[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z pewnej kokieterii ostatniego zdania poznawałem Zemanka takiego, jakimgo znałem; ale sens tych słów przeraził mnie: Zemanek odszedł widać radykalnieod swojej dawnej postawy i poglądów, i gdybym dzisiaj przebywał blisko niego, wkonfliktach, jakie przeżywał, byłbym, chcąc nie chcąc, po jego stronie.I właśnieto było straszne, właśnie na to absolutnie nie byłem przygotowany, było to dlamnie nieoczekiwane, chociaż tego rodzaju zmiana poglądów nie była niczymnadzwyczajnym, wprost przeciwnie, było to zjawisko nagminne, taka zmiananastąpiła u mnóstwa ludzi, a powoli następuje zapewne w całym społeczeństwie.Tylko że właśnie u Zemanka z taką zmianą się nie liczyłem; zastygł w mojejpamięci w takiej postaci, w jakiej widziałem go ostatnim razem, i teraz zwściekłością odmawiałem mu prawa do tego, by był inny niż wtedy, kiedy goznałem.Niektórzy ludzie twierdzą, że kochają ludzkość, a inni słusznie się za-strzegają, że kochać można tylko w liczbie pojedynczej, to znaczy poszczególneosoby; zgadzam się z tym i dodaję, że odnosi się to zarówno do miłości, jak i donienawiści.Człowiek, owa istota dążąca do równowagi, wyrównuje ciężar zła,które zwalono jej na kark, ciężarem swej nienawiści.Ale spróbujcie skierowaćnienawiść na samo tylko oderwane pojęcie, na niesprawiedliwość, fanatyzm,okrucieństwo, albo jeśli doszliście już do tego, że godne nienawiści jest dla wassamo pojęcie ludzkości, spróbujcie znienawidzić ludzkość! Taka nienawiść jestzbyt nieludzka, toteż człowiek, by dać upust swojej złości (świadomograniczoności jej siły), koncentruje ją w końcu zawsze tylko na jednostkach.I dlatego się przeraziłem.Naraz przyszło mi na myśl, że teraz w każdejchwili Zemanek może powołać się na swoją metamorfozę (którą zresztązademonstrował z podejrzanym wręcz pośpiechem) i w jej imieniu prosić mnie oprzebaczenie.Wydało mi się to straszne.Co ja mu powiem? Jaką mogę daćodpowiedz? Jak mu wytłumaczę, że nie mogę się z nim pojednać? Jak muwytłumaczę, że tym samym jedna szala mojej wewnętrznej wagi raptowniepodskoczyłaby w górę? Jak mu wytłumaczę, że nienawiścią do niego równoważęogrom zła, które legło na mojej młodości, na moim życiu? Jak mu wytłumaczę,że właśnie w nim widzę ucieleśnione całe zło swego życia? Jak mu wytłumaczę,że muszę go nienawidzić?8Wąska uliczka zatłoczona była końmi.Widziałem króla z odległości kilkumetrów.Siedział na swoim koniu opodal pozostałych.Po obu jego stronach dwainne konie z dwoma innymi chłopcami, jego paziami.Byłem w kłopocie.Miałlekko odęte usta, tak jak Włodzimierz.Siedział spokojnie, jak gdyby znudzony.Czy to on? Chyba tak.Ale równie dobrze może to być ktoś inny.Przecisnąłem siębliżej.Muszę go przecież poznać.Mam wyryte w pamięci każde drgnienie jegociała, każdy gest! Przecież go kocham, a miłość ma swój instynkt!Stałem tuż obok niego.Mógłbym się do niego odezwać.Byłoby to takieproste.Ale byłoby to daremne.Królowi nie wolno mówić.Potem Jazda przesunęła się o jeden dom dalej.Teraz go poznam! Krokkonia zmusi go do ruchu, który go zdradzi.Kiedy koń ruszył, król rzeczywiścielekko się wyprostował, ale nie zdradziło mi to bynajmniej, kogo kryje zasłona.Jaskrawe wstążki na jego twarzy były rozpaczliwie nieprzeniknione.9Jazda Królów przesunęła się znowu o parę domów dalej, my zaś z gro-madką innych ciekawskich poszliśmy za nią, a nasza rozmowa przeskoczyła nadalszy temat panna Brożówna przeszła od osoby Zemanka do swojej własnej iszeroko rozwodziła się teraz nad tym, jak lubi podróżować autostopem.Mówiła otym z takim naciskiem (trochę afektowanym), że natychmiast zrozumiałem, iżma to być z jej strony manifestacja pokolenia; każda generacja bowiem posiadawłasny zestaw namiętności, miłości i zainteresowań, które wyznaje z pewnegorodzaju uporem, aby się w ten sposób odróżnić od starszych i podkreślić swojąinność.Uleganie takiej młodzieżowej mentalności (owej stadnej dumie) było dlamnie zawsze wstrętne.Kiedy panna Brożówna prowokacyjnie