[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To jedyne słowo z ich języka, jakie znam.Znaczy elf.A dokładnie głowa , bo głowato dla nich symbol władzy, to ktoś lub coś, co się szanuje.Virma sięgnęła do swojej konwi, upiła łyk. Chocia\ Nihońcy nie tyle szanują elfów, ile panicznie się ich boją.Ale nie nienawidząnas, raczej uwa\ają, \e kami trzeba się słuchać i walić czołem o podłogę.Kiedyś twójojciec na morzu natknął się na d\onkę Nihongów.To musiała być jakaś pozostałość po ichdawnej flocie, statek, który był na morzu, gdy Shiwakyo zostało zatopione, i od tej porybłąkał się po oceanie.Aatwo było ich.podporządkować.Chocia\ była ich ponad setka, nielicząc kobiet i dzieci.Oni pływali z kobietami.Kiedy elfy weszły na ich pokład, padli natwarz i wyli: kami, kami.Twój ojciec zakazał im pływać na północ, w stronę Znie\nejRówniny.Wiedział, \e będą się bać.A jeśli kłamie? pomyślał Hengist.A jeśli zabił ich wszystkich, kobiety i dzieci? Nie! krzyknęła Virma. Nie wolno! Nie wolno ci tak myśleć! Nie chcemy zabijać.Nie chcemy więcej śmierci.Chcemy, \eby zniknęli po to, \eby nie umierali.Westchnęła. I \eby nie zabijali dodała.Patrzyła mu prosto w oczy.Było w nich dostojeństwo i jakiś.niedosię\ny majestat.Taki, jakiego bardzo pragnie się dosięgnąć. Powiedz mi, pani zaczął nagle, niespodziewanie dla samego siebie. Jak to jest uelfów? Czy teraz, kiedy przestanę cię traktować jak matkę.I zacznę nazywać siostrą.Czymam traktować cię jak siostrę? Jesteśmy ju\ blisko powiedział Tundu Embroja. To Farsitan.Co masz zamiar robić? Zabijać.Jonga odepchnęła się drągiem od dna, łódka zboczyła w stronę przybrze\nych zarośli.Dziewczyna wyskoczyła na ląd razem z workiem. Zaraz, a ja! Tundu przeraził się, gdy łódka, w której siedział, zaczęła odpływać odbrzegu.Wskoczył do wody, obryzgując wszystko dokoła. Ty bydlaku! Jestem cała w błocie krzyknęła cicho.Tłusty starzec nic nie odpowiedział.Powoli wygramolił się na brzeg i stanął na nim,dysząc i kapiąc.Wyglądał jak wielka, nieforemna, ociekająca wodą gąbka.Na szarym horyzoncie majaczyły mury miasta.Widać było wysoką wie\ę ze spiczastymdachem oraz zarys ogromnego posągu. Jak tam najlepiej wejść? zapytała Jonga. Za moich czasów najlepiej było przekraść się kanałem miejskim odpowiedział Tundu. Zdobywałem to miasto.Ale teraz, jak sądzę, lepiej dostać się przez główną bramę. Kawalarz.Tyle z ciebie po\ytku, \e zabawisz człowieka syknęła Jonga, poprawiającna sobie mokrą suknię. Mówię serio.Ruszyli przez zarośla.Zcie\ka wśród trzcin, prawdopodobnie rybacka, prowadziła prostopod bramy miasta.Robiło się coraz jaśniej.Ogromny Cesarz, górujący nad bramą, trzymałpalec przy ustach.A właściwie przy tym miejscu, gdzie miałby usta, gdyby miał twarz.Brama była ju\ otwarta, ale stało w niej dwóch stra\ników. I co teraz? spytała Jonga. śśś.Ani słowa odpowiedział generał.Podeszli do bramy.Stra\nicy oczywiście zastąpili im drogę.Tundu Embroja wykonałkilka dziwnych, niezbornych ruchów.Stra\nicy pokiwali głowami i przepuścili ich.Bezsłowa.Zaraz za bramą znalezli się na wielkim placu wśród baraków, straganów i bud.Naokołotrwały przygotowania do ubogiego jarmarku.Skrzypiały stoły, łomotały beczki, piały kogutyi r\ały konie.I chodaki stukały o bruk.Poza tym nic nie było