[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak gdyby miała gdzieś kogoś.może jeszcze nie fizycznie, ale na myśli.Albocoś się dzieje po prostu takiego.Pytałem dziesięć razy, zawsze zmienia temat.Możegdybym więcej z nią siedział tutaj, w Toruniu, byłoby inaczej.- Siedział? Ty?- Wiesz, jak to jest.Jesteś z kobietą w domu, nic nie robicie, czas płynie.technikaslow.%7łycie się tworzy samo.- Gówno się tworzy! - Damian cofa głowę i gwałtownie macha ręką nad niskimstolikiem.- Ty masz idealistyczną wersję marazmu, bo nigdy go nie doświadczyłeś.Ciąglezapierdalasz i myślisz, że jak para ludzi siedzi na kanapie i milczy, to nad nimi miłość otwierakolorowy parasol.Ale ty głupi jesteś, Robuś, chociaż taki mądry.- Wiesz co.? Chyba do Kamili wrócę.Przynajmniej na jakiś czas.Nie wiem, czy tobędzie lepsze dla mnie, ale na pewno dla dzieci.- To jest jakiś argument.Już się pukacie?Robert kręci głową.- A ty pukasz swoje kelnerki?- Oj tam, oj tam.Pytałem tylko.Jak kolega.- Ja też pytałem.- Już dawno nie posuwam personelu.Ale ta pierwsza.- Damian wskazuje palcemna bar.-.ma na imię Paulinka i jest wolna i chętna.Niedobry chłopak ją porzucił.Wyjechałdo Holandii z jej koleżanką.On u mnie kiedyś pracował, na kuchni.Bardzo ładne zakąskiumiał wyczarować z przedatowanego żarcia i vegety.Od kiedy go nie ma.-.podajecie tylko orzeszki.- I jeszcze paluszki.W dwóch smakach.Sam widzisz, jakie ja straty ponoszę.Takoleżanka Paulinki, dupcia z agentury na Słowiczej, najpierw sto kilometrów chujaobciągnęła, a potem nagle, jak tu była z klientem, pokochała mojego kuchcika.Miłością,kurwa, czystą i prawdziwą.Wpadli na siebie w korytarzyku do kibla.I po tygodniu wyjechaliw dalekie strony.Jak w amerykańskim filmie.Widzisz to?- Się rzeczywiście cuda w Knocie dzieją.- Zawołam na chwilę Paulinkę, co?- Damian.daj mi spokój.Uważaj, byś się nie zamienił w alfonsa.- Wiesz, że to by mi nawet pasowało? Przerobić Kotka na dochodową agenturę.Od stycznia mi czynsz podnieśli.Czwarty raz, przecież to można kurwicy dostać! Zapłaćochronę, szatniarzy mam już trzech, bo zimą się nie wyrabiają.Widziałeś sam: co chwilaktoś na zewnątrz wychodzi.- Palić nie pozwalasz.- Wczoraj kominiarz zażyczył sobie pięćset w łapę za podpis albo nakaże remontprzewodów.Debil z wiatraczkiem w ręce.Do tego koncesja, za muzę ZAiKS-owi zapłać,menedżerka chce, kurwa, umowę, jeszcze trochę i barmanka ci etatu zażąda.Patrz! Wyszłymoje gwiazdeczki!Na podeście, między trzema niklowanymi, podświetlonymi na fioletowo rurami,zaczynają kołysać biodrami dwie piekielnie zgrabne dziewczyny w ciemnoczerwonychperuczkach.Mają na sobie złote stringi, poza nimi - tylko buty, bransoletki i trochękolczyków w różnych rejonach.Plus jakieś błyskające motylki na sutkach.Jedna z tancerekwłaśnie klęka przed drugą i zaczyna oplatać jej uda wężowymi ruchami dłoni.- Ty, Damian.a one mają te fistaszki na cycusiach czym zasilane?- Dobre, nie?! Bateryjkami! To się przykleja.Made in Korea.Chcesz takie dla swojejKamilci?- Spierdalaj, zboku.