[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kto nie wiedział, gdzie jest, niespełniał wymogów członkostwa.Mark nie był członkiem, ale pomimo towszedł do środka.Odzwierny z błękitnąopaską na ramieniu nawet nie zajrzał na listęi nie zatrzymał go lawiną wymówek.KiedyMark powiedział, czego mu potrzeba,poważnie skinął głową.Odzwierny wziął od Marka płaszczi kapelusz i przekazał innemu.Przez szparęwe drzwiach garderoby Mark dojrzał rzędykapeluszy z błękitną kokardą.Wkraczał dosamej jaskini zbójców.W głębi, przy stołach, rozprawiali półgłosemliczni młodzi mężczyzni.Ponad połowa z nichmiała na ramionach błękitne opaski.Nierozlegały się wybuchy śmiechu ani wezwaniado zakładów, jak w innych podobnych lokalach.Klub Danielsa miał znacznie poważniejsząreputację.Tutaj zbierali się przyszliprzywódcy narodu, na których w przyszłościczekały miejsca w parlamencie i tytułyksiążęce.Odzwierny zaprowadził go do osobnegopomieszczenia, w którym znajdował sięsamotny mężczyzna.Nazwisko Mark słyszałwielokrotnie, ale było to ich pierwsze osobistespotkanie.Mężczyzna był nieomal w wiekuMarka; aż dziw, że ich ścieżki nie przecięły sięw Eton czy Oksfordzie.Mark zastanawiał się,gdzie w takim razie Jedidiah Pruwett odebrałwykształcenie.Jego oczy kryły się za oprawkami okularów,miał rzadką brodę i krótko przycięte włosy.Jedynym kolorowym akcentem jego ciemnegoubioru była błękitna opaska na ramieniu wykrochmalona i gładko rozprasowana.Niepodniósł wzroku, kiedy Mark wszedł cicho dośrodka, przystawił sobie krzesło i usiadł obok.Pruwett czytał Biblię, poprawiał okulary nanosie i wydawał się całkowicie nieświadomyjego obecności.Mark czekał.Pruwett przerzucił kartkę,podniósł wzrok i upuścił księgę na stół,rozlewając szklankę bezbarwnego płynu. Sir! zawołał i zerwał się z miejsca, prawiewywracając krzesło.Próbował jednocześniechwycić oparcie i ratować Biblię przedzalaniem, ale zaplątał się w nogawki i z całymkramem wylądował na podłodze.Mark podniósł Biblię i wyciągnął do niegorękę.Pruwett przyjął ramię z ciężkimwestchnieniem. To takie deprymujące wyznał, stającznowu na nogach. Nigdy bym sobie niewyobrażał, że tak pana powitam, sir.Zwyklenie jestem aż taki niezręczny, pod słowemhonoru.To dlatego, że tak mnie pan zaskoczył.Pruwett wciąż jeszcze nie wypuścił rękiMarka; potrząsał nią w górę i w dół jakszalony. Musi pan wiedzieć, jak bardzo go cenię.Zwieci pan dla mnie godnym przykładem.Zanim przeczytałem pana książkę& Zarumienił się. Byłem jak zgubiony.Założyłem GKC, żeby pomóc innym odnalezćdrogę tak, jak uczynił to pan ze mną.Mark poczuł się trochę niezręcznie. Dziękuję odparł.Pruwett wysupłał z kieszeni chustkęi rozłożył na zalanym stole. Czym więcej mogę panu służyć?Mark przybył tu prosić, żeby Pruwett raczejstarał się mniej mu przysłużyć.Ale ten unikałjego wzroku.Podszedł do drzwi i wezwałsłużbę.Podczas gdy służący wycierał stółi podłogę, między nimi trwała cisza. Czy myśli pan o aktywniejszymzaangażowaniu w sprawy GKC? Pruwettprzygryzł wargę. Będziemy zaszczyceni.Mimo swoich słów Pruwett wyglądał bardziejna zdenerwowanego niż zaszczyconego. %7ływię do pana wielki szacunek dodałi tym razem zabrzmiało to szczerze. Pochlebia mi pan.Nie spodziewałem się, żektoś wezmie sobie moje myśli do serca, niewspominając o tysiącu zwolenników.Jestemwdzięczny, ale to rzeczywiście niezręcznasytuacja GKC to nie całkiem moja bajka.Pruwett wyraznie się rozluznił. W takim razie tym bardziej cieszę sięz pańskiej towarzyskiej wizyty.Obiecujęniczego więcej nie wylewać, jeśli zgodzi siępan wypić ze mną drinka.Mark westchnął ciężko. Nie.Ciężko mi to mówić, bo wiem, że panma