas Halloween szesnaście lat temu, a wysiłkiPottera, by przekroczyć powstałą między nimi przepaść, choć bez wątpienia szczere, były dlaSnape'a jak sypanie soli na ranę.Dlatego Mistrz Eliksirów ze wszystkich sił starał się odepchnąćchłopaka i miał nadzieję, że Gryfon zda sobie wreszcie sprawę, że jego nauczyciel nie zasłużył nawspółczucie ani przebaczenie.Snape liczył na to, że nękający go ból w końcu ustanie, kiedy237Potter przestanie się nim przejmować i zacznie żyć swoim życiem.Nie byłby to zresztą pierwszyraz, kiedy Mistrz Eliksirów chciał oddzielić się od innych pancerzem obojętności i wzgardy.Owiele łatwiej było mu znosić nienawiść niż współczucie.Tym razem jednak było zupełnie inaczej.Owszem, Potter zaczął odnosić się do niego chłodnoi z rezerwą, ale Snape'owi wcale nie ulżyło.Dzisiaj zaś, kiedy chłopak spojrzał mu w oczy i zrozmysłem wypowiedział te raniące słowa, Mistrz Eliksirów ostatecznie zdał sobie sprawę, żebył w błędzie.Szydercza uwaga Pottera zabolała tak samo, jak podejmowane przezeń próbyzaprzyjaznienia się z nauczycielem i Snape doznał nagle czegoś w rodzaju przykrego objawienia:wcale nie chciał, aby Harry Potter go nienawidził.Trochę na to za pózno skomentował drwiący głos w jego głowie.Mężczyzna potrząsnął głową, zniesmaczony samym sobą.Nie powinien zachowywać się jakdzieciuch.Potter miał pełne prawo, by go nienawidzić i wypominać mu jego przestępstwa.Snapezaś nie miał prawa oczekiwać niczego więcej i nie było powodu, dla którego miałby deliberowaćnad tą kwestią.Trwała wojna i nie było czasu na użalanie się nad sobą i pogrążanie w fantazjacho innym, lepszym życiu.Musiał po prostu robić to, co zawsze przetrwać ten dzień, i następny, inastępny, z nadzieją, że uda mu się powtarzać to w nieskończoność.Postawiwszy sobie ten pragmatyczny cel, Snape podniósł pióro i zmusił się do przeczytaniależącego przed nim eseju.***Ron, Harry i Hermiona bez trudu dotarli do Bijącej Wierzby, podczas kiedy Ginny czekała wdormitorium, gotowa w każdej chwili podnieść alarm.Mieli jednak nadzieję, że nie okaże się topotrzebne.Już we Wrzeszczącej Chacie Hermiona rzuciła na każdego po kolei zaklęciaantynamierzające, po czym teleportowali się na wilgotne, zamglone wrzosowisko.Wszystko było otulone gęstą mgłą, która zdawała się otaczać ich szczelnym kokonem.Mimoże był środek dnia, Harry nie był w stanie dostrzec słońca, zaś granica widzialności przebiegała wodległości dwudziestu kroków. Chyba tędy odezwała się Hermiona, wskazując na kłęby mgły po lewej stronie.Głosdziewczyny był mocno przytłumiony. Więc chodzmy ponaglił Harry, ruszając we wskazanym kierunku.Przyjaciele następowalimu na pięty.Szli w milczeniu, okrążając bajora i głazy.Chłopak wytężał słuch, czy nie dobiegniego jakiś dzwięk sygnalizujący niebezpieczeństwo, ale nic nie słyszał.Na wrzosowisku panowaładziwna, nieprzenikniona cisza.Po kilku minutach z oparów wychynął obły kształt domu.Budynek był niski i zbudowany z238kamieni, które musiały zostać przyniesione z otaczającego wrzosowiska.Dom sprawiał wrażenieopuszczonego i był tak poszarzały ze starości, że niemal zlewał się z kłębiącą wokół mgłą, jakbybył jej integralną częścią.Dookoła postawiono niski, kamienny mur, ponadkruszany w wielumiejscach.Przez zardzewiałą metalową bramę dało się widzieć trawnik, dawniej z pewnościązadbany, teraz jednak wchłonięty przez wrzosowisko.Gryfoni zatrzymali się i lustrowali budynek uważnie.Po chwili Harry przynaglił ichmachnięciem ręki.Podkradli się do bramy i chłopak zerknął szybko przez zardzewiałe kraty.Woknach domu było ciemno i budynek wyglądał na opuszczony, ale wcale nie musiało tooznaczać, że byli bezpieczni.Przede wszystkim musieli się upewnić, że na miejsce nie nałożonożadnych zaklęć ochronnych.Harry zerknął na Hermionę, ale koleżanka nie zwracała żadnejuwagi na otoczenie.Drżała na całym ciele i ciasno obejmowała się ramionami.Gryfon zmarszczył brwi. Wszystko w porządku?Hermiona kiwnęła głową. Tutaj jest tak strasznie zimno.Harry stwierdził, że miała rację.Faktycznie powietrze było lodowate, mimo że wcześniej niezwrócił na to uwagi.Zmusił się jednak, żeby o tym nie myśleć i podniósł różdżkę. Manifesto!Różdżka nie zareagowała w żaden sposób. Rozejrzę się.Zostańcie tutaj.Harry przeszedł przez mur i ostrożnie podkradł się do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]