- Robert dopija sok i odstawia szklankę z mocnym stuknięciem,którego i tak nie słychać wśród wrzawy wywołanej występem striptizerek.- Poczekaj chociaż, aż się lizać zaczną! - Damian prawie krzyczy.- Zjeżdżam do boksu, zanim będzie za pózno.- Robert podnosi ze stołu pęk kluczyi wstaje.- Jeszcze raz dzięki za chatę! - woła wprost do ucha kolegi.- W niedzielę przedpółnocą masz klucze z powrotem!- A co masz przedtem zrobić?!- Zakręcić wodę i spuścić wszystko z pompy!- No to idz, idz.poświęcaj się dla dzieci.I tak cię kiedyś w dupę kopną! - Damianściska rękę Roberta.Stukają się jeszcze pięściami, gdy do szefa podchodzi kelnerkai wywrzaskuje prosto do ucha jakieś pytanie.Robert wychodzi, przeciskając się między mężczyznami oblegającymi podest.Czuje wody kolońskie, odżywki do włosów, korzenne perfumy, pot i zapachyposzczególnych alkoholi.Najmocniej pachną winiaki i kolorowe wódki rozlewane tutaj jakowhisky.Woń czystej - najmniej agresywna, ale wyczuwalna - też się unosi.Nigdy tego nieudowadniał eksperymentalnie, lecz jest przekonany, że po długiej abstynencji potrafi jużodróżnić zapach wódki ciepłej od schłodzonej.Jeszcze przed drzwiami wyjściowymi wkłada do ust papierosa.12.Zroda, 18 lutego, od północy do popołudniaBeata Badowska - Badzia - wzrostem i figurą jest prawie identyczna z Mają.Różniąsię tylko cerą.Majka - bladolica, z jasnymi piegami na szyi - prezentuje typ germańskiejKrólewny Znieżki.Beata ma w sobie coś z Włoszki.Równie mały, lecz ciut ostrzej niżu Majki zakończony nosek, równie wielkie oczy okolone długimi rzęsami, do tego masagrubych, falujących włosów, kiedyś ciemnokasztanowych, teraz rozjaśnionychi przefarbowanych na szafran.W mlecznej bluzce z kołnierzykiem i ciasnej, elastycznejsukience, półleżąc na krowiej skórze przed płonącym kominkiem, wygląda jak blondEsmeralda.Brakuje jej tylko tamburynu.Maja siedzi obok zapadnięta w wielką skórzaną poduchę, którą ojciec przywiózłkiedyś z Maroka.Między jej bosymi stopami a odkrytym paleniskiem stoi półmetrowejśrednicy srebrna taca na niskich nóżkach w kształcie psich łap - szesnastowieczny hiszpańskiwyrób wart więcej od niejednego samochodu.Na tacy dzbanek z herbatą, filiżanki, rozsypaneorzeszki, pusta butelka po czerwonym winie i druga, opróżniona w dwóch trzecich.Obokciastka i otwarta paczka davidoffów.Słychać trzaskanie płomieni.Majka roznieciła ogieńgłównie dlatego, żeby komin zaciągał dym i Badzia mogła swobodnie zapalić.Ale nie tylkopo to.Siedząc z kimś u boku przy domowym ognisku, czuje się odrobinę bezpieczniej.Beata jest mądrą dziewczyną i umie słuchać.Kilka minut temu ich rozmowa - o zamordowanym Pawle, o strachu, o smutkui o miłości - zmieniła się w monolog Majki.Beata tylko od czasu do czasu daje znać,że rozumie i nadąża.Czasem prosi, by koleżanka coś powtórzyła - wtedy Maja tłumaczyjeszcze raz, co takiego niedawno odkryła i opisała.Coraz bardziej się przy tym przekonuje,że wszystkie elementy - wbrew informacjom z radia, telewizji i sieci - doskonale do siebiepasują.Chociaż układanka jest potwornie skomplikowana.- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jak gdyby miała gdzieś kogoś.może jeszcze nie fizycznie, ale na myśli.Albocoś się dzieje po prostu takiego.Pytałem dziesięć razy, zawsze zmienia temat.Możegdybym więcej z nią siedział tutaj, w Toruniu, byłoby inaczej.- Siedział? Ty?- Wiesz, jak to jest.Jesteś z kobietą w domu, nic nie robicie, czas płynie.technikaslow.%7łycie się tworzy samo.- Gówno się tworzy! - Damian cofa głowę i gwałtownie macha ręką nad niskimstolikiem.- Ty masz idealistyczną wersję marazmu, bo nigdy go nie doświadczyłeś.Ciąglezapierdalasz i myślisz, że jak para ludzi siedzi na kanapie i milczy, to nad nimi miłość otwierakolorowy parasol.Ale ty głupi jesteś, Robuś, chociaż taki mądry.- Wiesz co.? Chyba do Kamili wrócę.Przynajmniej na jakiś czas.Nie wiem, czy tobędzie lepsze dla mnie, ale na pewno dla dzieci.- To jest jakiś argument.Już się pukacie?Robert kręci głową.- A ty pukasz swoje kelnerki?- Oj tam, oj tam.Pytałem tylko.Jak kolega.- Ja też pytałem.- Już dawno nie posuwam personelu.Ale ta pierwsza.- Damian wskazuje palcemna bar.-.ma na imię Paulinka i jest wolna i chętna.Niedobry chłopak ją porzucił.Wyjechałdo Holandii z jej koleżanką.On u mnie kiedyś pracował, na kuchni.Bardzo ładne zakąskiumiał wyczarować z przedatowanego żarcia i vegety.Od kiedy go nie ma.-.podajecie tylko orzeszki.- I jeszcze paluszki.W dwóch smakach.Sam widzisz, jakie ja straty ponoszę.Takoleżanka Paulinki, dupcia z agentury na Słowiczej, najpierw sto kilometrów chujaobciągnęła, a potem nagle, jak tu była z klientem, pokochała mojego kuchcika.Miłością,kurwa, czystą i prawdziwą.Wpadli na siebie w korytarzyku do kibla.I po tygodniu wyjechaliw dalekie strony.Jak w amerykańskim filmie.Widzisz to?- Się rzeczywiście cuda w Knocie dzieją.- Zawołam na chwilę Paulinkę, co?- Damian.daj mi spokój.Uważaj, byś się nie zamienił w alfonsa.- Wiesz, że to by mi nawet pasowało? Przerobić Kotka na dochodową agenturę.Od stycznia mi czynsz podnieśli.Czwarty raz, przecież to można kurwicy dostać! Zapłaćochronę, szatniarzy mam już trzech, bo zimą się nie wyrabiają.Widziałeś sam: co chwilaktoś na zewnątrz wychodzi.- Palić nie pozwalasz.- Wczoraj kominiarz zażyczył sobie pięćset w łapę za podpis albo nakaże remontprzewodów.Debil z wiatraczkiem w ręce.Do tego koncesja, za muzę ZAiKS-owi zapłać,menedżerka chce, kurwa, umowę, jeszcze trochę i barmanka ci etatu zażąda.Patrz! Wyszłymoje gwiazdeczki!Na podeście, między trzema niklowanymi, podświetlonymi na fioletowo rurami,zaczynają kołysać biodrami dwie piekielnie zgrabne dziewczyny w ciemnoczerwonychperuczkach.Mają na sobie złote stringi, poza nimi - tylko buty, bransoletki i trochękolczyków w różnych rejonach.Plus jakieś błyskające motylki na sutkach.Jedna z tancerekwłaśnie klęka przed drugą i zaczyna oplatać jej uda wężowymi ruchami dłoni.- Ty, Damian.a one mają te fistaszki na cycusiach czym zasilane?- Dobre, nie?! Bateryjkami! To się przykleja.Made in Korea.Chcesz takie dla swojejKamilci?- Spierdalaj, zboku.