rozwijała swojątezę (słyszałem ją już chyba z pięćdziesiąt razy od jej rówieśników), że ludzkośćdzieli się na tych, którzy są po stronie autostopowiczów (wolnomyśliciele, ludzielubiący przygody, ludzcy) i na tych, którzy są przeciwko autostopowiczom(kołtuny, socjalistyczni burżuje, ludzie nieludzcy), nazwałem ją żartem dogmatykiem autostopu.Odpowiedziała mi ostro, że nie jest dogmatykiem anirewizjonistą, ani sekciarzem, ani asekurantem, że nie jest świadoma aninieuświadomiona, że to wszystko są słowa, które wymyśliliśmy my, które należądo naszego słownika, ale dla nich są obce. Tak rzekł Zemanek oni są inni.Na szczęście są inni.Również ichsłownik jest na szczęście inny.Nie interesują ich nasze osiągnięcia ani naszewiny.Nie uwierzyłbyś, ale na egzaminach wstępnych na wyższe studia ci młodzinie wiedzą już nawet, co to były procesy.Stalin to dla nich tylko nazwisko, aBucharin, Kamieniew, Rajk to już nie są dla nich nawet nazwiska.Wyobrazsobie, że większość z nich nie wiedziała nawet, kto to był Clementis. Tylko że to mnie właśnie przeraża powiedziałem. Nie świadczy to najlepiej o ich wykształceniu.Ale na tym polega ichwyzwolenie.Nie dopuścili naszego świata do swojej świadomości.Odrzucili gocałkowicie i bez reszty. Zlepota zastąpiła ślepotę. Tak bym tego nie powiedział.Bo widzisz, oni mi imponują.Lubię ichwłaśnie za to, że są zupełnie inni.Kochają swoje ciało.Myśmy je zaniedbywali.Lubią podróżować.Myśmy tkwili w jednym miejscu.Kochają przygodę.Myprzesiedzieliśmy życie na zebraniach.Kochają jazz.Myśmy nieudolnie imitowalifolklor.Zajmują się egoistycznie sami sobą.Myśmy chcieli zbawiać świat przeznasz mesjanizm.Może oni ocalą go przez swój egoizm.10Jak to możliwe? Król! Wyprostowana postać na koniu spowita w pstrokatebarwy! Ileż razy go widziałem, ileż razy go sobie wyobrażałem! Naj-tkliwszemarzenie! A teraz przeobraziło się w rzeczywistość i cała tkliwość uleciała.Otonagle jest to tylko kolorowa kukła, a ja nie wiem, co w sobie kryje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Z pewnej kokieterii ostatniego zdania poznawałem Zemanka takiego, jakimgo znałem; ale sens tych słów przeraził mnie: Zemanek odszedł widać radykalnieod swojej dawnej postawy i poglądów, i gdybym dzisiaj przebywał blisko niego, wkonfliktach, jakie przeżywał, byłbym, chcąc nie chcąc, po jego stronie.I właśnieto było straszne, właśnie na to absolutnie nie byłem przygotowany, było to dlamnie nieoczekiwane, chociaż tego rodzaju zmiana poglądów nie była niczymnadzwyczajnym, wprost przeciwnie, było to zjawisko nagminne, taka zmiananastąpiła u mnóstwa ludzi, a powoli następuje zapewne w całym społeczeństwie.Tylko że właśnie u Zemanka z taką zmianą się nie liczyłem; zastygł w mojejpamięci w takiej postaci, w jakiej widziałem go ostatnim razem, i teraz zwściekłością odmawiałem mu prawa do tego, by był inny niż wtedy, kiedy goznałem.Niektórzy ludzie twierdzą, że kochają ludzkość, a inni słusznie się za-strzegają, że kochać można tylko w liczbie pojedynczej, to znaczy poszczególneosoby; zgadzam się z tym i dodaję, że odnosi się to zarówno do miłości, jak i donienawiści.Człowiek, owa istota dążąca do równowagi, wyrównuje ciężar zła,które zwalono jej na kark, ciężarem swej nienawiści.Ale spróbujcie skierowaćnienawiść na samo tylko oderwane pojęcie, na niesprawiedliwość, fanatyzm,okrucieństwo, albo jeśli doszliście już do tego, że godne nienawiści jest dla wassamo pojęcie ludzkości, spróbujcie znienawidzić ludzkość! Taka nienawiść jestzbyt nieludzka, toteż człowiek, by dać upust swojej złości (świadomograniczoności jej siły), koncentruje ją w końcu zawsze tylko na jednostkach.I dlatego się przeraziłem.Naraz przyszło mi na myśl, że teraz w każdejchwili Zemanek może powołać się na swoją metamorfozę (którą zresztązademonstrował z podejrzanym wręcz pośpiechem) i w jej imieniu prosić mnie oprzebaczenie.Wydało mi się to straszne.Co ja mu powiem? Jaką mogę daćodpowiedz? Jak mu wytłumaczę, że nie mogę się z nim pojednać? Jak