dobre intencje.Ale mówiąc, że to nie mojabajka, miałem na myśli, że pana praca mi sięnie podoba.Pruwett zbladł jak ściana.Mark czuł się tak,jakby kopnął szczeniaka, ale nie istniałprzyjemny sposób na to, co miał dopowiedzenia. GKC sugeruje, że kobiety są naszymiwrogami i powinniśmy ich unikać.Takastygmatyzacja nie prowadzi do niczegodobrego. Z całym szacunkiem, sir, nie w tym jest turzecz.Chodzi o poczucie braterstwa, o coś, copołączy mężczyzn dobrej woli. Ale ucieka się pan do niegodnych środków. Mark zmarszczył brwi. Nie rozumiem,dlaczego nie możecie po prostu być cnotliwibez tego całego klubu. Mężczyzni muszą mieć się czym zająć,inaczej znowu się zwrócą ku burdelom dlarozrywki. A to taka dobra rozrywka rozpowiadać, jakdługo się pozostaje w czystości? To nie jest rozrywka, ale kwestiastandardów odpowiedzialności. Pruwettpoprawił okulary. Bez tego szerzyłaby siętylko hipokryzja.Spotkania, tajne znaki,wszystko to jest potrzebne, żeby się nawzajemwspierali i pragnęli czystości zamiast upadku. Hę? rzucił tylko Mark.Coś zaniepokoiłogo w oczach Pruwetta. Proszę się rozejrzeć! Pruwett z każdąchwilą zyskiwał swadę. Ci, którzy zebrali siętutaj, wszyscy mają swoje sprawy.Ale proszępomyśleć o trzecich synach, chłopcach, którymnie brakuje niczego prócz celu w życiu.Donikąd nie zmierzają.Legitymują sięnazwiskiem i korzystają z marnychprzyjemności.Chciałem, żeby mieli coś doroboty.Zamilkł i dodał po chwili: Sam chciałem mieć coś do roboty. Chcesz mi powiedzieć, że założyłeś GKCz nudów?Pruwett otworzył szeroko oczy i nagle Markzrozumiał, co go dręczyło w jego spojrzeniu.Zwykle okulary powiększały wizualnie oczy,ale pomimo to jego oczy pozostałyniezmienione.Mark wyciągnął rękę i bez ostrzeżenia zdjąłmu okulary z nosa.Przypatrzył się szkłom. Sir& To zwykłe szkło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Kto nie wiedział, gdzie jest, niespełniał wymogów członkostwa.Mark nie był członkiem, ale pomimo towszedł do środka.Odzwierny z błękitnąopaską na ramieniu nawet nie zajrzał na listęi nie zatrzymał go lawiną wymówek.KiedyMark powiedział, czego mu potrzeba,poważnie skinął głową.Odzwierny wziął od Marka płaszczi kapelusz i przekazał innemu.Przez szparęwe drzwiach garderoby Mark dojrzał rzędykapeluszy z błękitną kokardą.Wkraczał dosamej jaskini zbójców.W głębi, przy stołach, rozprawiali półgłosemliczni młodzi mężczyzni.Ponad połowa z nichmiała na ramionach błękitne opaski.Nierozlegały się wybuchy śmiechu ani wezwaniado zakładów, jak w innych podobnych lokalach.Klub Danielsa miał znacznie poważniejsząreputację.Tutaj zbierali się przyszliprzywódcy narodu, na których w przyszłościczekały miejsca w parlamencie i tytułyksiążęce.Odzwierny zaprowadził go do osobnegopomieszczenia, w którym znajdował sięsamotny mężczyzna.Nazwisko Mark słyszałwielokrotnie, ale było to ich pierwsze osobistespotkanie.Mężczyzna był nieomal w wiekuMarka; aż dziw, że ich ścieżki nie przecięły sięw Eton czy Oksfordzie.Mark zastanawiał się,gdzie w takim razie Jedidiah Pruwett odebrałwykształcenie.Jego oczy kryły się za oprawkami okularów,miał rzadką brodę i krótko przycięte włosy.Jedynym kolorowym akcentem jego ciemnegoubioru była błękitna opaska na ramieniu wykrochmalona i gładko rozprasowana.Niepodniósł wzroku, kiedy Mark wszedł cicho dośrodka, przystawił sobie krzesło i usiadł obok.Pruwett czytał Biblię, poprawiał okulary nanosie i wydawał się całkowicie nieświadomyjego obecności.Mark czekał.Pruwett przerzucił kartkę,podniósł wzrok i upuścił księgę na stół,rozlewając szklankę bezbarwnego płynu. Sir! zawołał i zerwał się z miejsca, prawiewywracając krzesło.Próbował