- Robert dopija sok i odstawia szklankę z mocnym stuknięciem,którego i tak nie słychać wśród wrzawy wywołanej występem striptizerek.- Poczekaj chociaż, aż się lizać zaczną! - Damian prawie krzyczy.- Zjeżdżam do boksu, zanim będzie za pózno.- Robert podnosi ze stołu pęk kluczyi wstaje.- Jeszcze raz dzięki za chatę! - woła wprost do ucha kolegi.- W niedzielę przedpółnocą masz klucze z powrotem!- A co masz przedtem zrobić?!- Zakręcić wodę i spuścić wszystko z pompy!- No to idz, idz.poświęcaj się dla dzieci.I tak cię kiedyś w dupę kopną! - Damianściska rękę Roberta.Stukają się jeszcze pięściami, gdy do szefa podchodzi kelnerkai wywrzaskuje prosto do ucha jakieś pytanie.Robert wychodzi, przeciskając się między mężczyznami oblegającymi podest.Czuje wody kolońskie, odżywki do włosów, korzenne perfumy, pot i zapachyposzczególnych alkoholi.Najmocniej pachną winiaki i kolorowe wódki rozlewane tutaj jakowhisky.Woń czystej - najmniej agresywna, ale wyczuwalna - też się unosi.Nigdy tego nieudowadniał eksperymentalnie, lecz jest przekonany, że po długiej abstynencji potrafi jużodróżnić zapach wódki ciepłej od schłodzonej.Jeszcze przed drzwiami wyjściowymi wkłada do ust papierosa.12.Zroda, 18 lutego, od północy do popołudniaBeata Badowska - Badzia - wzrostem i figurą jest prawie identyczna z Mają.Różniąsię tylko cerą.Majka - bladolica, z jasnymi piegami na szyi - prezentuje typ germańskiejKrólewny Znieżki.Beata ma w sobie coś z Włoszki.Równie mały, lecz ciut ostrzej niżu Majki zakończony nosek, równie wielkie oczy okolone długimi rzęsami, do tego masagrubych, falujących włosów, kiedyś ciemnokasztanowych, teraz rozjaśnionychi przefarbowanych na szafran.W mlecznej bluzce z kołnierzykiem i ciasnej, elastycznejsukience, półleżąc na krowiej skórze przed płonącym kominkiem, wygląda jak blondEsmeralda.Brakuje jej tylko tamburynu.Maja siedzi obok zapadnięta w wielką skórzaną poduchę, którą ojciec przywiózłkiedyś z Maroka.Między jej bosymi stopami a odkrytym paleniskiem stoi półmetrowejśrednicy srebrna taca na niskich nóżkach w kształcie psich łap - szesnastowieczny hiszpańskiwyrób wart więcej od niejednego samochodu.Na tacy dzbanek z herbatą, filiżanki, rozsypaneorzeszki, pusta butelka po czerwonym winie i druga, opróżniona w dwóch trzecich.Obokciastka i otwarta paczka davidoffów.Słychać trzaskanie płomieni.Majka roznieciła ogieńgłównie dlatego, żeby komin zaciągał dym i Badzia mogła swobodnie zapalić.Ale nie tylkopo to.Siedząc z kimś u boku przy domowym ognisku, czuje się odrobinę bezpieczniej.Beata jest mądrą dziewczyną i umie słuchać.Kilka minut temu ich rozmowa - o zamordowanym Pawle, o strachu, o smutkui o miłości - zmieniła się w monolog Majki.Beata tylko od czasu do czasu daje znać,że rozumie i nadąża.Czasem prosi, by koleżanka coś powtórzyła - wtedy Maja tłumaczyjeszcze raz, co takiego niedawno odkryła i opisała.Coraz bardziej się przy tym przekonuje,że wszystkie elementy - wbrew informacjom z radia, telewizji i sieci - doskonale do siebiepasują.Chociaż układanka jest potwornie skomplikowana.- [ Pobierz całość w formacie PDF ]