muwytłumaczę, że tym samym jedna szala mojej wewnętrznej wagi raptowniepodskoczyłaby w górę? Jak mu wytłumaczę, że nienawiścią do niego równoważęogrom zła, które legło na mojej młodości, na moim życiu? Jak mu wytłumaczę,że właśnie w nim widzę ucieleśnione całe zło swego życia? Jak mu wytłumaczę,że muszę go nienawidzić?8Wąska uliczka zatłoczona była końmi.Widziałem króla z odległości kilkumetrów.Siedział na swoim koniu opodal pozostałych.Po obu jego stronach dwainne konie z dwoma innymi chłopcami, jego paziami.Byłem w kłopocie.Miałlekko odęte usta, tak jak Włodzimierz.Siedział spokojnie, jak gdyby znudzony.Czy to on? Chyba tak.Ale równie dobrze może to być ktoś inny.Przecisnąłem siębliżej.Muszę go przecież poznać.Mam wyryte w pamięci każde drgnienie jegociała, każdy gest! Przecież go kocham, a miłość ma swój instynkt!Stałem tuż obok niego.Mógłbym się do niego odezwać.Byłoby to takieproste.Ale byłoby to daremne.Królowi nie wolno mówić.Potem Jazda przesunęła się o jeden dom dalej.Teraz go poznam! Krokkonia zmusi go do ruchu, który go zdradzi.Kiedy koń ruszył, król rzeczywiścielekko się wyprostował, ale nie zdradziło mi to bynajmniej, kogo kryje zasłona.Jaskrawe wstążki na jego twarzy były rozpaczliwie nieprzeniknione.9Jazda Królów przesunęła się znowu o parę domów dalej, my zaś z gro-madką innych ciekawskich poszliśmy za nią, a nasza rozmowa przeskoczyła nadalszy temat panna Brożówna przeszła od osoby Zemanka do swojej własnej iszeroko rozwodziła się teraz nad tym, jak lubi podróżować autostopem.Mówiła otym z takim naciskiem (trochę afektowanym), że natychmiast zrozumiałem, iżma to być z jej strony manifestacja pokolenia; każda generacja bowiem posiadawłasny zestaw namiętności, miłości i zainteresowań, które wyznaje z pewnegorodzaju uporem, aby się w ten sposób odróżnić od starszych i podkreślić swojąinność.Uleganie takiej młodzieżowej mentalności (owej stadnej dumie) było dlamnie zawsze wstrętne.Kiedy panna Brożówna prowokacyjnie rozwijała swojątezę (słyszałem ją już chyba z pięćdziesiąt razy od jej rówieśników), że ludzkośćdzieli się na tych, którzy są po stronie autostopowiczów (wolnomyśliciele, ludzielubiący przygody, ludzcy) i na tych, którzy są przeciwko autostopowiczom(kołtuny, socjalistyczni burżuje, ludzie nieludzcy), nazwałem ją żartem dogmatykiem autostopu.Odpowiedziała mi ostro, że nie jest dogmatykiem anirewizjonistą, ani sekciarzem, ani asekurantem, że nie jest świadoma aninieuświadomiona, że to wszystko są słowa, które wymyśliliśmy my, które należądo naszego słownika, ale dla nich są obce. Tak rzekł Zemanek oni są inni.Na szczęście są inni.Również ichsłownik jest na szczęście inny.Nie interesują ich nasze osiągnięcia ani naszewiny.Nie uwierzyłbyś, ale na egzaminach wstępnych na wyższe studia ci młodzinie wiedzą już nawet, co to były procesy.Stalin to dla nich tylko nazwisko, aBucharin, Kamieniew, Rajk to już nie są dla nich nawet nazwiska.Wyobrazsobie, że większość z nich nie wiedziała nawet, kto to był Clementis. Tylko że to mnie właśnie przeraża powiedziałem. Nie świadczy to najlepiej o ich wykształceniu.Ale na tym polega ichwyzwolenie.Nie dopuścili naszego świata do swojej świadomości.Odrzucili gocałkowicie i bez reszty. Zlepota zastąpiła ślepotę. Tak bym tego nie powiedział.Bo widzisz, oni mi imponują.Lubię ichwłaśnie za to, że są zupełnie inni.Kochają swoje ciało.Myśmy je zaniedbywali.Lubią podróżować.Myśmy tkwili w jednym miejscu.Kochają przygodę.Myprzesiedzieliśmy życie na zebraniach.Kochają jazz.Myśmy nieudolnie imitowalifolklor.Zajmują się egoistycznie sami sobą.Myśmy chcieli zbawiać świat przeznasz mesjanizm.Może oni ocalą go przez swój egoizm.10Jak to możliwe? Król! Wyprostowana postać na koniu spowita w pstrokatebarwy! Ileż razy go widziałem, ileż razy go sobie wyobrażałem! Naj-tkliwszemarzenie! A teraz przeobraziło się w rzeczywistość i cała tkliwość uleciała.Otonagle jest to tylko kolorowa kukła, a ja nie wiem, co w sobie kryje [ Pobierz całość w formacie PDF ]