słychać. Dlaczego oni nic. śśś. Tundu złapał Jongę za głowę i zatkał jej usta.Rozejrzał się.Obok była wielka,rzezbiona brama kamieniczna.Wciągnął Jongę do środka.Była zbyt zaskoczona, \eby cośpowiedzieć. W tym mieście wyszeptał szybko nikt nie mówi, chyba \e rękami.Farsitan znaczypo cezariańsku Cesarskie Miasto Niemych.Cesarz kazał im obciąć języki.Kiedy dziecko marok, obcinają mu język.Wtedy świętują.Nic nie mów, jeśli nie chcesz stracić języka.Nic niemó.I nagle sam przestał mówić.Nic nie mówił, tylko patrzył na plac.A potem cofnął się wgłąb bramy.Przez plac szło kilkunastu \ołnierzy.Jeden wlókł na postronku młodą kobietę, drugidziecko.Zarówno kobieta, jak i dziecko mieli wielką plamę zakrzepłej krwi wokół ust, któraupodobniała ich do klaunów.Najwyrazniej operację ucięcia czy te\ wyrwania językaprzeprowadzono niedawno.Zakrwawionym chłopcem na postronku był Aldu.Kobieta niosła zawieszoną na szyideseczkę z wyraznym napisem: śona zdrajcy i dezertera.Mogła być tylko \oną TunduEmbroi.Bardzo młodą \oną.Pragnący wykazać się patriotyzmem mieszkańcy Cesarskiego Miasta Niemych wygra\alibezgłośnie parze złoczyńców na postronku.Jedyny odgłos wydało kilka zgniłych jabłek, któretrafiły w dziecko.Jonga odwróciła się i w ostatniej chwili zdą\yła złapać generała za rękę.Za twardą,zesztywniałą pięść.Próbował się wyrwać. Nic nie zrobisz wyszeptała. Nie tutaj, nie teraz! Idzmy za nimi, ostro\nie.Po chwili dodała: Pomo\esz mi go zabić.Admirał Matsuhiro patrzył na ogromną, wielką tratwę, rozciągającą się a\ po horyzont.Członkowie załogi wszystkich jego statków w większości urodzili się ju\ na morzu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. To jedyne słowo z ich języka, jakie znam.Znaczy elf.A dokładnie głowa , bo głowato dla nich symbol władzy, to ktoś lub coś, co się szanuje.Virma sięgnęła do swojej konwi, upiła łyk. Chocia\ Nihońcy nie tyle szanują elfów, ile panicznie się ich boją.Ale nie nienawidząnas, raczej uwa\ają, \e kami trzeba się słuchać i walić czołem o podłogę.Kiedyś twójojciec na morzu natknął się na d\onkę Nihongów.To musiała być jakaś pozostałość po ichdawnej flocie, statek, który był na morzu, gdy Shiwakyo zostało zatopione, i od tej porybłąkał się po oceanie.Aatwo było ich.podporządkować.Chocia\ była ich ponad setka, nielicząc kobiet i dzieci.Oni pływali z kobietami.Kiedy elfy weszły na ich pokład, padli natwarz i wyli: kami, kami.Twój ojciec zakazał im pływać na północ, w stronę Znie\nejRówniny.Wiedział, \e będą się bać.A jeśli kłamie? pomyślał Hengist.A jeśli zabił ich wszystkich, kobiety i dzieci? Nie! krzyknęła Virma. Nie wolno! Nie wolno ci tak myśleć! Nie chcemy zabijać.Nie chcemy więcej śmierci.Chcemy, \eby zniknęli po to, \eby nie umierali.Westchnęła. I \eby nie zabijali dodała.Patrzyła mu prosto w oczy.Było w nich dostojeństwo i jakiś.niedosię\ny majestat.Taki, jakiego bardzo pragnie się dosięgnąć. Powiedz mi, pani zaczął nagle, niespodziewanie dla samego siebie. Jak to jest uelfów? Czy teraz, kiedy przestanę cię traktować jak matkę.I zacznę nazywać siostrą.Czymam traktować cię jak siostrę? Jesteśmy ju\ blisko powiedział Tundu Embroja. To Farsitan.Co masz zamiar robić? Zabijać.Jonga odepchnęła się drągiem od dna, łódka zboczyła w stronę przybrze\nych zarośli.Dziewczyna