jednocześniechwycić oparcie i ratować Biblię przedzalaniem, ale zaplątał się w nogawki i z całymkramem wylądował na podłodze.Mark podniósł Biblię i wyciągnął do niegorękę.Pruwett przyjął ramię z ciężkimwestchnieniem. To takie deprymujące wyznał, stającznowu na nogach. Nigdy bym sobie niewyobrażał, że tak pana powitam, sir.Zwyklenie jestem aż taki niezręczny, pod słowemhonoru.To dlatego, że tak mnie pan zaskoczył.Pruwett wciąż jeszcze nie wypuścił rękiMarka; potrząsał nią w górę i w dół jakszalony. Musi pan wiedzieć, jak bardzo go cenię.Zwieci pan dla mnie godnym przykładem.Zanim przeczytałem pana książkę& Zarumienił się. Byłem jak zgubiony.Założyłem GKC, żeby pomóc innym odnalezćdrogę tak, jak uczynił to pan ze mną.Mark poczuł się trochę niezręcznie. Dziękuję odparł.Pruwett wysupłał z kieszeni chustkęi rozłożył na zalanym stole. Czym więcej mogę panu służyć?Mark przybył tu prosić, żeby Pruwett raczejstarał się mniej mu przysłużyć.Ale ten unikałjego wzroku.Podszedł do drzwi i wezwałsłużbę.Podczas gdy służący wycierał stółi podłogę, między nimi trwała cisza. Czy myśli pan o aktywniejszymzaangażowaniu w sprawy GKC? Pruwettprzygryzł wargę. Będziemy zaszczyceni.Mimo swoich słów Pruwett wyglądał bardziejna zdenerwowanego niż zaszczyconego. %7ływię do pana wielki szacunek dodałi tym razem zabrzmiało to szczerze. Pochlebia mi pan.Nie spodziewałem się, żektoś wezmie sobie moje myśli do serca, niewspominając o tysiącu zwolenników.Jestemwdzięczny, ale to rzeczywiście niezręcznasytuacja GKC to nie całkiem moja bajka.Pruwett wyraznie się rozluznił. W takim razie tym bardziej cieszę sięz pańskiej towarzyskiej wizyty.Obiecujęniczego więcej nie wylewać, jeśli zgodzi siępan wypić ze mną drinka.Mark westchnął ciężko. Nie.Ciężko mi to mówić, bo wiem, że panma dobre intencje.Ale mówiąc, że to nie mojabajka, miałem na myśli, że pana praca mi sięnie podoba.Pruwett zbladł jak ściana.Mark czuł się tak,jakby kopnął szczeniaka, ale nie istniałprzyjemny sposób na to, co miał dopowiedzenia. GKC sugeruje, że kobiety są naszymiwrogami i powinniśmy ich unikać.Takastygmatyzacja nie prowadzi do niczegodobrego. Z całym szacunkiem, sir, nie w tym jest turzecz.Chodzi o poczucie braterstwa, o coś, copołączy mężczyzn dobrej woli. Ale ucieka się pan do niegodnych środków. Mark zmarszczył brwi. Nie rozumiem,dlaczego nie możecie po prostu być cnotliwibez tego całego klubu. Mężczyzni muszą mieć się czym zająć,inaczej znowu się zwrócą ku burdelom dlarozrywki. A to taka dobra rozrywka rozpowiadać, jakdługo się pozostaje w czystości? To nie jest rozrywka, ale kwestiastandardów odpowiedzialności. Pruwettpoprawił okulary. Bez tego szerzyłaby siętylko hipokryzja.Spotkania, tajne znaki,wszystko to jest potrzebne, żeby się nawzajemwspierali i pragnęli czystości zamiast upadku. Hę? rzucił tylko Mark.Coś zaniepokoiłogo w oczach Pruwetta. Proszę się rozejrzeć! Pruwett z każdąchwilą zyskiwał swadę. Ci, którzy zebrali siętutaj, wszyscy mają swoje sprawy.Ale proszępomyśleć o trzecich synach, chłopcach, którymnie brakuje niczego prócz celu w życiu.Donikąd nie zmierzają.Legitymują sięnazwiskiem i korzystają z marnychprzyjemności.Chciałem, żeby mieli coś doroboty.Zamilkł i dodał po chwili: Sam chciałem mieć coś do roboty. Chcesz mi powiedzieć, że założyłeś GKCz nudów?Pruwett otworzył szeroko oczy i nagle Markzrozumiał, co go dręczyło w jego spojrzeniu.Zwykle okulary powiększały wizualnie oczy,ale pomimo to jego oczy pozostałyniezmienione.Mark wyciągnął rękę i bez ostrzeżenia zdjąłmu okulary z nosa.Przypatrzył się szkłom. Sir& To zwykłe szkło [ Pobierz całość w formacie PDF ]