wyskoczyła na ląd razem z workiem. Zaraz, a ja! Tundu przeraził się, gdy łódka, w której siedział, zaczęła odpływać odbrzegu.Wskoczył do wody, obryzgując wszystko dokoła. Ty bydlaku! Jestem cała w błocie krzyknęła cicho.Tłusty starzec nic nie odpowiedział.Powoli wygramolił się na brzeg i stanął na nim,dysząc i kapiąc.Wyglądał jak wielka, nieforemna, ociekająca wodą gąbka.Na szarym horyzoncie majaczyły mury miasta.Widać było wysoką wie\ę ze spiczastymdachem oraz zarys ogromnego posągu. Jak tam najlepiej wejść? zapytała Jonga. Za moich czasów najlepiej było przekraść się kanałem miejskim odpowiedział Tundu. Zdobywałem to miasto.Ale teraz, jak sądzę, lepiej dostać się przez główną bramę. Kawalarz.Tyle z ciebie po\ytku, \e zabawisz człowieka syknęła Jonga, poprawiającna sobie mokrą suknię. Mówię serio.Ruszyli przez zarośla.Zcie\ka wśród trzcin, prawdopodobnie rybacka, prowadziła prostopod bramy miasta.Robiło się coraz jaśniej.Ogromny Cesarz, górujący nad bramą, trzymałpalec przy ustach.A właściwie przy tym miejscu, gdzie miałby usta, gdyby miał twarz.Brama była ju\ otwarta, ale stało w niej dwóch stra\ników. I co teraz? spytała Jonga. śśś.Ani słowa odpowiedział generał.Podeszli do bramy.Stra\nicy oczywiście zastąpili im drogę.Tundu Embroja wykonałkilka dziwnych, niezbornych ruchów.Stra\nicy pokiwali głowami i przepuścili ich.Bezsłowa.Zaraz za bramą znalezli się na wielkim placu wśród baraków, straganów i bud.Naokołotrwały przygotowania do ubogiego jarmarku.Skrzypiały stoły, łomotały beczki, piały kogutyi r\ały konie.I chodaki stukały o bruk.Poza tym nic nie było słychać. Dlaczego oni nic. śśś. Tundu złapał Jongę za głowę i zatkał jej usta.Rozejrzał się.Obok była wielka,rzezbiona brama kamieniczna.Wciągnął Jongę do środka.Była zbyt zaskoczona, \eby cośpowiedzieć. W tym mieście wyszeptał szybko nikt nie mówi, chyba \e rękami.Farsitan znaczypo cezariańsku Cesarskie Miasto Niemych.Cesarz kazał im obciąć języki.Kiedy dziecko marok, obcinają mu język.Wtedy świętują.Nic nie mów, jeśli nie chcesz stracić języka.Nic niemó.I nagle sam przestał mówić.Nic nie mówił, tylko patrzył na plac.A potem cofnął się wgłąb bramy.Przez plac szło kilkunastu \ołnierzy.Jeden wlókł na postronku młodą kobietę, drugidziecko.Zarówno kobieta, jak i dziecko mieli wielką plamę zakrzepłej krwi wokół ust, któraupodobniała ich do klaunów.Najwyrazniej operację ucięcia czy te\ wyrwania językaprzeprowadzono niedawno.Zakrwawionym chłopcem na postronku był Aldu.Kobieta niosła zawieszoną na szyideseczkę z wyraznym napisem: śona zdrajcy i dezertera.Mogła być tylko \oną TunduEmbroi.Bardzo młodą \oną.Pragnący wykazać się patriotyzmem mieszkańcy Cesarskiego Miasta Niemych wygra\alibezgłośnie parze złoczyńców na postronku.Jedyny odgłos wydało kilka zgniłych jabłek, któretrafiły w dziecko.Jonga odwróciła się i w ostatniej chwili zdą\yła złapać generała za rękę.Za twardą,zesztywniałą pięść.Próbował się wyrwać. Nic nie zrobisz wyszeptała. Nie tutaj, nie teraz! Idzmy za nimi, ostro\nie.Po chwili dodała: Pomo\esz mi go zabić.Admirał Matsuhiro patrzył na ogromną, wielką tratwę, rozciągającą się a\ po horyzont.Członkowie załogi wszystkich jego statków w większości urodzili się ju\ na morzu [ Pobierz całość w formacie PDF ]